Zapraszam na jakże długi rozdział. Muszę przyznać, że sama oceniam go bardzo dobrze, myślę, że się udał. Zdania będą podzielone w zależności od tego, czy jesteście „fankami” Lysia, czy Kasia :D
Tam na dole będzie jeszcze fragment czerwonej dopiski i proszę, żebyście tę część przeczytały, resztę tych moich „porozdziałowych” rozważań możecie po prostu zignorować xD
________________________________________________
Zamknęłam oczy, chcąc odgonić te myśli z głowy. I wtedy znowu coś mi przerwało. Zawsze, gdy tylko postanawiałam odetchnąć, jakieś cholerstwo niszczyło cudowne chwile ciszy.
Nic: Zabiję tego, kto stoi za tymi drzwiami, po prostu zabiję. – mruknęłam tuż przy wejściu, przekręcając klucz w zamku; Przybyszem okazał się ten sam posłaniec, który wcześniej przyniósł mi kwiaty.
Pos: Witaj. Znów się spotykamy, czyż to nie znak? – zapytał z szerokim uśmiechem
Nic: Wątpię. Słucham?
Pos: Mam kolejną paczkę dla ciebie, aż staję się zazdrosny. A, jest jeszcze list, w dodatku polecony. Podpisz tu. – wystawił świstek z długopisem w moją stronę, który naturalnie pokwitowałam
Nic: Czy możesz mi z łaski swojej powiedzieć w końcu, od kogo są te prezenty?
Pos: Nie. Sorry, ale spieszę się. Muszę odwiedzić jeszcze kilka laseczek i mam nadzieję, że będą o niebo milsze niż ty.
Nic: W takim razie do widzenia.
Zamknęłam drzwi i wpatrzyłam się w otrzymane przesyłki. W turkusowy papier opakowane zostało średniej wielkości pudełeczko, dość ciężkie jak na swój rozmiar. List, jak list. Biała koperta dokładnie zaklejona, z moim imieniem i nazwiskiem.
Przeszłam do kuchni i przysiadłam na krześle, biorąc się za rozpakowanie paczuszki. Ostrożnie rozwinęłam pudełeczko i ukazało się mi opakowanie perfum Versace Bright Crystal. Na bocznej ściance doklejono karteczkę, którą oderwałam i rozłożyłam.
„Ani kwiaty ani perfumy nie wynagrodzą Twojego cierpienia, ale nie mam odwagi, żeby spojrzeć ci prosto w oczy.
Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, co mną kierowało. Przepraszam. Błagam Cię – wybacz mi kiedyś, tylko o tyle proszę.”
Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, co mną kierowało. Przepraszam. Błagam Cię – wybacz mi kiedyś, tylko o tyle proszę.”
Odłożyłam skrawek na stół, zakrywając jedną ręką usta. Co to miało znaczyć? Dlaczego osoba, która to wysyła nie podpisze się? Kto mnie przeprasza? Za co?
Wzrokiem pobiegłam na leżącą na skraju blatu kopertę. Przełknęłam głośno ślinę, nie będąc pewną, czy ją wziąć. Może lepiej niczego nie czytać i dać sobie spokój z tymi liścikami? Nie. Moja ciekawość, wbrew głosowi rozsądku, postanowiła ją podnieść i rozerwać, a później wyjąć list i przeczytać go cicho na głos.
„Już nie wytrzymuję. Nie mogę skupić się na niczym. Myślę o Tobie dniami i nocami, w szkole, na spacerze, w łóżku. Przypomina mi się dzień naszego poznania, kiedy zobaczyłem Cię po raz pierwszy. Zakochałem się szaleńczo od pierwszego wejrzenia, a teraz wpadam w obsesję. Gdy jem, gdy czytam, gdy rozmawiam pojawiasz się Ty. Nawet podczas snu ukazujesz się w swojej białej sukience, którą tak uwielbiałem. Wariuję, czuję to doskonale. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Czy wytrzymam. Świadomość, że ktoś inny zamiast mnie patrzy w Twoje hipnotyzujące oczy, zupełnie rozstraja.
Słoneczko… Wiem, że nie mam prawa tak do Ciebie mówić, lecz nie potrafię się powstrzymać, wybacz. Myślałem, że robię dobrze, myliłem się. Nie powinienem był wyjechać i pozwolić, żebyś o mnie zapomniała. Tak bardzo chciałbym Cię teraz zobaczyć…
Lysander”
Przeczytawszy całość, moje oczy skierowały się na sam początek i zaczęły każde zdanie czytać kolejny raz. I kolejny, i kolejny. Dopiero za czwartym czy piątym, zaczęło do mnie docierać to, co napisał. Podniosłam wzrok na okno i ślepo wpatrzyłam się w dal. Na spadające płatki śniegu, biegające wokół dzieci. Ile to już czasu minęło, odkąd go nie ma? Miesiąc?
