wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział XXXI

Odłożyłam karteczkę i nadal przyglądałam się kwiatom. Wyglądały tak wspaniale i pięknie, że lekko się uśmiechnęłam. Nie codziennie dostaje się tego typu prezenty, na dodatek od kogoś anonimowego. Tyle że ja byłam pewna, iż nadawca to Lysander.
Odwróciłam się i podeszłam do okna, wpatrując w oddalony krajobraz.
Nic: Dziękuję, skarbie. Ta niespodzianka to najcudowniejsza rzecz, jaką w tej sytuacji mogłeś mi podarować. Wiem, że mnie kochasz, tak ja i ja cię. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak po prostu odszedłeś… - powiedziałam cicho, spuszczając głowę w dół.
Wyobraziłam sobie, że białowłosy nigdy nie wyjechał i nadal jesteśmy razem, mocno się kochając. Za chwilę odeszłam jednak stamtąd, uświadamiając sobie, że właśnie rozmawiałam z oknem. Popadam w jakąś paranoję, wyobrażam, że on mnie słyszy i także do mnie mówi. Absurd! A może jednak…?
Chyba powinnam pójść do psychologa… Zaraz, przecież już jestem tam zapisana. I to na dodatek jutro po lekcjach. Nie mam wyjścia, jak tylko zgodnie z ustaleniami udać się do poradni. Po pierwsze, będę miała ostry przypał, jeśli spotkanie zlekceważę, a po drugie wydaje mi się, że rozmowa ze specjalistą może mi pomóc. Potrzebuję rady, sposobu, bym przestała się zadręczać i smucić. Nie pozostaje mi nic innego, jak ułożyć życie od nowa. Kiedyś znajdę sobie wspaniałego mężczyznę, który będzie za mną szalał, kochał i nie widział świata poza nami. Chwila, co ja wygaduję? Człowiek ma tylko jedną połówkę, a ja takową znalazłam. Tyle, że równie szybko ją straciłam…
A jeśli ten wyjazd ma ukryte znaczenie? Może nasza relacja wcale nie była prawdziwą, szaleńczą miłością? A co, jeżeli to tylko młodzieńcze, chwilowe zauroczenie, które właśnie przemija? Nie wiem, nic nie wiem. Tak bardzo chciałabym, by okazało się to prawdą, żebym się pogodziła z naszym rozstaniem, abym po jakimś czasie zapomniała. Przecież nie chcę całego życia spędzić samotna jak palec. Muszę wziąć się w garść – to jedyna racjonalna rzecz, jaka mi pozostała.
Pokręciłam rozpaczliwie głową. Czułam, że moje serce rozpada się w drobny mak, z już i tak przebitego i złamanego. Dlaczego to zawsze mnie dotykają takie przykrości? Czemu nie mogę być po prostu szczęśliwa, spełniona, kochana? Od początku mojego istnienia ciągle tylko nowe zmartwienia, tragedie. Najlepiej byłoby, gdybym w ogóle się nie urodziła.
Jak tak myślę, powinnam mieć żal do Lysandra. Czy on musiał wtedy przyjść i zadzwonić po karetkę? Byłabym teraz tam, wysoko nad ziemią, wolną od wszystkich zmartwień, bez wiecznych problemów tego świata, a tak…
Dotknęłam delikatnie maków, wąchając cudowny zapach. Przypominał o starych sytuacjach, kiedy to jako mała dziewczynka chadzałam z babcią po lasach, łąkach. Zbierałam kwiatki do bukietu, a potem ucieszona podarowywałam go jej, za co zawsze czule targała mnie po małej główce. Nie raz mówiła, że jestem jej skarbem, najcudowniejszym dzieckiem pod słońcem, wiecznie uśmiechniętym, radosnym. Z czasem to się zmieniło, naturalnie po śmierci staruszki. Od tamtej pory nie zaznałam szczęścia do czasu zapoznania Lysandra. To on sprawił, że wreszcie zaczęłam z optymizmem patrzeć w przyszłość, nie rozdrapywać starych ran i cieszyć się każdym kolejnym dniem. A teraz, teraz wszystko wróciło do starego obiegu. Szare dni, płacz po nocach z tęsknoty, smutek, gorycz i rozpacz. Biorąc wszystkie te fakty pod uwagę, wysnuwam wniosek, że chyba warto jeszcze raz spróbować. Powieszenie się, połknięcie opakowania tabletek, skoczenie z dachu, zachlanie na śmierć? Do trzech razy sztuka, może mi się poszczęści i uda się za drugim? Już nikt mnie nie uratuje, nie powstrzyma, będę mogła umrzeć w spokoju, według własnej woli i pragnienia. Tylko, czy to dobra decyzja? Czy z powodu nieszczęśliwej miłości mam prawo się zabić? Wtedy, w łazience, gdy się pocięłam, odnalazł mnie białowłosy. Czy możliwe, że to jakiś znak? Może jest jeszcze na mnie za wcześnie, powinnam się podnieść i dać radę? Czy ktoś może mi pomóc w odnalezieniu odpowiedzi na te dręczące pytania? Błagam...

