piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział XXI

Dodałam ze względu na to, że przerwa była już za długa. I oczywiście z jeszcze jednego powodu. Jak zwykle - Ewa i Marcela  xD
Błędy? Na pewno wiele, ale nie mam siły dzisiaj poprawiać. Choroba mnie rozłożyła i nawet nie wiem jakim cudem zdołałam cokolwiek napisać. Jeśli chodzi o powtórzenia, literówki, to napiszcie mi, gdzie są, jutro poprawię jak lepiej się poczuję. 


Wyszedł z mojego pokoju bez słowa. Nie odezwał się, nie zwrócił większej uwagi na to, co powiedziałam. Jakbym go nie obchodziła... Jakby miał głęboko w dupie moje uczucia...
Usiadłam na łóżko, a twarz zakryłam dłońmi. Nie chciało mi się płakać, nie chciało mi się za nim pobiec, nie chciało mi się już go przepraszać, tłumaczyć mu się. Może to są objawy tego, że właśnie przestałam go kochać? Skoro już nie zależało mi na jego zdaniu, pewnie się już uwolniłam od miłości do niego. Zaraz, co ja gadam, nadal go kocham. I to jest w tym wszystkim najgorsze. Po tym, co mi przed chwilę powiedział, co wygarnął, ja dalej nie mogę o nim zapomnieć, choćby na moment przestać się martwić i zastanawiać...
Nie zwróciłam większej uwagi na to, że do mojego pokoju wpadła z prędkością światła, Rozalia.
Roz: Co się stało? Porozmawialiście? Co ci powiedział? I dlaczego wyszedł? - ciekawiła się
Nic: Po pierwsze: nic się nie stało. Po drugie: tak, rozmawialiśmy. Po trzecie: znów zaczął mnie oskarżać. A po czwarte: kazałam mu się wynosić i powiedziałam, że nie chcę go znać. Teraz już wszystko rozumiesz? - zapytałam rozdrażniona
Roz: To dobrze, że... Zaraz! Jakie: kazałam mu się wynosić? - nic nie odpowiedziałam - Ty... Znów wolałaś unieść się honorem? Boże, Nic, teraz to Lysio nawet nie będzie chciał o tobie słyszeć. - jęknęła i chwyciła się za głowę, robiąc przy tym zmartwioną minę
Nic: Przestań, nie mam ochoty dalej tego słuchać. Mam do ciebie jedno jedyne pytanie. Dlaczego go ze sobą przyprowadziłaś?
Zamrugała oczami, jakby zupełnie nie rozumiała mojego zachowania.
Roz: No, kochasz go. A on ciebie. Miałam patrzeć, jak oboje cierpicie?
Nic: Wolałabym cierpieć przez tą cholerną samotność, niż wysłuchiwać takich bzdur na mój temat. - mruknęłam
Ta chyba zauważyła mój dupny nastrój.
Roz: Ej, co ci powiedział? Co się stało? - spojrzała mi z troską w oczach
Przysiadła na łóżko obok mnie i przytuliła.
Nic: Uznał, że powiedziałam, że za nim tęsknię, bo razem to wymyśliłyśmy. Jako plan odzyskania go przeze mnie. We wszystkim, co tylko zrobię, dopatruje się drugiego dna i nie może zrozumieć, że moje intencje naprawdę są całkowicie szczere. - wyżaliłam się - Przecież ty wiesz, że my nic nie wymyśliłyśmy. Nie wiedziałam, że go tutaj przyprowadzisz. A Lys jak zwykle zachował się jak zwykły cham. Naprawdę, mam jak na razie dość tego wszystkiego. Roza, dlaczego on nie może zrozumieć, że ja go kocham, co? - rozżaliłam się
Roz: Nie mam pojęcia... Myślałam, że w końcu się uspokoi, ale z tego co mówisz, pomyliłam się. Kurcze, kazałam mu do ciebie przyjść, żebyście wyjaśnili sobie tą sytuację, ale to jak zwykle nie dało rezultatu. – westchnęła
Nic: Dobra, kończymy ten temat. Jest coś ważniejszego. Roza, pomożesz mi coś wymyślić? Muszę znaleźć jakiś dowód, który by mnie uniewinnił w TEJ sprawie. To znaczy nie uniewinnił, bo nic nie zrobiłam. Chodzi o… Dobrze wiesz o co chodzi. To jak? – zapytałam z nadzieją
Roz: Jesteśmy przyjaciółkami, no oczywiście, że ci pomogę. Więc przeanalizujmy wszystko. Jedynymi świadkami, byłaś ty, Amber, Li i Charlotte, tak?
Nic: Mógł to widzieć jeszcze ktoś. No wiesz, jakiś przechodzień, ale wątpię, żeby ktokolwiek urządzał sobie spacerki za boiskiem. – odparłam
Roz: Czyli trzeba podpuścić jakoś którąś z nich, żeby powiedziała prawdę, nieświadome podstępu. Chwila, Amber jest przytomna?
Nic: Jeszcze nie. To znaczy, najpierw była, ale potem jej stan się pogorszył i wprowadzili ją w śpiączkę. Nie mam pojęcia na jak długo.
Roz: Musimy wiedzieć, kiedy się obudzi. Można zrobić tak, że kiedy już będzie świadoma, powiemy o tym Li i Charlotte. Pewnie pójdą do niej, a my w ten sposób będziemy mogły dowiedzieć się, co naprawdę się stało. Nagramy wszystko, co powiedzą, a potem pokażemy policji. Co ty na to? – uśmiechnęła się, zresztą tak jak i ja
Nic: Myślisz, że wypali? Będziemy musiały je śledzić, a to chyba nie będzie możliwe non stop. – zamarudziłam
Roz: Jestem przekonana, że odwiedzą ją zaraz po wybudzeniu się jej ze śpiączki. Trzeba zrobić tak, żebyśmy dostały cynk ze szpitala, gdy to się stanie. Potem w szkole porozmawiamy między sobą o tym w ich obecności. Po lekcjach od razu wybiorą się do niej. A my wszystko uwiecznimy naszymi dyktafonami. – uradowałam się
Nic: To może wypalić. Dzięki Roza. – przytuliłam ją, a zaraz się zasmuciłam, zmieniając temat – Policja od razu zajęła się tym pobiciem. Dzisiaj rano przyszedł list z prokuratury. Jestem główną podejrzaną. – westchnęłam – Ale Titi niedawno pojechała do swojej znajomej adwokatki. Zgodziła się prowadzić moją sprawę. - zerknęła na mnie ze współczuciem - Czyli będzie poinformowana, kiedy Amber się obudzi. A wtedy zadzwoni do cioci. A ona powie o tym mi. Wtedy można naprowadzić te dwie do szpitala.
Roz: Czyli ustalone. Mam nadzieję, że się uda. – uśmiechnęłyśmy się do siebie.

