piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział XXVI

Trochę za długi mi wyszedł, ale nie mogłam skrócić, bo po prostu musiałam to zrobić! ;)

Wróciłyśmy do domu po siedemnastej. Od razu zabrałyśmy się za przygotowania. Wbiegłyśmy na górę i przeszukałyśmy pokoje. Ja z Rozą mój, a reszta cioci. Musiałyśmy mieć wszystko, co tylko było możliwe, by wyglądać świetnie. Dlatego postanowiłyśmy pożyczyć kosmetyki i lokówkę również od Titi. Oczywiście bez jej wiedzy, ale to szczegół. Przecież nic nie zrobimy, potem odłożymy te rzeczy na miejsce, nie ma problemu. Gdy u mnie było już pusto, zeszłyśmy z białowłosą na dół. Zaraz po nas, przyszły także trzy pozostałe dziewczyny, obładowane, że tak powiem, po brzegi, najróżniejszymi przyborami. Najpierw ja, Roza, Kim i Viola zajęłyśmy się Iris. Dzięki temu, że pracowałyśmy żwawo, uwinęłyśmy się z nią w dwadzieścia minut. Z pomocą fioletowłosej zrobiłam jej makijaż, czyli brokatowy, delikatny beżowy cień na powieki wydłużająca maskara, puder, róż. Usta pomalowałyśmy jej połyskującym różowym błyszczykiem. Roza i Kim zdecydowały się na zrobienie pospolitego kłosa na boku, ale wyglądało to wystrzałowo.
Potem nadszedł czas na Violę. Dla niej także błyszczący, ale srebrny cień, tusz, podkład, puder, natomiast usta pociągnęłyśmy jej bezbarwnym błyszczykiem, by wszystko do siebie pasowało. Fryzura, czyli kok lekko przesunięty w lewą stronę, z którego wystawały pojedyncze kosmyki fioletowych pasm.
Z Kim było podobnie, jak z jej poprzedniczkami, tyle że zamiast srebrnych czy beżowych kolorów, u niej dominował szary. A wargi postanowiłyśmy podkreślić bordową szminką. Z włosami nie dało się za wiele czarować, bo ma krótkie kudły, więc zwyczajnie je ułożyłyśmy i to wszystko.
Rozalia zażyczyła sobie jedynie zakręcenie włosów i podpięcie ich trochę z tyłu, by opadały jej swobodnie na ramiona, więc tak też zrobiłyśmy. Do jej różowej sukienki pasował bardziej wyrazisty makijaż. Dlatego też, użyłam żywego, różowego eyelinera i zrobiłam nim grubą kreskę nad okiem. Potem pomalowałam powieki w coraz to jaśniejszych odcieniach różu. Dużo czarnego tuszu, wypudrowanie policzków. I soczyście różowa szminka. Idealnie. Dziewczyny popatrzyły z ogromnym podziwem na moje dzieło, bo faktycznie Rozalia wyglądała perfekcyjnie. Kiedy tylko przejrzała się w lustrze i z radością pochwaliła to, co zrobiłam, kazała siadać teraz mi.
Skakały nade mną, szczerze mówiąc, najdłużej z nas wszystkich. Byłam strasznie ciekawa, co ze mną zrobiły. Cały czas jęczałam i piszczałam, kiedy kończą, że chcę zobaczyć, jak to wygląda. A one za każdym kolejnym razem ochrzaniały mnie i nie pozwalały się przejrzeć. Ale na szczęście była to końcówka i po chwili, jak to powiedziały, byłam gotowa. Podeszła powoli do dużego lustra na korytarzu, by dokładniej się sobie przyjrzeć. Efekt? Zupełnie się nie poznałam. Przede mną, w lustrzanym odbiciu, stała piękna, wysoka, szczupła dziewczyna. Kocie oko, reszta powiek w odcieniach ciemnego granatu. Czerwona, żywa, niemal rażąca w oczy czerwień na ustach… Nie wierzyłam, że ja to ja. 