***
Siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach, zmęczona odpisywaniem na wiadomości. Mogłam nie wchodzić na Facebooka, domyślając się, że będę skazana na opowiadanie wszystkim po kolei, dlaczego mnie nie było. Najpierw Roza, potem Alexy, dodatkowo Armin, który musiał ze mną popisać, mimo opisania sytuacji przez bliźniaka. Viola, Iris i Kim, które zapytały się, co się dzieje. Wstyd się przyznać, ale wzruszyłam się. Świadomość, że mam takich cudownych przyjaciół, zupełnie rozklejała. Po wyjściu ze szpitala, nie przyszłam do szkoły dwa dni, a oni już zmartwieni i zaniepokojeni. Co do przyjaciół – jestem cholerną szczęściarą, czego nie mogę powiedzieć o szczęściu przy facetach, którzy zwyczajnie uciekają… Dobra, koniec użalania się nad sobą. Miałam być twarda, jutro idę do psychologa, mam nadzieję, że trochę pomoże. Samobójstwo… Byłabym kompletną kretynką, gdybym to zrobiła. Mam tyle argumentów, by się powstrzymać, a naprawdę chciałam się zabić. Wspaniali kumple, dobra opinia i ogólny szacunek to tylko nieliczne z nich. Co by było, gdyby kiedyś moja matka i ojciec dowiedzieli się, że odebrałam sobie życie? Czuliby satysfakcję, uważaliby mnie za słabą szmatę, która nie potrafi poradzić z problemami. Ich samoocena wzniosłaby się na wyżyny, że dzięki takiemu traktowaniu mnie, doprowadzili do tego, że wreszcie umarłam. A w przeciwnym razie, za kilka, kilkanaście lat mogłabym ich odnaleźć. Pojechać, pokazać, że jestem silna, zdeterminowana i osiągająca sukcesy, na przykład w pracy. Wtedy powiedziałabym im, co myślę o takich perfidnych ludziach. Wyrzuciłabym to, co od lat dręczyło moją duszę, poczułabym sięę fantastycznie. To byłby wspaniały odwet za wszystko, co mi do tej pory zrobili. Muszę zrobić wszystko, żeby dać radę, wytrzymać i nie poddać się. Może się uda?
A zbaczając z tego tematu, miałam dzisiaj wieczorem trochę pomyśleć. O tym, co stało się poprzedniego wieczoru. Włamanie, szklanka, otwarty balkon. Dobra, w takim razie należy rozpocząć burzę mózgów. A raczej mózgu.
Po zamknięciu drzwi na klucz, usiadłam na łóżku i przykryłam nogi kocem. Na kolana położyłam notes, a w rękę chwyciłam długopis, sama nie wiem po co. Podobno jestem kinetykiem, dlatego lepiej mi się myśli i koncentruje, kiedy jestem w ruchu, a obracanie czymś w ręku pewnie się zalicza.
Zacznijmy od wyliczenia możliwych sprawców. Nie, to nie ma sensu, przecież nie mam wrogów. Oprócz Amber, to fakt. Jednak wątpię, że byłaby zdolna do czegoś takiego. Kolejnej osoby właściwie nie ma. Niektórych uczniów znam dobrze i jesteśmy w przyjaznym kontakcie, a z pozostałą resztą ani się nie lubimy, ani nie nienawidzimy, takie neutralne stosunki. Dlatego szkołę należy raczej wykluczyć. Chwila, są jeszcze nauczyciele. Nie, nonsens, to największa głupota, o której pomyślałam. Nauczyciel włamywacz… A jeśli tak? Nie, stop! Jestem jakaś przewrażliwiona, skoro wymyślam tego typu głupoty.
Następny domysł: nieznajomy? Tu trudno się wysłowić, to może być każdy, kto mnie zna, kojarzy, pamięta.
Kate odpada, mimo że poznałam ją tylko powierzchownie, jestem pewna, że to nie ona. Zresztą, nie miałaby powodu. Tak jak moi przyjaciele, Lys także, w końcu wyjechał… Wyjechał, znowu to samo. Czy nie mogę tego nareszcie powiedzieć? Wcale nie wyjechał, tylko zakończył definitywnie nasz związek, zerwał. Tylko dlaczego napisał w liście, że mnie kocha i wysłał kwiaty? Zaraz, a jeśli… jeśli te kwiaty wcale nie były od niego…?

***
Leżałam na mięciutkim materacu, zamyślona. Sama nie wiem, o czym w takim skupieniu dumałam. Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się wspominać, marzyć, bujać w obłokach. Jakby coś się we mnie zmieniło, jak gdybym stała się sentymentalną dziewczyną. Może to te tabletki tak na mnie zadziałały? Chociaż nie, biorę je dopiero od przedczoraj. Trudno, to na pewno przez stres, który bez przerwy mnie męczył. Ciągłe zmartwienia, niekończące się problemy, nic dziwnego, że emocje mnie rozpierają.
Po paru minutach spokój został przerwany przez ciche stukanie do drzwi. Domyśliłam się, że to ciotka, która wróciła z pracy, na pewno chce porozmawiać.
Titi: Nicola, możemy porozmawiać?
Nic: Nie wydaje mi się, odejdź. – mruknęłam
Titi: Dzisiaj po pracy pojechałam, żeby coś sobie przemyśleć. – urwała – Wiem, że to co ci powiedziałam… mogło cię bardzo zranić i upokorzyć, przepraszam.
Spojrzałam na zegarek i ujrzałam godzinę – 20:58. Długo jej zajęły te refleksje, zważając na to, że z biura miała dzisiaj wyjść o siedemnastej.
Odwróciłam się na drugi bok, nic nie mówiąc. Brakowało mi siły, ażeby wdawać się teraz w bezsensowną dyskusję. Bolało, że według niej sprawa tak się prezentowała. I nawet, jeśli powiedziałam to wszystko pod wpływem zwykłego impulsy czy napadu złości, pewniakiem tak sądziła, nawet w małym stopniu. A tego znieść nie potrafiłam, zwyczajnie nie potrafiłam.
Titi: Skarbie, słyszysz?
Nic: Zostaw mnie. Nie będę teraz o tym rozmawiała.
Titi: Ale…
Nic: Odejdź. – powiedziałam twardo, wchodząc jej w słowo
Titi: A jutro? Pogadamy?
Nic: Nie wiem.
Usłyszałam ciche westchnienie i oddalające się kroki. Cóż innego mi pozostało, jak nie umyć się i położyć do łóżka? Przynajmniej tak będę mogła choć na chwilę, te kilka godzin, zapomnieć i odprężyć się. Jedyne wyjście na zostawienie wszelkich nieprzyjemności – zaśnięcie.

