niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział XXII

Postanowiłam dodać tak wcześnie z okazji okrąglutkich 5000 wyświetleń. Bardzo się cieszę, że jesteście ze mną, czytacie, komentujecie. Dziękuję! :D

Do domu wracałam przybita. Wlokłam się po chodniku z głową spuszczoną w dół. Już nawet nie rozmyślałam o tym, co niedawno widziałam. Muszę się pogodzić, że on już znalazł sobie inną. Nie miałam innego wyjścia. Bo co miałam zrobić? Przecież wszystko, co się stało, było wyłącznie moją winą. Lys ma prawo do szczęścia, a ja nie będę mu tego szczęścia zabierać. Wreszcie do mnie dotarło, że nadal bardzo, bardzo go kocham, a w związku z tym, pragnęłam jego radości, spełnienia. Z nią na pewno będzie mu się dobrze układało, przynajmniej lepiej niż ze mną. Nie mogę być taką egoistką, dam mu spokój, nie będę się narzucać. Pasują do siebie doskonale, szczerze mówiąc.
Mimo tych wszystkich myśli przychodzących do mojej głowy, nie potrafiłam się pogodzić… Jak ich widziałam, po raz kolejny przed oczami był obraz naszych wyjść, spacerów. Naszych pocałunków…
Otarłam rękawem kolejne łzy. Nie mogę płakać. Muszę wziąć się nareszcie w garść, bo inaczej wpadnę w jakąś depresję. Postaram się zapomnieć. Po jakimś czasie ta sprawa się poukłada. A może i ja znajdę kogoś dla siebie? Nie! Nie chcę nikogo innego, ja chcę Lysandra!
Dochodziłam właśnie do domu, zaczęło się ściemniać. W końcu po szkole od razu poszłam do niego, nic dziwnego. Wyjęłam klucze z torby i podeszłam do wejścia. Cioci jeszcze pewnie nie ma, dopiero co skończyła pracę, a póki przyjedzie trochę czasu minie. O dziwo, drzwi były otwarte. Nie powiem, zdziwiłam się. Przecież Titi jeszcze nie mogła wrócić, kto inny mógł tu wejść? A jeśli to jakiś złodziej? Albo morderca? Dobra, muszę się uspokoić, to niemożliwe. Może jednak skończyła dzisiaj wcześniej i teraz na przykład gotuje mi obiadek? Mmm… Na tę myśl od razu się uśmiechnęłam i w takim nastroju przekroczyłam próg. Od razu skierowałam się do kuchni, ale rozczarowałam się, bo nikogo w niej nie było. Czyli nici z mojego pysznego jedzonka… No cóż, w takim razie zrobię herbatę i zjem kanapki. Swoją drogą, gdzie podziała się Titi? A może położyła się do łózka, bo była zmęczona? Dobra, zaraz to sprawdzę, a tymczasem nalałam wody do czajnika, a z lodówki wyjęłam masło i jakąś wędlinę. Z chlebaka wzięłam chleb i zaczęłam kroić pierwszą kromkę. Mało się nie posrałam, kiedy nagle poczułam na sobie czyjeś ręce. Znieruchomiałam, czułam się jak sparaliżowana. Jednak włamywacz? Boże…
…: Kanapki? Miałem nadzieję na jakąś romantyczną kolację, a potem zabawę w twojej sypialni. – usłyszałam szept – A może od razu idziemy na górę, skarbie? – teraz poznałam ten obleśny głos; Głos tego… tego… Shona...
Nic: Puszczaj! – wyszarpałam się z jego uścisku i skierowałam ku nie mu nadal przeze mnie trzymany – nóż – Co ty tutaj robisz? – warknęłam
Sh: Titi musiała dzisiaj pilnie wyjechać, wraca jutro po południu. – urwał – Prosiła, żebym się tobą zaopiekował. – uśmiechnął się uwodzicielsko – I właśnie to robię.
„Zabić Titi…” – brzmiała moja pierwsza myśl po usłyszeniu tych słów
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po prostu nie miałam odpowiedniego dla niego wyzwiska.
Sh: To jak, koteczku? Może dokończymy to zaczęliśmy wcześniej, hm? – podszedł do mnie powoli
Nic: Nie podchodź do mnie, bo inaczej jaja ci tym nożem odetnę. – syknęłam
Zaśmiał się.
Sh: Pyskata jesteś. Lubię takie. Bardzo lubię. – spojrzałam na niego groźnie – No już, kochanie, odłóż ten nóż, bo się skaleczysz. – wziął szybko moją dłoń i wyjął z niej przedmiot
Nic: Nie nazywaj mnie kochaniem. W ogóle się do mnie nie odzywaj. I wypieprzaj z mojego domu! – krzyknęłam
Sh: Przykro mi, ale nie mogę. Nie mogę zawieść Titi. – zrobił szyderczą minę
Nic: Nie wiem, jak ona do tej pory nie zauważyła, jaki jesteś naprawdę. – mruknęłam
Sh: Też tego nie rozumiem. – no i sam się przyznał, ćwok… - Chyba jest za głupia.
Natychmiast zareagowałam na jego słowa. Obrażał Titi za jej plecami, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Podeszłam do niego blisko i z jadem w głosie rzekłam:
Nic: Jak śmiesz obrażać moją ciocię, ty gnoju, co? Jeszcze raz usłyszę jakikolwiek tekst w tym stylu, to nie będę się powstrzymywać, tylko ci przyjebię. – zmarszczyłam groźnie czoło
Sh: Nie dość, że pyskata, to jeszcze agresywna. Co ja z tobą mam słoneczko… - schylił się i pocałował mnie w szyję
Natychmiast się mu wyrwałam i popchnęłam. Chciałam uderzyć go w twarz, ale ten był szybszy i złapał mnie za nadgarstki.