Oczy zaszkliły mi się od gorzkich, tęsknych łez. Napisał do mnie „słoneczko”… Kocha mnie i ja też go kocham. To czemu sprawy tak się pokomplikowały?
Wstałam natychmiast z krzesła i podeszłam do okna chwiejnym krokiem. Zagryzłam wargę tak mocno, że w pewnej chwili miałam ochotę krzyknąć z bólu. Na szafkę, o którą oparłam ręce skapało kilka dużych łez.
Nic: Skoro mnie kochasz… Skoro kochasz, to wróć. Wróć do mnie, proszę cię. Nie mogę o tobie zapomnieć, nie chcę zapominać. Przyjedź, przytul mnie tak mocno jak kiedyś. Powiedz wtedy, że już mnie nigdy nie zostawisz i… I że już nie popełnimy więcej żadnej głupoty. Słyszysz? Słyszysz? Wracaj! – krzyknęłam, uderzając pięścią w blat
Zgięłam kolana i zsunęłam się na podłogę, płacząc rozpaczliwie.
Pozbierałam się dopiero po jakimś czasie. Wstałam powoli i z zapuchniętymi oczami weszłam na górę, z impetem otwierając drzwi do pokoju cioci.
Nic: Na osiemnastą mam być u Kim. Robimy jej prawdziwą Wigilię, w zamrażarce są pierogi. Ugotuj je, proszę, bo ja zaraz wychodzę. Będę na siedemnastą, więc masz jeszcze spokojnie trzy godziny. A, właśnie. Razem z Kastielem wrócę przed dwudziestą pierwszą, przygotuj na ten czas stół na kolację. W lodówce jest zupa, kutia, a w szufladzie na dole w pudełko zapakowałam pierniki. Makowca nie zrobiłam, bo padałam z nóg, a resztę tych pierogów też przygotuj. Na razie.
Nie czekając na jej odpowiedź czy jakąkolwiek reakcję, pognałam do swojego pokoju. Ze szkatułki wyjęłam moje ostatnie pięćset złotych, które dostałam od Titi na osiemnastkę. Sto odłożyłam z powrotem, na swoje potrzeby, więc czterysta musiało mi wystarczyć na prezenty. Wczorajszy dzień kończyłam dania i posiłki wigilijne i nie starczyło czasu na bieganie po sklepach. Teraz trzeba tylko rozpatrzeć liczbę i oszacować średnią cenę każdego upominku.
1. Rozalia
2. Kim
3. Iris
4. Violetta
5. Titi
6. Alexy
7. Armin
8. Kastiel
Muszę zostawić kolejne sto złotych na pozostałe wydatki. Nie mogę zapomnieć o grobie babci. Leży sama w innym mieście, potrzebuję do niej pójść, posprzątać, postawić znicz i kwiaty. Poza tym istnieje jeszcze jeden wydatek, lecz ten zostawię na koniec.
Osiem rzeczy, a całkowity na nie budżet wynosi trzysta złotych. Po maksymalnie 37-38 na każdego.
Zbiegłam na dół, ubrałam się ciepło i nie patrząc na nic – wyszłam.
Nic: Na osiemnastą mam być u Kim. Robimy jej prawdziwą Wigilię, w zamrażarce są pierogi. Ugotuj je, proszę, bo ja zaraz wychodzę. Będę na siedemnastą, więc masz jeszcze spokojnie trzy godziny. A, właśnie. Razem z Kastielem wrócę przed dwudziestą pierwszą, przygotuj na ten czas stół na kolację. W lodówce jest zupa, kutia, a w szufladzie na dole w pudełko zapakowałam pierniki. Makowca nie zrobiłam, bo padałam z nóg, a resztę tych pierogów też przygotuj. Na razie.
Nie czekając na jej odpowiedź czy jakąkolwiek reakcję, pognałam do swojego pokoju. Ze szkatułki wyjęłam moje ostatnie pięćset złotych, które dostałam od Titi na osiemnastkę. Sto odłożyłam z powrotem, na swoje potrzeby, więc czterysta musiało mi wystarczyć na prezenty. Wczorajszy dzień kończyłam dania i posiłki wigilijne i nie starczyło czasu na bieganie po sklepach. Teraz trzeba tylko rozpatrzeć liczbę i oszacować średnią cenę każdego upominku.
1. Rozalia
2. Kim
3. Iris
4. Violetta
5. Titi
6. Alexy
7. Armin
8. Kastiel
Muszę zostawić kolejne sto złotych na pozostałe wydatki. Nie mogę zapomnieć o grobie babci. Leży sama w innym mieście, potrzebuję do niej pójść, posprzątać, postawić znicz i kwiaty. Poza tym istnieje jeszcze jeden wydatek, lecz ten zostawię na koniec.