***
Budzik zadzwonił punktualnie o szóstej trzydzieści, ale wstałam kilkanaście minut później. Nie chciałam konfrontować się z Titi, wolałam zrobić to po południu, kiedy wróci z pracy, a ja od psychologa.
Zgodnie z codziennym planem dnia, zrobiłam poranną toaletę, uczesałam się. Tym razem postawiłam na dwa kucyki opadające łagodnie na ramiona, tak, jak u małej, słodkiej dziewczynki.
Uśmiechnęłam się do swojego lustrzanego odbicia, bo faktycznie przypominałam zadowolonego brzdąca. Brakowało mi tylko ogromnego, kolorowego lizaka, jakie to pokazują w telewizyjnych kreskówkach.
Żeby stonować nieco, założyłam zwykłe jeansy i czarną tunikę, dopełniając całość dyskretną biżuterią. Do tego lekki, delikatny makijaż i uznałam, że dzieło skończone. A właściwie - arcydzieło, bowiem według mnie prezentowałam się zjawiskowo.
Nic: Nie ma to, jak komplementowanie własnego wyglądu. - rzekłam do odbijającej się mnie, zaraz się rozpromieniając; Nie mogę pójść do szkoły w zupełnej rozsypce, bliska płaczu. Muszę zacisnąć zęby i przynajmniej udawać, że nic się nie stało.
Otworzyłam zamknięte dotąd drzwi i zeszłam na dół. Wokół było pusto, dlatego odetchnęłam z ulgą. Nie jestem pewna, czy miałabym siłę, by wysłuchiwać tłumaczeń ciotki.
Uchyliłam drzwi lodówki, zastanawiając się, co mam zjeść. Wyszło na to, że po dziesięciu minutach pałaszowałam jajecznicę z kiełbasą przygotowaną na maśle. Smaki dzieciństwa, można ująć w ten sposób. Po zmyciu naczyń, udałam się do korytarza. Zakładając buty, luknęłam na zegar wskazujący siódmą trzydzieści dwie. Miałam sporo czasu, ale lepiej było przyjść za wcześnie, niż za późno. Szczególnie, że pierwszą lekcją miała być geografia, a gdybym się spóźniła, nie byłoby kolorowo. Dlaczego? Nauczyciel stosuje kary fizyczne, w tym wypadku polegające na robieniu pompek. A że przez szpital zupełnie straciłbym. formę, nie zrobiłabym nawet pięciu, czym jeszcze bardziej podpadłabym geografowi.
Zarzuciłam torbę pełną podręczników na ramię i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Drogę do szkoły pokonałam żwawym krokiem. Dziwiłam się, ale po czasie spędzonym z dala od znajomych, dzień spędzony w budzie wcale nie wydawał się koszmarem. Chciałam wreszcie zobaczyć dziewczyny, chłopaków. Jeszcze w piątek, kiedy chciałam się zabić, gdy pocięłam się, byłam pewna, że już nigdy nie będzie mi dane zobaczyć się przyjaciół. Stało się inaczej i nim się obejrzałam, podbiegły do mnie Roza, Viola i Kim. Co dziwne, brakowało Iris.
Roz: Nicola! Nareszcie jesteś! - wrzasnęła, rzucając na mnie
Kiedy wszystkie już się uścisnęłyśmy, czarnowłosa zaczęła gadać.
Kim: Fantastycznie wyglądasz! Jak taka wyrośnięta lolitka!
"...What?..."
Roz: Dokładnie! Przypominasz dziecko-landrynę!
"...What the fuck?!"
Kim: Puci, puci! - chwyciła mnie za policzki, zaczynając je rozciągać w różne strony
Nic: Y! Czyy! Tańcie!
Kim: Co? - zapytała, pozostając w bezruchu
Nic: Powiedziałam, żebyście przestały. - uśmiechnęłam się; Od razu mnie rozśmieszyły, zresztą jak zwykle.
Viol: Jak się czujesz? – zapytała nieśmiało
Nic: A dziękuję, Violuś. Lepiej, dużo lepiej. – posłałam jej promienny i życzliwy uśmiech, którym próbowałam zatuszować prawdziwy humor i swój nienajlepszy stan ducha
Viol: To dobrze. Martwiłam się o ciebie.
Nic: Najważniejsze, że już w porządku. Jest fantastycznie, uwierzcie.
Źle się czułam, że okłamuję najlepsze przyjaciółki. One nie wiedziały, co się stało i z jakiego powodu cała akcja potoczyła się tak a nie inaczej, a jej finał mógł skończyć się tragicznie. Jedynie Rozalia była świadoma i informowana na bieżąco o kolejnych istotnych faktach. Tylko białowłosa znała wszystkie szczegóły rozpadu związku z Lysandrem i to, dlaczego ten zniknął. Uważałam, że Violetta, Kim i Iris również powinny wiedzieć. Jednak nie znalazłam w sobie siły, żeby opowiadać im o tym. Lepiej, żeby o niczym nie miały pojęcia, trapiłyby się moimi problemami, a to bez sensu.
Nic: Dziewczyny, bardzo was przepraszam, ale mam prośbę. Muszę pogadać z Rozą w cztery oczy, proszę, nie gniewajcie się. – poprosiłam
Kim: Dobra. I tak powinnyśmy iść pod salę, dzisiaj przygotowujemy salę z Violką.
Viol: Mam nadzieję, że dzisiaj coś namalujemy. Albo moglibyśmy pracować z modeliną, dawno tego nie robiłam.
Nic: Haha! To zapytaj się plastyczki, co trzeba przygotować i namów ją na to, chcesz.
Viol: Myślisz, że się uda?
Nic: Oczywiście, przecież wiesz, że jesteś ulubienicą nauczycielki.
Viol: Nie wiem… Ale zawsze warto spróbować…
Kim: Jeszcze tylko chwila. Nic, możesz nam powiedzieć, co z tobą i Lysandrem? Czy…
Mogłam się spodziewać takiego pytania, ale nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Przecież nie będę na środku dziedzińca opisywać tego, co się wydarzyło. Poza tym, jak już wspominałam, nie miałam tyle siły.
Nic: Nie, Kim, nie chcę zaczynać tego tematu, proszę. Zapewne wiesz, że się rozstaliśmy. Eh, co ja gadam… Każdy to wie, ale na razie… Nie jestem gotowa, by roztrząsać całą sprawę.
Kim: Jeśli tak wolisz, nie nalegam. Zostawimy was.
Nic: Dziękuję. – mruknęłam trochę smutno
Dziewczyny odeszły, a ja poczułam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że je ranię. Miały świadomość, że z Rozalią dogaduję się najlepiej z wszystkich i to jej powierzam największe sekrety, wyżalam się. Mimo to, nie nalegały, tak jak zawsze. „Obeszły się smakiem”, to chyba najtrafniejsze określenie.
Wzięłam to wszystko pod uwagę, ale nie przełamałam się. Szramy są zbyt świeże, żeby o nich rozmawiać. Z czasem zapomnę, odkocham się. Jeśli inni ludzie po stracie miłości dają radę wrócić do normalnego funkcjonowania, to ja też.
Nic: Możesz mi powiedzieć, dlaczego ani razu mi nie wspomniałaś, że do chłopaków przyjeżdża kuzynka?
Roz: Masz na myśli Cathrinę? Nie wiem, nie przyszło mi to do głowy. Poza tym, jakoś nie bardzo się dogadujemy. Ale czemu pytasz? I skąd wiesz, że ona mieszka z Leo?