Sh: Lepiej zastanów się dwa razy, zanim zechcesz po raz kolejny coś takiego zrobić, bo nie będę już taki milutki. Nie masz ze mną szans. Następnym razem nie będę ci już dawał wyboru co do igraszek w twoim pokoju, więc nie podskakuj. Nie potrzebuję twojej zgody. Jak nie po dobroci, to po złości. – czy on mi właśnie zagroził, że… że mnie zgwałci? To jakiś żart?
Nic: Słucham? Grozisz mi?
Sh: Nie. Najzwyczajniej w świecie mam na ciebie ochotę i mogę w końcu stracić cierpliwość. Przesadzasz z tą opornością. Nie ma nic złego w tym, że dzisiejszej nocy trochę pobaraszkujemy. Wiem, że tego chcesz, widzę to w twoich oczach. – szepnął
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. On był pozbawiony wszelkiej godności, wierności. Według niego, zdrada w związku była normalna. A nie była.
Nic: Daruj sobie. A teraz mnie puść, nie mam zamiaru marnować swojego czasu na rozmowę z takim ułomem, jak ty. – uśmiechnęłam się niewinnie i wyrwałam nadgarstki z jego dłoni
Wyminęłam go i weszłam na schody. Po drodze usłyszałam jeszcze tylko trzy słowa, które wypowiedział:
Sh: Niedługo będziesz moja.