Fryzura Nicoli

Stałam tak przed tym lustrem jak zaczarowana do czasu, kiedy usłyszałam głos Violi.
Viol: Nic, załóż jeszcze sukienkę, co? – poprosiła cicho
Spojrzałam na nią z uśmiechem.
Nic: Oczywiście Violuś. – odparłam promiennie – Słuchaj, ko mi to – wskazałam na swoją twarz – zrobił? – chciałam dowiedzieć się, kto z mojej twarzy zrobił dosłownie dzieło sztuki
Popatrzyła na mnie zakłopotana.
Viol: Myślałam, że ci się spodoba… - rzekła cichutko – Ale mogę poprawić, jeśli popełniłam jakiś błąd… - wydukała
Zerknęłam na nią z rozbawieniem. Najwidoczniej myślała, że nie pasuje mi mój wygląd. Głupiutka…
Nic: No coś ty, Violcia. Bardzo mi się podoba! – przytuliłam ją mocno – Dziękuję! – roześmiałam się, a ona mi zawtórowała
Viol: Cieszę się.
Nic: Dobra, to chodź, musimy się już ubierać, bo za pół godziny powinnyśmy wychodzić.
Weszłyśmy do salonu, a w nim przebierały się wszystkie trzy dziewczyny.
Nic: Ejejej! Co tu się wyrabia? Na striptiz to my dopiero pójdziemy! – zaśmiałam się
Kim: Bardzo śmieszne, wiesz? Tobie też radzę się ubierać, bo się spóźnisz na własny prezent urodzinowy.
Nic: Wiem, właśnie przyszłam po sukienkę. – chwyciłam torbę z moim ubraniem i poszłam do łazienki
Po ubraniu się, przejrzałam się jeszcze w lustrze nad szafką i stwierdziłam, że wyglądam cudownie, wręcz zjawiskowo. Dziewczyny naprawdę bardzo się postarały, a efekt ich pracy był powalający. Uśmiechnęłam się do siebie i wyobraziłam sobie stojącego przy mnie Lysa w garniturze, takiego eleganckiego, zadowolonego. Pięknie byśmy się prezentowali…
Otworzyłam drzwi i przeszłam do salonu. Wszystkie cztery już się ubrały, a wyglądały równie fantastycznie, co i ja. Nie ma to jak chwalić się przed samą sobą, ale cóż…
Ir: Nic… Świetnie! Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ta sukienka będzie doskonale na tobie leżała! – uradowała się
Nic: Dzięki, Iris. Wy też wyglądacie przecudownie. – uśmiechnęłam się
Roz: Tylko nie zapomnij, że to ja ci ją wybrałam. – podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno
Kim: Ej! A my to co?! – oburzyła się
Machnęłam ręka, by dołączyły. Po chwili podeszły do nas dwóch i objęłyśmy się razem.
Nic: Kocham was, dziewczyny. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych przyjaciółek, jesteście idealne. – zamknęłam oczy
Viol: My też cię kochamy, Nic. Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, nawet w najtrudniejszych chwilach, prawda? – odparła
Nic: Wiem, wiem. I dziękuję. - szepnęłam
Wzruszyłam się. To prawda, że nie miałam szczęścia do facetów, ale dziewczynom nie mogłam nic zarzucić. Nie raz udowadniały, że mogę na nich polegać i w każdej sprawie mi pomogą, podniosą na duchu, rozśmieszą. Były największym szczęściem, jakie miałam. Przy nich nie było mowy o nudach, ciągle miały jakieś pomysły.
Roz: Nie chcę przerywać tej pięknej chwili, ale chyba powinnyśmy wychodzić. – rzekła
Odsunęłyśmy się od siebie i pokiwałyśmy głowami. Zgodnie, zaczęłyśmy zakładać buty i kurtki, wzięłyśmy torebki i spakowane w nie telefony, chusteczki, jakieś kosmetyki. Oczywiście, ja musiałam zadowolić się tym, co miałam pod ręką, ponieważ, na przykład komórka, postanowiła sobie zrobić przejażdżkę autobusem…
Kim: To co, gotowe? – uśmiechnęłyśmy się – W takim razie idziemy.
Nic: Chwila! Poczekajcie! - krzyknęłam – Titi jeszcze śpi, do tej pory nie wstała, więc muszę jej napisać, że wychodzę i wracam… Dobra, napiszę tylko, że wychodzę. – zaśmiały się
Żółtą karteczkę samoprzylepną przyczepiłam do lodówki. Powinna zobaczyć i przynajmniej nie będzie się o mnie martwiła.
Wyszłyśmy z domu i zamknęłam drzwi. Ruszyłyśmy na przystanek autobusowy. Pytałam się dziewczyn, co one mają zamiar robić w tym klubie. No kurde, po prostu byłam ciekawa. A one zamiast mi cokolwiek powiedzieć, to uśmiechały się do siebie i robił tajemnicze miny. Eh… Wygląda na to, że niczego się teraz nie dowiem i muszę zaczekać…
Ir: No już nie rób takiej miny. Chcesz zepsuć niespodziankę? – odezwała się, widząc mój rozdrażniony wyraz twarzy
Nic: Hm… - udałam, że się zastanawiam – Tak.
Wyczekiwałam, aż mi powiedzą.
Roz: No chyba nie sądzisz, że coś ci wyjawimy. – popatrzyła na mnie – Oj, Nic, Nic, ty głuptasku. – zaśmiała się
Szłyśmy dalej, a ja byłam obrażona. Nie długo, bo zaraz Kim palnęła jakiegoś suchara i śmiałyśmy się wszystkie jak opętane. Ludzie patrzyli na nas najpierw jak na idiotki, a potem sami się uśmiechali. No co ja poradzę, że jestem w takim towarzystwie, w którym nie da się zachowywać normalnie?
Autobus przyjechał sześć minut po tym, jak doszłyśmy na przystanek. W trakcie jazdy rozmawiałyśmy, ale po krótkim czasie znowu padłam. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Oby teraz moja druga torebka nie miała ochoty zorganizować sobie przejażdżki. Odpłynęłam…
Kim: Wstawaj! – usłyszałam nad sobą krzyk i aż poskoczyłam na siedzeniu – I tym razem nie ma żadnego zaraz, bo nie pozwolę ci zepsuć naszej niespodzianki! – roześmiała się, o co jej chodzi?
Nic: Proszę, jeszcze chwila, chwileczka, chwilunia. – mruknęłam sennie, nawet nie otwierając oczu
Iris: Nie, wstajesz teraz, albowiem w przeciwnym razie zginiesz marnie, madame. – pociągnęła mnie za łokieć
Uniosłam powieki i spojrzałam nieprzytomnie.
Nic: D-Dobra. – ziewnęłam – Już idę. – i znów padłam na fotel z zamiarem ponownego zaśnięcia
Viol: Ale za chwilę wysiadamy… - rzekła cichutko
Roz: Dobra, ja z Iris za nogi, a wy dwie za ręce.
Nie rozumiałam o co chodzi, ale zaraz poczułam, jak opuszczam siedzenie. A właściwie to „odlatuję”. Szybko otworzyłam oczy i zanim zdążyłam zareagować, dziewczyny zaniosły mnie do drzwi i po zatrzymaniu autobusu na przystanku, wyniosły na zewnątrz. Ludzie gapili się na nas jak na jakieś kosmitki. Chociaż właściwie nie było to dziwne. Musiałyśmy wyglądać „trochę” dziwnie.
Nic: Dobra, już mnie puśćcie, pójdę sama, mam nogi. – mruknęłam, a te mnie postawiły
Roz: To świetnie, bo jesteś strasznie ciężka, plecy mnie bolą. Schudnij kotku.
Popatrzyłam na nią groźnie.
Nic: Pff… I dobrze ci tak, kotku. Nie trzeba było mnie podnosić, to byłoby okej. – uśmiechnęłyśmy się
Dziewczyny skierowały się w stronę jakichś klubów, z których słychać było ostrą muzę. Ciekawość znów mnie ogarnęła. Jaka niespodzianka to mogłaby być?
Iris: Jesteśmy. – zatrzymałyśmy się – Kto ma bilety? Kim? – popatrzyła na nią
Kim: Poczekaj, powinnam je mieć w torebce. – zaczęła grzebać się w niej
Roz: Szybciej, zaraz się zaczyna. Mamy piętnaście minut, nie możemy się spóźnić, bo po rozpoczęciu nas już nie wpuszczą. – niecierpliwiła się
Kim nadal grzebała w torebce, z coraz to większym zdenerwowaniem. Przewracała wszystko, wyjmowała, ale nie wyciągnęła zaproszeń.
Kim: Kurczę, jestem pewna, że je tutaj wkładałam. Do tej kieszonki, pamiętam. Viola, widziałaś to przecież. Może ty je wzięłaś? – spojrzała na nią z nadzieją
Viol: Przypomina mi się, że jak je włożyłaś, to później jeszcze chciałaś sprawdzić dokładnie godzinę i… - umilkła – Odłożyłaś je na komodę…
Iris zrobiła facepalma. Kim patrzyła na nas z przerażeniem, Roza była wyraźnie wkurzona, a Violka spuściła głowę w dół.
Roz: Pięknie! Po prostu pięknie! Brak mi słów! Jak można zrobić coś tak głupiego?! – wydarła się
Powstrzymałam ją przed rzuceniem się na czarnowłosą. Z tego wszystkiego wynika, że nie pójdziemy do klubu, wrócimy do domu i będę mogła rozłożyć się na kanapie z popcornem i w spokoju oglądać jakąś durnowatą komedię. Yeah!
Wtem podszedł do nas jakiś dobrze zbudowany mężczyzna, właściwie chłopak. Młody, coś koło dwudziestki, przystojny blondyn, z grzywką na boku Ochroniarz…?
Och: Przepraszam, może w czymś paniom pomóc? – zapytał
Roz: Jeśli może pan zrobić coś, by nasze bilety przeteleportowały się teraz w nasze ręce, to byłabym bardzo wdzięczna. – powiedziała wkurzona
Och: Więc zapomniałyście biletów? Przykro mi, ale nic nie mogę zrobić. – tego się spodziewałam
Zauważyłam, że Iris popycha lekko Rozę w jego stronę. Ta przez moment nie wiedziała, o co chodzi, ale zaraz zrobiła to, co zrobiła. Podeszła do niego blisko, tak, że stykali się ciałami. Położyła dłonie na jego ramionach i wspięła się na palce, po czym wyszeptała mu do ucha:
Roz: A nie można zrobić czegoś, żebyśmy weszły bez biletów? – zapytała wibrującym głosem – Przecież słyszałeś, jak rozmawiałyśmy, że koleżanka zostawiła je w domu. – przejechała palcem po jego szyi
Och: N-Nies-Niestety… - jąkał się
Roz: Wiem, że jeśli tylko zechcesz, to uda się coś zrobić. – ucięła – Kotku. – dodała uwodzicielsko
Chyba się zastanawiał. Widziałam, że obecność Rozy go onieśmielała. Nic dziwnego, wyglądała jak prawdziwa laska.
Och: No… Eh…
Roz: Proszę. – szepnęła błagalnie i zrobiła przymilną minę
Och: Ale to niezgodne z zasadami… - nadal się nie dawał
Roz: Więc nam nie odpuścisz? Cóż, będziemy musiały wrócić do domu i spędzić w nim dzisiejszy wieczór… - spuściła wzrok
Och: Nie, nie musicie. Może… Dobra, możecie wejść. Ale nic nikomu nie mówicie i miałyście bilety, jasne?
Uśmiechnęłyśmy się.
Roz: Jasne tak jak ty, słoneczko. – uśmiechnęła się czarująco
Ruszyłyśmy do wejścia, a Rozalia odwróciła się jeszcze i posłała mu buziaka w powietrzu.
Nic: Ej, bez przesady, ty masz chłopaka. – zaśmiałam się
Roz: Co z tego? Przecież z tym tutaj to była pospolita zagrywka okręcenia sobie faceta wokół palca. – podniosła dumnie głowę
Iris: Tak, to było świetne, Roza. Widziałaś, jak się jąkał? – zachichotała – Gratulacje.
Roz: A dziękuję, dziękuję. Dobra, wchodzimy.
Kim otworzyłam drzwi i przekroczyłyśmy próg. Kiedy przeszłam koło niej, szepnęła:
Kim: Przepraszam, że przeze mnie to mogło zakończyć się totalną klapą. – spuściła wzrok
Nic: Nic się nie stało. Przecież jesteśmy, więc nie musisz przepraszać. - uśmiechnęłyśmy się do siebie
W środku panował ogromny zamęt. Było pełno ludzi – oczywiście dziewczyn, które siedziały przy stolikach stojących przy ścianie, i pijących aktualnie jakieś drinki. Na parkiecie, ogromnym parkiecie, było póki co pusto, ponieważ jeszcze nic się nie zaczęło – pozostało wciąż kilka minut do dwudziestej. Zajęłyśmy z dziewczynami pięcioosobowy stolik centralnie na środku, a Iris z Violą poszły po coś do picia. Chwilę rozmawiałyśmy, ale niedługo, ponieważ po chwili jakiś mężczyzna pojawił się na scenie. Pewnie prowadzący, albo jakiś organizator
Pro (Prowadzący): Serdecznie witam szanowne panie… - ble, ble, ble
Pogadał o tym, że zaraz się zaczyna, jest zakaz robienia zdjęć i kręcenia filmów, chyba, że za pozwoleniem któregoś ze striptizerów. A po pokazie będzie można, jak to ujął… „zarezerwować któregoś z panów dla siebie w pokoju obok”. Sądziłam, że to zwyczajny klub go-go, w którym się ogląda i obserwuje. Jaka ja głupia… Przecież muszą mieć jakieś zyski, więc, jakby tu powiedzieć… Klub 2 w 1. O matko, po co ja tutaj przyszłam? I po co się w ogóle zgodziłam?
Kim: Hej, dziewczyny, zaczyna się. – powiedziała zapatrzona w scenę
Iris i Viola wróciły z baru, niosąc w dłoniach pięć drinków.
Na parkiet wyszli ubrani w czarne garnitury, kapelusze, faceci. Chyba z trzydziestu, ale przecież musiało ich starczyć wszystkim zebranym dziewczynom. Pff… Patrzyłam na to, jak tańczą, z zaciętą miną. I Rozalia najwyraźniej to zauważyła.
Roz: Ej, Nicola, co masz taki grymas na twarzy? Weź się odpręż i zapomnij o bożym świecie. Zabaw się.
Nic: Tak, zabawię się. Pójdę do łóżka z jednym z tych tutaj kolesi. Pasuje ci to? – uniosłam brew
Roz: Nie powiedziałam, że masz od razu się z którymś przespać. Ale chyba nie szkodzi popatrzeć, nie? – uśmiechnęła się zadziornie – A tak w ogóle, nawet żebyś się zabawiła z jednym z nich, to co z tego?
Oburzyło mnie to, co mówi.
Nic: Jak to co z tego? – zmarszczyłam brwi
Roz: No, nie masz chłopaka, więc nawet jeśli, to nikogo byś nie zdradziła. Po drugie, to twoja osiemnastka i wypadałoby zabawić się całego, bo to jedyny taki dzień w twoim życiu. A po trzecie… - przeniosła wzrok na parkiet – Spójrz, ilu tu jest przystojniaków. – rozmarzyła się
Po szybkim rozważeniu jej wypowiedzi, uznałam, że ma rację. No może nie prześpię się z żadnym, ale co mi szkodzi popatrzeć?
Nic: Okej, mas rację. Odprężę się i będę się dobrze bawić. Ale jedna uwaga: ty masz chłopaka i spróbuj spojrzeć na jakiegokolwiek faceta, to oberwiesz ode mnie, i to porządnie. Zrozumiano?
Kiwnęła głową. A ja tak jak postanowiłam, patrzyłam na tych facetów, obserwując każdy ich ruch. Wypiłam już całego drinka, więc poszłam po kolejnego, którego także wypiłam dosłownie jednym haustem. Na następnego już się nie zdecydowałam, bo jeszcze bym się spiła i musiałyby mnie wlec do domu, a tego to ja nie chciałam. Która to była godzina? 20:20, szybko zleciało. Gdy tak myślałam, nagle zorientowałam się, że coś na mnie leci. W ostatniej chwili złapałam to coś, co mogło skasować mi łeb. Kapelusz. Spojrzałam wokół siebie. Jakaś blondi obok mnie też trzymała to, co ja. Teraz przeniosłam wzrok przed siebie. Zauważyłam wysokiego, przystojnego szatyna, który patrzył na mnie uśmiechnięty. Jago bialutkie zęby wręcz mieniły się w świetle reflektorów. Ja też uśmiechnęłam się do, tyle że drapieżnie. Dziewczyny chyba obserwowały nas, bo zaczęły chichotać. Chłopak, był chyba nawet w moim wieku, machnął ręką w geście, jakby zapraszał mnie do siebie, ale ja pokręciłam lekko głową. Oparłam łokcie o blat, a brodę o dłonie i patrzyłam na niego z zachwytem. Jego ruchy były takie lekkie, zmysłowe, pociągające. Kurde, jaką ja miałam ochotę wejść tam i ściągnąć z niego tą śnieżnobiałą koszulę… Kiedy wszyscy zaczęli rozpinać guziki, usłyszałam westchnienia. I to nie tylko moich przyjaciółek, ale większości lasek, które tu były. Znów mój wzrok spotkał się z jego wzrokiem. Puścił mi oczko, a ja posłałam mu całusa w powietrzu. Świetnie się bawiłam. Po raz kolejny zaprosił mnie ruchem dłoni. Teraz się nie powstrzymywałam. Odsunęłam powoli krzesło i podniosłam się, robiąc wokół swojej osoby spore poruszenie. Wszystkie wzroki były skierowane na mnie, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Ruszyłam powoli w jego stronę, robiąc zadziorną minę. Uśmiechnął się czarująco, natomiast ja w subtelnym geście delikatnie oblizałam wargi. Podeszłam do skraju sceny i weszłam bocznymi schodkami na parkiet. Słyszałam szepty publiczności, widziałam zdziwiony wzrok przyjaciółek. Zrobiłam kilka kroków naprzód, tak, że stałam centralnie przed nim. Uśmiechnęłam się dumnie, zaśmiał się cicho.
…: Już myślałem, że do mnie nie przyjdziesz. – mruknął pociągająco
Objął mnie jedną ręką, kołysząc nas w takt muzyki.
Nic: A ja już myślałam, że mnie drugi raz nie zaprosisz i nie będę miała okazji tu przyjść. – szepnęłam
Uśmiechnął się lekko.
…: Masz piękny głos. – rzekł
Nic: Typowy komplement, jaki sypiesz każdej dziewczynie? – podniosłam brew
…: Dokładnie tak. – zrzedła mi mina – Jacob.
Zerknęłam na niego.
Nic: Miło mi.
Jac: Nie przedstawisz się? – zapytał zdziwiony
Nic: Jeśli zasłużysz, to i owszem.
Jac: Zabawna jesteś, wiesz? Hm, znam tysiące sposobów, żeby zasłużyć. Chcesz poznać któryś z nich? – zrobił zadziorną minę, zaśmiałam się cicho – Dobra, przez ciebie nie wyrabiam z układem. Jak widzisz, powinienem już nie mieć koszulki, jak inni, ale… - przerwałam mu
Nic: W takim razie przepraszam. Muszę to odpokutować. – spuściłam wzrok na jego rozpiętą częściowo koszulę
Chwyciłam ostatni guzik i jednym ruchem go odpięłam. Zmysłowo położyłam dłonie na jego ramiona pod koszulę, a potem odchyliłam je powoli do tyłu, zsuwając ubranie na podłogę.
Jac: No, no, szybka jesteś. – zaśmiał się
Usłyszałam swoje imię, więc odwróciłam się do tyłu. Rozalia zrobiła taką minę, że wiedziałam, że chodzi o coś ważnego, więc powiedziałam Jacobowi, że wracam. Podeszłam do stolika i zajęłam swoje miejsce.
Nic: Co?
Roz: Nic. Ładnie wyglądaliście. – puściła mi oczko
Ir: Właśnie. – czknęła - Roza dobrze gada, polać jej! – wydarła się
Szybko zatkałam jej usta ręką.
Nic: Iris, ile ty żeś dzisiaj wypiła, co? – zabrałam dłoń
Ir: A teraz idziemy na jednego, A teraz bedziemy wódke pić do dna, A teraz idziemy na jednego, A teraz bedziemy wódke pić, I rym cym cym i hopsasa… - znów przyłożyłam jej swoją rękę
Nic: Dziewczyny, weźcie coś z nią zróbcie, bo siary nam zaraz narobi.
Roz: Dobra, teraz kolej na mnie. Muszę na chwilę iść. Zaraz wracam.
Wstała.
Nic: Ale gdzie…
Zignorowała, że coś mówię i poszła. A ja obserwowałam, co robi. Weszła na górę i podeszła do Jacoba. Podejrzane… Powiedziała mu coś, a potem on kiwnął głową. Zeszli razem z parkietu i kierowali się w naszą stronę. Uśmiechnęłam się, ale chłopak mnie zignorował. Zabolało, chociaż, właściwie – dlaczego? Przecież ja nawet go nie znałam. Wymieniłam z nim zaledwie kilka zdań, a się przywiązałam. Ja naprawdę zaraz zwariuję…
Ku mojemu zdziwieniu, nie zatrzymali się przy naszym stoliku, a bez słowa przeszli na drugi koniec sali. Rozalia otworzyła podwójne drzwi prowadzące do… TAMTYCH właśnie pokoi i… weszli razem… Spojrzałam na dziewczyny ze zmarszczonymi brwiami. Nic nie rozumiałam. Po co oni tam posz… Moje myśli zatrzymały się w tej właśnie w tej chwili. Już wiedziałam, po co. Mój mózg dopiero teraz skojarzył wszystko. Ale przecież Rozalia ma chłopaka, dlaczego to zrobiła?
Nic: Dziewczyny… Nie sądzicie, że powinnyśmy pójść i to przerwać? – zapytałam
Uśmiechnęły się pod nosem.
Kim: Z jakiego powodu mamy przerywać? Chcesz zepsuć niespodziankę?
Popatrzyłam na nią z oburzeniem.
Nic: Niespodziankę? Niespodzianką ma być to, że Rozalia prześpi się z Jakiem?!
Iris zakrztusiła się swoim napojem, a Viola poklepała ją po plecach.
Kim: Ciszej, bo wszyscy się na nas gapią. – zganiła nas – Nic, jakie znowu prześpi się? Co ci do głowy przyszło?
Nic: No… - nie mogłam dokończyć, ponieważ w sali właśnie rozbrzmiał głos prowadzącego
Pro: Szanowne panie! Przerywamy na razie pokaz, z jednego ważnego powodu. Otóż, nadszedł czas na to, byśmy wszyscy razem odśpiewali „Sto lat” dla pewnej pięknej dziewczyny z tego licznego grona.
Popatrzyłam z zapytaniem na dziewczyny, ale miały odwrócone głowy. Właśnie w tym momencie wyszła Rozalia i podeszła do nas.
Roz: Chciałaś wiedzieć, co to za niespodzianka, no to masz. – powiedziała
Zerknęłam na nią i zamrugałam kilka razy. Drzwi po raz kolejny się otworzyły, tyle, że nie zobaczyłam w nich Jacoba. Ogromny tort przystrojony w lukrowe figurki, powiedzmy łagodnie, małych nagich typków. Jakiś koleś pchał platformę z tym właśnie prezentem.
Pro: Sto lat dla Nicoli! – krzyknął i zaczął śpiewać
Wszyscy wstali i dołączyli do niego. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zerknęłam na dziewczyny, które stały uśmiechnięte obok mnie, i ja także się do nich uśmiechnęłam. Ogarnęłam wzrokiem całą salę. Tyle osób zaangażowało się, nie mogłam uwierzyć. To było świetne uczucie, a niespodzianka… po prostu fantastyczna. Kiedy wszyscy umilkli i skończyły się oklaski, a prowadzący złożył mi jeszcze życzenia, odezwałam się:
Nic: Dziewczyny, dziękuję. Nie mogłam doczekać się niespodzianki i faktycznie to było wspaniałe. Jesteście kochane, wiecie? Nie spodziewałam się czegoś takiego, a tu takie miłe zaskoczenie. – chciałam je przytulić, ale zmylił mnie śmiech Rozalii
Roz: Przecież nie było jeszcze żadnej niespodzianki. – roześmiała się
Zrobiłam głupkowatą minę i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale się nie doczekałam.
Kim: Spójrz na swój tort. – rozkazała
Skierowałam głowę w tamtą stronę.
Nic: Widziałam, jest… piękny. A szczególnie te figurki na górze. – zaśmiałam się
Ir: Eh… Podejdź.
„Kurde, co one kombinują?” – myślałam, ale tak jak mi poleciła, tak podeszłam
I w tym momencie omal nie dostałam zawału. Tort jak gdyby wybuchł od góry... Myślałam, że to zamach na moje cenne życie. Pomyliłam się. Ze środka dosłownie wyskoczył…
Nic: Ja-Jake? – popatrzyłam na niego z przerażeniem
Podszedł powoli w moją stronę. Dziwne, bo nie był ani trochę umazany w kremie, ale… Miał na sobie tylko krótkie, obcisłe, czerwone spodenki.
Jac: Twoja mina jest bezcenna. – uśmiechnął się
Nie odzywałam się już, bo próbowałam uspokoić swoje totalnie rozszalałe serce.
Roz: No i widzisz Nicuś, masz właśnie swój prezent. A teraz znikajcie nam z oczu, bo zaraz ma się wznowić.
Wszyscy usiedli, a na parkiet znów weszli tancerze. Jake objął mnie i zaprowadził do drzwi. Byłam sztywna, jak nie wiem, dalej nie czaiłam, co się dzieje. I najważniejsze: GDZIE JEST MÓJ TORT?!
Jake zamknął drzwi, które teraz oddzieliły nas od całego towarzystwa i staliśmy właśnie na korytarzu, gdzie były drzwi do około dziesięciu pokoi. Naszła mnie kolejna faza niepokoju.
Nic: Po co mnie tu zaprowadziłeś? – zmarszczyłam brwi
Jac: Jestem twoją nagrodą. – objął mnie – A, właśnie. Gdzie mój kapelusz? – zapytał, podnosząc brew
Zachichotałam.
Nic: Kapelusz, hm… Nie wiem. A co do nagrody, to… Chyba nie myślisz, że jestem jakąś pustą lalunią i pójdę teraz z tobą do jednego z tych pokoi?
Jac: Szczerze? – kiwnęłam – Miałem właśnie taką nadzieję. Myślałem, że będziemy uprawiać dziki seks na stole jednego z tych pomieszczeń. – powiedział ironicznie
Uderzyłam go w bok, ale uśmiechnęłam się, nie mam pojęcia, dlaczego.
Nic: Z każdą dziewczyną robisz to samo? Wyskakujesz z jej tortu, a potem zaciągasz tutaj i idziecie do łóżka? – podniosłam brew
Jac: Taka praca. – wzruszył ramionami, na co się oburzyłam – Dobra, dobra, spokojnie. Szczerze, to po raz pierwszy mi się to zdarza. Jestem tu od niedawna i jesteś pierwsza.