*** 
Sobota i niedziela minęły mi głównie na rozmyślaniu o naszym planie zdemaskowania Amber. Tak bardzo chciałam mieć już to za sobą. Moim marzeniem było, by wszystko wróciło do normy. Żebym nie była zamieszana w to pobicie, żebym nie zrobiła tych głupot, jakim była jednocześnie i zemsta, i moja zdrada. Żebym znów była z Lysem… 
*** 
Nadszedł poniedziałek. Dzisiaj wstałam wcześniej, pewnie z tych nerwów, a denerwowałam się jak cholera. Pani mecenas zadzwoniła do cioci tylko raz i to w zupełnie innej sprawie, niż możliwe wybudzenie się Amber. Po przesłuchaniu jej obstawy, która wyśpiewała „prawdę”, czyli to, że jestem potworem znęcającym się nad niczemu winnymi koleżankami z klasy, chcieli mnie tymczasowo aresztować. Nawet sobie nie chcę wyobrażać, co one naopowiadały. Skoro ktoś chce zamknąć siedemnastolatkę w więzieniu jeszcze przed samymi zeznaniami ofiary, to naprawdę nie było dobrze. Miałam pójść siedzieć? Jako siedemnastolatka? Za coś, czego nie zrobiłam?
Ta informacja mocno mnie przybiła. Zadzwoniłam w niedzielę, zaraz po telefonie pani adwokat, do Rozy, która słysząc tę informację, popłakała się do słuchawki. 
Zresztą tak jak i ja.