Osiem rzeczy, a całkowity na nie budżet wynosi trzysta złotych. Po maksymalnie 37-38 na każdego.
Zbiegłam na dół, ubrałam się ciepło i nie patrząc na nic – wyszłam.
Nie miałam zielonego pojęcia, co wybrać. Idąc do centrum, zastanawiałam się nad wszystkimi możliwymi opcjami, ale nic nie mi nie pasowało. W końcu, przechodząc obok sklepu z drobiazgami, jedna rzecz przykuła moją uwagę. Ogromna półka wypełniona wszelakimi ramkami do zdjęć. Uśmiechnęłam się szatańsko, przypominając sobie o fotografii, gdy to reszta zwaliła mi się na głowę. Tak, ta sama, na którym Kas tulił Alexego, Armin spał z palcem w ustach, a dziewczyny rozłożyły się jedna na drugiej.
Zakładając, że uda mi się wykonać siedem kopii, każdy dostanie po egzemplarzu komicznej pamiątki. W takim razie dla Titi kupię książkę, coś z jej ulubionych kryminałów. Tak, to dobry pomysł. Idę wybierać.
Zakładając, że uda mi się wykonać siedem kopii, każdy dostanie po egzemplarzu komicznej pamiątki. W takim razie dla Titi kupię książkę, coś z jej ulubionych kryminałów. Tak, to dobry pomysł. Idę wybierać.
Ramki były przeróżne. Tym razem postanowiłam uszczęśliwić ich, więc zrezygnowałam z kupienia chłopakom różowych lub z misiami. Powinni być zadowoleni, a przynajmniej tak myślę.
Teraz pędziłam na łeb na szyję, żeby jak najprędzej dotrzeć do domu. Fotograf zamykał o siedemnastej, a było w okolicach szesnastej. Na dodatek w domu nie dałam rady znaleźć powyższych zdjęć, przez co szalałam z nerwów. Kiedy nareszcie znalazłam pendrive’a, pędem wybiegłam z domu.
Teraz pędziłam na łeb na szyję, żeby jak najprędzej dotrzeć do domu. Fotograf zamykał o siedemnastej, a było w okolicach szesnastej. Na dodatek w domu nie dałam rady znaleźć powyższych zdjęć, przez co szalałam z nerwów. Kiedy nareszcie znalazłam pendrive’a, pędem wybiegłam z domu.
Właściciel salonu powiedział, że zdąży z wykonaniem kopii. Za pół godziny miałam się do niego zgłosić, za co serdecznie mu podziękowałam. Migiem znalazłam się z powrotem w mieszkaniu i niemalże od razu zaczęłam się szykować. W pierwszej kolejności przyszykowałam strój. Padło na brązowy zestaw eleganckich spodni i koszuli z satyny, a do tego czarne szpilki i ciężka, czarna biżuteria. Z włosami postąpiłam tak, że je wyprostowałam, a grzywkę i przednie kosmyki pofalowałam. Spryskałam delikatne loki obfitą ilością lakieru i wtedy nadszedł czas na make-up. Na powieki nałożyłam cienie w coraz ciemniejszych odcieniach brązu, a rzęsy wytuszowałam najpierw rozdzielającą, później pogrubiającą, a na koniec wydłużającą maskarą. Policzki wypudrowałam, a na usta nałożyłam warstwę połyskującego błyszczyku. Potem wyposażyłam torebkę w podstawowe rzeczy, a do foliowej reklamówki zapakowałam ramki.
Gdy zeszłam na dół, poczułam boski zapach. Zajrzałam do kuchni i ujrzałam Titi wyjmującą pierogi.
Nic: Dziękuję.
Kobieta odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się smutno.
Titi: Zawiozę cię, tak będzie szybciej. Poza tym nie kupiłam ci jeszcze prezentu.
Nic: Titi…
Titi: Nie chcę o tym rozmawiać. Już się prawie pogodziłam z myślą, że Shon mnie zostawił. Z perspektywy czasu rozumiem, że to było bez większego sensu. No, ubieraj się.
Nic: Muszę najpierw zajść do fotografa. Daj sobie jeszcze kilkanaście minut na przygotowanie się. Pójdę do Kastiela i odbierzesz nas stamtąd, dobra?
Titi: Dobra.
Gdy zeszłam na dół, poczułam boski zapach. Zajrzałam do kuchni i ujrzałam Titi wyjmującą pierogi.
Nic: Dziękuję.
Kobieta odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się smutno.
Titi: Zawiozę cię, tak będzie szybciej. Poza tym nie kupiłam ci jeszcze prezentu.