Nic: Pff… Prawiczek? – zaczęłam ryć jak nienormalna
Jac: Ej! No weź się nie nabijaj! – chyba go uraziłam
Nic: Czyli… To prawda? – wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem i pewnie na sali wszyscy, a przynajmniej większość, mnie usłyszała
Jac: Ty lepiej siebie pilnuj. Nawet nie masz pojęcia, o czym mówisz. – dumny ze swojej wypowiedzi, założył ręce na piersi
Nic: Tak, jasne, yhm. Gdybyś tylko wiedział… - mruknęłam
Jac: Uuu… Czyli nasza panna nie jest taka święta?
Nic: Taaa, osiemnastolatek, a jeszcze nawet porządnie się z dziewczyną nie zabawił. – próbowałam go zdenerwować
Jac: Skąd wiesz ile mam lat? – zdziwił się
Nic: Strzelałam. I chyba mam niezły cel, co?
Jac: No, masz, masz. W styczniu skończyłem. – uśmiechnął się
Zamyśliłam się chwilę, a on ciągle na mnie patrzył.
Nic: Jake, wiesz, że znamy się od około godziny, a traktujemy się jak starzy znajomi? – zapytałam
Jac: To chyba dobrze, nie?
Nic: Nie przypuszczałam, że zakumpluję się z chłopakiem striptizerem. – powiedziałam z powagą
Jac: Widzisz? Myliłaś się. Dobra, słuchaj. Resztę wieczoru mamy spędzić razem, tu. – wskazał na drzwi do pokoju – Ale skoro nie masz ochoty… - uśmiechnął się – No chyba, że masz. – podniósł brew
Nic: Pożartuj sobie jeszcze trochę, chętnie się pośmieję. – zironizowałam
Jac: To co powiesz na to, żebyśmy wyszli tylnymi drzwiami i po prostu się przeszli? – zaproponował
Nic: Serio chcesz gdzieś iść? I myślisz, że uwierzę? – kiwnął – No, no dobra. Wrócę tylko po ramoneskę i wychodzimy, okej?
Jac: Zaczekam.
Tak jak powiedziałam, poszłam do swojego stoliku i wzięłam wiszącą na krześle kurtkę i torebkę. Wróciłam z powrotem do Jake, który w czasie mojej nieobecności, ubrał się.
Jac: I co?
Nic: Wypytywały się, po co mi to wszystko, ale powiedziałam, że w torbie mam kasę i nie chcę, żeby ktoś mi coś zwinął, a w kurtce… - przełknęłam głośno ślinę – Mam prezerwatywy. – dokończyłam
Pokręcił głową z rozbawieniem.
Jac: Czego ty nie wymyślisz? – spuściłam wzrok – Ale dobrze, że jakoś się wymigałaś. To teraz wychodzimy, chodź.
Wyjął klucz od jednego z pokoi i od zewnątrz zamknął drzwi.
Jac: To na sprawienie pozorów, że jesteśmy w środku. – uśmiechnął się
Noc: No to w porządku. Idziemy.
Zaprowadził mnie do ostatnich drzwi. Nacisnął klamkę. Zamknięte.
Nic: O kurwa... – szepnęłam
Jac: Spoko loko. Mam zapasowy. – odetchnęłam
Nic: Można wiedzieć skąd? – ciekawiłam się
Jac: Pff… Dorobiłem od szefa.
Nic: No tak, mogłam się spodziewać.
Wyszliśmy na dwór i po pięciu minutach spaceru byliśmy w centrum na placu głównym. Podeszliśmy do fontanny i usiedliśmy na ławce. Zaczęliśmy rozmawiać, w sumie to o błahych sprawach. Tak minął nam kolejny kwadrans, chociaż straciłam poczucie czasu.
Jac: Zimno ci? Trzęsiesz się. – zauważył
Dopiero poczułam, że faktycznie jestem zmarznięta i w ogóle „nie czułam” rąk.
Nic: Tak, ale posiedźmy jeszcze trochę, co? – spojrzałam na niego
Jac: Dobrze, ale niedługo wracamy. – pouczył
Odchylił się i zdjął z siebie swoją czarną kurtkę. Zarzucił mi ją na ramiona, mimo wyraźnych protestów z mojej strony.
Jac: Cicho. Jak będzie mi zimno, to powiem. A teraz siedź i nie jęcz, bo nie chcę, żebyś się rozchorowała. – powiedział
Westchnęłam.
Nic: Dziękuję, Jake. – rzekłam i spojrzałam na niego – Fantastycznie się czuję, wiesz? Dawno nie miałam takiej sytuacji, gdzie siedziałam z kimś wieczorem, wpatrując się w niebo. – szepnęłam
Nic nie powiedział. Objął mnie delikatnie.
Nic: Strasznie chce mi się spać. Dziewczyny nie dały mi odpocząć, pół dnia biegałam za Rozalią po sklepach, szukając sukienki. – ziewnęłam
Jac: Ale wyglądasz pięknie, chyba jeszcze ci tego nie powiedziałem, co? – uśmiechnęłam się
Wyplątałam się z jego objęć i położyłam się na ławce, kładąc głowę na jego kolanach. Przeciągnęłam się.
Nic: Mogę chwilę tak poleżeć? Tylko chwilę, zaraz wstanę, obiecuję. – zapytałam sennie
Jac: Kładź się. – oparł łokcie o oparcie ławki i zapatrzył się w przestrzeń…
Obudziły mnie lekkie wstrząsy, ale nie chciałam otwierać oczu. Tak dobrze mi się spało. Obróciłam głowę w bok i do moich nozdrzy doszedł korzenny, męski zapach. Otworzyłam powoli oczy. Leżałam w ramionach Jake, a on szedł chodnikiem.
Nic: Co… Co się dzieje? – przetarłam oczy
Jac: Zasnęłaś na moich kolanach. Tak twardo spałaś, że nie mogłem cię obudzić, a zaczęłaś się trząść. Zimno ci?
Nic: Nie, jest ciepło. – wtuliłam się w niego bardziej
Jac: Zaraz będziemy na miejscu. – powiedział
Nic: Yhm. Która godzina? – dociekałam
Jac: Po dwudziestej drugiej. – odpowiedział
Po chwili zatrzymaliśmy się przy drzwiach, jak mniemam.
Jac: Postawię cię, muszę otworzyć. – zaraz dotknęłam stopami ziemi, ale Jake cały czas trzymał mnie jedną ręką
Byłam na wpół przytomna, dlatego dosłownie chwiałam się na nogach.
Jac: Ej, nie śpij mi tu na stojąco, słyszysz? Chwila, zaraz cię zaniosę, tylko nie padaj.
Złapał mnie w ostatniej chwili, bo nogi się pode mną ugięły i upadłabym jak długa, gdyby nie on.
Jac: Eh… Ty coś brałaś, czy jak? Bo spita to nie jesteś, a zachowujesz się jak jakaś naćpana.
Nic: Yhm.
Zaniósł mnie do jednego z pokoi. Położył na łóżku i zamknął drzwi. Nie obawiałam się, że może nie mieć czystych zamiarów. Po pierwsze, byłam zbyt zmęczona, żeby rozważać jego zachowanie, a po drugie, ufałam mu, chociaż było to z mojej strony naiwne. Wzbudził we mnie pozytywne uczucia, a nasze rozmowy przebiegały gładko i zabawnie, polubiłam go. Poczułam, jak materac ugina się. Uniosłam jedną powiekę, bo drugą nie miałam siły ruszyć. Zobaczyłam, że położył się koło mnie i przykrył nas kocem. Odpłynęłam…
Otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Chłopak leżał koło mnie nie ruszając się, więc uznałam, że śpi. Popatrzyłam na zegar wiszący nad drzwiami – 21:58. O kuźwa! Zerwałam się z łóżka, Jake się nie obudził, dlatego po cichu wyszłam z pokoju, zostawiając go samego. Potem poszłam na salę, gdzie właśnie kończył się pokaz i wszyscy powstawali. Niektóre dziewczyny zbierały się do domu, inne zostawały, żeby się zabawić. Nie musiałam długo szukać, by dostrzec moje przyjaciółki. Iris była tak spita, że darła się na cały głos, że chce jej się spać, więc szybkim krokiem do niech podeszłam.
Nic: Coście wy z nią zrobiły? – zdziwiłam się, mając na myśli zasypiającą na krześle Iris
Rozalia popatrzyła na mnie z dziwnym uśmieszkiem.
Roz: Skończyliście? – zapytała rozbawiona – Coś długo wam zajęło. – teraz się zaśmiała, razem z Kim
Nic: Tak, tak, pogadajcie sobie. – wywróciłam oczami – Co teraz robimy? Bo jak widzę, jej nie można tu zostawić. – pokazałam na rudą
Westchnęły.
Kim: Też tak myślę. Najlepszym rozwiązaniem będzie chyba pójście do domu. – powiedziała smutno
Viol: Ja… Też wolałabym już wracać… To może odprowadziłabym Iris do domu, a wy zostaniecie? – zaproponowała, jak zwykle – cicho
Kim i Roza spojrzały na siebie porozumiewawczo.
Roz: A ty, Nic? Co o tym myślisz?
Nic: To ja pomogłabym Violi i przenocowałybyśmy u Iris, bo ona ma najbliżej. A wy wrócicie kiedy chcecie, hm?
Kim: Dla mnie mogłoby być, ale… Na pewno nie chcecie zostać? – zasmuciła się
Szczerze mówiąc, to chętnie bym została, ale Violetta sama nie dałaby rady z tą naszą pijaczką.
Nic: Na pewno. – kiwnęłam głową – To co, idziemy?
Viol: Tak, tylko najpierw musimy ją obudzić.
Zaczęła szturchać Iris, a ta tylko warczała i mruczała coś, żeby dać jej spokój, bo zabije. Eh… Pomagałam jej, aż wtem przypomniałam sobie, że nie zabrałam kurtki i torebki z pokoju.
Nic: Dziewczyny, ja muszę jeszcze wrócić do Jake'a… Zaraz wracam.
Wstałam i podbiegłam, słysząc za sobą śmiech przyjaciółek. Odnalazłam pomieszczenie, w którym byłam przedtem i weszłam, czym chyba obudziłam nadal leżącego chłopaka.
Jac: C-co jest? – przetarł oczy
Nic: Nic, przyszłam po rzeczy. Wracam do domu. – powiedziałam, kierując się w stronę szafki z ramoneską
Zerwał się z łóżka.
Jac: Już? Czekaj! – zatrzymałam się, bo zaczął biegać po pokoju w tą i z powrotem – O, jest!
Nic: Co jest? – zmarszczyłam nos
Jac: Dziewięć cyferek, proszę. – podał mi kartkę i długopis, puszczając oczko
Pokręciłam głową z rozbawieniem, ale zaraz zapisałam swój numer i oddałam mu papierek
Nic: Masz i się udław. – mruknęłam
Jac: Bardzo dziękuję. – wywrócił oczami
Nic: Dobra, ja spadam. Cześć! – podeszłam do drzwi, uśmiechając się do niego
Jac: Niedługo się zobaczymy, gwarantuję ci to.
Nic: Czyżby? – podniosłam brew
Jac: Będę cię dręczył głuchymi telefonami, póki nie będziesz chciała się ze mną spotkać. – zauważyłam błysk w jego oku
Nic: Niedoczekanie twoje. – drażniłam się i wystawiłam mu język – Pa! – pomachałam mu
Jac: Hej. – i tyle go widziałam
Wróciłam do dziewcząt. Viola ciągnęła rudą w stronę wyjścia, a ta z uporem hamowała nogami. Jak dziecko… Podeszłam jeszcze do Rozy i Kim, by się pożegnać.
Nic: To idę. Miłej zabawy. – przytuliłam je
Kim: Szybki numerek ze swoim księciem? – podniosła brew i wskazała ruchem głowy na TAMTE drzwi
Nic: Och… Żebyście tylko wiedziały. – westchnęłam i oddaliłam się
Pomogłam fioletowłosej, przez wzięcie Iris pod jedną rękę. Wlekłyśmy się z nią tak aż do przystanku. Nic nie mówiłyśmy, bo Viola i tak zasypiała już na stojąco. Żeby tylko nie wywaliła i nie zasnęła na chodniku, bo wtedy to nie poradzę sobie z nimi dwoma. Dobrze, że autobus przyjechał w miarę szybko i nie musiałyśmy kisić się na przystanku. Tym razem to Violka padła przy szybie, i obydwie spały jak małe dzieci… A trudności przy ich obudzeniu były niewiarygodne. Szturchałam, szczypałam, szarpałam, a tu nic. Wzięłam więc obydwie za uszy i wyciągnęłam z pojazdu. Zabawne, bo kiedy tylko to zrobiłam, odzyskały przytomność i wlekły się za mną, narzekając. Dziękowałam Bogu, że Iris chociaż trochę odzyskała świadomość i przynajmniej nie śpiewała żadnych żałosnych piosenek i już nawet szła sama obok mnie. Po kilku minutach powolnego marszu, stałyśmy pod domem rudowłosej. Dobrze, że jej rodzice wyjechali na weekend w delegację, bo gdyby zobaczyli swoją idealną córeczkę w takim stanie… Pewnie dostaliby zawału.
Nic: Iris, daj mi klucze. – zarządziłam, kiedy stałyśmy przy drzwiach
Ir: Tor… ebka… - mruknęła i ziewnęła
Na początku nie wiedziałam, o co jej chodzi, ale zaraz wyjęłam z jej torby to, czego potrzebowałam. Weszłyśmy do domu. Viola natychmiast walnęła się na kanapę w salonie i niemalże od razu zasnęła. Poszłam do kuchni, by napić się jakiegoś napoju. Cóż, byłam jedyną świadomą osobą w tym domu, więc musiałam sobie jakoś poradzić. Po przeszukaniu wszystkich szafek, wyjęłam mój ulubiony pomarańczowy sok. Mmm… Szklankę zdjęłam z suszarki i nalałam płyn do naczynia. Wypiłam jednym łykiem i umyłam kubek. Kiedy odwróciłam się do tyłu, ujrzałam Iris, która zbliżała się do mnie z dzikim wyrazem twarzy i wystawionymi ku mnie rękoma.
Ir: Będę brał cię… - zrobiła krok w moją stronę – W aucie… - kolejny krok – Cię… - i następny –Ehe…
Patrzyłam na nią wytrzeszczonymi oczami, a ta jak jakaś dzikuska, rzuciła się na mnie i zaczęła warczeć. Jej chyba totalnie odwaliło…
Nic: Iris! Uspokój się!
Odepchnęłam ją, upadła na podłogę i… przestał się ruszać… Doskoczyłam do niej przerażona, bo myślałam, że coś jej się stało, albo nie żyje… Nic bardziej mylnego – zasnęła. Westchnęłam ciężko. Weszłam na górę i odnalazłam pokój rudej. Przeszukałam jej szafę i wyjęłam jej bluzkę i krótkie spodenki, przeszłam do łazienki na piętrze, wzięłam prysznic i ubrałam się w swoją nową piżamę. Położyłam się w łóżku Iris, przecież ona śpi na dole. Na podłodze, ale cóż… Rozmyślałam o dzisiejszym dniu i uznałam, że bawiłam się świetnie. Mimo pierwszego odczucia, poznałam świetnego chłopaka, znalazłam z nim wspólny język. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale byłam zadowolona. Może jeszcze się kiedyś spotkamy? Co ja gadam, powiedział, że tak. Ma zadzwonić i się umówić. Tylko ciekawe, czy to zrobi…
Obudziły mnie ciepłe promyki wpadające do pokoju. Cholera, dlaczego ja nie zasłoniłam okien?! I dlaczego w październiku świeci słońce?! Dobra, nieważne. Zresztą, chyba nikt mi nie odpowie na te pytania, eh… Podniosłam się, przebrała w swoją wczorajszą sukienkę, użyłam kosmetyków Iris, uczesałam się i zbiegłam na dół. Rudowłosa siedziała przy stoliku kuchennym i trzymała się za głowę.
Nic: Hej! – przywitałam się, syknęła – Co jest? – zmarszczyłam brwi
Ir: Ciszej… - szepnęła
Zaśmiałam się na głos.
Nic: Co, kac, męczy, mam rację? – zapytałam roześmiana
Ir: Ciiiii, proszę... – jęknęła – Łeb mi pęka…
Nic: Nie trzeba było tyle chlać, to czułabyś się tak dobrze, jak ja. – uśmiechnęłam się promiennie
Ir: Dobrze, dobrze. Ale teraz nic nie mów, bo zaraz wybuchnę. – wyburczała
Nic: Okej. Właściwie, to nie będę przeszkadzać. Wracam do siebie, muszę trochę odpocząć. – powiedziałam – Poradzicie sobie, prawda? – chciałam się upewnić
Ir: Tak, okej, w porządku, ale błagam cię, ciszej! – krzyknęła, a zaraz po tym znowu zaczęła jęczeć – Auuuu!
Nic: Spadam. Cześć. – zaśmiałam się
Nałożyłam kurtkę, wzięłam do ręki torebkę i wyszłam. Postanowiłam wrócić najkrótszą drogą, która prowadziła koło parku, zresztą zazwyczaj chodziłam właśnie tamtędy. Ręce schowałam do kieszeni, bo wiał strasznie zimny wiatr i zaczęłam drżeć. Jakby tego było mało, zobaczyłam koło oddalonej ławki, białą czuprynę. Tylko nie to, a przynajmniej nie teraz... Lysander zbliżał się do mnie, lecz nie zauważył mnie. Był szczęśliwy, uśmiechnięty i właśnie rozmawiał przez telefon. Nie chciałam się z nim teraz konfrontować, dlatego schowałam się za rosnące przy chodniku drzewo. Przeszedł koło mnie, ale był tak pogrążony w rozmowie, że nie zorientował się, że stoję tuż obok. Nie podsłuchiwałam, ale kilka słów dotarło do moich uszu:
Lys: Tak, niedługo będę w domu, nie martw się. Muszę pójść w jedno miejsce. – teraz wsłuchiwał się w komórkę – Obiad? Hm… To może zrób spaghetti? – znów słuchał – Dzięki, jesteś kochana. – rozłączył się
Nie mogłam, zwyczajnie nie mogłam dłużej tego słuchać. Po raz kolejny nas sobie przypomniałam. Teraz nie myślałam już o Kastielu, którego ostatnimi czasy zaczęłam traktować jakoś tak jakby poważniej. Nikt, powtarzam nikt, nie zastąpi mi Lysia... Co z tego, że może kiedyś znajdę kogoś, kogo pokocham, i kto pokocha mnie? Nigdy nie będę darzyć innego faceta takim uczuciem, jakim darzę białowłosego. Myślałam, że pozbyłam się wszystkich smutków, które ciążyły mi w związku z nim. Nonsens, nic bardziej mylnego. Nie można przestać kochać tego jedynego, właśnie uświadomiłam sobie ten fakt... Moje kolejne czyny nie były do końca przemyślane. Ruszyłam biegiem przed siebie, czyli w przeciwnym kierunku, niż chłopak. Stawiałam długie kroki, nie patrzyłam pod nogi. I pewnie dlatego wywaliłam się na chodniku. Oparłam dłonie o beton i uderzyłam z całej siły pięścią w ziemię. Cholerna szczęściara! Tak strasznie jej zazdroszczę! Chwila, stop, nie mogę płakać! Przecież to sobie postanowiłam i dotrzymam słowa. Podniosłam się powoli i obejrzałam za siebie. Wychodził właśnie z parku i ten widok, jego widok... miał być ostatnim... Wiedziałam, co mam zrobić w tej chwili. Nie wahałam się, po prostu postanowiłam. Moje życie straciło sens, więc po co w ogóle mam żyć? Teraz znałam odpowiedź na to pytanie. Nie powinnam żyć. Spojrzałam jeszcze przed siebie, zamknęłam oczy i próbowałam sobie przypomnieć, gdzie jest najbliższy sklep. Okej, zajdę do "Grubego Staśka", tam jeszcze nie miałam okazji zajść, dlatego nikt mnie nie pozna, ani nie skojarzy. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę niewielkiego spożywczaka. Weszłam do środka, gdzie przywitał mnie mężczyzna z plakietką na ubraniu - Stasiek właśnie, na dodatek gruby. No co jak co, ale nazwa sklepu idealnie pasowała do tego gościa. Podeszłam do lady.
Stasiek: Dzień dobry. - uśmiechnął się - Co podać? - zapytał
Nic: Proszę... - urwałam i przygryzłam dolną wargę - Żyletki. - powiedziałam nerwowo
Facet popatrzył na mnie krzywo, a potem ruszył w stronę półek, kręcąc głową. Wiedziałam, o czym sobie pomyślał i miałam ochotę wykrzyczeć mu coś w stylu: "Tak, dokładnie tak! Właśnie po to są mi potrzebne! Do pocięcia się, bingo!", ale się powstrzymałam, co nie było łatwe. Wzięłam opakowanie, zapłaciłam i wyszłam. Drogę do domu pokonałam z zupełną pustką w głowie. Jest 9:12, więc Titi jest w pracy, a w domu nikogo nie ma. Będe miała sporo czasu, żeby zdechnąć... Weszłam do środka i nawet nie zamknęłam drzwi na klucz. Od razu weszłam do łazienki, podeszłam do umywalki i oparłam dłonie o jej krańce. Wpatrzyłam się w swoje odbicie. Makijaż miałam lżejszy, niż wczoraj, ale i tak ładnie wyglądałam, nie powiem, że nie. Szkoda tylko, że już więcej o sobie czegoś takiego nie pomyślę... To mój absolutnie ostatni widok i obraz siebie... Ostatni... Yey! Moje postanowienie się spełniło! Miałam nie płakać, a od tamtego czasu nie wylałam ani jednej łzy. I nie uleję, do końca życia, czyli jeszcze przez swoje ostatnie dziesięć minut wśród żywych. Uśmiechnęłam się na tę myśl, że w końcu pozbędę się wszelkich trosk i żali. Wyobraziłam sobie wszystkich moich znajomych, gdy się dowiedzą. Gdy mnie zabraknie. Czy się ucieszą?
"Tak, na pewno." - pomyślałam
Wreszcie pozbędą się takiej kłamliwej, fałszywej, zdradzieckiej idiotki, czyli jednym słowem - mnie...
Otworzyłam swoją dłoń, dotąd zaciśniętą mocno w pięść, i uniosłam do góry pudełko. Żyletki - coś, co do tej pory było mi zupełnie obce. Nawet w okresie, gdy zmarła babcia, kiedy było mi zdecydowanie najciężej, dawałam sobie radę. Mając u boku Edda, nie było ze mną aż tak źle. Zawsze, w każdej sytuacji mogłam mu się wyżalić, a dla niego nigdy nie było sytuacji bez wyjścia i kiedy tylko było trzeba, podtrzymywał mnie na duchu. Co się z nim stało, że tak się zmienił? Mimo jego zachowania w stosunku do mnie i tego, co ostatnio chciał zrobić... Nie wierzę, że wcześniej udawał miłość do mnie. Opiekował się, przytulał, pomagał, zajmował mną z taką troską i cierpliwością, nie wierzę, że teraz... Jest taki, jaki jest. Może coś, ktoś, go zmusił? Nie miał wyjścia, był na przykład szantażowany, dlatego mnie zostawił, a potem wrócił? Nawet jeśli ta idiotyczna teoria miała jakikolwiek związek, była w najmniejszym stopniu prawdziwa... Teraz to nie ma znaczenia. Dobra, muszę się nareszcie spiąć. Chyba nikomu nie uszło uwadze, że rozmyślałam tak o wszystkich tych sprawach ze zwyczajnej obawy. Tak, bałam się i aż wstyd się do tego przyznać. Jesrem strachajłą? Tak, wiem. Ale pora na przełamanie.
"Twój czas już nadszedł, Nicol. Pożegnaj się z tym światem i zrób to wreszcie!" - powiedziałam sobie w myślach
Wyjęłam jedną z żyletek. Tak, właśnie tak, teraz już wystarczy tylko jej użyć i w końcu odetchnąć, zwyczajnie odejść.
Zrobiłam kilka kroków i usiadłam na kafelkach przy wannie. W lewej dłoni trzymałam przedmiot, a prawy nadgarstek uniosłam lekko. Powoli przyłożyłam ostrze do skóry, przełknęłam głośno ślinę. No cóż, nie mam już odwrotu, ani wyjścia. Dobra, mam, ale się wycofam. To by oznaczało okazanie słabości z mojej strony. Chociaż właściwie, to tnąc się właśnie ją ukazuję... Dupa z tym! Delikatnie przejechałam po nadgarstku, tym samym rozcinając rękę. Syknęłam cicho, zapiekło. Pojawiły się pierwsze, niewielkie czerwone kropelki. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Oparłam glowę o brzek wanny i zapatrzyłam się w coraz większą ilość wypływającej krwi, która zdążyła cienką strużką spłynąć mi na sukienkę, która w tym miejscu zmieniła kolor na jeszcze bardziej granatowy. Kolejny ruch zagłębienia żyletki, tym razem dużo głębszy. Myślałam, że umrę od tego potwornego bólu, ale zaraz mi przeszło. Poczułam ulgę, swobodę i radosny stan ducha. Odetchnęłam. Czyli to jednak prawda, że poprzez cięcie się pozbywa się złych odczuć, świetnie. Lecz to jeszcze nie było to, do czego dążyłam. Drugi nadgarstek i kolejne kilka cięć. Ból? Towarzyszył mi przez chwilę, krótki moment, a potem znów to samo - ulga. Teraz czas na ostatni, decydujący ruch. Najmocniejszy, najgłębszy. Tym razem krew niemal wytrysnęła w powietrze. Znowu z uśmiechem zapatrzyłam się na ten obrazek, oparta o kant wanny. Za moment obraz stał się bledszy, ale jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Zrobiłam, się strasznie senna, ale nie chciało mi się spać. Tak, to było dziwne, ale cóż... Krew nie przestawała płynąć i wsiąkać w moją sukienkę. Ciągle lała się tak samo dużym strumieniem, co wcześniej, a ja dzięki temu poczułam się strasznie lekka. Zmrużyłam oczy, nie miałam siły, by nad nimi zapanować. Wtem ujrzałam przed oczami małą, czarną plamkę. Po chwili zaczęła się powiększać. Ciekawe, co to jest? Pewnie moja wyobraźnia, tak, na pewno. Z jednago punktu zrobiły się dwa, a potem trzy. Obraz znów się rozmazywał, a plamy powoli wypełniały cały obraz. Cholera, co się dzieje?! Matko, jak stasznie chce mi się spać, no nie mogę... Yym... już prawie nie widzę, większość jest już w czerni. Może to mój wzrok się psuje? Hm, nie wiem, możliwe. Nie! Chwila! Ej! Kto zgasił światło?! Nic nie widzę, ciemność wypełniła cały obraz. Jaka ja śpiąca... A może jak wstanę, to będzie przy mnie mój Lysio? Tak, na pewno będzie, bez dwoch zdań. Kolejny raz się uśmiechnęłam. Kurczę, czemu ja jestem taka szczęśliwa? 
Jeszcze tylko ostatnia myśl, ostatni ruch i próba otwarcia oczu, ostatni uśmiech przed rozpoczęciem wędrówki do Krainy Wiecznego Szczęścia...____________________________________________