Po porannej toalecie jak zwykle zeszłam na dół i wyszłam z domu. Drogę pokonałam w szybkim czasie i już po pięciu minutach byłam w szkole. Przywitałam się z dziewczynami, chłopakami i tak zaczęła się pierwsza lekcja. Zajęłyśmy z Rozą miejsca w ostatniej ławce i rozpoczęłyśmy naszą lekcyjną pogawędkę.
Roz: Jakieś wiadomości ze szpitala?
Westchnęłam.
Nic: Niestety nie. Chociaż słyszałam plotę, że jej stan się poprawia i niedługo będą wybudzać ją ze śpiączki. - uśmiechnęłam się
Roz: A... Co z tobą? W ten weekend... Policja odpuściła?
Nic: Yhm, na szczęście. W sobotę byłam tylko trzy razy na komisariacie. - rozszerzyła oczy
Roz: I to jest szczęście? Trzy razy na komendzie? Boże, czego oni od ciebie chcą? Przecież złożyłaś zeznania, po kiego dalej to drążą? - oburzyła się
Nic: W porównaniu z tym, co było jak leżałam na oddziale to serio jest świetnie. Tylko denerwuje mnie, że muszę marnować czas i jeździć tam, a oni za każdym razem zadają mi te same pytania, co w każdej wcześniejszej wizycie. Myślą, że w końcu wymięknę i się przyznam, ale się mylą. Nie przyznam się do czegoś, czego nie zrobiłam. Nie ma mowy.
Roz: Już niedługo wszystko wyjdzie na jaw i się wyjaśni. Wszyscy uwierzą w twoją niewinność. Nie martw się. - pocieszała mnie
W sumie to nie musiałam obawiać się reakcji innych, bo właściwie większość osób mi uwierzyła. Nie mówię teraz o tych, których praktycznie nie znałam, bo byli z innych klas, a chodziło o znajomych z mojej. Jedynie Nataniel nadal uważał mnie za wroga publicznego numer jeden, Li, Charlotte i Klementyna... Nie musiały mi nie wierzyć, bo doskonale wiedziały, że nie miałam nic wspólnego z tą sprawą. Wszyscy znali Amber doskonale i nie trzeba było im mówić, że to wstrętna żmija. A w związku z tym, no może nie od razu, ale w końcu mi uwierzyli.
Roz: A tak odchodząc od tematu, za cztery dni masz urodziny, trzeba by to jakoś uczcić. - uradowała się
Nic: Urodziny? A skąd wiesz, kiedy je mam? - nigdy jej tego nie mówiłam, więc nieźle się zdziwiłam, choć prawdą było, że za kilka dni miałam obchodzić osiemnastkę.
Roz: Mam swoje źródła. Powinnaś się przyzwyczaić. - uśmiechnęła się szeroko
Nic: Więc co? Mam zrobić imprezę w domu, tak? I ty mi pomożesz?
Znów się uśmiechnęła, tyle, że tym razem szatańsko.
Roz: Mam w planach coś zupełnie innego. - powiedziała tajemniczo
Nic: Hm? Więc co wymyśliłaś? - zaciekawiłam się
Roz: Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - droczyła się
Nic: Roza, nie denerwuj mnie lepiej. - szepnęłam groźnie - A teraz mów. No...?
Odwróciła się ode mnie i nie odzywała się.
Nic: Dobra, przepraszam, ale chcę wiedzieć. Powiedz mi. - prosiłam
Westchnęła ciężko.
Roz: Dowiesz się, ale nie teraz. Na przerwie. - i nie zważając na moje protesty, zaczęła przepisywać temat z tablicy
Resztę lekcji przesiedziałam jak na szpilkach, zastanawiając się, o co chodzi. Chociaż w sumie to nie będzie wielkie wydarzenie, nie zabierze mnie przecież do klubu ze striptizem, nie?
Ten moment, w którym słyszę dźwięk dzwonka, oznaczający koniec jednej z czterdziestopięcio minutowych tortury, jakim jest lekcja, teraz okazał się jeszcze bardziej upragniony. Wręcz wybiegłam z sali i zatrzymałam się przy drzwiach, czekając na Rozalię. Wyszła razem dziewczynami, a ja od razu chwyciłam za nadgarstek i odciągnęłam d nich.
Nic: Powiesz? - zapytałam z nadzieją
Roz: Czy ty choć trochę nie możesz poczekać, tylko jak zwykle jęczysz i jęczysz, póki nie wyjdzie na twoje? - potaknęłam, a ona westchnęła - Dobra, uwolnię cię od tych dręczących cię myśli. Chcę, byś odstresowała się i zapomniała o problemach, odprężysz się. - uśmiechnęła się złośliwie
Nic: Roza, no! - jęknęłam - Weź mi tego nie rób. Miałaś powiedzieć. - zamarudziłam
Roz: Dobra, dobra. Uspokój się. Więc, uzgodniłam już z dziewczynami, że w piątek wychodzimy na miasto. Prosto do klubu. - wyszczerzyła się do mnie
Nie byłam pewna, czy mówi na serio, czy na żarty. Co to miało być? I jak miało wyglądać?  Po tej całej sytuacji z Lysandrem nie mam zamiaru, ani nawet ochoty na takie coś.
Nic: Czy ciebie powaliło? Chyba sobie żartujesz. - oburzyłam się  
Wydawała się zdezorientowana i zdziwiona, jakby nie wiedziała, co powiedzieć, ale zaraz się to zmieniło.
