czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział XXV

Dodaję, bo jutro u mnie już  FERIE!!! xD
No, wyładowałam się xD Zapraszam ;)

Obudziłam się z samego rana, co wywnioskowałam po tym, że w pokoju było jeszcze szaro. Ziewnęłam przeciągle i chciałam się przewrócić, ale nie mogłam. Dopiero ogarnęłam, że Kastiel się na mnie rozłożył. A w dodatku, nie miał na sobie koszulki. Jego widok jednocześnie mnie rozczulił, jak i podniecił. Wyglądał tak spokojnie, wręcz słodko, kiedy spał. A z drugiej strony umięśnione, nagie ramiona, bardzo mnie pociągały… Dotknęłam go delikatnie, przejeżdżając palcem wskazującym, po barku chłopaka. Poruszył się nieznacznie i chyba się obudził.
Kas: Czego? – mruknął zaspany, wtulony w kołdrę na moim brzuchu
Nic: Posuń się. Chcę wstać, a mnie przygniatasz.
Kas: To nie wstawaj. – rzekł, ziewając
Nic: A, właśnie. Mam do ciebie pytanie. Dlaczego nie masz nic na sobie? – zmarszczyłam brwi
Podniósł głowę do góry i popatrzył na mnie.
Nic: Chodzi o bluzkę, ty tłumoku jeden.
Kas: A co, nie podobam ci się taki? – podniósł do góry brew
Nic: Żebyś wiedział. – skłamałam, zrzedła mu mina – Ubierz się lepiej, bo jeszcze ktoś tu wejdzie i coś sobie pomyśli.
Kas: Dobra, nie jęcz już. Tylko nie wiem, gdzie ja ją położyłem. – usiadł i rozejrzał się po pomieszczeniu
Zwlekłam się leniwie z łóżka i podeszłam do szafy, przed tym zahaczając również wzrokiem o pomarańczową koszulkę.
Nic: Leży przy komodzie. – rzekłam, a ten chwycił ją w rękę – A tak w ogóle, to która jest godzina? – zapytałam, wyciągając ubrania
Kas: 7:53. Ale nie idziemy dzisiaj do szkoły, prawda? – słyszałam nadzieję w jego głosie
Nic: No przecież powiedziałam, że zostajemy. Do południa mam jeszcze wolną chatę. – rzuciłam idąc do łazienki
Zaczęłam się ubierać, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
Nic: Czego? – zapytałam nakładając bluzkę
Kas: Otwórz, przebierzemy się razem. – powiedział wesoło
Nic: Spadaj. Zaraz wychodzę.
Po kolejnych pięciu minutach, przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Kastiel stał metr ode mnie i czekał na możliwość wejścia. Zrobiłam mu przejście, więc podszedł. Jednak zamiast wyminąć moją osobę, zatrzymał się i przygwoździł mnie do ściany. Zbliżył swoje usta do mojego policzka i delikatnie dotknął ustami mojej zarumienionej nieco skóry.
Kas: Pięknie wyglądasz. – szepnął
Spuściłam wzrok, dlatego nie zorientowałam się, co robi. Przesunął wargi do moich warg i zatopił usta w moich ustach. Znów mnie pocałował… I znowu zaczęłam się rozpływać… Delikatnie przygryzł moją dolną wargę, w związku z czym westchnęłam. Nie mogłam dłużej trwać w takiej delikatności. Potrzebowałam czyjejś bliskości, musiałam, po prostu musiałam poczuć w kimś oparcie. Teraz to ja wkroczyłam do akcji. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przylgnęłam do niego ciaśniej. Pocałowałam namiętnie i zachłannie, najwyraźniej pozbawiając go tchu. Zamruczał cicho, co jeszcze bardziej pobudziło mnie do działania. Zaczęłam kierować nas w stronę łóżka.
Sama nie wiem, dlaczego robiłam coś takiego. Tak rozpaczliwie potrzebowałam Lysa, tak strasznie mi go brakowało, że próbowałam przez pocałunki z Kastielem zaspokoić tę tęsknotę. Czy dobrze myślałam? Oczywiście, że nie. To było wręcz niewiarygodne, że byłam aż tak zrozpaczona, że chciałam zadowolić się innym facetem. Moje rozumowanie było już irracjonalne i niepoważne, ale nie mogłam znieść… Skoro Lysander jest teraz szczęśliwy z jakąś inną dziewczyną, to, do cholery, ja też mogę!
Powaliłam go na łóżko z potężnym impetem. Widziałam, że był totalnie zaskoczony i wręcz nie wierzył, że ja, taka grzeczna dziewczynka, wyprawiam takie rzeczy. Więc właśnie to zrozumiał. Podeszłam powoli do skraju łóżka i zrobiłam drapieżną minę, a ten mi zawtórował. Wskoczyłam na niego szybko, aż stęknął.