Hue hue hue! Ale ja podła. Zabiłam Nicolę! Hue hue hue! xD

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział XXV

Dodaję, bo jutro u mnie już  FERIE!!! xD
No, wyładowałam się xD Zapraszam ;)

Obudziłam się z samego rana, co wywnioskowałam po tym, że w pokoju było jeszcze szaro. Ziewnęłam przeciągle i chciałam się przewrócić, ale nie mogłam. Dopiero ogarnęłam, że Kastiel się na mnie rozłożył. A w dodatku, nie miał na sobie koszulki. Jego widok jednocześnie mnie rozczulił, jak i podniecił. Wyglądał tak spokojnie, wręcz słodko, kiedy spał. A z drugiej strony umięśnione, nagie ramiona, bardzo mnie pociągały… Dotknęłam go delikatnie, przejeżdżając palcem wskazującym, po barku chłopaka. Poruszył się nieznacznie i chyba się obudził.
Kas: Czego? – mruknął zaspany, wtulony w kołdrę na moim brzuchu
Nic: Posuń się. Chcę wstać, a mnie przygniatasz.
Kas: To nie wstawaj. – rzekł, ziewając
Nic: A, właśnie. Mam do ciebie pytanie. Dlaczego nie masz nic na sobie? – zmarszczyłam brwi
Podniósł głowę do góry i popatrzył na mnie.
Nic: Chodzi o bluzkę, ty tłumoku jeden.
Kas: A co, nie podobam ci się taki? – podniósł do góry brew
Nic: Żebyś wiedział. – skłamałam, zrzedła mu mina – Ubierz się lepiej, bo jeszcze ktoś tu wejdzie i coś sobie pomyśli.
Kas: Dobra, nie jęcz już. Tylko nie wiem, gdzie ja ją położyłem. – usiadł i rozejrzał się po pomieszczeniu
Zwlekłam się leniwie z łóżka i podeszłam do szafy, przed tym zahaczając również wzrokiem o pomarańczową koszulkę.
Nic: Leży przy komodzie. – rzekłam, a ten chwycił ją w rękę – A tak w ogóle, to która jest godzina? – zapytałam, wyciągając ubrania
Kas: 7:53. Ale nie idziemy dzisiaj do szkoły, prawda? – słyszałam nadzieję w jego głosie
Nic: No przecież powiedziałam, że zostajemy. Do południa mam jeszcze wolną chatę. – rzuciłam idąc do łazienki
Zaczęłam się ubierać, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
Nic: Czego? – zapytałam nakładając bluzkę
Kas: Otwórz, przebierzemy się razem. – powiedział wesoło
Nic: Spadaj. Zaraz wychodzę.
Po kolejnych pięciu minutach, przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Kastiel stał metr ode mnie i czekał na możliwość wejścia. Zrobiłam mu przejście, więc podszedł. Jednak zamiast wyminąć moją osobę, zatrzymał się i przygwoździł mnie do ściany. Zbliżył swoje usta do mojego policzka i delikatnie dotknął ustami mojej zarumienionej nieco skóry.
Kas: Pięknie wyglądasz. – szepnął
Spuściłam wzrok, dlatego nie zorientowałam się, co robi. Przesunął wargi do moich warg i zatopił usta w moich ustach. Znów mnie pocałował… I znowu zaczęłam się rozpływać… Delikatnie przygryzł moją dolną wargę, w związku z czym westchnęłam. Nie mogłam dłużej trwać w takiej delikatności. Potrzebowałam czyjejś bliskości, musiałam, po prostu musiałam poczuć w kimś oparcie. Teraz to ja wkroczyłam do akcji. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przylgnęłam do niego ciaśniej. Pocałowałam namiętnie i zachłannie, najwyraźniej pozbawiając go tchu. Zamruczał cicho, co jeszcze bardziej pobudziło mnie do działania. Zaczęłam kierować nas w stronę łóżka.
Sama nie wiem, dlaczego robiłam coś takiego. Tak rozpaczliwie potrzebowałam Lysa, tak strasznie mi go brakowało, że próbowałam przez pocałunki z Kastielem zaspokoić tę tęsknotę. Czy dobrze myślałam? Oczywiście, że nie. To było wręcz niewiarygodne, że byłam aż tak zrozpaczona, że chciałam zadowolić się innym facetem. Moje rozumowanie było już irracjonalne i niepoważne, ale nie mogłam znieść… Skoro Lysander jest teraz szczęśliwy z jakąś inną dziewczyną, to, do cholery, ja też mogę!
Powaliłam go na łóżko z potężnym impetem. Widziałam, że był totalnie zaskoczony i wręcz nie wierzył, że ja, taka grzeczna dziewczynka, wyprawiam takie rzeczy. Więc właśnie to zrozumiał. Podeszłam powoli do skraju łóżka i zrobiłam drapieżną minę, a ten mi zawtórował. Wskoczyłam na niego szybko, aż stęknął.

