Obudziłam się o 7:12. Byłam nadal śpiąca ale wiedziałam, że już nie zasnę. W nocy przyśniły mi się dwa koszmary mające bezpośredni związek z wczorajszym dniem. Po obu budziłam się z przerażającym krzykiem, cała czerwona i zapłakana, a Titi przybiegała do mnie zmartwiona i kładła się obok mnie do czasu, aż znów nie zasnę… Czułam się z tego powodu strasznie głupio, ale w końcu nie mogłam zareagować inaczej.
Na całe moje szczęście, dzisiaj była sobota, co oznaczało całkowity brak szkoły i nauki. No dobra, muszę dorobić lekcje, ale i tak nie jest najgorzej. Może Lys mnie gdzieś zabie… Nie, nigdzie mnie nie zabierze, bo nie jesteśmy już razem. No tak, zapomniałam… Miałam potworną ochotę, która męczyła mnie już od kilku minut od kiedy byłam na nogach, żeby dzisiaj znów go odwiedzić i po raz drugi spróbować wszystko załagodzić. Lecz kiedy przypominałam sobie jego słowa, które tak bardzo mnie zraniły i były, dosłownie, jak nóż w plecy… Nadal nie mogłam przetrawić tej wiadomości. Że to koniec, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Żeby chociaż mnie wysłuchał!
Kiedy się podnosiłam, poczułam, że pęka mi głowa . Przyłożyłam do niej palce i rozmasowałam skronie. Leniwie wstałam z łóżka i w piżamie zeszłam na dół. Chciałam mieć jak najszybciej za sobą rozmowę z Titi, gdyż wiedziałam, że prędzej czy później będzie musiała nastąpić. Powoli zeszłam na dół zaglądając do kolejnych pokoi by sprawdzić, czy może nie ma jej w środku. Siedziała w swojej sypialni i chyba właśnie się obudziła, bo była rozczochrana, ubrana w swoją koszulę nocną, a na dodatek przecierała oczy. Nieśmiało przekroczyłam próg i odezwałam się cicho.
Nic: Cześć, Titi.
Obróciła szybko głowę w moją stronę. Na jej twarzy widziałam szczęście, zadowolenie, współczucie i zmartwienie, chociaż nie wiem, jak te wszystkie emocje mogły ze sobą współgrać.
Titi: Witaj skarbie. – uśmiechnęła się łagodnie – Usiądziesz? – wskazała ruchem głowy na miejsce obok siebie
Skinęłam, podeszłam do niej i spoczęłam.
Titi: Jak się masz? Coś cię boli? Może źle się czujesz? – zapytała z troską
Nic: Głowa mnie strasznie boli. Ale poza tym wszystko w porządku. – odparłam – Albo przynajmniej tak mi się wydaje. – uśmiechnęłam się blado – Przyszłam, żeby porozmawiać.
Titi: Porozmawiać? – była zdziwiona; Widocznie nie spodziewała się, że zgłoszę się do niej z własnej woli.
Nic: Przecież i tak nie dałabyś mi spokoju, do póki bym ci nie powiedziała, jak to się stało.
Pokręciła głową.
Titi: Nie chcę, byś mi mówiła, jak to było. To wiem. Zależy mi na czymś innym. A konkretnie, kto to był. Kim jest ten, który cię skrzywdził. Znasz go?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mogłam spodziewać się takiego pytania. Oczywistym było, że mi je zada. Ale nie miałam pojęcia, czy powiedzieć prawdę, czy skłamać. Gdybym skłamała, miałabym wyrzuty sumienia. Ale uchroniłoby mnie to przed ciąganiem się po jakichkolwiek komisariatach czy coś w tym stylu. A byłam pewna, iż jeśliby ciocia wiedziała, że był to Edd, nie darowałaby mu tego i wręcz zmusiłaby mnie do złożenia oskarżenia. Zeznania, rozprawa w sądzie i, co najważniejsze, opowiadanie zupełnie obcym mi osobom o całym tym zdarzeniu, niezbyt mnie kusiło. Biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw, stwierdziłam, że mimo wszystko skłamię. Pierwszy raz nie powiem prawdy Titi, ale dosłownie nie mam innego wyjścia.
Nic: Ja… Nie wiem. Nawet nie domyślam się, kto to mógł być. – zauważyłam, że ciocia wpatruje się uważnie w moje oczy, jakby rozważała, czy może mi wierzyć; Musiałam dopowiedzieć coś, co by odwróciło jej uwagę. – Było ciemno. Gdyby to był ktokolwiek, kogo znałam… Nie mogłabym go poznać, bo nic nie widziałam. Słyszałam tylko jego głos, ale… nie wiem, do kogo mógł należeć – spuściłam wzrok i wpatrywałam się w swoje bose stopy
Titi: Nie przypuszczasz, nie domyślasz się kto to? Spróbuj zastanowić się dokładnie, może przypomnisz sobie jakiś choćby drobny fakt, który z pewnością pomoże w odszukaniu sprawcy. – namawiała mnie
Nic: Myślałam nad tym. Wczoraj, dzisiaj, ale nic mi do głowy nie przyszło, nie przychodzi.
Titi: Oh… - zmartwiła się – To znaczy… Że on nie poniesie żadnych konsekwencji… Będzie bezkarny… Dopuścił się przestępstwa, ale nie poniesie za to kary, pokuty… Zdajesz sobie z tego sprawę? – zapytała, jakby wiedziała, że wiem, rozpoznałam Edda, i chciała wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia i poczucie winy
Musiałam poważnie zastanowić się nad swoją odpowiedzią.
Nic: Uwierz mi Titi, nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym, by zapłacił za to, co zrobił. Ale jak chcesz to zrobić bez żadnych wskazówek, tropów? Chociażby przypuszczeń?