Kas: Ostrożniej, bo zaraz mnie uszkodzisz. - mruknął zaczepnie
Nic: Nie przeszkadzaj. - powiedziałam
Kas: Dobra, więc daję ci wolną rękę - na te słowa uśmiechnęłam się kokieteryjnie i delikatnie musnęłam palcem jego nagi tors; Mimo moich słów, nie nałożył z powrotem bluzki, co właściwie teraz mi nie przeszkadzało. Pocałowałam go po raz kolejny, równie namiętnie, jak wcześniej. Zatraciłam się w tym uczuciu, że komuś, w tym przypadku Kastielowi, mogło na mnie zależeć. Że mu się podobam, chce mnie chronić. To było mi tak bardzo potrzebne, że nie mogłam się powstrzymać, opanować. Nie wiem, być może właśnie zwariowałam, ale ten chłopak zaczął mnie właśnie rozczulać, przy nim czułam się doceniana, po prostu ważna. A może nie powinnam tego robić? Może mnie skrzywdzi? Zawiedzie moje zaufanie? Czy dać mu szansę? Bo skoro z Lysem wszystko definitywnie się zakończyło, to być może warto zaryzykować i spróbować być szczęśliwą z Kastielem? Przecież widzę, jak się stara, troszczy się o mnie… Jest wart mojej uwagi, wart mnie. Tylko istnieje jeszcze jeden, najważniejszy fakt – nie kocham go. Moje serce nadal należy do białowłosego, mimo tego, co się stało. A może z biegiem czasu poczuję do Kasa głębsze uczucie i będziemy w pełni szczęśliwi? Jeżeli oczywiście nie okaże się bezwzględnym podrywaczem, jak to mnie wcześniej straszyli inni, i mnie nie zdradzi z jakąś lalunią? Sama nie wiem… Chcę być spełniona, mieć przy sobie osobę, na której zawsze będę mogła polegać, ale… czy tą osobą jest Kastiel?
Mimo myśli nachodzących do mojej głowy, nadal nie przestawałam go całować. Teraz zjechałam ustami na jego klatkę piersiową, a ten wydawał z siebie pomruki zadowolenia.
Nic: Kas… Ja… Nie wiem, co się ze mną dzieje… - wysapałam, nie odrywając warg od jego ciała
Mruknął coś tylko niezrozumiale, więc nie zaprzestałam swoich czynności. Masowałam jego brzuch z uwielbieniem i ani mi się śniło, by się opanować. Chciałam być blisko kogoś, komu mogę zaufać. W środku aż we mnie buzowało, byłam podekscytowana, podniecona i radosna…
Kiedy tak go całowałam, dotykałam, w pewnej chwili gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej, w związku z czym siedziałam mu teraz na kolanach. Włosy miał całkiem rozczochrane, ale mimo to wyglądał cholernie przystojnie. Dziwne, ale dopiero teraz to zauważyłam. Chłopak, czym kompletnie mnie zdziwił i zaskoczył, zsunął mnie ze swoich nóg, tak, że teraz siedziałam obok niego. Patrzyłam na jego twarz ze zmarszczonymi brwiami, totalnie zbił mnie z tropu, jeśli można to tak nazwać. Schował twarz w dłonie, a łokcie oparł o kolana.
Nic: Kastiel? – zapytałam
Kas: Nie mogę… - szepnął – Nie mogę tego zrobić najlepszemu kumplowi…
Nic: Czego? – zirytowałam się trochę
Kas: Nie potrafię mu cię odebrać! Kurwa, nie wierzę, że to robię! – wstał gwałtownie – Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie mogę! Rozumiesz?! Jestem teraz jakimś wyrozumiałym gościem, który liczy się z uczuciami innych… Boże! – krzyknął
Nic: O czym ty mówisz? – zapytałam rozpaczliwie, bo dosłownie nie rozumiałam
Kas: Wiem, że cię kocha! A ja, jak jakiś pieprzony gentelmen, nie zrobię mu tego! – znów usiadł, trzymając się za głowę – Zależy ci na nim, nie mów, że to nie prawda. Nie mogę cię zagarnąć dla siebie… - szepnął