Kas: Ostrożniej, bo zaraz mnie uszkodzisz. - mruknął zaczepnie
Nic: Nie przeszkadzaj. - powiedziałam
Kas: Dobra, więc daję ci wolną rękę - na te słowa uśmiechnęłam się kokieteryjnie i delikatnie musnęłam palcem jego nagi tors; Mimo moich słów, nie nałożył z powrotem bluzki, co właściwie teraz mi nie przeszkadzało. Pocałowałam go po raz kolejny, równie namiętnie, jak wcześniej. Zatraciłam się w tym uczuciu, że komuś, w tym przypadku Kastielowi, mogło na mnie zależeć. Że mu się podobam, chce mnie chronić. To było mi tak bardzo potrzebne, że nie mogłam się powstrzymać, opanować. Nie wiem, być może właśnie zwariowałam, ale ten chłopak zaczął mnie właśnie rozczulać, przy nim czułam się doceniana, po prostu ważna. A może nie powinnam tego robić? Może mnie skrzywdzi? Zawiedzie moje zaufanie? Czy dać mu szansę? Bo skoro z Lysem wszystko definitywnie się zakończyło, to być może warto zaryzykować i spróbować być szczęśliwą z Kastielem? Przecież widzę, jak się stara, troszczy się o mnie… Jest wart mojej uwagi, wart mnie. Tylko istnieje jeszcze jeden, najważniejszy fakt – nie kocham go. Moje serce nadal należy do białowłosego, mimo tego, co się stało. A może z biegiem czasu poczuję do Kasa głębsze uczucie i będziemy w pełni szczęśliwi? Jeżeli oczywiście nie okaże się bezwzględnym podrywaczem, jak to mnie wcześniej straszyli inni, i mnie nie zdradzi z jakąś lalunią? Sama nie wiem… Chcę być spełniona, mieć przy sobie osobę, na której zawsze będę mogła polegać, ale… czy tą osobą jest Kastiel?
Mimo myśli nachodzących do mojej głowy, nadal nie przestawałam go całować. Teraz zjechałam ustami na jego klatkę piersiową, a ten wydawał z siebie pomruki zadowolenia.
Nic: Kas… Ja… Nie wiem, co się ze mną dzieje… - wysapałam, nie odrywając warg od jego ciała
Mruknął coś tylko niezrozumiale, więc nie zaprzestałam swoich czynności. Masowałam jego brzuch z uwielbieniem i ani mi się śniło, by się opanować. Chciałam być blisko kogoś, komu mogę zaufać. W środku aż we mnie buzowało, byłam podekscytowana, podniecona i radosna…
Kiedy tak go całowałam, dotykałam, w pewnej chwili gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej, w związku z czym siedziałam mu teraz na kolanach. Włosy miał całkiem rozczochrane, ale mimo to wyglądał cholernie przystojnie. Dziwne, ale dopiero teraz to zauważyłam. Chłopak, czym kompletnie mnie zdziwił i zaskoczył, zsunął mnie ze swoich nóg, tak, że teraz siedziałam obok niego. Patrzyłam na jego twarz ze zmarszczonymi brwiami, totalnie zbił mnie z tropu, jeśli można to tak nazwać. Schował twarz w dłonie, a łokcie oparł o kolana.
Nic: Kastiel? – zapytałam
Kas: Nie mogę… - szepnął – Nie mogę tego zrobić najlepszemu kumplowi…
Nic: Czego? – zirytowałam się trochę
Kas: Nie potrafię mu cię odebrać! Kurwa, nie wierzę, że to robię! – wstał gwałtownie – Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie mogę! Rozumiesz?! Jestem teraz jakimś wyrozumiałym gościem, który liczy się z uczuciami innych… Boże! – krzyknął
Nic: O czym ty mówisz? – zapytałam rozpaczliwie, bo dosłownie nie rozumiałam
Kas: Wiem, że cię kocha! A ja, jak jakiś pieprzony gentelmen, nie zrobię mu tego! – znów usiadł, trzymając się za głowę – Zależy ci na nim, nie mów, że to nie prawda. Nie mogę cię zagarnąć dla siebie… - szepnął

Nic: Czyli… Ty też chcesz mnie tak po prostu zignorować, tak? Nie zależy ci na mnie? – zapytałam z żalem
Kas: To nie tak… Ja… Przepraszam… Może zostańmy przyjaciółmi? – spojrzał na mnie z nadzieją
Łzy cisnęły mi się pod powieki. Spojrzałam na jego dłoń wyciągniętą w moją stronę, ale nie podałam mu swojej ręki. W zamian, znowu spojrzałam mu w oczy.
Nic: Myślałam... Myślałam, że chociaż ty będziesz traktował mnie poważnie. - jęknęłam żałośnie, wstając - Miałam nadzieję, że jesteś kimś, komu znów zaufam... - opuściłam powieki, by nie rozryczeć się zaraz - Nienawidzę cię. - szepnęłam i nie mogłam się w końcu powstrzymać i jedna łza spłynęła po moim policzku - Nienawidzę jego, nienawidzę ciebie! Wszyscy jesteście tacy sami! Chcieliście mnie tylko wykorzystać, a ja, głupia, dałam się wam omamić! Świnie! - wrzasnęłam, rzucając w niego leżącą w pobliżu szczotką do włosów, po czym wybiegłam z pokoju
Zalana łzami, po chwili stałam już na dole i właśnie nakładałam buty, kiedy przybiegła za mną Rozalia
Roz: Hej, gdzie idziesz o tej porze? - była w piżamie, więc nawet jak gdyby co, to nie wybiegłaby za mną, próbując zatrzymać
Nic: Nigdzie! Nie twoja sprawa! Odwalcie się wreszcie wszyscy ode mnie i zostawcie w świętym spokoju! - rozbeczałam się
Dziewczyna zbliżyła się do mnie i przytuliła, ale się wyrwałam - Zostaw! Nie słyszałaś?! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! - wrzasnęłam i wybiegłam
Roz: Nicola!
Słyszałam hałas dochodzący z domu i czyjeś kroki.
Kas: Nicola, zatrzymaj się! Proszę, stój! Słyszysz?! – krzyczał za mną
Nie miałam takiego zamiaru. Wydawało mi się, że ostatnie dni zbliżyły nas do siebie. Sądziłam, że naprawdę coś do mnie czuje. Może nie od razu miłość, ale coś w tym stylu. A tu takie rozczarowanie… Teraz, z innej perspektywy, to było cholernie naiwne uważać, że Kastiel, taki doświadczony casanova, będzie chciał wpakować się w związek z byłą dziewczyną swojego kumpla. Może jeszcze zacząłby prowadzić dom, rozpocząłby gdzieś pracę, przestałby się oglądać za innymi? Śmieszne… Przecież każdy wie, że to niemożliwe. A ja, idiotka, po raz kolejny wymyśliłam sobie wymarzoną bajeczkę i chciałam, żebyśmy żyli jak w jakimś pieprzonym raju…
Teraz dylematem było dla mnie to, gdzie mam pójść. Najchętniej usiadłabym na jakiejś ławce w parku, który stanowił jedno z miejsc, do których uwielbiałam chadzać, i rozbeczałabym się. Nie! Nie będę płakać! Już kiedyś to sobie obiecałam, obietnicy nie dotrzymałam. Ale teraz ją spełnię. Zero łez, zero. Po prostu pomyślę i ułożę sobie w głowie pewne sprawy, ale nie rozryczę się. Bo i po co? Nie ma za czym płakać. Przecież nic takiego się nie stało, zerwał ze mną wcześniej chłopak, a teraz drugi, którego zaczęłam właśnie doceniać, także dał mi tak zwanego kosza, można by tak to ująć. Ironia…
Półgodzinny spacer po mieście faktycznie był mi bardzo potrzebny. Teraz już wiedziałam, co robić. Trudno, trafiłam na dwóch najwyraźniej niewłaściwych dla mnie facetów, ale poradzę sobie. Co innego mi pozostało? Muszę się spiąć i wreszcie stawić czoło prawdzie. Znajdę kogoś, prędzej czy później, ale znajdę. Kogoś, komu będzie na mnie zależało. I nie zostawi z jakichś obaw, wyrzutów sumienia, czy czegokolwiek innego.

Postanowiłam wracać już do domu. Było grubo po 13, a przecież miałam wyjść wieczorem z dziewczynami do klubu a przecież muszę się przygotować. Zgodziłam się już na to wyjście i mimo, że nie mam najmniejszej na to ochoty, nie mam wyboru, niestety… Powoli kierowałam się w stronę domu, ale szłam inną drogą, żeby przypadkiem się na kogoś nie napatoczyć. Idąc, przypominałam po kolei wszystkie dobre rzeczy, jakie kiedykolwiek mnie spotkały. To doskonale poprawiło mi humor i jakoś tak, jakby się rozchmurzyłam. I nie rozpaczałam nad dzisiejszym dniem, nie ma nad czym. Zwyczajnie źle odebrałam intencje Kasa i wyobraziłam sobie zbyt dużo, nie mogę mieć mu tego za złe. Poza tym, powiedział mi, że to ze względu na Lysa tak postąpił. Tylko, czy on naprawdę aż tak się zmienił, by brać pod własną uwagę uczucia innych? Tylko on jeden to wie… Tak zaprzątałam sobie tym głowę, że nie zorientowałam się, że stoję już pod domem. Podeszłam powoli do wejścia, a to dlatego, że nie uśmiechało mi się za bardzo wysłuchiwanie kazań Rozalii o to, że wyszłam tak rano z domu, że nic jej nie powiedziałam i zachowałam się tak, jak się zachowałam. Ale nadszedł czas, żeby nareszcie się z tym zmierzyć. Pogada, pogada i przestanie. Nacisnęłam powoli klamkę z nadzieją, że drzwi są otwarte. Były. Weszłam cicho do środka i zdjęłam buty. Wyjrzałam ostrożnie zza drzwi czy nikogo w pobliżu nie ma. Usłyszałam chrząknięcie.
Roz: No myślałam już, że w ogóle nie przyjdziesz. - ofukała mnie - Gdzieś ty się podziewała tyle czasu? - zapytała
Nic: Poszłam na spacer. - odparłam od niechcenia
Roz: Spacer? Dwie godziny? Oczywiście. - nie wierzyła mi - Powiesz, co się stało z Kastielem? Dlaczego tak uciekłaś? Pokłóciliście się? - drążyła temat
Nic: Nie, wszystko jest okej. - wysiliłam się na uśmiech
Roz: Możesz mnie nie okłamywać? Przecież widzę, że nic nie jest w porządku. I to na pewno ma związek z Kasem. - nadawała
"Związek". W innym sensie, właśnie o to chodziło, ale nie zamierzałam powiedzieć jej, o czym mowa. Postanowiłam, że poradzę sobie sama. I tego postanowienia dotrzymam.
Nic: Rozalia, proszę cię, nawet, gdyby coś się działo, to bym ci o tym nie powiedziała. - na moje słowa zrobiła zawiedzioną minę, chyba "trochę" źle to ujęłam... - Kurczę, nie to miałam na myśli, chodziło o to, że... Już w porządku. Wszystko sobie przemyślałam, poukładałam i jest dobrze. - uśmiechnęłam się lekko - Zresztą, może nieco zbyt ostro zareagowałam. - próbowałam ją udobruchać
Roz: Eh... Ale wiesz, że jakby coś, to zawsze możesz na mnie liczyć i ci pomogę, tak?
Nic: Jasne, że wiem. I ty tak samo. Nigdy nie zostawię cię z żadnym problemem, bo jesteś przyjaciółką, jaką tylko mogłam sobie wymarzyć. - uśmiechnęłyśmy się razem - A zmieniając temat, to gdzie chłopacy? I dziewczyny? - zapytałam
Roz: Tych pierwszych wygoniłam do domu, a te drugie się ubierają.
Nic: Czyli, że nikt nam nie będzie przeszkadzał. - zamyśliłam się - Czekaj, czekaj, ubierają się? Dopiero wstały? - zapytałam zdziwiona
Dziewczyna zaśmiała się.
Roz: To straszne śpiochy. A w dodatku Kim chrapie w nocy. - skrzywiła się dość mocno
Teraz to ja zachichotałam.
Roz: Właśnie, a jak się z Kasem spało? A może nie spaliście, hę? - podniosła do góry brew
A ta też tylko o jednym...
Nic: Jak zejdą na dół, to muszę wam coś powiedzieć. - zmieniłam temat, bo nie chciałam o nim rozmawiać, co najwyraźniej nie spodobało się mojej rozmówczyni
Roz: Okej, powiesz. A teraz może mi wyjaśnisz, dlaczego nie chcesz o nim rozmawiać? Przecież widzę, że się posprzeczaliście. - dalej jęczała jak jakieś ciekawskie dziecko
Nic: To skoro wiesz, że się pokłóciliśmy, to po co pytasz? - zirytowałam się i przeszłam do kuchni
Roz: Dobra, więc odpuszczam, bo widzę, że niczego się nie dowiem - mruknęła
Nic: Dobra decyzja, masz całkowitą rację. – odrzekłam – Ej, Roza, Titi już wróciła? – dopiero przyszło mi do głowy, że miała przyjść koło południa, więc powinna być
Roz: Yhm, jest, jest. Jak przyszła, to trochę się zdziwiła, że tu jesteśmy, ale powiedziałam, że u ciebie nocowałyśmy. Dobrze, że do tej pory wywaliłam stąd chłopaków, bo dopiero by było. – uśmiechnęła się
Nic: Tak, to prawda. Słuchaj, to gdzie ona się teraz podziała? – zmarszczyłam nos
Roz: Powiedziała, że chce się przespać. Znaczy, wymieniłyśmy się kilkoma zdaniami, a potem wbiegła na górę i pewnie teraz leży w łóżku.
Nic: No tak, przecież pracowała na dwie zmiany bez przerwy, na pewno jest wykończona. – odpowiedziałam – Ale przynajmniej nie będzie nam przeszkadzać. Trzeba się w końcu przygotować na tą imprezę, nie?
Na samo słowo „impreza” rozpromieniła się.
Roz: Tak! Dziewczyny zaraz powinny zejść. Ty też idź się ogarnąć i schodźcie na dół, a ja w tym czasie zrobię wam kanapki na śniadanie.
Nic: Dzięki. Kochana jesteś, wiesz? – podeszłam do niej w podskokach i dałam przyjacielskiego buziaka w policzek
Roz: No jasne, że wiem. Leo codziennie mi to mówi. – uśmiechnęła się
Odpowiedziałam jej tym samym i weszłam na górę. Rozczesałam włosy, poprawiłam poranny makijaż i właściwie żadnych innych poprawek nie potrzebowałam. Z powrotem zeszłam na parter i zastałam tam dziewczyny, właśnie pochłaniające kanapki przyrządzone przez Rozalię.
Nic: Hej dziewczyny! – przywitałam się z nimi
Ir/Viol: Hej!
Kim: Cześć. – mruknęła zaspana, leżąc twarzą w stole
Nic: Niewyspana? – zapytałam
Kim: Nooo. Rozalia tak się rozpychała, że prawie mnie zepchnęła, bo spałam z brzegu. A na dodatek, to zmarzłam, bo ściągnęła ze mnie calusieńką kołdrę, więc spałam całkowicie rozkryta. A teraz na dodatek narzeka, że chrapałam. – powiedziała z dezaprobatą
Zaśmiałam się.
Nic: Pasujecie do siebie. Jedna nie daje drugiej się wyspać, a ta druga zabiera pierwszej kołdrę. Idealnie się dopasowałyście.
Kim: Ha ha ha… Tylko że ty nie czujesz się teraz taka obolała. Mam przez nią kilka siniaków, tak mnie skopałaś. Nie wyobrażam sobie nawet, jak Leo z tobą wytrzymuje, jak tak się rozpychasz. Ty MMA powinnaś uprawiać. – spojrzała na nią
Roz: Zabawne. – mruknęła ironicznie
W czasie tej trwającej właśnie dyskusji, zdążyłam zjeść dwa tosty, którymi się w zupełności najadłam, więc odeszłam od stołu i wstawiłam talerz do zlewu. Dziewczyny jeszcze jadły, więc mogłam z nimi pogadać.
Nic: Zaraz musimy się szykować, żeby zdążyć. Roza, na którą my tam w ogóle mamy być?
Roz: O dwudziestej zaczyna się pokaz. – powiedziała z pełną buzią, wypluwając trochę przeżutego chleba…
Pokręciłam głową i westchnęłam.
Nic: W takim razie niedługo trzeba zacząć się szykować. Odliczając czas na dojechanie, to mamy pięć godzin. A musimy jeszcze kupić sukienki. – zrobiłam facepalma
Zakupy z Rozalią… Toż to będzie istne piekło…
Roz: Ale super! Nie martwcie się nawet, wszystko wam wybiorę, będziecie miały śliczne ubrania! – wykrzyknęła, znów opluwając wszystko wokół siebie