Nic: Titi…
Titi: Nie chcę o tym rozmawiać. Już się prawie pogodziłam z myślą, że Shon mnie zostawił. Z perspektywy czasu rozumiem, że to było bez większego sensu. No, ubieraj się.
Nic: Muszę najpierw zajść do fotografa. Daj sobie jeszcze kilkanaście minut na przygotowanie się. Pójdę do Kastiela i odbierzesz nas stamtąd, dobra?
Titi: Dobra.
Fotograf przekazał mi zdjęcia i mojego pendrive’a. Dodał swoją uwagę, że muszę mieć bardzo ciekawe życie towarzyskie, na co się zaśmiałam.
Jeszcze w salonie włożyłam fotki do zakupionych ramek i prezenty były gotowe. Pożegnałam się z mężczyzną i w doskonałym humorze pomaszerowałam do Kasa.
Drzwi otworzył mi chłopak w czarnym garniturze wyprasowanym na kant, w lśniących lakierkach i z elegancko ułożonymi włosami, który na mój widok zagwizdał głośno.
Nic: A co ja mam powiedzieć o tobie?
Kas: Zrobiłem to z własnej woli, więc bądź mi wdzięczna. Nigdy więcej nie założę garniaka.
Nic: Wyglądasz tak… męsko.
Kas: Co za komplement…
Nic: My… O, patrz, Titi już jedzie.
Kas: Co?
Nic: Zawozi nas do Kim. Chodź.
Jeszcze w salonie włożyłam fotki do zakupionych ramek i prezenty były gotowe. Pożegnałam się z mężczyzną i w doskonałym humorze pomaszerowałam do Kasa.
Drzwi otworzył mi chłopak w czarnym garniturze wyprasowanym na kant, w lśniących lakierkach i z elegancko ułożonymi włosami, który na mój widok zagwizdał głośno.
Nic: A co ja mam powiedzieć o tobie?
Kas: Zrobiłem to z własnej woli, więc bądź mi wdzięczna. Nigdy więcej nie założę garniaka.
Nic: Wyglądasz tak… męsko.
Kas: Co za komplement…
Nic: My… O, patrz, Titi już jedzie.
Kas: Co?
Nic: Zawozi nas do Kim. Chodź.
Podziękowałam Titi i razem z chłopakami wysiadłam z auta. Skrupulatnie pilnowałam, żeby moje ręce były zajęte przez cały czas. Bałam się, że jeśli weźmie moją dłoń w swoją, będę miała ochotę się zabić. Czułam się jak ostatnia idiotka, oszukując go, lecz powiedzenia mu prawdy bardzo utrudniał mi fakt, że jestem tchórzem. Kastiel zachowywał się dzisiaj tak szarmancko, że każda inna dziewczyna by go wyściskała. Kazał oddać sobie dość ciężką torbę z jedzeniem, dodatkowo przechwycił reklamówkę ze zdjęciami i nawet, jeżeli domyślał się co jest w środku, ani razu do niej nie zajrzał. Skończona, kompletna kretynka! Ze też zachciało mi się takich głupich gierek!
Kas: Do której będziemy tutaj siedzieć?
Nic: Powiedziałam ciotce, że wrócimy przed dziewiątą, zrobi na nasze przyjście kolacje, ale trzeba też będzie ubrać choinkę. – mruknęłam pod nosem
Kas: Jeszcze jej nie ubrałyście?
Nic: A myślisz, że przez te przygotowania, w których byłam osamotniona, miałam na to czas?
Kas: Eh…
Weszliśmy do szpitala i zostawiając Kastiela przy wejściu, poszłam do sali szpitalnej. W środku było już wiele osób.
Nic: Hej, już jesteśmy. Chodźcie do bufetu, mam wigilijne pierogi. – promiennie się uśmiechnęłam
Roz: Wow, jak ty cudownie wyglądasz!
Kim: No, zaczepiście się prezentujesz. Nie to, co ja. Powyciągana piżama, na dodatek pielęgniarki nie pozwoliły mi się przebrać…
Ir: Nie narzekaj, pomyśl sobie, że zawsze mogłoby być gorzej.
Kim: To mnie pocieszyłaś…
Nic: Nie ględźcie, tylko się ruszcie, bo torba termiczna w końcu przestanie spełniać swoje zadanie.
Osc: Idźcie. Zaraz do was dołączymy. – rzekł chłopak, biorąc swoją dziewczynę za rękę
Ucieszyłam się w duchu, że przyjaciółka jednak wyszła z dołka. A to, że z Oscarem dobrze jej się układało, wróżyło tylko powrót do formy czarnowłosej.