Nic: Bo cała ta akcja w dużym stopniu wynikła z tej niewiedzy. – wycedziłam
Roz: Co?
Nic: To, że po ich gestach uznałam, że są razem. Znaczy Kate i Lysander. To dlatego później próbowałam się zabić. Słyszałam ich rozmowę i wywnioskowałam, że to jego nowa dziewczyna.
Roz: Słucham?! Czyli rozstaliście się przez taką głupotę?!
Nic: Dla kogo głupota, dla tego głupota. Rozalia, to naprawdę ważny fakt, a ja dowiedziałam się tym, że Cathrina to kuzynka Lysa dopiero wczoraj. Wiesz, co mogłoby się teraz z nami dziać? Gdyby nie to wszystko, pewnie teraz leżałabym w jego objęciach, oglądając jakiś dramat. Wyobrażasz to sobie?
Zamilkłyśmy, a ciszę przerywały jedynie donośnie krzyki i pogawędki przybyłych uczniów.
W pewnej chwili dał się słyszeć stłumiony szloch i nie musiałam się oglądać, kto płacze.
Roz: Jezu, Nicola, tak mi przykro… Gdybym się zastanowiła, domyśliłabym się jak to może się skończyć, ale ja, taka debilna kretynka nie mogłam użyć mózgu… - załkała, ciągnąc nosem
Zamiast ją przytulić i powiedzieć, że to nie przez nią, nadal stałam nieruchomo, patrząc ślepo w drzewo. Rozalia nie była winna, bo jak miała domyślić się, że tak sprawy się potoczą? To ja i Lys byliśmy zbyt zapatrzeni we własny honor, że żadne nie odważyło się przyjść do drugiego, przeprosić i pogodzić się. Pieprzona duma!
Z drugiej strony, gdybym tylko wiedziała o Kate, o tym, co łączy ją z białowłosym, w życiu nie zareagowałabym tak niemądrze i zupełnie nierozsądnie.
Dlaczego życie musi być tak skomplikowane i zagmatwane? Czy nie zasługuję na szczęście, na to, żeby zaznać choć chwili spokoju bez zmartwień?
Nic: Idę pod salę. Później się spotkamy, chyba powinnyśmy pomyśleć. – rzekłam oschle
Zawróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Emocje, które dusiłam w środku, w końcu wybuchły. Czułam żal, którego nie potrafiłam wyjaśnić. Kurde, za każdym razem, gdy pomyślę, co by było gdyby, dostaję szału. Uświadamiam sobie, że nie mogę tak po prostu wymazać naszych wspólnych chwili. Chyba nigdy nie zapomnę…

***
Zajęcia artystyczne, tak jak chciała Violetta, skupiły się na modelowaniu. Westchnęłam, ponieważ byłam beztalenciem, jeśli chodzi o prace plastyczne. Jednak nauczycielka nie zgodziła się, bym siedziała bezczynnie i zagoniła do „roboty”. Mieliśmy wykonać dowolny przedmiot, który siedział nam w głowie. Coś związane z przeszłością, ulubioną pamiątką, czymś, co ma znaczenie dla duszy.
Żaden pomysł nie przychodził do mojej głowy. Zupełna pustka. W połowie lekcji nadal nie zaczęłam, dlatego z nudów chwyciłam plastelinę i ulepiłam kulkę. Potem, zupełnie bezwiednie, w palcach rozkręciłam modelinę, kształtując ją. Nim zorientowałam się, przede mną na ławce stał skończony, dopracowany w każdym szczególe, zwierzaczek.
Naucz: Och, Nicola! Jaki wspaniały królik! – zachwyciła się kobieta, biegnąc w stronę ławki
Zerknęłam na swoją pracę i zastanowiłam się – skąd w mojej głowie taki pomysł?