Nic: Czyli… Ty też chcesz mnie tak po prostu zignorować, tak? Nie zależy ci na mnie? – zapytałam z żalem
Kas: To nie tak… Ja… Przepraszam… Może zostańmy przyjaciółmi? – spojrzał na mnie z nadzieją
Łzy cisnęły mi się pod powieki. Spojrzałam na jego dłoń wyciągniętą w moją stronę, ale nie podałam mu swojej ręki. W zamian, znowu spojrzałam mu w oczy.
Nic: Myślałam... Myślałam, że chociaż ty będziesz traktował mnie poważnie. - jęknęłam żałośnie, wstając - Miałam nadzieję, że jesteś kimś, komu znów zaufam... - opuściłam powieki, by nie rozryczeć się zaraz - Nienawidzę cię. - szepnęłam i nie mogłam się w końcu powstrzymać i jedna łza spłynęła po moim policzku - Nienawidzę jego, nienawidzę ciebie! Wszyscy jesteście tacy sami! Chcieliście mnie tylko wykorzystać, a ja, głupia, dałam się wam omamić! Świnie! - wrzasnęłam, rzucając w niego leżącą w pobliżu szczotką do włosów, po czym wybiegłam z pokoju
Zalana łzami, po chwili stałam już na dole i właśnie nakładałam buty, kiedy przybiegła za mną Rozalia
Roz: Hej, gdzie idziesz o tej porze? - była w piżamie, więc nawet jak gdyby co, to nie wybiegłaby za mną, próbując zatrzymać
Nic: Nigdzie! Nie twoja sprawa! Odwalcie się wreszcie wszyscy ode mnie i zostawcie w świętym spokoju! - rozbeczałam się
Dziewczyna zbliżyła się do mnie i przytuliła, ale się wyrwałam - Zostaw! Nie słyszałaś?! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! - wrzasnęłam i wybiegłam
Roz: Nicola!
Słyszałam hałas dochodzący z domu i czyjeś kroki.
Kas: Nicola, zatrzymaj się! Proszę, stój! Słyszysz?! – krzyczał za mną
Nie miałam takiego zamiaru. Wydawało mi się, że ostatnie dni zbliżyły nas do siebie. Sądziłam, że naprawdę coś do mnie czuje. Może nie od razu miłość, ale coś w tym stylu. A tu takie rozczarowanie… Teraz, z innej perspektywy, to było cholernie naiwne uważać, że Kastiel, taki doświadczony casanova, będzie chciał wpakować się w związek z byłą dziewczyną swojego kumpla. Może jeszcze zacząłby prowadzić dom, rozpocząłby gdzieś pracę, przestałby się oglądać za innymi? Śmieszne… Przecież każdy wie, że to niemożliwe. A ja, idiotka, po raz kolejny wymyśliłam sobie wymarzoną bajeczkę i chciałam, żebyśmy żyli jak w jakimś pieprzonym raju…
Teraz dylematem było dla mnie to, gdzie mam pójść. Najchętniej usiadłabym na jakiejś ławce w parku, który stanowił jedno z miejsc, do których uwielbiałam chadzać, i rozbeczałabym się. Nie! Nie będę płakać! Już kiedyś to sobie obiecałam, obietnicy nie dotrzymałam. Ale teraz ją spełnię. Zero łez, zero. Po prostu pomyślę i ułożę sobie w głowie pewne sprawy, ale nie rozryczę się. Bo i po co? Nie ma za czym płakać. Przecież nic takiego się nie stało, zerwał ze mną wcześniej chłopak, a teraz drugi, którego zaczęłam właśnie doceniać, także dał mi tak zwanego kosza, można by tak to ująć. Ironia…
Półgodzinny spacer po mieście faktycznie był mi bardzo potrzebny. Teraz już wiedziałam, co robić. Trudno, trafiłam na dwóch najwyraźniej niewłaściwych dla mnie facetów, ale poradzę sobie. Co innego mi pozostało? Muszę się spiąć i wreszcie stawić czoło prawdzie. Znajdę kogoś, prędzej czy później, ale znajdę. Kogoś, komu będzie na mnie zależało. I nie zostawi z jakichś obaw, wyrzutów sumienia, czy czegokolwiek innego.