***
Po odrobieniu lekcji, weszłam na fb. Napisałam Rozie o całej sytuacji po moim powrocie do domu. Odpisała mi, żebym pod żadnym pozorem mu nie uległa, choćby nie wiem co. A ja nie miałam zamiaru kolejny raz popełnić takiego błędu, jak wcześniej. O tym, co widziałam przed domem Lysandra i Leo, nie powiedziałam. Ani słowem nie pisnęłam, bo wiedziałam, czym to może się skończyć. Roza po raz kolejny poszłaby do niego, próbowałaby go przekonać do mnie, a może nawet znowu by go do mnie przyprowadziła. A ja nie chciałam mieszać w jego życiu. Byłam zadowolona, że on jest szczęśliwy. Nie potrzebowałam niczego więcej.
Po osiemnastej postanowiłam zejść na dół z zamiarem zjedzenia jakiejś kolacji. Schodząc, ogarnęłam wzrokiem, czy nie ma w pobliżu mordy tego zakichanego ruchacza, a gdy upewniłam się, że nie będę musiała go oglądać, weszłam do kuchni. Wyjęłam moje ulubione miodowe płatki, zalałam je mlekiem i wpałaszowałam posiłek w mgnieniu oka. Zmyłam po sobie naczynia i znowu udałam się do pokoju. Wylukałam zapalone w łazience światło, czyli że się kąpie. Nie byłam narażona na jego durne teksty i dzikie spojrzenia.
W pewnej chwili, kiedy już postawiłam nogę na pierwszym stopniu, usłyszała czyjś głos. Nie było chyba wielką zagadką, do kogo należał.
Sh: Maleńka, możesz przyjść i umyć mi plecy?
W ustach zemlałam przekleństwa i zamknęłam oczy
"Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć..." – liczyłam w myślach, żeby nie wybuchnąć
Nic: Nie marzę o niczym innym. Spieprzaj. – i weszłam na górę
Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżko. Napisałam cioci esa, kiedy przyjeżdża, a w odpowiedzi napisała, że jutro o jedenastej powinna już być. Jak ja wytrzymam do tego czasu z tym popaprańcem?
Poszłam wziąć szybki prysznic i ubrałam się w piżamę. Była 20:43, ale ostatnimi czasy jestem strasznie zmęczona, więc położyłam się do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nic z mojego zamiaru. Pewnie każdy zna to uczucie, kiedy nagle nachodzi cię ochota na zjedzenie czekolady, tak jak teraz miałam ja. Dobra, widziałam, jak Titi wypakowywała któregoś dnia mój upragniony smakołyk, tak więc założyłam na siebie szlafrok, by być uchronioną przed jego zaborczym wzrokiem, i zbiegłam po schodach. Nagle zatrzymałam się i stałam w bezruchu, a to w związku z widokiem, na jaki byłam skazana w tym momencie. Przy lustrze stał Shon i pindrzył się przed nim. No okej, nie miałabym nic przeciwko – chociaż nie, miałabym, gdyby nie to, że stał tam całkiem nagi. Co jak co, ale koleś był jakiś nienormalny i według mnie nadawał się do leczenia psychiatrycznego – co najwyżej. 
Ten gość nie miał żadnych zahamowań, żadnych. 
Nic: Ubrałbyś się idioto. Ten widok zaraz wypali mi gałki oczne. – prychnęłam i poszłam do kuchni
Otworzyłam szafkę i zobaczyłam mleczną czekoladę na trzeciej półce. Wspięłam się na palce i spróbowałam jej dosięgnąć, ale nic z tego nie wyszło, bo byłam za niska. Eh… Titi zrobiła to chyba specjalnie…
Sh: Potrzebujesz pomocy kotku? – zapytał, po czym podszedł i zdjął ją z półki, podając mi
Nic: A weź spierdalaj. W dupę se wsadź tą czekoladę, a twoja pomoc wcale nie była potrzebna. – wyrwałam mu z ręki to, co trzymał – A jeszcze raz powiesz do mnie kotku, to… - przerwał mi