***
Po kolejnych dwóch lekcjach skierowałam się w stronę sali gimnastycznej. Teraz w-f, ale nie ćwiczę – tygodniowe zwolnienie lekarskie… Dziewczyny poszły na obiad, a przynajmniej Rozalia z Violą. Kim ma coś dużo ważniejszego do roboty, a mowa tu konkretnie o flirtowaniu ze swoim chłopakiem. Wspominałam już, że chodzi z gościem z sąsiedniej klasy? Sama go jeszcze nie znam, bo dziewczyna nie przedstawiła go nikomu. Pewnie wolała się jeszcze nie ujawniać. Na marne, bo wszyscy wokół dostrzegali, jak na każdych przerwach razem gadają, wpatrują w siebie jak w największy skarb. Co tu dużo mówić – miłość…
Postanowiłam od razu przejść do szatni, gdyż hałas, jaki panował dookoła był nie do zniesienia. Wyjęłam telefon, odczytując po drodze sms-a, którego dostałam. Titi przepraszająca za wczorajszy ranek, mogłam się spodziewać. Westchnęłam, chowając komórkę z powrotem do kieszeni. Chciałam, żeby tamta akcja w ogóle nie miała miejsca, wtedy nie musiałabym męczyć się tym, co odpowiedzieć, czy odpuścić, czy nie darować tamtych słów. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, więc w końcu i tak trzeba będzie wyjaśnić, posłuchać.
Wchodząc do pomieszczenia, usłyszałam szmer, nucenie. Uznałam, że ktoś jest w środku. I gdybym wiedziała, kto, nie zdecydowałabym się na to, by tu przychodzić.
Amb: Co ty tutaj robisz?! – wydarła się blondynka, spostrzegając mnie w wejściu
Nic: Jakbyś nie widziała, geniuszko, właśnie stoję.
Amb: Won stąd!
Nic: Chyba w twoich snach. – prychnęłam – Za to nie pogardzę, jeśli ty się wyniesiesz.
Amb: Wstrętna krowa… - warknęła
Nic: Skretyniała kretynka. – odrzekłam ze złośliwym uśmieszkiem
Co mną kierowało, żeby być tak wredną? Najprawdopodobniej fakt, że ta dziewczyna zamieniła moje życie w istny koszmar. W dodatku chciała wpakować mnie do pudła, bez skrupułów kłamiąc i fałszując zeznania. Do tego pobiła mnie. Czyż to nie wystarczająco wiele argumentów?
Amb: Jesteś żałosna. Udajesz pyskatą i odważną, a jak przychodzi co do czego, to nawet obronić się nie możesz.
Nic: Słucham?
Amb: Pozwoliłaś się zatłuc, wylądowałaś w szpitalu. To jednoznacznie świadczy o tym, że jesteś słaba. A teraz próbujesz sprawić wrażenie wytrzymałej. Jak na ciebie patrzę, to aż mi się szkoda robi.
Nic: Byłyście we trzy, dobrze o tym wiesz. A tak zmieniając temat, przyszedł do mnie list kilka dni temu. Za tydzień masz rozprawę, pamiętasz? Zostałam powołana na świadka i jednego możesz być pewna. Opowiem wszystko, powtarzam wszystko, co mi zrobiłaś. Jakich głupot nagadałaś Lysowi, żeby nas zniszczyć. Jak pobiłaś, zachowywałaś się w stosunku do mnie. Niczego ci nie przepuszczę, obiecuję. Świadomość, że wylądujesz tam, gdzie być powinnaś, codziennie poprawia mi humor. Niech cię zamkną w poprawczaku i dowalą jeszcze wyrok za oskarżenie Kasa o gwałt. – syknęłam
Po tym, co powiedziałam, poczułam się o niebo lepiej. Wreszcie wyrzuciłam sobie wszelkie rozterki i zmartwienia z nią związane. Niech wie, że się nie poddam i będę walczyć o to, by dostała zasłużoną karę.
Amb: Co? Skąd ty to wiesz?!
Nic: Serio myślisz, że ci powiem? Mylisz się i to bardzo. Ostatnia rzecz, którą chcę ci powiedzieć. Na wszelki wypadek, gdybyś znowu coś odwaliła, wezmę ze sobą nagranie ze szpitala, kiedy rozmawiasz z tymi dwoma. – rzekłam, a widząc jej minę i chęć rzucenia się na mnie i rozszarpania, dodałam – Wiedz, że od dawna wasza rozmowa jest przegrana na mój komputer, zrobiłam to od razu. Nie uda ci się zniszczyć tego dowodu, uwierz mi.