Postanowiłam wracać już do domu. Było grubo po 13, a przecież miałam wyjść wieczorem z dziewczynami do klubu a przecież muszę się przygotować. Zgodziłam się już na to wyjście i mimo, że nie mam najmniejszej na to ochoty, nie mam wyboru, niestety… Powoli kierowałam się w stronę domu, ale szłam inną drogą, żeby przypadkiem się na kogoś nie napatoczyć. Idąc, przypominałam po kolei wszystkie dobre rzeczy, jakie kiedykolwiek mnie spotkały. To doskonale poprawiło mi humor i jakoś tak, jakby się rozchmurzyłam. I nie rozpaczałam nad dzisiejszym dniem, nie ma nad czym. Zwyczajnie źle odebrałam intencje Kasa i wyobraziłam sobie zbyt dużo, nie mogę mieć mu tego za złe. Poza tym, powiedział mi, że to ze względu na Lysa tak postąpił. Tylko, czy on naprawdę aż tak się zmienił, by brać pod własną uwagę uczucia innych? Tylko on jeden to wie… Tak zaprzątałam sobie tym głowę, że nie zorientowałam się, że stoję już pod domem. Podeszłam powoli do wejścia, a to dlatego, że nie uśmiechało mi się za bardzo wysłuchiwanie kazań Rozalii o to, że wyszłam tak rano z domu, że nic jej nie powiedziałam i zachowałam się tak, jak się zachowałam. Ale nadszedł czas, żeby nareszcie się z tym zmierzyć. Pogada, pogada i przestanie. Nacisnęłam powoli klamkę z nadzieją, że drzwi są otwarte. Były. Weszłam cicho do środka i zdjęłam buty. Wyjrzałam ostrożnie zza drzwi czy nikogo w pobliżu nie ma. Usłyszałam chrząknięcie.
Roz: No myślałam już, że w ogóle nie przyjdziesz. - ofukała mnie - Gdzieś ty się podziewała tyle czasu? - zapytała
Nic: Poszłam na spacer. - odparłam od niechcenia
Roz: Spacer? Dwie godziny? Oczywiście. - nie wierzyła mi - Powiesz, co się stało z Kastielem? Dlaczego tak uciekłaś? Pokłóciliście się? - drążyła temat
Nic: Nie, wszystko jest okej. - wysiliłam się na uśmiech
Roz: Możesz mnie nie okłamywać? Przecież widzę, że nic nie jest w porządku. I to na pewno ma związek z Kasem. - nadawała
"Związek". W innym sensie, właśnie o to chodziło, ale nie zamierzałam powiedzieć jej, o czym mowa. Postanowiłam, że poradzę sobie sama. I tego postanowienia dotrzymam.
Nic: Rozalia, proszę cię, nawet, gdyby coś się działo, to bym ci o tym nie powiedziała. - na moje słowa zrobiła zawiedzioną minę, chyba "trochę" źle to ujęłam... - Kurczę, nie to miałam na myśli, chodziło o to, że... Już w porządku. Wszystko sobie przemyślałam, poukładałam i jest dobrze. - uśmiechnęłam się lekko - Zresztą, może nieco zbyt ostro zareagowałam. - próbowałam ją udobruchać
Roz: Eh... Ale wiesz, że jakby coś, to zawsze możesz na mnie liczyć i ci pomogę, tak?
Nic: Jasne, że wiem. I ty tak samo. Nigdy nie zostawię cię z żadnym problemem, bo jesteś przyjaciółką, jaką tylko mogłam sobie wymarzyć. - uśmiechnęłyśmy się razem - A zmieniając temat, to gdzie chłopacy? I dziewczyny? - zapytałam
Roz: Tych pierwszych wygoniłam do domu, a te drugie się ubierają.
Nic: Czyli, że nikt nam nie będzie przeszkadzał. - zamyśliłam się - Czekaj, czekaj, ubierają się? Dopiero wstały? - zapytałam zdziwiona
Dziewczyna zaśmiała się.
Roz: To straszne śpiochy. A w dodatku Kim chrapie w nocy. - skrzywiła się dość mocno
Teraz to ja zachichotałam.
Roz: Właśnie, a jak się z Kasem spało? A może nie spaliście, hę? - podniosła do góry brew
A ta też tylko o jednym...
Nic: Jak zejdą na dół, to muszę wam coś powiedzieć. - zmieniłam temat, bo nie chciałam o nim rozmawiać, co najwyraźniej nie spodobało się mojej rozmówczyni