Roz: Nic! To prezent od nas! Robimy to z dziewczynami dla ciebie. Poza tym, bilety już są wykupione, nie musisz się kłócić, bo i tak cię tam zabierzemy. Jak nie po dobroci, to po złości.
Westchnęłam głęboko i spojrzałam na nią.
Nic: I jeszcze mi powiedz, że wszystkie trzy się na to zgodziły. No jeszcze wyobrażę sobie Kim, Irys, które przystały na tą wiadomość, ale... Viola? No chyba mi nie powiesz, że ucieszyła się i skakała z radości, co? - zapytałam ironicznie
Roz: A myślisz, że miała wyjście? Zresztą, nie mogła cię zawieść i nie przyjść, nie zrobić ci takiego prezentu. - znów się wyszczerzyła
Patrzyłam na nią i zastanawiałam się, co się stało z moją przyjaciółką?
Nic: Czyli ja też nie mam wyboru? - zapytałam, a ona jeszcze szerzej się uśmiechnęła; Wiedziałam, co to oznacza.
***
Po ostatniej lekcji,, jaką była chemia, wyszłam na dziedziniec oczekując Rozalii. Musiałam z nią pogadać o konkretach wyjścia do klubu. To totalnie do mnie nie pasowało, nie czułam się dobrze w takich klimatach, ale to moja osiemnastka. Muszę zapamiętać ten dzień. YOLO. W sumie to nie ma żadnych przeciwwskazań, żebym nie poszła. Po pierwsze, będą ze mną dziewczyny, więc dopilnują mnie w razie jakiejkolwiek głupoty. A po drugie - nie muszę brać pod uwagę zdania chłopaka, bo go nie miałam. Ciężko mi było się przyzwyczaić do mówienia o sobie, jako o singlu. Nie mogłam się przyzwyczaić do braku tych romantycznych spotkań z nim. Z Lysandrem. Tego, jak razem się wygłupialiśmy, śmialiśmy, rozmawialiśmy... Ale cóż, jakoś daję radę. Postanowiłam przecież wczoraj, że kończę z nim raz na zawsze. Może po jakimś czasie zacznie ze mną normalnie rozmawiać i staniemy się najlepszymi kumplami? Może zapomni, wybaczy i znowu odżyją nasze przyjacielskie wyjścia i spacery podczas których śmiałam się co nie miara? Ale podkreślam - przyjacielskie.
Roz: Hej! Słuchasz mnie? - usłyszałam głos dziewczyny; Z tego wszystkiego nie zauważyłam nawet, że Roza już przyszła i w ogóle coś do mnie mówiła. 
Nic: C-co? Wybacz, zamyśliłam się. Powtórzysz?
Roz: Eh... Mówiłam, że wpadnę jutro do ciebie z dziewczynami i obgadamy sprawę. Teraz nie mam czasu, bo Leo akurat kończy zmianę, a umówiliśmy się do kawiarni. Do zobaczenia! - krzyknęła na odchodnym i szybkim krokiem ruszyła w stronę bramy
Ja też wyszłam ze szkoły i właśnie maszerowałam do domu rozmyślając o pomyśle Rozy. Może faktycznie nie powinnam tak się sprzeciwiać? W końcu tak jak powiedziała - pójdziemy, popatrzymy, wychodzimy. Czyli nic strasznego. A jeśli Lys się dowie? Co o mnie pomyśli? Pewnie, że jednak miał rację nazywając mnie dziwką... Może powinnam do niego jeszcze raz, ostatni raz pójść i wytłumaczyć wszystko? Może uwierzy, że to nie ja pobiłam Amber? W końcu tak sądzi, a ja niczego nie zrobiłam, powinnam się bronić. Bez kłótni. Po prostu na spokojnie wytłumaczę mu, jak było. Kto wie, być może mi uwierzy. Tak, to chyba dobry pomysł. Na pewno ochłonął po naszej wczorajszej wymianie zdań i mnie przynajmniej wpuści.
Po piętnastu minutach skręciłam w ulicę prowadzącą do jego domu. Mobilizowałam się już do rozmowy z nim. Doszłam do wniosku, że w sumie to bezsensowne, ale już nie mogłam zawrócić. To znaczy mogłam, ale nie chciałam. To nie ma sensu...
Podeszłam pod bramkę odgradzającą posesję braci. I właśnie wtedy stanęłam jak wryta. Doznałam prawdziwego szoku. A moje serce, choć myślałam, że pozbyłam się miłości do niego, znów zakłuło niemiłosiernie. Jakby jakaś niewidzialna igła przebiła je na wylot, a ono krwawiło teraz mocno. Dlaczego tak się stało? Co spowodowało taką reakcję?
Przed moimi oczami był tylko jeden obraz. Obraz ich: mojego ukochanego i jakiejś dziewczyny.  Ładnej, piękniejszej ode mnie z całą pewnością. O długich blond włosach, szczupłych nogach. Wyglądała jak modelka. Nic dziwnego, że był tu teraz z nią. Pod moje powieki napłynęły łzy. 
Coś do niej powiedział, na co uśmiechnęła się szczerze i po chwili wisiała na jego szyi, tuląc się. Oderwali się po jakimś czasie... cmoknęła go w policzek... Cios prosto w moje i tak już złamane serce... Wzięła go pod ramię i powędrowali do wejścia. Nie widzieli mnie, pewnie to i lepiej. Weszli do środka, zamykając drzwi. Wpatrzona w nie, już po chwili rozryczałam się jak beksa. Skuliłam się pod ogrodzeniem. Zatrzęsłam się z rozpaczy. To koniec...
Lysander... Mój Lysander... Nie, teraz już jej Lysander...