Titi: Wiem. Ale nie mogę tego znieść. Że to bydlę nie poniesie konsekwencji…
Nic: Titi, on nic mi nie zrobił. Kastiel pojawił się w odpowiednim momencie i mnie uratował. – uśmiechnęłam się do niej
Titi: W porządku… - wstałam i właśnie chciałam wychodzić – Czekaj, czekaj… - odwróciłam się – Kastiel? Ten z czerwonymi włosami, który wczoraj cię tu przyniósł? – kiwnęłam – Czyli to ten sam, który pocałował cię wtedy w parku. – uśmiechnęła się szatańsko – Ładny, ładny…
Nic: Daruj sobie takie teksty. – warknęłam, a ta spojrzała na mnie zdziwiona, więc jej wszystko rozjaśniłam – Wczoraj zerwał ze mną chłopak. Więc daj sobie spokój z takimi uwagami. – patrzyła na mnie szerokimi oczami, a za chwilę troskliwymi
Titi: Przepraszam. Jeśli chcesz o tym poga… - przerwałam jej wypowiedź
Nic: Nie, nie chcę. To moja sprawa i sama sobie z nią poradzę. Nie potrzebuję niczyjego wsparcia. – wymamrotałam – To znaczy, nie chcę teraz rozmawiać, bo jeszcze nie jestem gotowa. Najpierw muszę się pogodzić z tą informacją.
Chciałam wyjść, gdy przypomniałam sobie o jeszcze jednaj, najważniejszej sprawie.
Nic: Titi?
Titi: Hm?
Nic: Bo… Mam prośbę.
Titi: Słucham cię.
Nic: Czy…Czy mogłabyś… - nie wiedziałam za bardzo, jak to jej powiedzieć – Nie chcę, żeby Shon przychodził tutaj, gdy będę w domu. – widziałam, jak patrzy na mnie nie rozumiejąc – Nie pytaj mnie proszę, dlaczego. Możesz to dla mnie zrobić?
Titi: Ale Nic, ja rozumiem, że go nie lubisz. Powinnaś jednak chociaż spróbować się z nim dogadać, porozumieć.
Nic: W takim razie proszę, byś informowała mnie, kiedy będziesz chciała go zaprosić, a wtedy to ja będę wychodzić na miasto.
Nie czekałam na jej odpowiedź. Po prostu stamtąd wyszłam. Nie chciałam więcej widzieć na oczy tego podrywacza. Tak czy siak, choćbym to ja miała opuszczać dom podczas jego pobytu, byłam zdeterminowana. Wolałam przesiedzieć kilka godzin nawet w parku, siedząc sama na ławce, niż oglądać jego zakichaną mordę. No. Postanowione.
Weszłam do pokoju i wskoczyłam na łóżko. Na kolana wzięłam laptop, bo chciałam zapytać Rozalii, jak minął jej wczorajszy dzień, lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że nie powinnam im przeszkadzać. Odłożyłam sprzęt na etażerkę stojącą przy moim łóżku. Nie mając co robić, postanowiłam odrobić lekcje. Do czego to doszło, że z nudów będę siedziała przed jakimiś durnymi zadaniami z matematyki?
Kiedy właśnie zrobiłam drugie z kolei zadanie z wykresów funkcji, które nawiasem mówiąc wyszło mi zgodnie z odpowiedziami, z czego byłam cholernie zadowolona, usłyszałam, jak ktoś zadzwonił do drzwi. O Matko… Przyszedł kochaś mojej cioci, super. Trudno, po prostu nie zejdę na dół i zostanę w tutaj, dzięki czemu nie będę musiała go oglądać. Za moment odezwała się Titi i powiedziała coś w stylu: „Jest na górze w swoim pokoju. Po prostu do niej wejdź.”. Zagotowało się we mnie. Jeśli on tylko przestąpi próg mojego pokoju, nie ręczę za siebie. Może tylko rzucę w niego, przypuśćmy, moim stołkiem od toaletki. Najwyżej uderzę go w głowę, a ten utknie mu we łbie. Najwyżej wykrwawi się i nie będę musiała go znosić po raz kolejny.
„Dobra, spokój, Nic. Chyba nie chcesz odwiedzić na kilka lat poprawczaka, prawda?”
Usiadłam spokojnie na łóżku, wzięłam do ręki książkę i odwróciłam się plecami do wejścia, by nie musieć go oglądać. Ból rozsadzał mi czaszkę...
Usłyszałam kroki i po chwili chrząknięcie. Nie przewróciłam się, tylko od razu warknęłam:
Nic: Wy-padj z mo-je-go po-ko-ju. – rzekłam w miarę spokojnie
Nie słyszałam żadnej reakcji, lecz po chwili to się zmieniło.
…: Jakież miłe powitanie. – powiedział ironiczny głos, a ja od razu go rozpoznałam i bynajmniej nie należał do Shona – Uratowałem ci wczoraj tyłek, a ty tak mi się odwdzięczasz? No ale dobra, skoro nie chcesz mnie widzieć. – westchnął i obrócił się
Nic: Dobra, właź biedaku. - mruknęłam cicho
Znów przekroczył próg mojego pokoju.
Kas: Wiedziałem, że się uda. - powiedział z zawadiackim uśmiechem
Usiadł na stołek mojej toaletki i coś w niej "chrupnęło".
Nic: Ej! Zaraz mi ją połamiesz!
Kas: Nie połamię, spokojna głowa. - zapewnił mnie i kiedy chciał się wygodniej usadowić, ponownie dało się słyszeć trzask
Nic: Za ciężki jesteś, i tyle!
Kas: Ja? Za ciężki? Jestem lżejszy od piórka, przecież ważę tyle, co nic. - prychnął z oburzeniem
Nic: Tak, tak, nie jesteś, o nie. A teraz złaź. Chyba, że masz ochotę wydać swoje oszczędności na nowe krzesło dla mnie, jak mi te połamiesz.
Chłopak westchnął i usiadł na moje łóżko. Siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu postanowiłam ją przerwać.
Nic: No, a teraz gadaj, po co przyszedłeś.
Zastanowił się moment nad odpowiedzią.