Roz: Okej, powiesz. A teraz może mi wyjaśnisz, dlaczego nie chcesz o nim rozmawiać? Przecież widzę, że się posprzeczaliście. - dalej jęczała jak jakieś ciekawskie dziecko
Nic: To skoro wiesz, że się pokłóciliśmy, to po co pytasz? - zirytowałam się i przeszłam do kuchni
Roz: Dobra, więc odpuszczam, bo widzę, że niczego się nie dowiem - mruknęła
Nic: Dobra decyzja, masz całkowitą rację. – odrzekłam – Ej, Roza, Titi już wróciła? – dopiero przyszło mi do głowy, że miała przyjść koło południa, więc powinna być
Roz: Yhm, jest, jest. Jak przyszła, to trochę się zdziwiła, że tu jesteśmy, ale powiedziałam, że u ciebie nocowałyśmy. Dobrze, że do tej pory wywaliłam stąd chłopaków, bo dopiero by było. – uśmiechnęła się
Nic: Tak, to prawda. Słuchaj, to gdzie ona się teraz podziała? – zmarszczyłam nos
Roz: Powiedziała, że chce się przespać. Znaczy, wymieniłyśmy się kilkoma zdaniami, a potem wbiegła na górę i pewnie teraz leży w łóżku.
Nic: No tak, przecież pracowała na dwie zmiany bez przerwy, na pewno jest wykończona. – odpowiedziałam – Ale przynajmniej nie będzie nam przeszkadzać. Trzeba się w końcu przygotować na tą imprezę, nie?
Na samo słowo „impreza” rozpromieniła się.
Roz: Tak! Dziewczyny zaraz powinny zejść. Ty też idź się ogarnąć i schodźcie na dół, a ja w tym czasie zrobię wam kanapki na śniadanie.
Nic: Dzięki. Kochana jesteś, wiesz? – podeszłam do niej w podskokach i dałam przyjacielskiego buziaka w policzek
Roz: No jasne, że wiem. Leo codziennie mi to mówi. – uśmiechnęła się
Odpowiedziałam jej tym samym i weszłam na górę. Rozczesałam włosy, poprawiłam poranny makijaż i właściwie żadnych innych poprawek nie potrzebowałam. Z powrotem zeszłam na parter i zastałam tam dziewczyny, właśnie pochłaniające kanapki przyrządzone przez Rozalię.
Nic: Hej dziewczyny! – przywitałam się z nimi
Ir/Viol: Hej!
Kim: Cześć. – mruknęła zaspana, leżąc twarzą w stole
Nic: Niewyspana? – zapytałam
Kim: Nooo. Rozalia tak się rozpychała, że prawie mnie zepchnęła, bo spałam z brzegu. A na dodatek, to zmarzłam, bo ściągnęła ze mnie calusieńką kołdrę, więc spałam całkowicie rozkryta. A teraz na dodatek narzeka, że chrapałam. – powiedziała z dezaprobatą
Zaśmiałam się.
Nic: Pasujecie do siebie. Jedna nie daje drugiej się wyspać, a ta druga zabiera pierwszej kołdrę. Idealnie się dopasowałyście.
Kim: Ha ha ha… Tylko że ty nie czujesz się teraz taka obolała. Mam przez nią kilka siniaków, tak mnie skopałaś. Nie wyobrażam sobie nawet, jak Leo z tobą wytrzymuje, jak tak się rozpychasz. Ty MMA powinnaś uprawiać. – spojrzała na nią
Roz: Zabawne. – mruknęła ironicznie
W czasie tej trwającej właśnie dyskusji, zdążyłam zjeść dwa tosty, którymi się w zupełności najadłam, więc odeszłam od stołu i wstawiłam talerz do zlewu. Dziewczyny jeszcze jadły, więc mogłam z nimi pogadać.
Nic: Zaraz musimy się szykować, żeby zdążyć. Roza, na którą my tam w ogóle mamy być?
Roz: O dwudziestej zaczyna się pokaz. – powiedziała z pełną buzią, wypluwając trochę przeżutego chleba…
Pokręciłam głową i westchnęłam.
Nic: W takim razie niedługo trzeba zacząć się szykować. Odliczając czas na dojechanie, to mamy pięć godzin. A musimy jeszcze kupić sukienki. – zrobiłam facepalma
Zakupy z Rozalią… Toż to będzie istne piekło…
Roz: Ale super! Nie martwcie się nawet, wszystko wam wybiorę, będziecie miały śliczne ubrania! – wykrzyknęła, znów opluwając wszystko wokół siebie