Właśnie przypomniałam sobie jeszcze jedną, ważną rzecz, którą miałam im powiedzieć.
Nic: A, jeszcze jedna sprawa. Chodzi o dzisiejsze wyjście. Mam do was prośbę. Proszę, żebyście nie wtrącały się w to, co będę robiła. Nie powstrzymujcie mnie przed niczym, nawet przed totalną głupotę. - mruknęłam - Okej?
Iris: A-ale... A jak będziesz chciała na przykład... - przerwałam jej
Nic: Okej? - twardo powtórzyłam pytanie
Z mojego tonu wywnioskowały pewnie, że tak ma być, więc nie zadawały kolejnych bezsensownych, lub dociekliwych pytań.
I tak minęły nam kolejne dwie godziny na szwendaniu się po sklepach w galerii. Rozalia jak jakaś nienormalna, biegał od butiku do butiku, a śliniła się przy tym jak dzikuska. Szukała, wybierała, przymierzała, a kiedy zdecydowała się na sukienkę dla siebie, zaczęła przekopywać się przez masy stroi w poszukiwaniu czegoś dla nas. Miałam na sobie chyba z dwadzieścia różnych sukienek o różnych wzorach, kolorach i krojach. Miałam dość. Tak samo, jak i reszta dziewczyn. Nie mogłyśmy już dłużej biegać po sklepach, bo miałyśmy już tylko niecałe trzy godziny. Nie mam pojęcia, jak się wyrobimy. Wzięłyśmy pierwsze lepsze, które wpadły nam w oko. Do tego wpadnięcie na pół godzinki do obuwniczego, potem jeszcze raz do butiku po torebki i takie tam. Nareszcie miałyśmy wszystko, czego potrzebowałyśmy.
Sukienka Nicoli
Sukienka Violetty

Sukienka Rozalii

Sukienka Kim
Sukienka Iris

Kiedy byłyśmy gotowe, autobusem wróciłyśmy do domu. Nie obeszło się także bez jęczeń i wyrzutów Rozy o to, że miała za mało czasu na zakupy, chciała wybrać nam coś innego niż to, co kupiłyśmy, ble, ble ble... Uciszyłam ją tym, że teraz przez kolejne dwie godziny będzie czas na makijaż i fryzury. To ją trochę uspokoiło i przynajmniej zaczęła trajkotać o czymś innym. Ale ja jej nie słuchałam, bo się wyłączyłam. Odpłynęłam do świata myśli, a potem, oparta o autobusową szybę, zasnęłam.
Viol: Ej, Nic, obudź się. Za chwilę wysiadamy. – usłyszałam szept, który mnie zresztą obudził, i poczułam, jak ktoś lekko mnie szturcha
Nic: Yhm… - mruknęłam, nawet nie otwierając oczu
Poczułam, jak pojazd zaczyna powoli zwalniać, a po chwili zatrzymuje się na przystanku.
Kim: Jak sobie chcesz. Miłej jazdy. – odpowiedziała
Otworzyłam szybko oczy i zorientowałam się, że dziewczyny wychodzą. A ja dalej siedzę. Drzwi zaczęły się zamykać. O w dupę! Natychmiast zerwałam się z siedzenia i podbiegłam do wyjścia. Przecisnęłam się przez, małą już teraz, szparę i byłam wolna. Spojrzałam groźnie na dziewczyny i chciałam do nich podejść, by trochę je poobwiniać, ale nie mogłam. Zostałam pociągnięta w przeciwną stronę, czyli do tyłu. Straciłam równowagę, ale zrobiłam kilka kroków w tył. Obróciłam szybko głowę. Nie mogę, ale ze mnie ofiara. Eh… Przytrzasnęłam swoją torbę drzwiami autobusowymi. Niezdara… Chwila! Co?! Pojazd przyśpieszył, a ja, żeby się nie wywalić i nie wpaść pod jego koła, zaczęłam biec. Coś tak podejrzewam, że to musiało wyglądać komicznie. Dziewczyna biegnąca za pojazdem Komunikacji Miejskiej, dlatego że przytrzasnęła torbę… Wyglądałam jak idiotka, bo po chwili już sprintowałam. I z pewnością zaliczyłabym glebę, a w związku z tym zostałby ze mnie mokry placek na ulicy po przejechaniu przez jakiś inny samochód, ale ja i moja najinteligentniejsza inteligencja zaczęła trochę myśleć. Torbę miałam zawieszoną przez ramię, więc szybko przerzuciłam ją na drugą stronę. W ręce trzymałam już jedynie uchwyt, lecz zaraz go puściłam i wpatrzyłam się w oddalający się autobus, z którego drzwi wystawał pasek… Tego było za wiele. Dlaczego ja mam takiego pecha?
Obejrzałam się za siebie w poszukiwaniu dziewczyn. Teraz to miałam ochotę kogoś porządnie wytargać i Rozalia wydawała się odpowiednią do tego osobą. Cztery postacie gnały w moją stronę i domyśliłam się, że to one. Kurde, daleko zabiegłam.
Zatrzymałam się i patrzyłam na przybliżające się osóbki.
Roz: O ja, Nic! Co to było?! – krzyknęła, gdy była już niedaleko
Zacisnęłam usta w wąską linię i patrzyłam na nią ze złością. Reszta dobiegła do nas po kilku sekundach.
Viol: Hej, co… Jak ty… Dobrze… Się czujesz? - sapała, nie mogąc skleić normalnego zdania z tego wysiłku
Kim: Gdzie… Gdzie twoja torba? – wydukała, trzymając się za bok – zapewne kolka
Nic: Została w autobusie. – syknęłam
Ir: Spokojnie. Da się ją odzyskać, bez problemu. Pamiętasz… numer autobusu? – zapytała, ciągle sapiąc
Zrobiłam facepalma. No nie mogę, jak mogłam nie zwrócić na to uwagi?
Kim: Czyli, że nie pamiętasz. Może jakoś da się jeszcze coś wykombinować. Miałaś tam jakieś dokumenty? Legitymację, telefon, pieniądze? – dociekała
Podniosłam rękę, żeby znów walnąć się nią w twarz, ale zatrzymała mnie Rozalia.
Roz: Hej, zaczynasz upodabniać się do Nataniela. To jego specjalność. – wypaliła – A jak zrobisz sobie dziurę w czole?
Nic: Oh… - wywróciłam oczami – Dajcie spokój. Teraz muszę jechać do jakiegoś biura rzeczy znalezionych… - mruknęłam – Dziękuję. – powiedziałam ironicznie
Iris: Ej, ej, ej, to nie nasza wina. Viola cię budziła, to ty nie chciałaś wstać. – broniła się
Kim: Poza tym, póki ta torba tam trafi, minie trochę czasu. Jutro z tobą pojedziemy, hm?
Nic: Jutro sobota…
Roz: Ale na pewno będzie otwarte. – zapewniała – No już, nie bądź taka zła. Wszystko będzie okej. Wytrzymasz dzień bez komórki, kasa też się znajdzie. Jestem przekonana.
Nic: Eh… Dobra, chodźcie. – westchnęłam ciężko
Super, po prostu super. Autobus o mało mnie nie przygniótł, a teraz byłam skazana na godziny bez telefonu, bo że tak powiem ukradł mi moją własność. I jeszcze to wyjście do klubu… Masakra…

________________________________________________

Ehu, ehu... Przepraszam za takie nico, brak akcji i nudziarstwo. Siedziałam nad tym rozdziałem od napisania tamtego i nie wiedziałam, co wymyślić *-* Jeśli chodzi o nexta, to postaram się bardziej, żeby coś wyszło. Ale i tak pewnie wyjdzie tak jak i teraz... :/// Chociaż w sumie, na następny mam plan ;D
No, a teraz wyjaśnienie i info. Jeśli oczywiście nic się nie zmieni, to teraz rozdziały będą pojawiały się rzadziej, pewnie zresztą już to zauważyłyście. Dlaczego? Już tłumaczę. Od 2 tygodni moja mama nie ma pracy, bo zlikwidowali jej etat. I w związku z tym, siedzi jak na razie całymi dniami w domu. Cały czas słyszę jęczenie w stylu: "Ile ty już tam przy tym komputerze siedzisz? Odejdź od niego i się poucz do historii.", albo "Mówiłam, żebyś tyle nie siedziała przed komputerem! Już dwie godziny bez przerwy!" (Żeby tylko wiedziała, ile siedziałam, jak jej w domu nie było, kiedy jeszcze pracowała xD). Mam dość, ale dopóki nie znajdzie czegoś, to będzie lipa, bo nie będę miała jak pisać :c 
Mam nadzieję, że zrozumiecie :(

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział XXIV

Porzuciłam mój plan zjedzenia czegoś przepysznego na rzecz otwarcia drzwi. Tost nie zając, nie ucieknie. Wytrzymam. Podeszłam do wejścia, przekręciłam zamek i otworzyłam. Jeszcze nie zdążyłam ich nawet uchylić, kiedy zaskoczył mnie głos. A właściwie nie jeden głos, a głosy.
…: Cześć rzygańcu jeden! – usłyszałam krzyk
Przede mną stały dziewczyny: Kim, Roza, Iris i Violcia, a także chłopaki – Armin i Alexy.
Nic: Ale co wy tu…? - wyksztusiłam
Nie powiem, zaskoczyli mnie. Nie spodziewałam się, że przyjdą. A tu taka miła niespodzianka.
Kim: Jak to co robimy? Stoimy! Więc może nas wpuścisz? – zaśmiała się
Patrzyłam na nich moment, a zaraz zeszłam na bok, robiąc im przejście.
Nic: Wbijajcie. Tylko chaty mi nie rozwalcie. - zastrzegłam
Ar: Spokojna twoja rozczochrana. Wszyściutko będzie w jak najlepszym porządku. – zapewnił
Kiedy tylko weszłam do salonu, gdzie stali rozbierając się moi goście, Rozalia niemalże od razu zaczęła trajkotać.
Roz: Wiesz, dzisiaj cię nie było, ale wzięłam sprawy w swoje ręce. Wszystko już załatwione. Każdy już wie. – uśmiechnęła się
Nic: Wie? O czym? – zapytałam niezrozumiale

Roz: Dzisiaj rano wślizgnęłam się do pokoju nauczycielskiego, wzięłam telefon, a przy głównym głośniku włączyłam nagranie ze szpitala. W całym budynku, na każdym korytarzu zabrzmiała ta rozmowa. Ci, którzy byli wtedy w szkole, usłyszeli co do słowa z tego, co powiedziała Amber. A nawet jeśli kogoś nie było, to dowie się od innych, bo teraz to jest informacja dnia, może nawet i tygodnia. – powiedziała z szybkością karabinu maszynowego
Stałam jak wryta i aż rozdziawiłam buzię ze zdziwienia.
Nic: Ro-Roza? Naprawdę? Poważnie? Zrobiłaś to dla mnie? – rzuciłam się w jej stronę i przytuliłam mocno
Roz: No nie powiem, że było łatwo. Dostałam ochrzan od dyrki, ale i tak widziałam, że jest zadowolona. – wyszczerzyła się
Teraz właśnie odezwał się Alexy. Nawiasem mówiąc, to po wyjściu ze szpitala, złapałam z nim świetny kontakt. Wcześniej także rozmawialiśmy, śmialiśmy się, ale od tych kilku dni cały czas ze sobą przebywaliśmy. Uwielbiałam jego towarzystwo. Można powiedzieć, że był tak jakby moją przyjaciółką. Wraz z Rozalią był moim najlepszym kumplem.
Al: Ej! O sobie to mówisz, a ja? Przecież pomagałem ci! Stałem cały czas na czatach, żeby nikt cię nie przyłapał! – oznajmił swój udział w akcji
Oderwałam się od dziewczyny i popatrzyłam z uśmiechem na chłopaka.
Nic: Alexiaczku ty mój niebieski! Kochanie! – krzyknęłam radośnie i rzuciłam mu się na szyję, a on zaczął mną kręcić; Śmialiśmy się przy tym co nie miara, a zaraz dołączyli do nas pozostali i wyliśmy jak jacyś idioci. A siedmioosobowy śmiech, to nie było nic cichego.
Zatrzymał się lekko zdyszany i spojrzał na mnie z uśmiechem.
Nic: Dziękuję! – podziękowałam mu
Wspięłam się na palce i dałam mu całusa w usta. Mówiłam już, że świetnie się ze sobą czuliśmy. Traktowaliśmy się nawzajem jak rodzeństwo. Poza tym, każdy wokół wiedział, że Al był gejem. Nie krył się z tym specjalnie, więc dla każdego było jasne, że to takie przyjacielskie przytulanki. Dlatego też pozwaliśmy sobie na tego typu czułości. Bo w końcu, co złego jest w tym, że całuję geja? Dobra, to jednak jest dziwne. Zapomnijmy o tym, co powiedziałam.
…: Ładnie to tak obcałowywać się z chłopakiem za moimi plecami? – usłyszałam kpiący głos
Odwróciłam się. Kastiel. Chciałam zapytać, jak wszedł, ale mnie uprzedził.
Kas: Drzwi były otwarte. Co, może miałem jeszcze zapukać? – zapytał ironicznie – A może mi też byś tak podziękowała? – podniósł do góry jedną brew
Nic: Tobie? Za co? – zaśmiałam się
Iris: Kastiel zwędził klucze do pokoju nauczycielskiego, Natanielowi. To dzięki temu Rozalia z Alexym mogli wejść i puścić to nagranie. – wytłumaczyła
Popatrzyłam na niego podejrzliwie.
Kas: To czysta prawda. – zapewnił i wystawił ku mnie ręce, zachęcając do przytulasa i posłał mi buziaka w powietrzu
Zrobiłam pobłażającą mnę, chociaż tak naprawdę w środku byłam szczęśliwa. Kas przełamał się i postanowił się z nim zobaczyć. Nawet jeśli to nie była rozmowa, ani nic, to jednak zrobił coś takiego dla mnie. Coś przeciw sobie. Nie trzeba było się zastanawiać, by stwierdzić, że nie znosił Nata i byli największymi wrogami, a jednak.
Podeszłam do niego i ukłułam w brzuch, a ten zrobił obrażoną minę. Objęłam go rękami, a głowę położyłam na torsie chłopaka. Zaskoczyłam go? Podejrzewam, że tak. Jednak po chwili się ogarnął i on także mnie przytulił. Słyszałam bicie jego serca. Było szybkie, bardzo szybkie. Jakby się denerwował. Albo był podekscytowany tą sytuacją. Na tę myśl uśmiechnęłam się mimowolnie. W życiu nie podejrzewałabym, że coś takiego w ogóle kiedykolwiek o nim powiem, ale to było takie… słodkie…
Ar: Może już byś ją puścił. Wystarczy tych czułości. – warknął Armin i czułam, że podszedł
Dotknął mnie, jakby chciał oderwać od siebie mnie i Kasa. Ale dlaczego?
Kas: Spadaj stąd, bo za chwilę możesz nie mieć wszystkich zębów. – syknął do niego

Wyplątałam się z objęć. I stanęłam naprzeciw.
Nic: Uspokójcie się. Siadajcie lepiej i włączcie coś fajnego. Ja idę do kuchni poszukać jakiegoś żarełka. Nic dzisiaj nie jadłam.
Viol: Nic a nic? – zadziwiła się
Nic: Spałam od rana, nie miałam czasu. – i znikłam
Wzięłam kupioną rano przez ciocię cynamonkę. Co z tego, że kupiła ją sobie? Nie jest podpisana, więc bez różnicy. Ze zlewu zdjęłam osiem szklanek, trzy napoje. Hoop Colę, Mirindę i Sprit’a. Zaniosłam do salonu, postawiłam obok sofy. Wróciłam i usłyszałam, jak chłopacy rozlewali picie. I nie tylko do szklanek, bo po chwili zaczęli oblewać się nawzajem. I nim zdążyłam zareagować, pół pokoju było zalane.
Nic: Czy was kompletnie pojebało?! – wydarłam się, kiedy wbiegłam do pomieszczenia – A wy nie mogłyście ich powstrzymać? – załamana, zwróciłam się do dziewczyn
Kim: Wolałyśmy się w to nie mieszać, bo i my byśmy oberwały. – umyła ręce Kim
Westchnęłam, patrząc na nich srogo.
Nic: Wiecie, kto to teraz posprząta? – zapytałam unosząc brew
Al: Ty?
Nic: Błąd. Idę po szmaty i będziecie wszystko ścierać, dopóki w tym pokoju nie zalśni. Jasne? – to nie było pytanie z uwzględnianymi odpowiedziami
Ar: Ale to by… - przerwałam mu
Nic: Wolisz posprzątać tylko tutaj, czy mam ci w zamian dowalić cały dom? – zapytałam
Kas: Niby czemu cały?
Nic: Bo właśnie oblaliście mój aparat, tłumoki. – ich wzrok powędrował na komodę, prze której stali, a na niej ociekające Mirindą urządzenie
Al.: Upsss… Dobra, dawaj to. Posprzątam. – przejechał dłonią po twarzy w geście upokorzenia
Po chwili z powrotem stałam w salonie z trzema ścierami w ręku.
Nic: No już, do roboty chłopaki. – uśmiechnęłam się szatańsko, a dziewczyny zaśmiały się oglądając tę sytuację
Kas: Ja tam nie mam zamiaru. – usiadł na kanapę, założył ręce na piersi i zamknął oczy
Pokręciłam głową.
Nic: Wielki błąd Kastuniu.
Ten moment, kiedy mokra ściera uderza w twarz chłopaka z głośnym plaskiem. Płakanie ze śmiechu całej reszty, zabójczy wzrok Kasa – o mało się nie posikałam. Zdjął z twarz to, co na niej miał i popatrzył na materiał.
Kas: Ty szmato. – szepnął do niej groźnie, czym wywołam jeszcze większą salwę śmiechu – u mnie, dziewczyn, chłopaków i u niego samego
Po kilku minutach nieopisywalnego śmiechu, wreszcie się powstrzymałam. Wytarłam ręką łzy, które mi popłynęły podczas, gdy tak z niego wyłam. Znów powędrowałam do kuchni, ciągle słysząc za sobą chichot.