Przeszliśmy do bufetu, odprowadzani spojrzeniami ciekawskich pacjentów, zgarniając po drodze Kastiela. Na jednym z większych stolików w rogu zajęliśmy krzesła, rozkładając plastikowe talerzyki, które na szczęście załatwiła Titi. Dużą misę z daniem postawiłam na środku i zaczekaliśmy na dwie brakujące osoby. Kiedy już mielimy zacząć jeść, przerwał nam Jake.
Jac: A gdzie opłatek?
Podnieśliśmy spojrzenia, które skierowały się na Armina i Alexego. W końcu to właśnie oni mieli załatwić ten ważny element.
Al: Bo… Kurczę! Zapomnieliśmy! Armin, czemu ty mi nie przypomniałeś?
Ar: Ja? Ja?! Przecież to ty się zobowiązałeś, żeby nie nawalić, trzeba było to sobie zapisać, mam ważniejsze rzeczy, niż rozmyślanie o twoim opłatku.
Al: Ciekawe, co to za „ważne rzeczy”? Playstation, Xbox, czy twoje gry komputerowe?
Viol: Chłopaki, nie kłóćcie się.
Kas: Właśnie. Przyjmijmy, że to wina Armina i koniec.
Ar: Czemu niby moja? – warknął, unosząc się z krzesła i opierając dłońmi o stół
Nic: Ej, uspokójcie się! I tak nic nie poradzimy, trzeba poradzić bez opłatka.
Kim: Wszyscy złożą sobie życzenia bez tego.
Osc: Dokładnie tak. Nie ma sensu oskarżać siebie nawzajem.
Kolejne dziesięć minut minęło nam na życzeniach i bieganiem od jednego do drugiego. Próbowaliśmy nie zrobić wielkiego hałasu, ale jak sądzę średnio nam się to udało.
Nic: Właśnie, o mało nie zapomniałam, jeszcze prezenty!
Roz: O taaaak! Ja też wam coś mam!
I tak zaczęła się kolejna fala biegania do każdego, żeby dać podarek. Wszyscy byli podekscytowani, a moje zdjęcia w ramkach rozśmieszyły i ucieszyły wszystkich. Zaśmiewaliśmy się z tamtej sytuacji jak wariaci, ale nic dziwnego. W pewnym momencie zrobiło mi się głupio, bo przecież nie kupiłam nic Jake’owi i Oscarowi! Jak ja mogłam o nich zapomnieć?! Spaliłam się ze wstydu, lecz przeprosiłam ich za tę wpadkę, bo faktycznie głupio wyszło. Tym bardziej, że dostałam od jednego zestaw granatowych kolczyków, a od drugiego pudełko czekoladek.
Kolejne rzeczy, które dostałam to: rękawiczki z frędzlami od Armina i wariacka czapka uchatka od Alexego, książka od Violi, bransoletka od Iris. Kim nie miała możliwości zakupu prezentów, a Kastiel… kupił mi grającego, dziecięcego renifera dla zgrywy… Rozbawiło mnie to, mimo wszystko.
Po zjedzeniu włożyłam naczynie do foliowej torebki i razem z resztą wróciliśmy na salę, gdzie stała jeszcze nieudekorowana sztuczna choinka.
Kim: Ja wieszam te żółte, błyszczące! – krzyknęła radośnie
Ir: A ja zajmę się tymi łańcuchami i…
Roz: Nie ma mowy! Lampki wieszam ja!
Dziewczyny dopadły drzewka i rzuciły się na dwa kartony, grzebiąc w nich w poszukiwaniu upragnionych ozdób.
Nic: Niemal jak dzikusy. – zaśmiałam się, wraz z pozostałymi osobami
Roz: Cicho, teraz potrzebujemy spokoju, żeby się skupić i idealnie wszystko powiesić.
Ar: Rozalia prawie jak dziecko…
Kas: Tak jak i ty. – mruknął złośliwie, uśmiechając się przekornie
Ar: Przysięgam, że zaraz puszczą mi nerwy i nie będę się opanowywać, więc radzę ci się już zamknąć. – syknął w odwecie czarnowłosy
Al: Weźcie przestańcie ciągle skakać sobie do gardeł, bo to już nudne się robi.
To prawda. Gołym okiem dostrzegało się, że obaj niezbyt się lubili. Kastiel za każdym razem dogryzał Arminowi i wywiązywała się z tego denerwująca wymiana zdań.
Osc: Która godzina? – zapytał, lecz łatwe do odgadnięcia było to, że chciał w niezbyt pomysłowy sposób zmienić temat i załagodzić atmosferę
Viol: Za dwadzieścia pięć siódma.
Jac: Tak szybko? Ja o dwudziestej trzydzieści muszę spadać, mało czasu zostało.
Nic: Z Kasem też za godzinę się zwijamy, trzeba trochę przyspieszyć tempo.
Kas: Do której będziemy tutaj siedzieć?