Właśnie przypomniałam sobie jeszcze jedną, ważną rzecz, którą miałam im powiedzieć.
Nic: A, jeszcze jedna sprawa. Chodzi o dzisiejsze wyjście. Mam do was prośbę. Proszę, żebyście nie wtrącały się w to, co będę robiła. Nie powstrzymujcie mnie przed niczym, nawet przed totalną głupotę. - mruknęłam - Okej?
Iris: A-ale... A jak będziesz chciała na przykład... - przerwałam jej
Nic: Okej? - twardo powtórzyłam pytanie
Z mojego tonu wywnioskowały pewnie, że tak ma być, więc nie zadawały kolejnych bezsensownych, lub dociekliwych pytań.
I tak minęły nam kolejne dwie godziny na szwendaniu się po sklepach w galerii. Rozalia jak jakaś nienormalna, biegał od butiku do butiku, a śliniła się przy tym jak dzikuska. Szukała, wybierała, przymierzała, a kiedy zdecydowała się na sukienkę dla siebie, zaczęła przekopywać się przez masy stroi w poszukiwaniu czegoś dla nas. Miałam na sobie chyba z dwadzieścia różnych sukienek o różnych wzorach, kolorach i krojach. Miałam dość. Tak samo, jak i reszta dziewczyn. Nie mogłyśmy już dłużej biegać po sklepach, bo miałyśmy już tylko niecałe trzy godziny. Nie mam pojęcia, jak się wyrobimy. Wzięłyśmy pierwsze lepsze, które wpadły nam w oko. Do tego wpadnięcie na pół godzinki do obuwniczego, potem jeszcze raz do butiku po torebki i takie tam. Nareszcie miałyśmy wszystko, czego potrzebowałyśmy.
Sukienka Nicoli
Sukienka Violetty