W kieszeni poczułam wibracje. Sms. Od Titi:
"Nicola, przepraszam, że znów to samo, ale Dalia, nasza recepcjonistka, zachorowała i nie może przyjść na nocną zmianę. Muszę ją zastąpić i po raz kolejny nie będzie mnie w nocy w domu. Wracam tak jak wcześniej, koło południa, więc zobaczymy się po szkole. Do jutra :)
PS: Tylko nie zdemoluj całego domu."
I za co ona przeprasza? Dla mnie to i lepiej, że jej nie będzie. Przynajmniej będę miała spokój. Odpisałam jej, że rozumiem i schowałam telefon z powrotem do kieszeni.
 Po przeszukaniu szafek, w których znalazłam paczkę popcorn, jakieś opakowanie cukierków i wcześniej niezjedzoną przeze mnie czekoladę, wróciłam się. Kastiel nogą „zmywał” kałużę, a Armin klęczał dokładnie polerując podłogę. Po chwili wskoczył na niego brat bliźniak i zaczął machać swoją szmatką, jakby było to lasso.
Al: Wio, byczku! Wio! – krzyknął, wiercąc się
Kolejny raz parsknęliśmy śmiechem. Oprócz Armina, rzecz jasna.
Ar: Alexy, ty ciulu! Złaź ze mnie idioto! Nie jestem jakimś koniem, żebyś na mnie siedział! – wrzasnął
Al: Nie, nie jesteś koniem. Jesteś byczkiem! – poprawił go radośnie
Armin zaczął go z siebie spychać, „wierzgać” i ta scena naprawdę wyglądała jak ujeżdżanie byka – przez Alexego.
Nic: Al, może zejdź już z niego, bo czuję, że zaraz się poważnie zdenerwuje. – uśmiechnęłam się do szeroko
Posłusznie zszedł z brata, a ten podniósł się, patrząc na niego groźnie.
Kim: Co tam masz dobrego w rękach? – najwyraźniej zauważyła, że coś trzymam
Nic: Popcorn, cuksy i czekoladę. Zaraz wszystko wszamamy. Tylko najpierw coś włączcie. – rzekłam – W szufladzie na dole tego słupka są jakieś płyty. Nie wiem, czy cokolwiek fajnego, bo nawet nie zaglądałam.
Roz: Ja się tym zajmę. – odparła wesoło, podeszła i otworzyła – Co chcecie? Horror, przygodówkę, romans? – zapytała, uśmiechając się szeroko na ostatni gatunek
Nic/Viol/Irys: Romans! – wykrzyknęłyśmy razem
Kas: Na pewno nie! To filmy dla bab! Ma być jakiś horror. – podniósł dumnie głowę do góry
Ar: Nie, dla mnie sensacyjny. – mruknął Armin
Nic: Myślicie, że macie jakikolwiek wybór? – zapytałam ironicznie – Niestety, ale film został właśnie przegłosowany. Cztery osoby na romansik, wygrałyśmy. – uśmiechnęłam się szatańsko – Roza, wybierz coś bardzo, bardzo romantycznego. Chcę zobaczyć ich reakcje, jak będą to oglądać. – zaśmiałam się
Usiedliśmy na kanapie, a dziewczyna wzięła się za włączanie. Chłopcy mieli skrzywione miny i wiedziałam, że nie byli zadowoleni z wybory. Kim również.
Kim: A ja osobiście chciałabym coś z fantasy. – zamarudziła – Nie będę mogła patrzeć na jakieś słodkie scenki. – mruknęła
Iris: Dasz radę, Kim. Wierzę w ciebie. – uśmiechnęła się
Dziewczyna westchnęła. Właśnie pojawiły się pierwsze napisy, a Roza zajęła miejsce obok mnie. Wszystkie głowy skierowały się w stronę telewizora, oprócz mnie. Musiałam pogadać z przyjaciółka i wydawało się, że to odpowiedni moment na taką rozmowę, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Nic: Rozalia, - zaczęłam, a ona spojrzała na mnie – czy… Dlaczego Lysander nie przyszedł z wami? On… Nie uwierzył? Podstawiliście mu twardy dowód, a on… Mimo to dalej uważa, że ją pobiłam? Tak? – w moich oczach pojawiły się łzy
Może wydawało się, że nie zwróciłam uwagi na to, że nie pojawił się u mnie, ale w duchu zwyczajnie płakałam. To jego obecności pragnęłam najbardziej, a on się nie zjawił. Nawet ze mną nie porozmawiał, a tak bardzo tego chciałam. Myślałam, że kiedy usłyszy prawdę, o się zmieni. Przyjdzie, porozmawia, przeprosi. Może nawet wybaczy mnie to, co ja mu wcześniej zrobiłam i znowu będziemy razem? Jaka ja niemądra… Zapomniałam już, że przecież ma teraz inną dziewczynę. Na tę myśl skręciło mnie w żołądku. Powinnam otwarcie się przyznać, nawet przed samą sobą, że żyłam marzeniami. Wymyśliłam sobie, że wszystko między nami się ułoży, że będzie tak, jak dawniej. Nic głupszego. To już nigdy nie wróci, nie będzie tak jak dawniej. I nie powinnam się łudzić, że cokolwiek się ułoży. Bo się nie ułoży. Co najwyżej, znowu będziemy przyjaciółmi… Ale to wszystko, nie mam co liczyć na nic innego.
Spojrzałam na nią smutno, odwracając zaraz głowę, by nie spostrzegła moich łez. Dobrze, że reszta wciągnęła się w film. Nawet Kastiel i Armin, którzy tak protestowali, oglądała teraz z zaciekawieniem.
Roz: Nic… Myślę, że potrzebuje trochę czasu. On… - przerwałam jej
Nic: Już mi to mówiłaś. Że powinnam poczekać. A skończyło się na tym, że wtedy w szpitalu znowu zaczął mnie oskarżać. – rozżaliłam się
Roz: Chciałabym móc coś zrobić, pomóc, zadziałać. Nie wiesz jak bardzo zależy mi na tym, żebyście byli razem. Pasujecie do siebie i wiem, że się kochacie. Ale nie potrafię zmienić jego decyzji, wyboru. Dzisiaj po puszczeniu tego nagrania, nawet nie miałam okazji, by z nim pogadać, bo zwinął się z reszty lekcji. Nikt nie wie, gdzie poszedł, bo dzwoniłam do Leosia i okazało się, że nie wrócił do domu. – powiedziała z troską
Nic: Chcesz powiedzieć, że… Wyjechał? – przeraziła mnie ta myśl – Wyjechał na zawsze? – nie mogłabym znieść, jeślibym miała już nigdy go nie zobaczyć
Roz: Nie, no coś ty. – rzekła pocieszająco – Po prostu gdzieś znikł. Pewnie chce poukładać sobie w głowie wszelkie wiadomości. Wiesz, myślę, że jest mu strasznie głupio za wszystkie rzeczy, które ci powiedział. Nie mógłby ci spojrzeć teraz w oczy. – wyjaśniła

Nic: Ale to tak strasznie boli… - po policzku spłynęła mi jedna łza – I jeszcze ta dziewczyna… - przerwałam
Przecież miałam jej nic nie mówić, kurde! Nie chcę, żeby potem się wtrącała w to bagno. I tak nic by to nie zmieniło.
Roz: Słucham? O jaką dziewczynę ci chodzi? – zmarszczyła brwi
Musiałam wymyślić coś na szybkiego, żeby ją zmylić.
Nic: No, chodziło o Amber… Że wszystko uknuła i przez to jesteśmy skłóceni…
Roz: Ach… Nie martw się, ułoży się jeszcze między wami. Na pewno. – uśmiechnęła się
Jak to dobrze, że nie domyśliła się, że bredzę. Usiadła wygodnie na kanapie i zapatrzyła się w telewizor. Natomiast ja ani myślałam, żeby oglądać. Znów zaczęłam rozmyślać. Wyobrażałam sobie jakby to było, gdybyśmy nie pokłócili się. Miałam przed oczami wizję, jak spacerujemy razem po parku, trzymając się za ręce. Jest ciemno, bo nadszedł wieczór, tak romantycznie… Lys szepcze mi do ucha czułe słowa, mówi, że mnie kocha. Całuje, obejmuje, dotyka… Znów z moich oczu poleciały łzy. To już nigdy nie wróci. Od teraz, niemal codziennie będę widziała go szczęśliwego, jak… Znajduje się z tamtą blondynką w tym cholernym parku, i to ją tak ubóstwia… Miałam patrzeć spokojnie i pozwalać, by moje serce na każdy jego kolejny widok kruszyło się na coraz mniejsze kawałki?
Powoli otworzyłam oczy. Wokół mnie było całkowicie ciemno, absolutnie nic nie widziałam. 

Wyjęłam telefon, sprawdzając godzinę – 21:03. Czyżbym zasnęła? No dobra, nawet jeśli, to powinnam się w końcu zwlec z tej kanapy. Wstałam przeciągając się i kiedy zrobiłam pierwszy krok, usłyszałam głośny jęk. Przeraziłam się i próbowałam skojarzyć fakty. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś ktosiek, który wlazł nie wiadomo kiedy do mojego domu. Zaświeciłam komórką na podłogę. Armin śpiący z kciukiem w ustach. Powstrzymałam śmiech i zaraz się zdziwiłam, że jeszcze tu są. Bo właśnie ogarnęłam też wzrokiem całą resztę. Kolejny widok przez który omal się nie roześmiałam. Kastiel i Alexy leżeli na kanapie przytuleni do siebie mocno. No jeszcze rozumiem, że Al, ale nasz buntownik tulący się do faceta? Zabawne. Rozalia rozłożyła się na siedzących Kim i Violi, a Iris miała przechyloną głowę, a z ust ciekła jej ślina. Myślałam, że pęknę. Nie mogłam się powstrzymać. Wyminęłam ostrożnie Armina, żeby nie nadepnąć mu na kolejną część ciała i ustawiłam się w sporej odległości od nich, żeby ująć cały ten prześmieszny obrazek. W telefonie włączyłam lampę i zrobiłam kilka zdjęć z przeróżnych ujęć. Podczas trzeciego, Kastiel zawarczał przez sen, jakby wiedział, że właśnie go kompromituję. Uśmiechnęłam się do siebie i jeszcze kilka razy popstrykałam. Wpadłam po chwili na jeszcze lepszy pomysł. Ostatnio oglądałam jakiś tam film o praniu mózgu podczas snu. Nie miałam okazji tego wypróbować, ale miałam zamiar przekonać się, czy to prawda. Weszłam do korytarza i zapaliłam tam światło, żeby chociaż niewielka jego ilość wpadła do drugiego pokoju. Nie chciałam włączać go w salonie żeby nikogo nie obudzić, bo wtedy nici z mojego pomysłu. Dobra, kamera gotowa do kręcenia, więc powoli podeszłam do Kastiela. Siedział przytulony z Alexym z samego brzegu, więc nie miałam problemu. Schyliłam się i szepnęłam mu radośnie do ucha taki zwykły tekścik
Oddaliłam się natychmiast, żeby sprawdzić, czy wypali. Włączyłam kamerę. W odpowiednim momencie, zresztą. Kastiel poruszył się niespokojnie, ale się nie obudził. W zamian, wymruczał sennie słowa, które mu wcześniej „wprałam”:
Kas: Kocham Alexego, to mój Bóg. Jest taki męski i przystojny. – powiedział przez sen, jeszcze bardziej się do niego przybliżając i mocniej przytulając
Tego było już za wiele. Nie potrafiłam już wytrzymać tych tortur, jakimi było wysłuchiwanie takich komedii bez możliwości roześmiania się. Teraz już zwyczajnie nie mogłam. Ryknęłam tak bardzo niepohamowanym śmiechem, że wszyscy dosłownie podskoczyli. Reakcja Armina patrzącego z obrzydzeniem na swój obśliniony palec, Iris wycierająca ślinę z brody, były powalające. A najlepsza była reakcja czerwonowłosego, który widząc, że obejmuje niebieskowłosego, odskoczył jak poparzony, w związku z czym wylądował na ziemi, przygniatając Armina, który znów zaczął jęczeć. Alexy siedział teraz zarumieniony i patrzył się kokieteryjnie na Kastiela.
No myślałam, że umrę ze śmiechu. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni, niektórzy, na przykład Kas, ze zdenerwowaniem, ale nie mogłam się uspokoić. Leżałam więc tak na podłodze jeszcze jakiś czas, trzymając za brzuch i śmiejąc wniebogłosy.
Kas: No i co jest takiego zabawnego?! – warknął wkurzony
Uspokoiłam się nieco, a to dlatego, że chciałam mu wyjaśnić, o co chodzi, ale było to bardzo trudne. Wreszcie się opanowałam, włączyłam galerię filmów i podeszłam do nich, nadal się chichrając. Siedem twarzy zebrało się przede mną, ciekawi, co takiego chcę im pokazać. Włączyłam nagranie trwające zaledwie osiem sekund, ale efekt był mega. Jeszcze przed końcem wszyscy wręcz leżeli ze śmiechu i podejrzewam, że teraz to już wiedzieli, dlaczego tak chichotałam. Al siedział nadal na sofie, jeszcze bardziej zarumieniony i myślę, że słowa, które usłyszał, bardzo mu się podobały. A Kastiel… Kastiel najpierw się nie odzywał, zaciskając usta w jedną, wąską linię. A potem wstał, podniósł mnie i pociągnął za sobą, zostawiając ciągle rechoczącą resztę samą. Zaprowadził mnie za ścianę do kuchni i zatrzymał się.
Kas: Masz świadomość, że właśnie totalnie mnie skompromitowałaś? – syknął
Nic: No oczywiście, że mam. – zaśmiałam się – Sorry, ale to byłoby zbyt trudne, gdybym miała zostawić tą scenkę tylko dla siebie. – urwałam, a po chwili dodałam rozpływającym się głosem, przedrzeźniając go – Kocham Alexego. Jest taki przystojny. – i znów zaczęłam chichotać
Kas: W życiu nie powiedziałbym czegoś takiego. – uciął – To jakiś podstęp. – odrzekł podejrzliwie
Nic: Bingo, mój geniuszu! – zaśmiałam się
Spojrzał na mnie z bananem na ustach.
Kas: Twój geniusz? – uśmiechnął się szelmowsko
Zakłopotałam się lekko, bo faktycznie trochę źle to ujęłam. Nie przemyślałam dokładnie swojej wypowiedzi.
Nic: N-nie, źle mnie zrozumiałeś. – zaczerwieniłam się
Przybliżył się lekko do mnie.