Kas: Chciałem sprawdzić, jak się czujesz. - na te słowa wybuchłam śmiechem - No co?! - wykrzyknął najwyraźniej oburzony moim zachowaniem
Nic: Przyszedłeś, żeby zobaczyć, co u mnie? Jasne. Takie bajeczki to przedszkolakom możesz wciskać. - odparłam - Zmartwiony Kastiel, przezabawne. - zakpiłam - Mów, o co chodzi.
Kas: Mam ci powtórzyć jeszcze raz, żeby dotarło to do twojego jakże mądrego mózgu? Okej. Musiałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zadowolona? - uśmiechnęliśmy się
Nic: Poza tym, że przed chwilą mnie obraziłeś, to tak, jestem wniebowzięta. - odparłam ironicznie - A skoro tak bardzo cię to zastanawia, to odpowiem na twoje pytanie. Wczoraj ktoś chciał mnie zgwałcić, i tylko dzięki tobie to się nie stało. Czuję się znakomicie, nie widać? - znów ironia
Kas: Dobra, faktycznie głupie pytanie.
Nic: No raczej.
Znów umilkliśmy. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy, dlatego właśnie się nie odzywałam.
Kas: Jak poszła rozmowa z Lysandrem? - wypalił
"A, więc tu cię boli. To jest powód twojego przyjścia, wiedziałam."
Nic: Dlaczego pytasz? No ale okej, jeśli chcesz wiedzieć, zerwał ze mną. - mruknęłam
Nie wiedziałam, czy powinnam była mu to mówić, ale co się stało, to się nie odstanie, tak więc nie warto dalej tego rozważać.
Kas: Czyli, że jesteś teraz wolna? - zapytał uwodzicielsko i przybliżył się
Nic: Nie.
Kas: Jak to: nie? Przecież się rozstaliście. - z jego miny wyczytałam, że niczego nie rozumiał
Nic: To on powiedział, że się ze mną rozstaje. Nie ja.
Kas: To nielogiczne. Skoro... - przerwałam mu
Nic: Wiem. I mogłabym to wyjaśnić, ale nie mam ochoty. Za to... chciałam cię o coś zapytać... To znaczy, powiedzieć... Poprosić... - popatrzyłam na niego i zauważyłam jego ciekawski wzrok - Nie chciałam tego robić... Mówię teraz właśnie o naszej rozmowie. - umilkłam - Chcę zemścić się na Amber.
Kas: No i?
Nic: Wiesz, na czym jej zależy?
Kas: Cholera, nie zadawaj tyle pytań, tylko powiedz wreszcie, o co chodzi. - zaczął jęczeć
Nic: Na tobie. - dokończyłam
To, co chciałam powiedzieć, nie mogło przejść mi przez gardło. A to dlatego, że przypomniałam sobie o Lysie... O tym, jak zareaguje, gdy się dowie... Ale skoro on myślał o mnie takie rzeczy i stwierdził, że z nami koniec i nie chce mieć ze mną nic wspólnego, postanowiłam to zrobić.
Nic: Muszę jej dopiec. Pokazać, że jestem lepsza.
Kas: I co w związku z tym?
Nic: Musisz... Musisz zostać moim chłopakiem na niby. - usłyszawszy te słowa, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami; Wiedziałam, że nie spodziewał się, że to ja to zainicjuję. - Ale podkreślam: na niby. Chcę utrzeć jej nosa. Pomożesz mi?
Był na tyle zdziwiony, że nie wiedział najwyraźniej, co powiedzieć. Przez moment.
Kas: Prosisz mnie o chodzenie? - zapytał z szelmowskim uśmiechem; Wiedziałam, że jest przeszczęśliwy.
Moim celem było uwiedzenie go. Cel spełniłam. Szalał za mną, to było widać, na przykład teraz, kiedy przyszedł wypytać się o rozmowę z Lysem. Tylko zamiast czekać, aż sam padnie mi do stóp, postanowiłam wszystko przyspieszyć, by jak najszybciej zdobyć satysfakcję i zobaczyć minę i reakcję tej blondi, kiedy dowie się, co dla niej przygotowałam.
Nic: Kilka dni. Pewnie nawet nie tyle. Parę wspólnych sytuacji. A potem koniec. Chcę tylko, by jej dopiec, to wszystko. To jak będzie? - zapytałam z nadzieją
Kas: Jesteś pewna, że to ma być na niby?
Nic: Zdecydowanie tak. No...? - widziałam, że moja odpowiedź go zasmuciła, ale co miałam mu niby powiedzieć?
Kas: Zastanowię się. Jutro... To znaczy pojutrze w szkole ci powiem, dobra?
Nic: W porządku. - uśmiechnęliśmy się
Kas: Wiesz co? W sumie to chyba się zgodzę, może dzięki temu odwali się też ode mnie. - rzekł - Co konkretnie mam robić? - zapytał - Bo nie wiem, do czego mogę się posunąć. Czy mają być tylko pocałunki, czy może coś więcej. Na przykład... - przerwałam
Nic: Nie! Jasne, że pocałunki. I przytulanki co najwyżej.
Kas: Jeśli jednak zmienisz zdanie, to jestem do dyspozyc... - znów przerwał, bo wcięłam mu się w środek wypowiedzi
Nic: Kastiel, przestań. Nie mam siły żartować i gadać o takich rzeczach. Po tym, co się stało... Nie potrafię, okej? - spojrzałam na niego z niemą prośbą w oczach
W ramach odpowiedzi, tylko skinął głową.
Kas: Będę spadał. Odpocznij. - powiedział i wstał - Cześć, moja dziewczyno. Do poniedziałku. Albo nie, jutro przyjdę zobaczyć, co z tobą.
Nic: Nie, jutro nie przychodzisz.
Kas: Dlaczego? - był wyraźnie zdziwiony
Nic: Na niby, pamiętasz? Nie chcę, żebyś codziennie mnie odwiedzał, dlatego, że chciałabym teraz spędzić jak najwięcej czasu sama. Chcę pomyśleć. I ułożyć sobie wszystko w głowie.