Sh: Mam ci przypomnieć, co powiedziałem wcześniej? Może już nie pamiętasz? – powiedział tym razem jakoś tak… groźnie…
Chwycił mnie za ręce i przyciągnął do siebie. Objął mnie zaborczo jedną ręką, tak, że nie mogłam się ruszyć. A drugą zsunął mi szlafrok i byłam już w samej piżamie. Nadal mnie przytrzymując, wsadził jedną dłoń pod moją bluzkę. Przybliżył się i po chwili zaczął mnie całować. Nie wiedziałam o co chodzi, wszystko działo się tak szybko. Jedyna szansa na uwolnienie się od tego pedała. Kolano. Zgięcie. Odchylenie. I przywalenie mu z całej siły w jaja. Pomogło. Na szczęście. Oparł się o ścianę trzymając się za krocze, a ja szybko wbiegłam na piętro. Zamknęłam drzwi na klucz, żeby nie mógł wejść do środka. Jeszcze brakuje, żeby w środku nocy tu wszedł…
Podeszłam zdenerwowana do okna. Oparłam się o parapet i zaczęłam rozmyślać. O życiu, moim podłym życiu. Moja zdrada, kłótnia i zerwanie z Lysandrem, próba gwałtu Edda, oskarżenie Amber o pobicie, a teraz jeszcze to…
W pewnej chwili wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek, ale w końcu odebrałam. Titi.
Nic: Słucham? – zapytałam smutno
Titi: Nico… Ej, co się stało? – najwyraźniej wyczuła, że coś jest nie tak
Nic: Nic, ja… Jestem po prostu zmęczona. – skłamałam
Tak, na pewno odpowiedniejsze było powiedzenie jej, że Shon się do mnie dobierał i nadawał na ciebie, jak przyszłam.
Titi: Nic dziwnego, zaraz dwudziesta trzecia. – serio? Aż tak długo stałam przy tym oknie? – Skarbie, powiedz mi, Shon przyszedł do ciebie? – zaczęłam się denerwować; Jej głos brzmiał tak, jakby wiedziała co się stało.
Nic: T-tak, przyszedł. Dlaczego pytasz?
Titi: Chciałam po prostu wiedzieć, czy spełnił moją prośbę. Wszystko z nim w porządku? Może robiliście coś razem? Wyszliście gdzieś?
Nic: Nie, Titi. – odparłam zgaszonym głosem
Titi: Cieszę się, że wszystko dobrze. A dzwonię do ciebie w bardzo ważnej sprawie. Prosiłaś mnie, bym cię informowała, dlatego dzwonię. Dzwoniła Ashley, wiesz, pani mecenas. Powiedziała, że Amber wybudziła się dzisiaj rano. Jest przytomna, a jej stan bardzo się poprawił, lekarze mogą się już z nią porozumieć. – powiedziała radośnie
Nic: Wiesz może, czy można ją odwiedzać? – zapytałam głosem bez emocji
Titi: Chcesz do niej pójść? Myślę, że to nie jest dobry pomysł, na razie. Za kilka dni się z tobą do niej przejdę.
Nic: Nie, Titi. Nie chcę tam iść. Po prostu tak się zapytałam, chciałam wiedzieć.
Titi: Aha. Więc tak, Ashley powiedziała, że dzisiaj byli nawet policjanci, ale lekarze kazali im przyjść jutro, bo jeszcze nie jest w odpowiednim stanie na opowiadanie takich drastycznych zeznać.
Ucieszyła mnie ta wiadomość. W końcu uwolnię się z tego bagna, a oskarżenie zostanie wycofane. Marzyłam tylko o tym, by zanieść nagranie z jej rozmową z tymi dwoma, policji.
Nic: Dzięki, że do mnie zadzwoniłaś, Titi. Przepraszam cię teraz, ale muszę kończyć. Widzimy się jutro. Pa. – i nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłam się
Wskoczyłam pod kołdrę, ale nie mogłam pozbyć się z głowy myśli, że Amber jest przytomna. Że jutro wszystko się wyjaśni. No właśnie, zapomniałabym, że miałam napisać jeszcze do Rozy o tej wiadomości. Jutro wprowadzamy nasz plan w życie.
„Roza, dzwoniła pani adwokat. Amber obudziła się ze śpiączki, można jutro ją odwiedzać. Bądź przygotowana na jutrzejszą akcję. I weź do szkoły telefon, żebyśmy mogły wszystko nagrać! :3” – wysłałam jej taką krótką wiadomość, a po dosłownie minucie dostałam odpowiedź:
„Jasne. Nie zapomnę, nie martw się. Podjarałaś mnie tą informacją, już nie mogę się doczekać :D”
Położyłam się z powrotem, a jeszcze przed zaśnięciem usłyszałam naciskaną klamkę. Jakie to szczęście, że zamknęłam drzwi na klucz. Ten zbok chciał wejść w nocy do mojego pokoju. Nic, tylko płakać.
Zorientowałam się właśnie, że moje życie to jedna wielka patologia. Najpierw zdradzam chłopaka z partnerem mojej cioci, teraz on zaczyna się do mnie dobierać, a teraz próbował wślizgnąć się do mojej sypialni. Nawet nie chcę wyobrażać sobie, co chciał mi zrobić…