Nic: Powiedziałam ciotce, że wrócimy przed dziewiątą, zrobi na nasze przyjście kolacje, ale trzeba też będzie ubrać choinkę. – mruknęłam pod nosem
Kas: Jeszcze jej nie ubrałyście?
Nic: A myślisz, że przez te przygotowania, w których byłam osamotniona, miałam na to czas?
Kas: Eh…
Weszliśmy do szpitala i zostawiając Kastiela przy wejściu, poszłam do sali szpitalnej. W środku było już wiele osób.
Nic: Hej, już jesteśmy. Chodźcie do bufetu, mam wigilijne pierogi. – promiennie się uśmiechnęłam
Roz: Wow, jak ty cudownie wyglądasz!
Kim: No, zaczepiście się prezentujesz. Nie to, co ja. Powyciągana piżama, na dodatek pielęgniarki nie pozwoliły mi się przebrać…
Ir: Nie narzekaj, pomyśl sobie, że zawsze mogłoby być gorzej.
Kim: To mnie pocieszyłaś…
Nic: Nie ględźcie, tylko się ruszcie, bo torba termiczna w końcu przestanie spełniać swoje zadanie.
Osc: Idźcie. Zaraz do was dołączymy. – rzekł chłopak, biorąc swoją dziewczynę za rękę
Ucieszyłam się w duchu, że przyjaciółka jednak wyszła z dołka. A to, że z Oscarem dobrze jej się układało, wróżyło tylko powrót do formy czarnowłosej.
Przeszliśmy do bufetu, odprowadzani spojrzeniami ciekawskich pacjentów, zgarniając po drodze Kastiela. Na jednym z większych stolików w rogu zajęliśmy krzesła, rozkładając plastikowe talerzyki, które na szczęście załatwiła Titi. Dużą misę z daniem postawiłam na środku i zaczekaliśmy na dwie brakujące osoby. Kiedy już mielimy zacząć jeść, przerwał nam Jake.
Jac: A gdzie opłatek?
Podnieśliśmy spojrzenia, które skierowały się na Armina i Alexego. W końcu to właśnie oni mieli załatwić ten ważny element.
Al: Bo… Kurczę! Zapomnieliśmy! Armin, czemu ty mi nie przypomniałeś?
Ar: Ja? Ja?! Przecież to ty się zobowiązałeś, żeby nie nawalić, trzeba było to sobie zapisać, mam ważniejsze rzeczy, niż rozmyślanie o twoim opłatku.
Al: Ciekawe, co to za „ważne rzeczy”? Playstation, Xbox, czy twoje gry komputerowe?
Viol: Chłopaki, nie kłóćcie się.
Kas: Właśnie. Przyjmijmy, że to wina Armina i koniec.
Ar: Czemu niby moja? – warknął, unosząc się z krzesła i opierając dłońmi o stół
Nic: Ej, uspokójcie się! I tak nic nie poradzimy, trzeba poradzić bez opłatka.
Kim: Wszyscy złożą sobie życzenia bez tego.
Osc: Dokładnie tak. Nie ma sensu oskarżać siebie nawzajem.
Kolejne dziesięć minut minęło nam na życzeniach i bieganiem od jednego do drugiego. Próbowaliśmy nie zrobić wielkiego hałasu, ale jak sądzę średnio nam się to udało.
Nic: Właśnie, o mało nie zapomniałam, jeszcze prezenty!
Roz: O taaaak! Ja też wam coś mam!
I tak zaczęła się kolejna fala biegania do każdego, żeby dać podarek. Wszyscy byli podekscytowani, a moje zdjęcia w ramkach rozśmieszyły i ucieszyły wszystkich. Zaśmiewaliśmy się z tamtej sytuacji jak wariaci, ale nic dziwnego. W pewnym momencie zrobiło mi się głupio, bo przecież nie kupiłam nic Jake’owi i Oscarowi! Jak ja mogłam o nich zapomnieć?! Spaliłam się ze wstydu, lecz przeprosiłam ich za tę wpadkę, bo faktycznie głupio wyszło. Tym bardziej, że dostałam od jednego zestaw granatowych kolczyków, a od drugiego pudełko czekoladek.
Kolejne rzeczy, które dostałam to: rękawiczki z frędzlami od Armina i wariacka czapka uchatka od Alexego, książka od Violi, bransoletka od Iris. Kim nie miała możliwości zakupu prezentów, a Kastiel… kupił mi grającego, dziecięcego renifera dla zgrywy… Rozbawiło mnie to, mimo wszystko.
Po zjedzeniu włożyłam naczynie do foliowej torebki i razem z resztą wróciliśmy na salę, gdzie stała jeszcze nieudekorowana sztuczna choinka.