W moich oczach pojawiły się łzy, więc odwróciłam głowę. Tak bardzo brakowało mi Lysa. Ile bym dała za to, żeby teraz zamiast Kasa, w moim pokoju był ten drugi...
Kas: Hej, nie martw się. Wszystko się ułoży. - rzekł, i chyba sam się zdziwił, że w ogóle coś takiego powiedział
Mówiąc to, schylił się i położył swoją rękę na mojej. Skupiłam wzrok na naszych splecionych już teraz dłoniach i usłyszałam tylko cichy szept:
Kas: Będzie dobrze.
Nim się zorientowałam, pocałował mnie. Nie wiedziałam, o co chodzi, więc nawet nie zareagowałam. Całował tak namiętnie, łapczywie, a zarazem spokojnie... Kiedy już się ode mnie oderwał, zapytałam:
Nic: Co to miało być? - byłam poirytowana
Kas: Podjąłem decyzję. Skoro nie możesz się beze mnie obejść. - uśmiechnął się szelmowsko - To nie mam wyjścia, jak nie pomóc damie w potrzebie.
Nic: Wow! Jaki gentelmen się z ciebie zrobił! - roześmiałam się, a po chwili zrobiłam poważną minę - A teraz spadaj.
Chłopak westchnął tylko, wstał i wyszedł. A w drzwiach puścił mi jeszcze oczko. Eh...
***
Niedziela minęła mi jak każdy inny dzień. No dobra, nie jak każdy. Spędziłam cały poranek, popołudnie i wieczór w swoim pokoju, rozpaczając nad swoim życiem. A nie było się z czego cieszyć. Rozwalił mi się związek, a facet, którego kocham, nienawidzi mnie. Okej, może nie nienawidzi, ale zawiódł się na mnie i nie chce znać. Mój były chciał mnie zgwałcić w parku, a wcześniej widziałam go z jakąś laską, do której się tulił. Poza tym, nie poniesie za to konsekwencji, ponieważ nie chcę złożyć doniesienia z obawy o te wszystkie zeznania i przesłuchania. Jedna, wielka, totalna, całkowita - masakra...
***
Wstałam jak zwykle o 6:30. Poranna toaleta i takie tam zajęły mi zaledwie dwadzieścia minut. Mój nowy rekord. Na dole zjadłam śniadanie, czyli moje ukochane tosty z Nutellą. Mmm... Na zegarku widniała już 7:27, czyli że trzeba wychodzić do szkoły.Kiedy przechodziłam przez ulicę, dostrzegali niedaleko Lysa. Szedł kilkanaście metrów przede mną. Wahałam się, czy powinnam krzyknąć i dołączyć do niego, czy może zostawić go w spokoju? Wygrała pierwsza opcja.
Nic: Lysander! Poczekaj na mnie! - wrzasnęłam, by usłyszał
Najwidoczniej nie rozpoznał, że to ja. Zwrócił głowę w moją stronę, a gdy zorientował się, że ja to ja... z powrotem ją odwrócił... Coś ukłuło mnie w serce. Nie mogłam znieść, że mnie tak ignoruje. Wiem, że miał prawo być zły i miałam świadomość, że to wszystko jest moją winą. Ale nie potrafiłam wytrzymać, że tak mnie traktuje, nie chce rozmawiać.
Zatrzymałam się w miejscu i stałam tam jak wryta. Patrzyłam, jak się oddala i nawet go nie zatrzymałam. Jak miałam spokojnie znosić fakt, że jest do mnie wrogo nastawiony? Nie miałam już siły...
Całą resztę drogi wpatrywałam się w oddalone plecy chłopaka, i coś ściskało mnie w żołądku. Dotarłam do szkoły przybita. I jakby tego było mało, kiedy tylko do niej weszłam, stało się. Kastiel najwyraźniej od razu postanowił wprowadzić mój plan w życie. Porwał mnie w ramiona tuż przy bramce i zaczął całować. Bało w tych pocałunkach tyle uczucia, całował z tak wielką pasją, ale ja i tak nie oddałam ani jednego całusa. Po prostu objęłam go za szyję i trwałam tak jakiś czas. Kątem oka zauważyłam, rzecz jasna, Amber. Najpierw zdziwioną, zdezorientowaną. Później zazdrosną i rozżaloną. A na koniec wściekłą, złą i rozgniewaną. W oczach miała żądzę mordu. Zdołałam też dostrzec, że się trzęsie. Pewnie ten gniew spowodował u niej silne drgawki. O to właśnie mi chodziło. Dodatkowo, mogłaby jeszcze zemdleć, albo dostać jakiegoś zawału, ale nie można mieć wszystkiego. I tak byłam strasznie zadowolona z jej reakcji. Teraz czeka mnie już tylko rozmowa z nią i będę mogła w pełni cieszyć się z mojego sukcesu.
Oderwaliśmy się od siebie po, może minucie. Na moje szczęście, na dziedzińcu nie było zbyt wiele osób. A to dlatego, że większość od razu po przyjściu szła pod klasę i tam czekała na rozpoczęcie lekcji. Obserwowała nas wspomniana wcześniej Amber. Niestety, widziała to również Rozalia, a także Kim, Viola, które akurat witały się z wcześniej wspomnianą. Ale nie to było dobijające. Przed samymi drzwiami stał... Lysander. Patrzył na mnie zimnym wzrokiem i pewnie próbował przybrać na twarz maskę obojętności. Na nic, bowiem przez moment w jego oczach zdołałam zauważyć zawód i smutek... Cholera! Że też musiał to widzieć! Chociaż w sumie, to wszystko moja wina. Przez tą chorą zemstę nie tylko go straciłam, ale też upodabniam się do Amber i staję się podłą suką...