***
Obudził mnie dźwięk mojego budzika. Shit… Miałam taką ochotę na poleżenie jeszcze trochę, ale do wstania zmotywowała mnie wiadomość od Titi. Wstałam z łóżka i od razu, oczywiście po wzięciu ubrań, weszłam do łazienki. Umyłam się, ubrałam, a potem weszłam znów do pokoju i uczesałam się siedząc przed toaletką. Durny Kastiel! Czemu? Mówiłam mu, żeby nie siadał na tym stołku, bo go połamie, ale ten się uparł, i masz babo placek. Od jego ciężaru, nóżki się chwiały, tak, że kilka razy o mało nie spadłam. Eh... Muszę kupić nowy…
Po spakowaniu się, byłam gotowa. Postanowiłam nie jeść śniadania. A to dlatego, że wczorajsze wydarzenia z kuchni przestraszyły mnie i szczerze mówiąc, bałam się trochę. Skoro wczoraj był zdolny do takich rzeczy, jakich się dopuścił, to dzisiaj wcale nie musi być inaczej. Założyłam jakąś ramoneskę i trampki wygrzebane z szafy. Zostało mi tylko zejść na dół i po cichu wyjść z domu.
Wzięłam w dłoń klucz z mojego biurku i powoli przekręciłam zamek. Zeszłam na palcach na dół. Skierowałam się do korytarza, a na moje nieszczęście stał w nim ten koleś.
Sh: Nieładnie zamykać się w pokoju, nie mogłem wejść i się do ciebie poprzytulać. – uśmiechnął się szyderczo – Wystraszyłaś się mnie?
I co ja miałam mu teraz powiedzieć? „Tak, srałam w gacie, że zaraz wejdziesz i mnie zgwałcisz.”?
Nic: Ja? Ciebie? Wystraszyć? – prychnęłam – Nie miałam ochoty oglądać twojego krzywego ryja. – odpyskowałam
Chciałam wyjść, nie dał mi.
Sh: Uważaj na słowa, bo zaraz ty będziesz taki miała. – syknął
Nic: Znów mi grozisz? Pobijesz kobietę? Prawdziwy z ciebie gentelmen. – prychnęłam
Sh: Nigdy nie mówiłem, że nim jestem. To ty tak o mnie myślisz.