Amb: Zobaczysz, że oczyszczą mnie z zarzutów. Zdziwisz się, jak dobrą jestem aktorką.
Nic: Gadaj co chcesz, ja wiem swoje.
Amb: Wiesz, co? Też mam ci coś do zakomunikowania. Wahałam się do tej pory, ale po tym, co tu odstawiłaś, bądź pewna – zmieszam cię z błotem. I to w kolejnych paru dniach. Wszystko jest gotowe, niedługo staniesz się największym pośmiewiskiem szkoły. Pomyślałam sobie, że jak już knuję i intryguję, to polecę na całość. Nawet, jeśli nie uda mi się obronić i mnie skażą, to będę usatysfakcjonowana, że udało mi się pogrążyć cię – mojego największego wroga.
W tym momencie usłyszałyśmy dzwonek zwiastujący początek lekcji, ale zupełnie zignorowałyśmy ten fakt.
Nic: Spróbuj cokolwiek zrobić, a pożałujesz. Kolejnego razu ci nie odpuszczę i odpowiesz za to.
Drzwi szatni otworzyły się, a w nich stanęły wszystkie dziewczyny z klasy: Kim, Viola, Klementyna, Melania, Li, Charlotte, Peggy. Stałam oko w oko z Amber, obie miałyśmy wściekłość wymalowaną na twarzach. Żebyśmy się na siebie nie rzuciły, dwie z przybyłych odsunęły nas w przeciwne strony. Tak, to był zdecydowanie dobry ruch, bo jeszcze chwila, a nie wytrzymałabym.
Kim: Co się stało?
Nic: Pierdzieliła coś o jakichś głupotach. W sumie, jak zwykle.
Kiedy wszystkie już się ubrały, wyszły na salę. Oczywiście Księżniczka potrzebowała jeszcze czasu na umalowanie się, nie wiadomo, po co. Jako niećwicząca, musiałam poczekać, aż ta wyjdzie i zamknąć kluczem pomieszczenie.
Nic: Pospieszyłabyś się, nie mam zamiaru tu siedzieć do czasu, aż jaśnie pani nie skończy.
Amb: Stul pysk. – powiedziała, kończąc i kierując się w stronę swojej torby
Nic: Wiesz, jak patrzę na ludzi takich jak ty, to staję się zwolenniczką aborcji.
Amb: Mądre, bardzo mądre. Co tu dużo mówić, po prostu twój poziom. – mruknęła złośliwie, wychodząc
Kiedy ustawiłam się w dwuszeregu za Melanią, nauczycielka rozpoczęła zbiórkę. Dopiero zauważyłam, że na drugiej połowie sali ćwiczą chłopacy.
Klementyna musiała złożyć raport, przez co zmarnowaliśmy dziesięć minut lekcji, gdyż dziewczyna jąkała się, nie wiedząc, co powiedzieć.
Załamana kobieta pokręciła głową, po czym zebrała zwolnienia od niećwiczących, czyli ściślej mówiąc ode mnie, cała reszta ćwiczyła.
Amb: Proszę panią, chcę coś powiedzieć. Nie mogę dzisiaj dużo ćwiczyć, żeby nie przemęczyć się. – rzekła blondynka
Naucz: Ach, tak? Dlaczego?
Swoją następną wypowiedź podkreśliła głośnym, wyraźnym głosem.
Amb: Mam TE dni. Mogę źle się poczuć. – mówiąc to, podniosła głowę, uśmiechając się dumnie
Jeny, jakby miała się czym chwalić...
Rozdrażnienie po idiotycznym wyznaniu, w rozbawienie zamienił jeden z chłopaków, przysłuchujący się.
…: Ha, ha, ha! Durna Amber cieczkę ma! – wykrzyknął
Na całej sali zapanowała cisza, jak makiem zasiał. Tylko na chwilę, ponieważ zaraz wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Li i Charlotte odwróciły się, również chichocząc. I nawet, jeśli wuefista chłopców ukarał gostka uwagą, widziałam, że sam także się uśmiechnął. Amber prawie gotowała się ze złości, zrobiła się cała czerwona na twarzy. Wybiegła z ogromnego pomieszczenia prosto do szatni, trzaskając drzwiami. Na pewno nie chciała słuchać tego, jak wszyscy się z niej leją, a sama pogrążyła się.