Lys wszedł do środka, a ja nadal stałam bez żadnej reakcji. Nagle poczułam coś na mojej talii. Tym "czymś" była konkretnie ręka Kasa, a on zaczął ciągnąć mnie w stronę budynku. Zgromiłam go wzrokiem, więc mnie puścił i wzruszył ramionami. Zerknęłam w stronę grupki dziewczyn. Wiedziałam, że muszę im to wyjaśnić. Szczególnie Rozalii. Idąc z takim właśnie nastawieniem, usłyszałam ni stąd, ni zowąd, szloch. Odwróciłam się zdziwiona i wylukałam biegnącą, płaczącą Amber. Chyba nieźle się przejęła tym, co zobaczyła. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie trzeba było mnie tak traktować, to sama byłaby traktowana dobrze. Proste.
Podeszłam do dziewczyn, które oczywiście nie dały mi zbyt wiele spokoju.
Ir: Hej, Nic! Co to było? Jesteście razem?! Ale extra! - zaczęła skakać i piszczeć radośnie
Zgromiłam ją wzrokiem, a Kim zatkała jej usta. W tym momencie Rozalia spojrzała na mnie oburzona i od nas odeszła.
Nic: Dziewczyny, muszę z nią pogadać. Zobaczymy się później, dobra? - skinęły głowami
Powoli podeszłam do przyjaciółki i chwyciłam ją za ramię.
Nic: Roza?
Odwróciła się i strząchnęła moją rękę.
Roz: Jak możesz mu to robić? Najpierw zrobiłaś to, co zrobiłaś, a kiedy radzę ci, byś z nim porozmawiała, że będzie dobrze i ci wybaczy, całujesz się z Kastielem? Nagła zmiana frontu, co? Znudził ci się Lysander? - zapytała z wyrzutem
Nic: Roza, uspokój się. Ja... - urwałam, bo wcięła mi się w zdanie
Roz: Jak mogę być spokojna?! Nie rozumiesz, że Lysio to brat mojego chłopaka? To mój przyjaciel. Nie mogę patrzeć, jak ktokolwiek go krzywdzi. - rozżaliła się
Nic: To nie tak. Zemsta na Amber. Pamiętasz? - podniosła na mnie zdezorientowany wzrok - Opowiedziałam w sobotę wszystko Kasowi, a on miał mi dzisiaj dać odpowiedź. Czy mi pomoże. I najwyraźniej nie chciał czekać, od razu przeszedł do zadania. - widziałam, że nieco jej ulżyło - A kiedy zobaczyłam Lysa w drzwiach... Jak to widział... Nie wyobrażasz, jak podle się poczułam. On myśli, że jestem z Kastielem. Że się nim bawiłam i to wszystko. On mnie już nie kocha. Nienawidzi mnie. - teraz zaszlochałam
Dziewczyna przez chwilę nic nie zrobiła, ale tylko przez moment.
Roz: Nie gadaj bzdur. - powiedziała - Bardzo mu na tobie zależy. Wiem to. - zapewniała mnie
Nic: Niby skąd wiesz? Roza, prawda jest taka, że w jego oczach jestem jakąś... - znów przerwał
Roz: Przestań! Teraz, kiedy już wiem, że się całowaliście tylko z tej zemsty, to ci powiem. Ale najpierw chcę coś wiedzieć. Na pewno nie jesteście razem? Z Kasem? - kiwnęłam - Kochasz Lysia? - znowu potaknęłam - Dobrze. Więc skoro według ciebie mu na tobie nie zależy, to jak wyjaśnisz fakt, że wczoraj, kiedy przyjechałam z Leosiem do domu, zastałam go siedzącego na kanapie w salonie i płaczącego? Gdyby niczego poważnego do ciebie nie czuł, to by chyba nie ryczał jak baba z tego powodu, nie?
Patrzyłam na nią najpierw z niedowierzaniem, potem ze zdumieniem, a potem radością.
Nic: Rozalia... Poważnie? Mówisz serio? - zapytałam zaskoczona
Roz: No oczywiście. Daj mu czas, potem spojrzy na tę sprawę inaczej. Zrozumie. - uśmiechnęła się
Nie wytrzymałam i uściskałam ją mocno. Byłam przeszczęśliwa, a to było dziwne. Cieszyłam się, że Lys płakał. To ma sens? No chyba nie... Nieważne.
Nic: Dzięki. Poprawiłaś mi doskonale humor. Nie mogę przestać się uśmiechać. Mam teraz nadzieję, że może Lys w końcu mnie wysłucha. - uśmiechnęłyśmy się do siebie - Właśnie. Zmieniając temat, jak twój wyjazd z Leo?
Roz: Dobrze, że pytasz. Było wspaniale. Leoś zabrał mnie do SPA. - uradowała się - Może się wydawać, że to głupie, ale nie wyobrażasz sobie, jakie to było cudowne. Codziennie masaże, pilingi. A najlepsze były wspólne kąpiele w jacuzzi, grota solna... - rozmarzyła się
Nic: Ale jednak ci się nie oświadczył? - zapytałam, a ona westchnęła
Roz: Niestety, nie... Ale wiesz co? To wcale nie było konieczne. I bez tego świetnie spędziłam czas. Nigdy bym się czegoś takiego po nim nie spodziewała. Leoś zabierze mnie do SPA? W życiu. A jednak. To było coś pięknego.
Nic: Cieszę się, że dobrze się bawiłaś. - odwróciłam głowę w drugą stronę i wpatrzyłam się w jakiś punkt na drzewie; Ile bym dała za to, by Lys zabrał mnie w takie miejsce... Ale to działo się tylko w mojej wyobraźni i nie mogłam nic w tej sprawie zrobić. Tak jak mówiła Rozalia, muszę dać mu trochę czasu, a dopiero potem próbować mu wytłumaczyć, co się wtedy stało.
Zatrzymałam się w miejscu i stałam tam jak wryta. Patrzyłam, jak się oddala i nawet go nie zatrzymałam. Jak miałam spokojnie znosić fakt, że jest do mnie wrogo nastawiony? Nie miałam już siły...