Kas: Rozwieję twoje wątpliwości. Właśnie zapewniam cię, że nie jestem gejem. – szepnął
Nic: Nie? Bredzisz. Gdybyś nie był, to nie tuliłbyś się do Alexego. – odparłam zadziornie
Tak, prowokowałam go, ale nie mogłam powtrzymać się przed tym, by nie wypominać mu tamtej sytuacji.
Kas: A gdybym był, nie zrobiłbym tak…
Przybliżył swoją twarz do mojej i spokojnie spojrzał mi w oczy. Zaskoczyła mnie jego delikatność. Zawsze uważałam, że jest bezwzględnym podrywaczem i aroganckim typkiem, a tu proszę.
Nic: Co ty chcesz… - nie dokończyłam
Chłopak w sekundę pokonał dwucentymetrową odległość dzielącą nasze usta. Musnął delikatnie moje wargi swoimi w tak subtelnym geście, że aż westchnęłam. Tak bardzo mnie rozczulił… Położył ostrożnie swoje dłonie na mojej talii, nie pozostałam dłużna. Oparłam ręce o jego umięśniony tors. Oddałam się temu pocałunkowi całkowicie. Był taki łagodny, cudowny. I mówię tu i o pocałunku i o Kastielu. Po prostu się rozpłynęłam.
Oderwaliśmy się od siebie po jakimś czasie. Spojrzałam mu w oczy. Myślałam, że zaraz zapyta, czy zostanę jego dziewczyną, albo wyzna mi miłość. Czy tego chciałam? Sama nie wiem. Chyba po prostu dałam się ponieść chwili, bo tak naprawdę nic do niego nie czułam. Dobra, może faktycznie mnie trochę pociągał, ale nie tak, jak na przykład Lys… Moje przypuszczenia się jednak nie sprawdziły, bo ten powiedział po prostu, żebyśmy wracali. Byłam rozczarowana? Zdecydowanie nie. A teraz szczerze. Tak, byłam.
Weszliśmy do salonu, gdzie nadal, raz po raz, oglądany był film i co chwila, zaraz po opanowaniu się, wszyscy po raz kolejny wybuchali śmiechem.
Kim: Nicola, mogę to sobie przesłać? Proszę cię, teraz będę miała sposób na każdego doła. Wystarczy tylko, że to włączę i będę miała świetny humor. – roześmiała się, zresztą jak i reszta
Kas: Na pewno nie, nawet o tym nie myśl! – rzucił się w ich stronę, wyrwał telefon i skasował film
Ar: Ej no! A mieliśmy się z czego pośmiać! – oburzył się Armin
Kas: Mam ci może przypomnieć, że ty spałeś z palcem z mordzie?! – warknął; Widać było, że niezbyt się lubili.
Ar: Zamknij się, albo rozpowiem całej szkole, że jesteś gejem! – odgryzł mu się – I przytulałeś mojego brata. – uśmiechnął się szyderczo
Nic: Ej! Chłopaki, spokój. Nikt nic nikomu nie powie i zapominamy, okej? – nie słuchając protestów, oznajmiłam – Moje ciotka wraca dopiero jutro koło południa. Wracacie do domu i rano do szkoły, czy może zostajecie u mnie i robimy se wagary, hm? – zapytałam, chociaż spodziewałam się odpowiedzi
Iris: Zostajemy! – krzyknęła – No, przynajmniej ja. Jest zbyt ciemno, by wracać. Ja tam bym się bała, więc zostaję. – powiedziała wesoło
Kas: Strachajła. – mruknął do siebie, ale jej to nie umknęło
Iris: Słucham? Ja ci zaraz dam strachajłę! Tak ci zaraz dołożę, że to ty będziesz się mnie bał! – broniła się – Dziewczyny, na niego! – zwróciła się do nas
I tak wszystkie pięć rzuciłyśmy się na buntownika, zaczynając czochrać, łaskotać
Kas: Chło-chłopaki! Weźcie pomóżcie! – wrzasnął
Bliźniacy zaczęli nas od niego odciągać, ale my się nie dałyśmy. Mimo, że to była walka trzy na pięciu, nikt nie miał przewagi. Przez kolejne piętnaście minut ganialiśmy się po całym domu, krzycząc, śmiejąc się, uciekając. To było wspaniałe uczucie. Czułam się tak lekko, przyjemnie. Zapomniałam wtedy o wszystkich troskach, było wspaniale. Kiedy wszyscy zbiegliśmy zdyszani na dół, rozpoczęła się fala ziewania. Każdy zaczął się przeciągać, Viola prawie nieprzytomna siedziała na sofie na skraju zaśnięcia. Zerknęłam na zegarek – 23:48.
Nic: Dobra, w takim razie ustalamy, kto gdzie i z kim śpi. Jest mój pokój, pokój Titi, gościnny i salon, czyli osiem miejsc do spania. A zakładam, że chłopacy nie chcę spać razem, tak?
Kas: W życiu!
Ar: Na pewno nie ja. Chcę sam.

Nic: Przykro mi, ale będziesz musiał z kimś spać. Którą dziewczynę wybierasz? – zapytałam, a moja wypowiedź niemalże od razu od razu została zbojkotowana
Kas: Ej! Dlaczego on pierwszy może wybrać?! – oburzył się
W odpowiedzi wyręczyła mnie Rozalia.
Roz: Eh... Proszę bardzo, w takim razie do ciebie należy pierwsza decyzja. – powiedziała
Kas: No, to rozumiem. Więc ja śpię w pokoju Nicoli z nią samą. – popatrzył na mnie zadziornie
Westchnęłam.
Kim: Dobra, Kastiel z Nicolą. Armin?
Ar: Ja chciałem z Ni… Znaczy, to ja w gościnnym z… Iris?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
Kim: To ja może spałabym z Rozą na tej sofie, a ty z Violą. Co ty na to Alexy? – zapytała
Al: Nie ma problemu. Oczywiście, jeśli Violcia się zgodzi. – puścił jej oczko, na co się zarumieniła, ale skinęła głową
Roz: Okej, więc załatwione. – uradowała się – Nic, masz dla nas jakieś czyste ciuchy? – zapytała
Nic: Jasne, coś się znajdzie. Chodźcie, poszukamy.
Weszłyśmy w piątkę na górę. W szafie odszukałam jakieś ubrania do spania i rozdałam im po parze spodenek i bluzce.
Roz: Dzięki. To my idziemy. Są dwie łazienki? – zapytała
Nic: Trzy. Na dole, u mnie i u cioci. – uśmiechnęłam się
Kim: To my idziemy. Dobranoc.
Roz/Ir/Viol: Dobranoc.
Nic: Dobranoc. – pożegnałam je, a one wyszły
Wygrzebałam jakieś ubrania dla siebie i weszłam do łazienki. Zamierzałam wziąć kąpiel, ale gdy już miałam się myć, przypomniałam, że Kastiel w każdej chwili może wejść do pokoju i grzebać w moich rzeczach, co zmobilizowało mnie, by wziąć porządny, ale mega szybki prysznic. Potem już tylko się ubrałam i wyszłam z łazienki z prędkością światła. Moje obawy sprawdziły się. Na łóżku siedział czerwonowłosy i kręcił sobie na palcach moimi bordowymi stringami. O Boże…
Nic: Hej! Co ty robisz?! – rzuciłam się na niego i próbowałam wyrwać mu to, co trzymał, ale wyszło na to, że leżałam na nim obejmując go
Kas: Kupiłaś to dla mnie? – uśmiechnął się zadziornie
Nic: Chciałbyś. – mruknęłam i kolejny raz spróbowałam wyrwać mu część mojej garderoby
Kas: No weź. Jako pierwszy mogę cię w tym zobaczyć. Nie daj się prosić. – teraz zadziorny uśmiech zmienił na szelmowski
I co by tu powiedzieć?
Nic: Chcę cię tylko uświadomić, że już dawno to kupiłam. Wtedy, kiedy byłam jeszcze z Lysem, a on często do mnie wtedy przychodził. – chwilowa fala smutku minęła, gdy zobaczyłam jego minę
Chciałam dać mu do zrozumienia, że białowłosy już widział mnie tak „ubraną” i udało się, bo sądząc po jego minie, był rozdrażniony. Wstałam więc z niego i usiadłam przed toaletką, dzięki czemu coś sobie przypomniałam.
Nic: Ostatnim razem, jak tu byłeś, to połamałeś ten stołek, bo się chwieje. Masz coś z tym zrobić. – powiedziałam, rozczesując włosy
Kas: Mam coś zrobić? Mogę go kompletnie rozwalić, jeśli chcesz. Co najwyżej rozwalić, bo na  pewno nie będę ci go naprawiać, ani tym bardziej odkupować. – odpowiedział
Nic: Słucham? – odwróciłam się i spojrzałam na niego groźnie, ale zaraz się uśmiechnęłam – Wiedziałam, że żaden z ciebie majsterkowicz. – znów zwróciłam się do lustra i uśmiechnęłam się pod nosem, wiążąc włosy w wysoki kucyk
Kas: Pff… Na pewno nie będę ci tego udowadniał. – prychnął; A więc mój plan nie zadziałał…
Po skończeniu fryzury, wstałam i przeciągnęłam się. Zauważyłam, że Kastiel cały czas mnie obserwuje.
Nic: Co?
Kas: Nico. Dla mnie też musisz dać jakieś ubrania. – powiedział – No chyba że wolisz, żebym spał nago. – uśmiechnął się szelmowsko, a ja pokręciłam pobłażliwie głową
Nic: Nie. Ale nie mam też niczego wystarczająco dużego dla takiego pawiana, jak ty. – powiedziałam zaczepnie
Zerwał się natychmiast z łóżka i podszedł do mnie szybkim krokiem.
Kas: Coś powiedziała?
Nic: A nic, nic. Nieważne. – odwróciłam się i pokazałam mu język
Kas: Jeszcze się przekonamy. – mruknął cicho
Wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Podejrzane...
Nic: Żadnych sztuczek, bo inaczej spiorę ci tą buźkę, a potem wywalę stąd na zbity pysk. – ostrzegłam go
Kas: Myślisz, że chciałbym przespać się z taką pawianicą jak ty? – powtórzył moją zaczepkę
Nic: Huh? To teraz będziesz mnie przezywał? – zrobiłam naburmuszoną minę
Kas: Dobra, nie bądź zła. Uznajmy, że nic nie powiedziałem. – uległam jego przeprosinom i uśmiechnęłam się – Pawianico. – powtórzył, na co znów się oburzyłam
Nic: Uważaj, bo tej nocy możesz zginąć marnie. Znowu wypiorę ci mózg, tylko tym razem każę wyskoczyć z okna. Ciekawe, czy zadziała. – wywróciłam oczami
Kas: Znowu? – podniósł brew – Lepiej trzymaj język za zębami, bo sądzę, że to była twoja tajemnica, mam rację?
Nic: Zgadłeś! – zaśmiałam się
Kas: Uważaj, żebym to ja nie wyprał ci mózgu.
Nic: Już się boję. – prychnęłam rozbawiona – Poza tym, ty nie potrafiłbyś.
Kas: Ale t… - przerwałam mu
Nic: Dobra, skończ. Przypomniałam, że mam taką jedną za dużą koszulkę. Myślę, że będzie dobra. – podeszłam do szafy
Fakt był taki, że wiedziałam o swojej granatowej bluzce z czarnymi napisami i mogłabym ją mu dać, ale to byłoby zbyt łatwe. W zamian, wyjęłam pomarańczowy t-shirt z Bujką z „Atomówek”.


Sama nie wiem, dlaczego kupiłam sobie to coś. Po prostu musiałam. A teraz, z perspektywy czasu, wydawało się to doskonałą decyzją.

Nic: Proszę bardzo. Załóż tą. – podałam mu wieszak i wiszącą na nim koszulkę
Spojrzał na trzymaną przez siebie bluzkę i zaniemówił.
Kas: C-co to jest? Mam to nałożyć? Chyba śnisz! – zaprotestował

Nic: Okej. – chyba zdziwiła go moja reakcja – Ale śpisz przy drzwiach do pokoju. I to od zewnątrz. –mruknęłam, kładąc się na łóżku
Kas: Już wolę to, niż chodzenie w bluzce z jakichś pieprzonych „Atomówek”! – wrzasnął
Nic: W porządku. Twój wybór. Tylko, niestety, nie skorzystasz z jedynej okazji leżenia obok mnie. –
Kas: Dobra! – wrzasnął wkurzony – Założę tą chrzanioną koszulkę! – i wszedł do łazienki

Już prawie zasnęłam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Musiałam, po prostu musiałam to zobaczyć. Wybuchłam, kolejny raz dzisiaj zresztą, głośnym śmiechem. Widok Kasa ubranego w coś tak dziecinnego, był wprost powalający.
Kas: Zamknij się! Jeszcze ktoś usłyszy i tu wejdzie! – wydarł się
No i wykrakał. Do pokoju wbiegła nagle Rozalia z Kim i Alexym. Teraz to niemal udusiłam się z tego wszystkiego.
Kim: Kastiel… W co ty żeś się ubrał? – patrzyła na niego z niedowierzaniem
Roz: Nicola… Ty się nad nim znęcasz! Ubrać w takie coś chłopaka? – parsknęła śmiechem
Kas: Chrzańcie się! Wypad z tego pokoju! – dosłownie wypchnął ich z pomieszczenia
Odwrócił się w moją stronę z żądzą mordu w oczach. Podszedł do łóżka i rzucił się na nie. Widziałam, że był wkurzony. No i w sumie nic dziwnego. Najpierw film jak mówi o Alexym, teraz to…
Położyłam się koło niego. Zrobiło mi się trochę przykro, choć nigdy nie spodziewałam się, że będzie mi żal Kastiela.
Nic: Hej, przepraszam. Chyba rzeczywiście trochę przesadziłam. – powiedziałam ze skruchą
Nie odezwał się.
Nic: Kas… Ja naprawdę nie chciałam, żeby to aż tak beznadziejnie wyszło. – dotknęłam jego ramienia, ale strząsnął moją dłoń – Przepraszam…
Źle mi było z tym, że jest na mnie zły, że nie rozmawia. Odezwały się we mnie wyrzuty sumienia, co bardzo mnie zdziwiło, bo nigdy nie myślałam, że najdzie mnie coś takiego w związku z nim.
Kas: Ale z ciebie idiotka. Myślałaś, że jestem obrażony? – zaśmiał się i odwrócił, a ja spojrzałam na niego zdziwiona – Przyznam ci, że to było niezłe. Nie przypuszczałem, że jakiejkolwiek dziewczynie uda się mnie dwa razy skompromitować w tak krótkim czasie. Szacun. – rzekł
Nic: Co? Udawałeś? – zapytałam, a on uśmiechnął się zawadiacko – Świnia. – uderzyłam go poduszką
Kas: Miło mi, Kastiel jestem. – powiedział wesoło
Nic: A weź się już zamknij. – uśmiechnęłam się – Ale chce mi się spać. – przeciągnęłam się i ziewnęłam – Dobranoc.
Kas: Chcesz spać. – uśmiechnął się szelmowsko
Nic: Idę spać. – położyłam się, on także
Minęło około pięciu minut, podczas których jeszcze nie zasnęłam, kiedy usłyszałam:
Kas: Nicola… - urwał
Nic: Hm?
Kas: Mogę… Mogę się do ciebie przytulić? – zapytał
Nie spodziewałam się tego. Dosłownie mnie zatkało. Nie wierzyłam, że Kastiel wyskoczył do mnie z taką prośbą. Chociaż z drugiej strony zauważyłam, że zaczął się zmieniać. I to dzięki mnie, a może nawet i dla mnie. Bo jak mogłabym kiedykolwiek wcześniej pomyśleć, że zapyta się mnie, czy może mnie przytulić?
Nic: Możesz. – odparłam
Odwrócił się do mnie, tak jak i ja. Objął mnie ręką i wtulił się w moje włosy.
Leżeliśmy tak chwilę, ale zaraz padliśmy. Zasnęłam, przytulona do twarzy Bujki…