Nic: Daruj sobie. Już parę razy to mówiłeś, powtarzasz się. A teraz bardzo proszę, wypuść mnie, nie mogę się spóźnić. – wyszarpałam się, otworzyłam drzwi i wyszłam
Miałam jeszcze sporo czasu, bo do lekcji było jeszcze ponad czterdzieści minut, ale nie mogłam usiedzieć w miejscu. Nie dałabym rady, byłam strasznie podekscytowana.
Kiedy weszłam do szkoły, odszukałam Rozalię i obgadałam z nią plan. Na długiej przerwie miałyśmy je znaleźć i w ich obecności porozmawiać o tym, że jędza już się obudziła. Nie było w tym za dużo filozofii, ale i tak obawiałam się, że coś może pójść nie tak. A co jeśli one wcale nie pójdą do szpitala, tylko oleją tą wiadomość? Nie miałam innego wyjścia, jak tylko czekać.
Czwarta lekcja się właśnie skończyła. Wyszłam z Sali razem z Rozą. Nic nie mówiłyśmy, ponieważ obserwowałyśmy Li i Charlotte. Usiadły na parapecie przy sali lekcyjnej i rozpoczęły rozmowę. Spojrzałyśmy znacząco na siebie i jednym krokiem kierowałyśmy w ich stronę. Gdy właśnie przechodziłyśmy koło nich, rozpoczęłam:
Nic: Słyszałam, że Amber się wczoraj obudziła. Ponoć jest w całkiem dobrym stanie.
Po tych słowach dziewczyna chwyciła mnie za ramię, tak, że stałyśmy teraz niedaleko tych dwóch, żeby wszystko mogły usłyszeć.
Roz: Powinnaś pójść z nią porozmawiać. Może to coś da.
Nic: Tak myślisz?
Roz: Yhm. Dzisiaj po szkole o siedemnastej idziemy do szpitala, dobra?
Nic: Okej. Pójdziesz ze mną, tak?
Roz: No oczywiście, że tak. Nie martw się.
Odwróciłyśmy się i poszłyśmy przed siebie. Usłyszałam jeszcze szept Li, ale nie zrozumiałam z takiej odległości, co powiedziała.
Nic: Myślisz, że się dały? – zapytałam, kiedy przeszłyśmy na drugi koniec korytarza
Roz: Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak. – odparła – Hej, nie martw się. Jeśli to się nie uda, wymyślimy coś innego. Na pewno. – pocieszała mnie
Uśmiechnęłam się delikatnie. Teraz musiałam już tylko czekać.
Po kolejnych dwóch lekcjach zakończyłam dzisiejsze zajęcia. Wyszłam na dziedziniec, a zaraz dołączyła też do mnie Roza. Serce waliło mi jak oszalałe. Moje dalsze życie zależało od przyszłej godziny. Albo do niej pójdą i być może zaczną rozmawiać o tamtym zdarzeniu i nie pójdę do poprawczaka, albo zignorują moje słowa i jak zwykle pójdą do domu, a ja, cóż… Będę nieletnią kryminalistką…
Roz: Ej, Nic, chyba wychodzą. – wskazała ruchem głowy na dziewczyny
I faktycznie były to przyjaciółki Amber. 

Roz: Posłuchaj. Jak zaraz odejdą, poczekamy chwilę i pójdziemy za nimi. Nie wiem, gdzie pójdą, ale sprawdzimy to. Tylko musimy ustalić: nie możemy dać się zobaczyć. A nawet jeśli nas zauważą, zachowujemy się jak gdyby nigdy nic, a potem skręcamy w najbliższą ulicę dla niepoznaki. Jasne?
Nic: Jak słońce. – uśmiechnęła się
Po paru sekundach ruszyłyśmy za dziewczynami. Na szczęście, według mnie, kierowały się w stronę szpitala. Oczywiście mogły w ostatniej chwili gdzieś skręcić, może wcale nie miały zamiaru jej odwiedzać?
Roz: Masz telefon? – potaknęłam – Dobrze, co dwa dyktafony, to nie jeden. – uśmiechnęłyśmy się
Ucieszyłam się jak małe dziecko, kiedy zobaczyłam wchodzące po szpitalnych schodach Li i Charlotte. Moja ostatnia szansa.
Roz: Denerwujesz się? – zapytała
Nic: Jak cholera. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą
Przeszłyśmy korytarzem i zobaczyłyśmy, jak pielęgniarka tłumaczy tym dwóm, gdzie leży Amber – jak mniemam. Dalej podążałyśmy za nimi, aż zatrzymała nas owa pielęgniarka
Piel: Przepraszam, panie w odwiedziny? – zapytała uśmiechnięta
Nic: Yyy… Tak, w odwiedziny.
Piel: Do kogo?
Kuźwa, co miałam teraz powiedzieć?
Roz: Dwie dziewczyny, z którymi niedawno pani rozmawiała. Przyszłyśmy z nimi, żeby zobaczyć koleżankę. Amber leży tutaj już tyle czasu, że chciałyśmy sprawdzić, co u niej. – Rozalia moją bohaterką!
Kobieta pokręciła głową.
Piel: Cztery osoby nie mogą zostać wpuszczone. Przykro mi.
Załamałam się, słysząc to.
Roz: Bardzo proszę, niech pani zrobi dla nas mały wyjątek. Ogromnie zależy nam na zobaczeniu jej. To nasza najlepsze przyjaciółka. – mówiąc to zrobiła zatroskaną minę; Naprawdę dobrze udawała.
Pielęgniarka westchnęła ciężko i głęboko.
Piel: Dobrze. Ten jeden raz wam pozwolę. Tylko nie róbcie żadnego hałasu i maksymalnie dziesięć minut, dobrze?
Roz: Oczywiście. Dziękujemy. – uśmiechnęła się
Rozalia wzięła mnie za rękaw i pociągnęła w stronę sali. Skręciłyśmy jeszcze w prawo i stałyśmy przed drzwiami z numerem „5”.
Roz: To tu. – szepnęła
Wyjęłyśmy telefony, włączyłyśmy dyktafony i słuchałyśmy ich rozmowy z nadzieją, że czegoś się dowiemy. I dowiedziałyśmy się. Dużo się dowiedziałyśmy. Między innymi to, że Amber to prawdziwa jędza.