Całą resztę drogi wpatrywałam się w oddalone plecy chłopaka, i coś ściskało mnie w żołądku. Dotarłam do szkoły przybita. I jakby tego było mało, kiedy tylko do niej weszłam, stało się. Kastiel najwyraźniej od razu postanowił wprowadzić mój plan w życie. Porwał mnie w ramiona tuż przy bramce i zaczął całować. Bało w tych pocałunkach tyle uczucia, całował z tak wielką pasją, ale ja i tak nie oddałam ani jednego całusa. Po prostu objęłam go za szyję i trwałam tak jakiś czas. Kątem oka zauważyłam, rzecz jasna, Amber. Najpierw zdziwioną, zdezorientowaną. Później zazdrosną i rozżaloną. A na koniec wściekłą, złą i rozgniewaną. W oczach miała żądzę mordu. Zdołałam też dostrzec, że się trzęsie. Pewnie ten gniew spowodował u niej silne drgawki. O to właśnie mi chodziło. Dodatkowo, mogłaby jeszcze zemdleć, albo dostać jakiegoś zawału, ale nie można mieć wszystkiego. I tak byłam strasznie zadowolona z jej reakcji. Teraz czeka mnie już tylko rozmowa z nią i będę mogła w pełni cieszyć się z mojego sukcesu.
Oderwaliśmy się od siebie po, może minucie. Na moje szczęście, na dziedzińcu nie było zbyt wiele osób. A to dlatego, że większość od razu po przyjściu szła pod klasę i tam czekała na rozpoczęcie lekcji. Obserwowała nas wspomniana wcześniej Amber. Niestety, widziała to również Rozalia, a także Kim, Viola, które akurat witały się z wcześniej wspomnianą. Ale nie to było dobijające. Przed samymi drzwiami stał... Lysander. Patrzył na mnie zimnym wzrokiem i pewnie próbował przybrać na twarz maskę obojętności. Na nic, bowiem przez moment w jego oczach zdołałam zauważyć zawód i smutek... Cholera! Że też musiał to widzieć! Chociaż w sumie, to wszystko moja wina. Przez tą chorą zemstę nie tylko go straciłam, ale też upodabniam się do Amber i staję się podłą suką...
Lys wszedł do środka, a ja nadal stałam bez żadnej reakcji. Nagle poczułam coś na mojej talii. Tym "czymś" była konkretnie ręka Kasa, a on zaczął ciągnąć mnie w stronę budynku. Zgromiłam go wzrokiem, więc mnie puścił i wzruszył ramionami. Zerknęłam w stronę grupki dziewczyn. Wiedziałam, że muszę im to wyjaśnić. Szczególnie Rozalii. Idąc z takim właśnie nastawieniem, usłyszałam ni stąd, ni zowąd, szloch. Odwróciłam się zdziwiona i wylukałam biegnącą, płaczącą Amber. Chyba nieźle się przejęła tym, co zobaczyła. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie trzeba było mnie tak traktować, to sama byłaby traktowana dobrze. Proste.
Podeszłam do dziewczyn, które oczywiście nie dały mi zbyt wiele spokoju.
Ir: Hej, Nic! Co to było? Jesteście razem?! Ale extra! - zaczęła skakać i piszczeć radośnie
Zgromiłam ją wzrokiem, a Kim zatkała jej usta. W tym momencie Rozalia spojrzała na mnie oburzona i od nas odeszła.
Nic: Dziewczyny, muszę z nią pogadać. Zobaczymy się później, dobra? - skinęły głowami
Powoli podeszłam do przyjaciółki i chwyciłam ją za ramię.
Nic: Roza?
Odwróciła się i strząchnęła moją rękę.
Roz: Jak możesz mu to robić? Najpierw zrobiłaś to, co zrobiłaś, a kiedy radzę ci, byś z nim porozmawiała, że będzie dobrze i ci wybaczy, całujesz się z Kastielem? Nagła zmiana frontu, co? Znudził ci się Lysander? - zapytała z wyrzutem
Nic: Roza, uspokój się. Ja... - urwałam, bo wcięła mi się w zdanie
Roz: Jak mogę być spokojna?! Nie rozumiesz, że Lysio to brat mojego chłopaka? To mój przyjaciel. Nie mogę patrzeć, jak ktokolwiek go krzywdzi. - rozżaliła się
Nic: To nie tak. Zemsta na Amber. Pamiętasz? - podniosła na mnie zdezorientowany wzrok - Opowiedziałam w sobotę wszystko Kasowi, a on miał mi dzisiaj dać odpowiedź. Czy mi pomoże. I najwyraźniej nie chciał czekać, od razu przeszedł do zadania. - widziałam, że nieco jej ulżyło - A kiedy zobaczyłam Lysa w drzwiach... Jak to widział... Nie wyobrażasz, jak podle się poczułam. On myśli, że jestem z Kastielem. Że się nim bawiłam i to wszystko. On mnie już nie kocha. Nienawidzi mnie. - teraz zaszlochałam
Dziewczyna przez chwilę nic nie zrobiła, ale tylko przez moment.
Roz: Nie gadaj bzdur. - powiedziała - Bardzo mu na tobie zależy. Wiem to. - zapewniała mnie
Nic: Niby skąd wiesz? Roza, prawda jest taka, że w jego oczach jestem jakąś... - znów przerwał
Roz: Przestań! Teraz, kiedy już wiem, że się całowaliście tylko z tej zemsty, to ci powiem. Ale najpierw chcę coś wiedzieć. Na pewno nie jesteście razem? Z Kasem? - kiwnęłam - Kochasz Lysia? - znowu potaknęłam - Dobrze. Więc skoro według ciebie mu na tobie nie zależy, to jak wyjaśnisz fakt, że wczoraj, kiedy przyjechałam z Leosiem do domu, zastałam go siedzącego na kanapie w salonie i płaczącego? Gdyby niczego poważnego do ciebie nie czuł, to by chyba nie ryczał jak baba z tego powodu, nie?