Sukienka Rozalii

Sukienka Kim
Sukienka Iris

Kiedy byłyśmy gotowe, autobusem wróciłyśmy do domu. Nie obeszło się także bez jęczeń i wyrzutów Rozy o to, że miała za mało czasu na zakupy, chciała wybrać nam coś innego niż to, co kupiłyśmy, ble, ble ble... Uciszyłam ją tym, że teraz przez kolejne dwie godziny będzie czas na makijaż i fryzury. To ją trochę uspokoiło i przynajmniej zaczęła trajkotać o czymś innym. Ale ja jej nie słuchałam, bo się wyłączyłam. Odpłynęłam do świata myśli, a potem, oparta o autobusową szybę, zasnęłam.
Viol: Ej, Nic, obudź się. Za chwilę wysiadamy. – usłyszałam szept, który mnie zresztą obudził, i poczułam, jak ktoś lekko mnie szturcha
Nic: Yhm… - mruknęłam, nawet nie otwierając oczu
Poczułam, jak pojazd zaczyna powoli zwalniać, a po chwili zatrzymuje się na przystanku.
Kim: Jak sobie chcesz. Miłej jazdy. – odpowiedziała
Otworzyłam szybko oczy i zorientowałam się, że dziewczyny wychodzą. A ja dalej siedzę. Drzwi zaczęły się zamykać. O w dupę! Natychmiast zerwałam się z siedzenia i podbiegłam do wyjścia. Przecisnęłam się przez, małą już teraz, szparę i byłam wolna. Spojrzałam groźnie na dziewczyny i chciałam do nich podejść, by trochę je poobwiniać, ale nie mogłam. Zostałam pociągnięta w przeciwną stronę, czyli do tyłu. Straciłam równowagę, ale zrobiłam kilka kroków w tył. Obróciłam szybko głowę. Nie mogę, ale ze mnie ofiara. Eh… Przytrzasnęłam swoją torbę drzwiami autobusowymi. Niezdara… Chwila! Co?! Pojazd przyśpieszył, a ja, żeby się nie wywalić i nie wpaść pod jego koła, zaczęłam biec. Coś tak podejrzewam, że to musiało wyglądać komicznie. Dziewczyna biegnąca za pojazdem Komunikacji Miejskiej, dlatego że przytrzasnęła torbę… Wyglądałam jak idiotka, bo po chwili już sprintowałam. I z pewnością zaliczyłabym glebę, a w związku z tym zostałby ze mnie mokry placek na ulicy po przejechaniu przez jakiś inny samochód, ale ja i moja najinteligentniejsza inteligencja zaczęła trochę myśleć. Torbę miałam zawieszoną przez ramię, więc szybko przerzuciłam ją na drugą stronę. W ręce trzymałam już jedynie uchwyt, lecz zaraz go puściłam i wpatrzyłam się w oddalający się autobus, z którego drzwi wystawał pasek… Tego było za wiele. Dlaczego ja mam takiego pecha?
Obejrzałam się za siebie w poszukiwaniu dziewczyn. Teraz to miałam ochotę kogoś porządnie wytargać i Rozalia wydawała się odpowiednią do tego osobą. Cztery postacie gnały w moją stronę i domyśliłam się, że to one. Kurde, daleko zabiegłam.
Zatrzymałam się i patrzyłam na przybliżające się osóbki.
Roz: O ja, Nic! Co to było?! – krzyknęła, gdy była już niedaleko
Zacisnęłam usta w wąską linię i patrzyłam na nią ze złością. Reszta dobiegła do nas po kilku sekundach.
Viol: Hej, co… Jak ty… Dobrze… Się czujesz? - sapała, nie mogąc skleić normalnego zdania z tego wysiłku
Kim: Gdzie… Gdzie twoja torba? – wydukała, trzymając się za bok – zapewne kolka
Nic: Została w autobusie. – syknęłam
Ir: Spokojnie. Da się ją odzyskać, bez problemu. Pamiętasz… numer autobusu? – zapytała, ciągle sapiąc
Zrobiłam facepalma. No nie mogę, jak mogłam nie zwrócić na to uwagi?
Kim: Czyli, że nie pamiętasz. Może jakoś da się jeszcze coś wykombinować. Miałaś tam jakieś dokumenty? Legitymację, telefon, pieniądze? – dociekała
Podniosłam rękę, żeby znów walnąć się nią w twarz, ale zatrzymała mnie Rozalia.
Roz: Hej, zaczynasz upodabniać się do Nataniela. To jego specjalność. – wypaliła – A jak zrobisz sobie dziurę w czole?
Nic: Oh… - wywróciłam oczami – Dajcie spokój. Teraz muszę jechać do jakiegoś biura rzeczy znalezionych… - mruknęłam – Dziękuję. – powiedziałam ironicznie
Iris: Ej, ej, ej, to nie nasza wina. Viola cię budziła, to ty nie chciałaś wstać. – broniła się
Kim: Poza tym, póki ta torba tam trafi, minie trochę czasu. Jutro z tobą pojedziemy, hm?
Nic: Jutro sobota…
Roz: Ale na pewno będzie otwarte. – zapewniała – No już, nie bądź taka zła. Wszystko będzie okej. Wytrzymasz dzień bez komórki, kasa też się znajdzie. Jestem przekonana.
Nic: Eh… Dobra, chodźcie. – westchnęłam ciężko
Super, po prostu super. Autobus o mało mnie nie przygniótł, a teraz byłam skazana na godziny bez telefonu, bo że tak powiem ukradł mi moją własność. I jeszcze to wyjście do klubu… Masakra…