***
Wracając ze szkoły, zastanawiałam się nad słowami siostry Nataniela. Gdy wychodziłam z szatni, po raz kolejny powiedziała mi, że wprowadzi w życie swój plan, jak to ujęła. Nie byłam pewna, czy mówi poważnie, czy blefuje. A jeśli wcale nie kłamie? Co wymyśliła? Czy rzeczywiście to coś, co ewentualnie przygotowała, byłoby w stanie sprowadzić mnie na dno?
Te pytania przyprawiały mnie o zawrót głowy. Teraz wiem, że ta dziewczyna nie ma oporów przed niczym, zrobi wszystko, dążąc do celu. Lecz czy zrobiłaby coś podłego i niedozwolonego nie zważając na to, że jej wyrok będzie wtedy wyższy? Nie, na pewno nie. Wszystko mogę o niej powiedzieć, ale nie to, że jest na tyle niemądra, by bardziej się wkopać, i to w dodatku świadomie.
Podreptałam na przystanek, czekając na autobus, który miał mnie dowieść do siedziby psychologa. Jestem umówiona na piętnastą dziesięć, więc zostało pół godziny, powinnam zdążyć.

***
Przyciągnęłam się do domu po godzinie spędzonej na rozmowie. Wyrwałam się wcześniej, zmyślając wizytę u lekarza. Dlaczego? Wbrew moim przypuszczeniom, niewiele to pomogło. Kobieta mówiła o tym, czego sama miałam świadomość. Poradziła, bym spróbowała pogodzić się, zapomnieć, pozbyć się rzeczy związanych z nami. Powtarzała, że to może zająć sporo czasu, ale w końcu się uda i wyleczę swoje serce. Wiedziałam to wszystko doskonale, ale nie potrafiłam zebrać się, wykasować naszych zdjęć i… Właściwie to tyle. Nie posiadałam innych pamiątek, czegoś, co by mi go przypominało. Zostały tylko fotki, lecz coś powstrzymywało mnie przez usunięciem. Każdego wieczoru mogłam wpatrywać się w nie, szlochając przy tym cicho. Oglądałam, wspominając pierwszy wspólny wieczór na polanie, wypad do teatru. Uśmiechnęłam się do siebie, mimo zepsutego humoru. Ta wizyta u psycholożki była pierwszą, ale i ostatnią. Obiecałam sobie, dziewczynom, Kastielowi, że więcej się nie potnę, że nie poddam się, nie wymięknę. Już raz popełniłam ogromny błąd, przez który straciłam najbliższą mi osobę, nie chcę przeżywać tego kolejny raz.
Titi: Nicola? To ty?
Zorientowałam się, że jest na górze. No tak, zapomniałam o cioci…
Nic: Taaa, ja. – mruknęłam
Titi: Poczekaj, już do ciebie schodzę!
Usłyszałam, że zbiega po schodach, by zaraz zmaterializować się przed moimi oczami.
Titi: Posłuchaj…
Nic: Dobra, w porządku. Wybaczam, nie musisz nic mówić. Nie chcę znowu się zagłębiać w tą sprawę. Już i tak psycholożka wystarczająco mnie zdołowała.
Titi: Och, Nic… - szepnęła, podchodząc i przytulając mnie – Dziękuję. I przepraszam, nie wiem, co mnie napadło.
Nic: Titi, tak bardzo chcę, żeby było tak zawsze… Chciałabym móc na ciebie liczyć i nie kłócić się, jesteś dla mnie jak matka… - powiedziałam cicho w jej ramię
Titi: Nie mogłam patrzeć, co oni z tobą wyprawiali. Zawsze traktowałam cię jak córkę i czuję się twoją mamą, kocham cię.
Stałyśmy tak jeszcze moment. Czułam się szczęśliwa i byłam niemal pewna, że ona także. Sądziłam, że ta rozmowa będzie straszniejsza, krzyki, obelgi, wyrzuty. Nic z tego się nie sprawdziło i chyba tylko dzięki temu, że ominęłam cały temat.
Titi: Tak strasznie mi przykro… Nie chciałam tego powiedzieć…
Nic: Co się stało, to się nie odstanie. Zresztą, o czym my tu gadamy? Lepiej powiedz, co mi na kolację zrobiłaś?
Oderwałyśmy się od siebie, śmiejąc. Kobieta poszła do kuchni, dlatego uznałam, że ma zamiar zrobić jedzenie.
Weszłam na górę i rozpakowałam torbę. Wyjęłam książki i przejrzałam zadane na jutro prace domowe. Nie było tego dużo, ale i tak rozwiązywanie zadań zajmie mi ponad godzinę.
Chciałam zabrać się za biologię, ale nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Wyjęłam komórkę z kieszeni, spoglądając na godzinę, czyli 16:26. Wracając, na ekranie widniało: „Rozalia dzwoni”. Nie czekając długo, odebrałam.
Nic: No hej. Co chci…
Roz: Ubieraj się i wychodź z domu, natychmiast.
Nic: Co?
Roz: Nie gadaj tyle, tylko wyłaź. Dochodzę do ciebie, będę za trzy minuty, ale musimy się spieszyć. Czekaj na mnie pod bramką. A teraz zakładaj buty i to migiem!
Nim zdążyłam zapytać, co się stało, połączenie zostało zakończone. Odchyliłam telefon od ucha, parząc głupio na niego. Nie rozumiałam z jej słów niczego. Dlaczego miałam wyjść?
Postanowiłam nie narażać się Rozalii i wyjść, nawet jeśli to nic ważnego. Wyczułam, że jest zdenerwowana, ale uważałam, że to jakaś błahostka – białowłosa z natury była nerwowa. Jednak zgodnie z tym, co nakazała, zeszłam na dół. Ubierając się, krzyknęłam do ciotki:
Nic: Titi! Muszę na chwilę wyjść, zaraz wracam!
Titi: Dobrze. Tylko szybko, bo pyzy zaraz się ugotują!
Nic: Pyzy? Tak szybko zrobiłaś?
Titi: No, nie zrobiłam. Raczej kupiłam zamrożone i odgrzewam. – zaśmiała się
Nic: Okej. Na razie!
Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Zauważyłam zmierzającą ku mnie szybkim krokiem Rozalię. Zdenerwowaną, rozdrażnioną – to było widać z daleka. Podeszłam do bramki, a gdy ta stanęła przede mną, zaczęłam:
Nic: O co chodzi?
Nic nie mówiąc, podniosła do góry rękę. Dopiero teraz zorientowałam się, że coś w niej trzyma. Kiedy ujrzałam to, co mi pokazuje… Zagotowało się we mnie. Poczułam nieopisywalnie wielką złość, gniew, wzburzenie i furię. Wiedziałam, że jeśli ta jebana blondyna wpadnie w moje ręce, nie będzie z nią dobrze i nie przeżyje więcej, niż minuty.

_____________________________________________________________________
Starałam się, żeby nie było błędów, nie jestem pewna, czy nic nie przegapiłam.
Pod liczbą wyświetleń dodałam "Postęp w pisaniu rozdziału". Od teraz na bieżąco będę aktualizować tę informację, żebyście wiedziały, co i jak z nextami. Chyba dobry pomysł, nie? 
+ Zrobiłam ankietę. Mam nadzieję, że spojrzycie i oddacie głos. Chcę być pewna w tej kwestii.

I ostatnie: KONKURS!
Co Rozalia przyniosła Nicoli? Jeśli ktoś ma pomysły, można wymieniać po kilka propozycji. Jeżeli któraś z osób odgadnie, dostanie prezencik w następnym rozdziale oraz dedykację w części 33. To trochę trudne do wytypowania, ale może akurat się uda? 