Patrzyłam na nią najpierw z niedowierzaniem, potem ze zdumieniem, a potem radością.
Nic: Rozalia... Poważnie? Mówisz serio? - zapytałam zaskoczona
Roz: No oczywiście. Daj mu czas, potem spojrzy na tę sprawę inaczej. Zrozumie. - uśmiechnęła się
Nie wytrzymałam i uściskałam ją mocno. Byłam przeszczęśliwa, a to było dziwne. Cieszyłam się, że Lys płakał. To ma sens? No chyba nie... Nieważne.
Nic: Dzięki. Poprawiłaś mi doskonale humor. Nie mogę przestać się uśmiechać. Mam teraz nadzieję, że może Lys w końcu mnie wysłucha. - uśmiechnęłyśmy się do siebie - Właśnie. Zmieniając temat, jak twój wyjazd z Leo?
Roz: Dobrze, że pytasz. Było wspaniale. Leoś zabrał mnie do SPA. - uradowała się - Może się wydawać, że to głupie, ale nie wyobrażasz sobie, jakie to było cudowne. Codziennie masaże, pilingi. A najlepsze były wspólne kąpiele w jacuzzi, grota solna... - rozmarzyła się
Nic: Ale jednak ci się nie oświadczył? - zapytałam, a ona westchnęła
Roz: Niestety, nie... Ale wiesz co? To wcale nie było konieczne. I bez tego świetnie spędziłam czas. Nigdy bym się czegoś takiego po nim nie spodziewała. Leoś zabierze mnie do SPA? W życiu. A jednak. To było coś pięknego.
Nic: Cieszę się, że dobrze się bawiłaś. - odwróciłam głowę w drugą stronę i wpatrzyłam się w jakiś punkt na drzewie; Ile bym dała za to, by Lys zabrał mnie w takie miejsce... Ale to działo się tylko w mojej wyobraźni i nie mogłam nic w tej sprawie zrobić. Tak jak mówiła Rozalia, muszę dać mu trochę czasu, a dopiero potem próbować mu wytłumaczyć, co się wtedy stało.
***
Lekcje minęły mi "jako tako". Niby nie dostałam żadnej pały, ani uwagi, ale za to było nudno jak cholera i na dodatek cały dzień dobijał mnie widok smutnego Lysandra, choć doskonale wiedziałam, że próbował to ukryć. Nie raz miałam ochotę podejść i spróbować z nim pogadać, ale za każdym razem przypominałam słowa Rozy: "Daj mu czas, potem spojrzy na tę sprawę inaczej. Zrozumie.", co powstrzymywało mnie przed podjęciem kolejnego, zapewne głupiego i nie dającego żadnych rezultatów, kroku. Poza tym, widząc na każdej przerwie, lekcji, i w każdych innych momentach, wściekłą i groźną minę Amber, miałam prawo się załamać. Szczególnie, że po zajęciach, gdy wychodziłam już z klasy, przeszła koło mnie i szepnęła: "Zemsta będzie słodka.". Nie miałam pojęcia, co ona znowu wymyśliła. Postanowiłam, że nie będę się tym przejmować. Tak też zrobiłam.
Pomyślałam, że dzisiaj przejdę się skrótem, za miejskim stadionem. To była krótsza droga do domu, ale wymagała trochę wysiłku przy przełażeniu przez murek trybun. Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam poza teren szkolny. Dobrze, że nie wiedzą wszystkiego. Powiedziałam Kim, Vili i Irys, że założyłam się z Kastielem, że nie odważy się mnie pocałować przy wszystkich znajomych. To nie było zbyt kreatywne, czy pomysłowe, ale było pierwszą myślą, jaka tylko wpadła mi do głowy. Całe szczęście, uwierzyły mi, choć widziałam, że Kim nie jest za bardzo przekonana. Chyba wyczuła, że coś kręcę, ale nie dopytywała się o co naprawdę chodziło, za co byłam jej wdzięczna. Rozmyślałam tak o całej sytuacji, w której się teraz znalazłam, aż mi coś nie przerwało.
...: To była twoja zemsta? Zabawne. Rzuciłaś się na Kastunia jak wilk na jagnię, a śliniłaś się przy tym jak nigdy. - tym "czymś" była oczywiście Amber
Zdziwiłam się, że ją widzę. Co ona za mną chodzi? Odpowiedziałam jej po chwili namysłu.
Zdziwiłam się, że ją widzę. Co ona za mną chodzi? Odpowiedziałam jej po chwili namysłu.
Nic: No nie mogę. Dziewczyno, czy do ciebie nic nie dociera? Uganiasz się za facetem od nie wiem jakiego czasu, a ja mogę go mieć ot tak. Naprawdę nic nie rozumiesz?
Być może ten pomysł nie był zbyt dobry. Ona poważnie nie zdawała sobie z tego sprawy, że ją poniżyłam. Chociaż, chwila. W szkole płakała, gdy zobaczyła całą tą sytuację. Czyli… Że teraz udaje? Ale skoro udaje, to…
Amb: Zaraz ty zrozumiesz, że ze mną się nie zadziera. Odechce ci się takich durnych zagrywek.
W tym momencie usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się, i co zobaczyłam? Li i Charlotte. Zostałam „otoczona” prze Świętą Trójcę. Zaraz, jaki to ma sens?
Nic: Wybacz Amber, ale nie mam czasu, ani ochoty, żeby dalej z tobą rozmawiać. Spieszę się. – powiedziałam wymijająco i chciałam ją ominąć, ale zatrzymała mnie, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu – Puść mnie. – warknęłam
Amb: Chyba nie myślałaś, że ujdzie ci to płazem, co? – teraz ścisnęła mnie za rękę – Jak myślisz, jakie są szanse walki trzy na jedną, co? – nie kapowałam
Nic: O co ci cho… - nie dokończyłam, bowiem zostałam z całej siły uderzona w twarz, a potem w brzuch; Nie wiedziałam co się dzieje, a po chwili leżałam na ziemi i czułam, jak mnie kopią. Nie zdążyłam wstać, zareagować i je powstrzymać, bo w tej właśnie chwili straciłam przytomność…
Być może ten pomysł nie był zbyt dobry. Ona poważnie nie zdawała sobie z tego sprawy, że ją poniżyłam. Chociaż, chwila. W szkole płakała, gdy zobaczyła całą tą sytuację. Czyli… Że teraz udaje? Ale skoro udaje, to…
Amb: Zaraz ty zrozumiesz, że ze mną się nie zadziera. Odechce ci się takich durnych zagrywek.