________________________________________________

Ehu, ehu... Przepraszam za takie nico, brak akcji i nudziarstwo. Siedziałam nad tym rozdziałem od napisania tamtego i nie wiedziałam, co wymyślić *-* Jeśli chodzi o nexta, to postaram się bardziej, żeby coś wyszło. Ale i tak pewnie wyjdzie tak jak i teraz... :/// Chociaż w sumie, na następny mam plan ;D
No, a teraz wyjaśnienie i info. Jeśli oczywiście nic się nie zmieni, to teraz rozdziały będą pojawiały się rzadziej, pewnie zresztą już to zauważyłyście. Dlaczego? Już tłumaczę. Od 2 tygodni moja mama nie ma pracy, bo zlikwidowali jej etat. I w związku z tym, siedzi jak na razie całymi dniami w domu. Cały czas słyszę jęczenie w stylu: "Ile ty już tam przy tym komputerze siedzisz? Odejdź od niego i się poucz do historii.", albo "Mówiłam, żebyś tyle nie siedziała przed komputerem! Już dwie godziny bez przerwy!" (Żeby tylko wiedziała, ile siedziałam, jak jej w domu nie było, kiedy jeszcze pracowała xD). Mam dość, ale dopóki nie znajdzie czegoś, to będzie lipa, bo nie będę miała jak pisać :c 
Mam nadzieję, że zrozumiecie :(

14 komentarzy:

  1. zajebisty rozdział
    jebłam jak Nic biegła z torbą XD
    wredny Kas! gazetą go po łbie jak psa!
    ja w dzień na kompie prawie wcale nie mogę siedzieć bo moi bracia grają w gry i mój ojciec mówi tak "będziesz sobie grała czy tam pisała w nocy. możesz nawet całą noc przesiedzieć" XD
    kocham go! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewa, kochanego masz ojca xD
    Mój zgania mnie już po godzinie i zaczyna mi tu coś pierdolić, no więc wyłączać muszę ;[

    A wracając do rozdziału. Rozdział świetny. Jak nie, jak tak?
    I nie pierdol mi tu, że nudy, bo jak ci zaraz przywalę...MOIM PLECAKIEM to ci się odechce takie rzeczy gadać!
    A jeśli chodzi o Kasa, to nawet dobrze się zachował. Jak na przyjaciela przystało. Tylko Nic źle to zrozumiała i lipa. Dwie godziny po parku łaziła.

    Tak, rozumiem cię. Całe szczęście moja matka pozwala mi grać nawet cały dzień, chodź ja zazwyczaj spędzam przed kompem 5 godzinek xD

    Życzę, żeby twoja mama pracę znalazła i pozdrów ją ode mnie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. W siedmiu słowach i trzy interpunkcyjne:
    ZAJEBIASZCZE!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. ♥ Ach, a ja od 19 ferie. ♥ Biedna Nicola. xD Boże co ona chcę odjebać w klubie...? xD

    OdpowiedzUsuń
  5. płacze rozdziały żadziej to jaqk kara śmierci :'( wspaniały przecudowny kocham kocham czekam na następny masz wspaniałe pomyśły i wogóle opowiadanie (cenzura)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudowny :D
    Coś nie najlepiej układa się Nicoli :/
    Nieźle mnie zdziwiło zachowanie Kastiela xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jak zwykle cudny. Szkoda mi tylko Nicoli, a co do Kastiela to dał mi do myślenia. Cytuję: ,,Nie potrafię mu cię odebrać" Czyli Lysowi chyba jeszcze zależy na naszej Nico i powiedział o tym Kasowi. Przynajmniej ja tak to zrozumiałam. Ale by było gdyby Lysander zobaczył ją w tym klubie. No cóż ja mam zbyt dużo teorii na temat kolejnego rozdziału więc proszę daj szybko kolejny rozdział. Udanych Ferii!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D
      Co do Kasa i Lysa... Na razie nie chcę się wypowiadać xD
      Jeśli chodzi o szybkie dodanie rozdziału, to... albo dodam dzisiaj wieczorem (jak będzie mi się chciało go dokończyć xD), albo w następny piątek, lub sobotę, kiedy wrócę :)

      Usuń
  8. Kocham i czekan na następny

    OdpowiedzUsuń
  9. Hey, dlaczego mi się nie wyświetla twoja strona O mnie? I kiedy nex? Czy tylko mi się nie wyświetla? Proszę odpowiedz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi również się nie wyświetla :(

      Usuń
    2. Właśnie wróciłam, więc odpisuję :D Mój zjebany telefon zamiast zapisać, to opublikował to :/// Dlatego ;)
      A next być może dzisiaj będzie, muszę tylko nanieść poprawki. A jak nie, to jutro przed południem na pewno się pojawi ;D

      Usuń
  10. Hej (: Zostałaś nominowana do LBA (: Zapraszam do mnie na bloga http://undercover-students.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-awards-aaaa.html

    OdpowiedzUsuń