_______________________________________________________________________

I jeszcze informacja do Jenny: prosiłaś, żeby sprawa z Amber się wyjaśniła, więc... Jak widzisz, w następnym rozdziale wszystko się ukaże. Specjalnie dla ciebie nie będę już trzymać w niepewności.

12 komentarzy:

  1. Gratuluję 5000 wyświetleń :D
    Shon -.- Serio tylko jaja mu obciąć.
    Trzymam kciuki żeby Nicol się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział <3
    oby plan Rozy i Nic się udał choć w sumie to już się udał
    czekam na nexta >3<

    OdpowiedzUsuń
  3. Jprdl! Jaką ja mam ochotę rzucić się na Shona i obciąć mu jaja. Kiedy czytałam, jak się dobierał do Nic, to prawie komputer przez okno wyrzuciłam.

    A rozdział ganialny! Supciowo, że wreszcie się wszystko wyjaśni xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebie, obiecuję, że ten pierdolony Shon zginie jeszcze dzisiaj z mojej ręki!!!
    I tak cały czas ściskało mnie w żołądku, ale mam nadzieję, że jeszcze ten ostatni rozdział i przestanę się stresować, bo osiwieję xD
    Rozdział naprawdę zajebiaszczy :D
    P.S. Jestem ci bardzo wdzięczna, że rozważyłaś moją prośbę :3

    OdpowiedzUsuń
  5. O kur...!! Shon to podarta szmata!! Ja się z tobą rozprawie popaprańcu jeden!! Pojeb i tyle takie moje zdanie. Pewnie jego ulubioną liczbą jest 69,69 setnych...

    Rozdział CUDOWNY!!!!!!!!!! A i co u cb? Co? Dawno cie nie wdziałam ( Nie pisałyśmy, ani nic ;-;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ;P
    Mam nadzieję, że plan Nic i Rozy się powiedzie ;3
    A o Shonie nic nie wspomnę, bo brak słów...

    OdpowiedzUsuń
  7. Paula, u mnie jak zawsze :D Mam sprawdzian, więc się uczę, uczę, ale i tak nic nie umiem xD Zresztą jak zwykle ;) My chyba jeszcze nigdy ze sobą nie pisałyśmy, tak w ogóle xD
    Jenny, już sobie wyobrażam cię siwiejącą xD Tak, w następnym wszystko się wyjaśni, ale nie wiem, kiedy go dodam, więc być może poczekacie. Co najwyżej kilka dni ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Niedawno trafiam na twojego bloga... zajebisty! :) Piszesz genialnie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, bardzo mi miło :D
      Super, że Ci się podoba, uwielbiam czytać takie komentarze. Cóż, staram się dla Was. Mam nadzieję, że nadal będziesz czytała blog, w końcu jesteś nową czytelniczką ;)))

      Usuń
  9. Niech Nicola powie wszystko Titi albo... niech Kas uratuje Nic od tego gwałciciela :P

    OdpowiedzUsuń