20 komentarzy:

  1. Zdjątko zrobione w photoshopie? ^-^ Albo zdjątko ogólnie jakieś!!!
    + cudowny rozdzialik :(

    OdpowiedzUsuń
  2. *zdjęcie
    *gazetkę szkolną w której jest opisana jej miłość do lysa
    * gazetkę w której jest opisana jej wizyta u psychologa
    *zdjęcie na którym całuje się z lysem
    * albo połączone zd jak całuje się z kilkoma chłopakami naraz
    * powoli zaczynają mi się kończyć pomysły ..
    * zdjęcie jak siedzi w toalecie ( serio co mi po głowie chodzi o.O )
    Dobra wystarczy :D
    Rozdział ZAJEFAJNISTY :** / Karola ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Test ciążowy, że niby Nicola jesze bardziej zdradziła Lysa, czyli że jest w ciąży

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja myślę że to. Jakaś fotka z przeszlosci nikoli ktora stawia ją w nieciekawym świetle a tak pozatym rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny, a błędów nie widzę ;) Wydaje mi się, że to może być jakiś sfałszowany artykuł o tym, że Nic zrobiła aborcję, albo coś z tym związane (wiem, mam baaaardzo dziwne pomysły xD)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :D
    A co do tego co o było, to nie mam pojęcia ;/
    Czekam więc na kolejny rozdział, aby się przekonać co to :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahh, Shit... Miałam w głowie taką małą wypowiedź Ann, która teraz bardzo przypomina wypowiedź Nikoli ( jak patrzy na Amber to staje się zwolenniczką aborcji) tylko, że u mnie to wyglądałoby mniej więcej tak:
    - Jaka koleżanka? Jak na nią patrzę to jestem za aborcją - prychnęłam do chłopaków.
    Dobra, dosyć o Ann.
    Rozdział jest cudowny :D
    Co do intrygi Amber:
    Hm, co to może być? Mam pomysł, iż to są zdjęcia, na których Nic tnie się. Albo też przerobione zdjęcie, na którym Nicka z kimś ,,ten teges" powinnaś wiedzieć o co mi chodzi xD
    Pozdrawiam \m/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny. Naprawdę.

    A co do tego, co Roza przyniosła...
    Wolisz nie wiedzieć, co mi pierwsze przyszło do głowy xD
    A więc co to było...jakieś zdjęcia z przeszłości Nic, test ciążowy, zdjęcia Lysa, jak całuje się z jakąś dziewczyną, jej zdjęcia, jak całuje się z shonem? No w dupe! Nie wiem! Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  9. Uuuu nie było Irys i Roza wściekła.... Podkreśliła, że ma TE dni... Hmmmm.....
    Pewnie niesie pozytywny test ciążowy, Irys! *Ba ba bammmmmm*

    Wiem, że mam zjebane pomysły, ale daj marzyć ;-;
    Rozdział świetny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, no. Na razie nikt nie zgadł, chociaż większość jest na dobrym tropie, mówiąc o zdjęciu. Po części to prawda, ale tylko po części. Zresztą, przekonacie się w następnym rozdziale :D

      Usuń
  10. Zdjęcie Kastiela i Nic podczas tego ten.... :)
    Lys zdradzający Nic?
    Zdiątko Nicol w klubie razem z Jackob'em?
    Nie wiem!
    Rozdział cudo.
    Czekam na nexta :)
    ~Alice~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lysio zdradzający Nicolę, nawet nie mogę sobie tego wyobrazić :'( Jezusie, jak ja się do niego przywiązałam -.-
      Zdjęcie Nic z Jacobem to faktycznie dobry pomysł, mogłam na o wpaść :D
      Niestety, początek rozdziału już mam, dlatego nie mogę zmienić.
      A czym faktycznie jest to, co przyniosła Rozalia, dowiecie się po wstawieniu ;)

      Usuń
  11. Rozdział świetny. :3
    Co do tego co przyniosła Rozalia.. nie pamiętam jak to było i na co nagrywały jej rozmowę w szpitalu.. zepsuty telefon, albo dyktafon?

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejo ;3

    Przeczytałam kilka rozdziałów i muszę powiedzieć, że fajnie piszesz ;)
    Blog wyświetlał mi się w statystykach, to zajrzałam i patrzę - Ty ;o

    Życzę więc weny i dalszych ciekawych pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pisaniu, do Ciebie i do Twojego talentu bardzo dużo mi brakuje. Jesteś osobą, którą naprawdę podziwiam za Twe blogi, styl i emocje, które wzbudzasz, gdy za każdym razem czytam to, co napisałaś. Dlatego ogromnie się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam Twój komentarz. Dziękuję, że napisałaś, co myślisz, że w ogóle tu zajrzałaś. I nie będę przesadzać, jeśli stwierdzę, że ta wizyta to dla mnie zaszczyt. :D

      Usuń
    2. Eee tam, bez przesady XDD

      Kiedyś postaram się przeczytać całego.
      Bo ładne masz te zdania. Serio, zdania. Są rozwinięte, a nie tak jak na większości blogów, żeby tylko przekazać treść jak najmniejszym kosztem.

      PS Jakie czadowe te rybki na dole, zakochałam się (*__*)

      Usuń
    3. Jeśli będziesz chciała, to zapraszam :)
      Staram się pisać składnie i nieco opisowo, ale muszę przyznać, że z perspektywy czasu niektóre rozdziały są okropne i nieudane, ubolewam, że napisałam tak, a nie inaczej.
      Tak, ja też kocham te rybki xD

      Usuń
    4. Kiedy patrzę na moje rozdziały też tak mam (X_X).
      W takim razie obie pracujmy, a kiedyś na pewno będzie perfekt :D

      Usuń
    5. Zgadzam sie, że obie pracujemy, ale u Ciebie już jest perfekt, bez dwóch zdań :D

      Usuń
    6. Oj, nie słodź, bo ostatnio deszcz i jeszcze się rozpłynę XD
      W końcu się muszę wziąć za poprawianie błędów.
      Jeśli Cię to tak rozstraja jak mnie, to życzę cierpliwości :D

      Usuń