W tym momencie usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się, i co zobaczyłam? Li i Charlotte. Zostałam „otoczona” prze Świętą Trójcę. Zaraz, jaki to ma sens?
Nic: Wybacz Amber, ale nie mam czasu, ani ochoty, żeby dalej z tobą rozmawiać. Spieszę się. – powiedziałam wymijająco i chciałam ją ominąć, ale zatrzymała mnie, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu – Puść mnie. – warknęłam
Amb: Chyba nie myślałaś, że ujdzie ci to płazem, co? – teraz ścisnęła mnie za rękę – Jak myślisz, jakie są szanse walki trzy na jedną, co? – nie kapowałam
Nic: O co ci cho… - nie dokończyłam, bowiem zostałam z całej siły uderzona w twarz, a potem w brzuch; Nie wiedziałam co się dzieje, a po chwili leżałam na ziemi i czułam, jak mnie kopią. Nie zdążyłam wstać, zareagować i je powstrzymać, bo w tej właśnie chwili straciłam przytomność…
Jejku, zaraz szkoda mi Nicoli ( Lys ), Lysa ( Nicola ) i Kastiela ( Nicola. ) , a Amber to głupia sucz, ciekawe to tam dalej wymyślisz.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. ♥♥
a no i Edd w nawiasie przy Nicoli. xD
UsuńA Nicole niech znajdzie policja bo Titi wezwie elo elo trzy dwa zero
jakie nudy co?!
OdpowiedzUsuńLysio płaczący :'(
trzej muszkieterów pobiło Nic? tego się nie spodziewałam
a teraz przychodzi Lysander i odgania ścierki zabiera Nicolę do siebie i jej wybacz, a potem żyją długo i szczęśliwie z ósemką potomstwa
powiedz, że tak będzie!
No to niestety muszę cię rozczarować xD
UsuńNa razie nie będzie tak kolorowo, jakbyś chciała. Nie chcę zdradzać, co się zdarzy, więc nie będę dalej tego rozwijać, ale zaprzeczę. Lysio jej nie znajdzie, a jak... Dobra, co dalej będzie to się dowiesz, jak dodam następny. ;D
I kiedy wreszcie rozdział u cb, co?! :p
wiesz co?! wiesz co?! wiesz co?! nie odzywam się do cb!
Usuńja tu się szykuję na Happy End, a ty mi z taką informacją wyjeżdżasz?!
no, ale wiesz co?! wiesz co?! nie odzywam się do cb (ta wiem, że piszę to drugi raz [żartują z tym nieodzywaniem się, bo logicznie rzecz biorąc ja się nigdy do cb nie odezwałam XD])
Ale ja nie napisałam, że nie będzie happy endu :3
UsuńA tak wgl, to już chcesz, żebym kończyła blog? Naprawdę? No ale dobra, Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem xD
Boże, teraz strasznie żałuję tego co wymyśliłam na później, właściwie to od samego początku chciałam to zrobić... Przywiązałam się do Nic i Lysia, a tu dupa... Kurde, normalnie to mam teraz jakieś takieś wyrzuty sumienia... To wszystko Twoja wina! xD
nie chodziło mi o zakończenie bloga -,-
Usuńhappy end, że w sensie, że się pogodzą
co moja co?! dlaczego ja?! (bo trudne sprawy hehe XD jak ja kocham ten tekst <3)
dobrze miej wyrzuty sumienia miej błahahahahahahahahahahahha XD
NIESAMOWITE!!!!!!!
OdpowiedzUsuńGdyby przy Nicoli była moja Loree, na pewno by jej pomogła. Skoro złamała nos Amber...
OdpowiedzUsuńNo ale wracając do rozdziału. Wspaniałości nad wspaniałościami! xD Na prawdę cudowne. I zemsta na tej szmacie Amber oczywiście najlepsza. Gdy przeczytałam jej reakcję, kiedy zobaczyła Nic całującą się z Kasem, prawie wybuchłam śmiechem. Przypomniała mi się taka dziewczyna z mojej klasy, imieniem Emanuela xD. Kiedy moja koleżanka, Honorata, tańczyła na dyskotece z takim Hubertem, który podoba się tej Emanuelii, to ona podeszła do tej Honoraty i coś takiego : Odczep się od mojego chłopaka! Normalnie tak się ryłyśmy xD
Masz dawać następną część! xO
Cudo *^*
OdpowiedzUsuńAle w kolejnym rozdziale mam ochotę komuś przypierniczyć. W tym wypadku Amber, wcześniej Eddowi, raz nawet Lysowi xD
Trzeba wziąć Amber do klatki i nie karmić jej przez tydzień, bijąc biczami! Yeah!
Przez ciebie napawam się agresją do niej! T^T
A u mnie nie mogę mieć takiego podejścia do niej :[
Nie mogę się doczekać nexta ♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńWielka Trójca biła naszą bohaterkę... Nie obawiały się że połamią paznokcie? xD
Mam nadzieję, że teraz przyjdzie jakiś chłopak (najbardziej liczę na Lysa :D) i pobije te trzy ratując Nic :3
Już się nie mogę doczekać co wymyśliłaś do następnego rozdziału :D
Rozdział cudowny :3
OdpowiedzUsuńTen rozdział wywołał we mnie tyle sprzecznych uczuć, że nie wiem co napisać :/
Perełka :D Ale Lysio płaczący :'(
OdpowiedzUsuń