Kim: Ja wieszam te żółte, błyszczące! – krzyknęła radośnie
Ir: A ja zajmę się tymi łańcuchami i…
Roz: Nie ma mowy! Lampki wieszam ja!
Dziewczyny dopadły drzewka i rzuciły się na dwa kartony, grzebiąc w nich w poszukiwaniu upragnionych ozdób.
Nic: Niemal jak dzikusy. – zaśmiałam się, wraz z pozostałymi osobami
Roz: Cicho, teraz potrzebujemy spokoju, żeby się skupić i idealnie wszystko powiesić.
Ar: Rozalia prawie jak dziecko…
Kas: Tak jak i ty. – mruknął złośliwie, uśmiechając się przekornie
Ar: Przysięgam, że zaraz puszczą mi nerwy i nie będę się opanowywać, więc radzę ci się już zamknąć. – syknął w odwecie czarnowłosy
Al: Weźcie przestańcie ciągle skakać sobie do gardeł, bo to już nudne się robi.
To prawda. Gołym okiem dostrzegało się, że obaj niezbyt się lubili. Kastiel za każdym razem dogryzał Arminowi i wywiązywała się z tego denerwująca wymiana zdań.
Osc: Która godzina? – zapytał, lecz łatwe do odgadnięcia było to, że chciał w niezbyt pomysłowy sposób zmienić temat i załagodzić atmosferę
Viol: Za dwadzieścia pięć siódma.
Jac: Tak szybko? Ja o dwudziestej trzydzieści muszę spadać, mało czasu zostało.
Nic: Z Kasem też za godzinę się zwijamy, trzeba trochę przyspieszyć tempo.
Z uwagą i radością wsłuchiwałam się w to, co mówi czarnowłosa. Tym razem wręcz kipiała optymizmem, który zaczął udzielać się mnie. Uśmiechała się, wspominając stare czasy i wybryki, które wraz z Iris wyprawiała w dzieciństwie. Aż przyjemnie się słuchało dźwięcznego śmiechu przyjaciółki, a już po chwili wszyscy wdaliśmy się w dyskusję, próbując uciszyć siebie nawzajem. Pielęgniarka dwa razy zwracała nam uwagę, grożąc, że wyrzuci nas, mimo dzisiejszej Wigilii. Lecz jak mogliśmy jej posłuchać, skoro ciągle ktoś opowiadał jakiś dobry kawał?
Jac: Dobra, ludzie, na mnie nadszedł już czas. Dzięki za kolację i świetne towarzystwo, przynajmniej nie musiałem sam spędzać wieczoru.
Nic: A co, to już wpół do dziewiątej? O matko, jak szybko zleciało! Kastiel, zbieraj się.
Kas: Tylko mi nie mów, że wracamy na piechotę.
Nic: Zaraz wszystkiego się dowiemy. Zadzwonię do ciotki.
Kiedy już pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i powiedziałam Kim parę słów na ucho, spełniłam wcześniejszą zapowiedź. Wybrałam numer Titi i zapytałam, czy po nas przyjedzie. Zgodziła się.
Nic: Zaraz będzie, wychodzi już z domu. Jake, ciebie też zawieziemy, podaj tylko adres.
Zauważyłam, że zerka on na krótki moment na Kasa, którego mina jak na zawołanie zmieniła się w groźną.
Jac: Nie, dzięki. Mieszkam niedaleko, więc nie ma żadnego problemu. Zresztą moje towarzystwo nie przypada niektórym do gustu. Poradzę sobie. Cześć, do zobaczenia.
Pomachał tylko, odwrócił się i odszedł, znikając w ciemności.
Nic: Cześć… Jezu, czemu ty jesteś taki nieprzyjemny? Co ci zrobił i Jake, i Armin, i wszyscy inni chłopacy, z którymi chcę się zobaczyć?
Kas: A jak myślisz?
Nic: Nie wiem, nie mam zdolności telepatycznych, wbrew twoim przypuszczeniom.
Kas: Chcę mieć cię dla siebie, jasne?
Nic: Nie, nie jasne. Nie jestem jakąś marionetką, żebyś mógł robić ze mną, co tylko ci się zamarzy.
Kas: Za to jesteś moją dziewczyną. Powtarzam – moją.
Prychnęłam, niedowierzając do końca w to, co przed chwilą usłyszałam.
Nic: Nie wydaje mi się.
Kas: Co? – zmarszczył czoło, chwytając za mój nadgarstek
Nic: A to, że zmieniłeś się. Nie wiem, czy to chora zazdrość, czy może coś innego. Nie byłeś taki, Kastiel. Zasypywałeś mnie komplementami, nawet dzisiaj zachowywałeś się szarmancko. Teraz jesteś jak tyran. Może zamkniesz mnie jeszcze w klatce, żeby nikt nie mógł mnie widywać?