12 komentarzy:

  1. Booskie! *-*
    bo sie poplakalam az, no :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Lysander sukinkocie jak cię dopadnę to nie będzie tak miło... o nie! nie ma tak dobrze!
    Amber to jest jebana suka/ściera/lonfra/wywłoka zakopię ją żywcem potem odkopię spalę jej truchło, a szczątki wrzucę do oceanu pełnego rekinów!
    zbulwersowałam się no!
    a tak na serio to na nexta czekam!

    OdpowiedzUsuń
  3. ojejku. :c a może to tylko jakaś dawna znajoma, albo ktoś z rodziny ? :(
    świetny rozdział. ♥ jestem ciekawa relacji z klubu ze striptizem. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A może to tylko jakaż znajoma? No w końcu pocałowała go w policzek, a nie usta, prawda?
    A rozdział świetnościowy! Boże, mam jakąś taką wizję, że coś się stanie w tym klubie? Np. Lys będzie striptizerem? Boże, moja psychika wariuje xD
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bez przesady Marcela. Lysander striptizerem? Przez ciebie nachodzą mnie teraz myśli takiego tańczącego, rozbierającego się się Lysa xD Aż mi ślinka pociekła xD

      Usuń
    2. Heh, pojebana wyobraźnia. Widzisz, tak to jest, jak się chodzi do klasy razem ze zboczeńcami, którzy na lekcji śpiewają :Stanął, stanął ciiii!" xD To i tak nie jest tak źle, bo rok temu taki Bartek wpychał takiemu Krystianowi długopis do dupy :D Najgorsze było to, że ja siedziałam za nimi :p

      Usuń
    3. Słucham tych waszych opowieści, i leżę ns podłodze wyjąć że śmiechu :D

      Usuń
  5. Ja za to mam wrażenie, że to mogłaby być jego kuzynka :D
    Rozdział świetny i już nie mogę się doczekać ich wyjścia do klubu xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Lysander to nie do pomyślenia. Mam nadzieje że wrócą do siebie wkrótce, kiedy będzie next? A i jeszcze pare razy płakałam na twoim opowiadaniu. Czy to dziwne? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne :D
    Klub z striptizem? No to masz wysoką gorączkę xD
    Jestem ciekawa jak potoczy się akcja dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbisz się znęcać nad ludźmi. xD Jak zaczynam czytać u ciebie rozdział to, aż mnie w żołądku ściska. :/ Czy to dobrze, już sama ocenisz. ;) Mam do ciebie prośbę:
    Niech ta akcja z Amber jak najszybciej się skończy. Ja cię o to na kolanach błagam, bo za chwilę będę kłębkiem nerwów przez tą sprawę.
    Co do Lysa, zrobiłaś z niego niezłego dupka. :/ Ale w sumie dobrze mu tak. xD
    Klub gogo? Rly? Wolę o tym nie myśleć, bo boję się co mój chory mózg stworzy. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Menda paskudna z Lysia. Od początku chciałam by Nicola była z Kasem

    OdpowiedzUsuń