Kas: Po prostu mi na tobie zależy, nie rozumiesz? Boję się, że ktoś mi cię odbierze, w każdym widzę konkurenta. Kocham cię, Nicola, kocham.
Rzekł to z taką uległością, cały jego głos emanował miłością… Zmienił nastawienie z sekundy na sekundę, powtarzając to, czego tak bardzo nie chciałam słyszeć. W ten piękny dzień, w Wigilię, deklarował wierność, a ja… A ja w końcu pękłam. Nie mogłam dalej udawać. Nadszedł czas…
Nic: Nie kocham cię. – wymamrotałam, z ciekawością obserwując czubki swoich butów
Czerwonowłosy milczał przez chwilę, jakby przetrawiał tę informację. Czas dłużył się niemiłosiernie i te kilka sekund wydały mi się wiecznością.
Kas: O czym ty mówisz? – wydukał tylko
Nic: Ja… Przepraszam.
Kas: Za co? Za co przepraszasz? Nicola, co ty wygadujesz? – chwycił mnie za ramię i szarpnął za nie lekko
Nic: Chciałam dać ci szansę… Myślałam, że po jakimś czasie coś do ciebie poczuję. Myliłam się. Kastiel… Ja nigdy o nim nie zapomniałam…
Nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy, bo wiedziałam, że wtedy pęknie mi serce. Czułam się podle i nie wiedziałam, co mam dalej zrobić. Uciec, przytulić go, stać dalej w tym samym miejscu?
Kas: Żartujesz, tak? Powiedz, że żartujesz! – podniósł głos, czekając na moją reakcję – Nie wierzę... Ty mówisz prawdę… Ale przecież stwierdziłaś, że kochasz! Co ty wyprawiasz?
Nic: Musiałam to wtedy powiedzieć! Nie chciałam, żebyś odchodził! Uwielbiam twoje towarzystwo i…
Kas: Zniknij. Zniknij z mojego życia, ty… Ty… Widzisz? Nawet nie mogę bezpośrednio nazwać cię suką. Niby piękna, mądra i sprawiedliwa, a zwodzi wszystkich facetów po kolei.
Nic: Co ty mówisz? – zapytałam rozpaczliwie, bliska już płaczu; Tak bardzo było mi smutno, że go zraniłam!
Kas: Najpierw Shon, potem Lysander, teraz ja. Dałem się nabrać, to pewnie dla ciebie dobrze, no nie?
Nic: Nie! Przysięgam, że nie chciałam cię skrzywdzić!
Kas: Czy ty w ogóle słyszysz, co wygadujesz? Nieświadomie mnie wykorzystywałaś? Jesteś śmieszna.
Nic: Kastiel, proszę, nie denerwuj się. Daj mi to wyjaśnić.
Kas: Nie chcę cię słyszeć, ani widzieć. Nie dzwoń, nie przychodź, nie przepraszaj. Chyba najlepiej by było, żebyś nigdy nie przyjechała do tego miasta. Pełno w nim takich jak ty, nie potrzeba nam kolejnej wyrachowanej panienki.
Nic: Nie mów tak…
Kas: Żegnam.
Nic: Chciałam ci powiedzieć wcześniej, lecz obawiałam się…
Zdążył już zrobić kilka kroków w przeciwną stronę, odwrócony do mnie plecami. Na moment się zatrzymał. Miałam nadzieję, że wybaczy, pocieszy mnie. Pokiwał przecząco głową i nie oglądając się za mną, ruszył dalej.
Nic: Jesteś moim najlepszym przyjacielem… Nie zostawiaj mnie… - szepnęłam cicho, roniąc coraz więcej łez; Łez rozpaczy, żalu i smutku. Przez moją głupotę wszystko między nami się popsułam, dosłownie wszystko.
Nic: A co, to już wpół do dziewiątej? O matko, jak szybko zleciało! Kastiel, zbieraj się.
Kas: Tylko mi nie mów, że wracamy na piechotę.
Nic: Zaraz wszystkiego się dowiemy. Zadzwonię do ciotki.
Kiedy już pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i powiedziałam Kim parę słów na ucho, spełniłam wcześniejszą zapowiedź. Wybrałam numer Titi i zapytałam, czy po nas przyjedzie. Zgodziła się.
Nic: Zaraz będzie, wychodzi już z domu. Jake, ciebie też zawieziemy, podaj tylko adres.
Zauważyłam, że zerka on na krótki moment na Kasa, którego mina jak na zawołanie zmieniła się w groźną.
Jac: Nie, dzięki. Mieszkam niedaleko, więc nie ma żadnego problemu. Zresztą moje towarzystwo nie przypada niektórym do gustu. Poradzę sobie. Cześć, do zobaczenia.
Pomachał tylko, odwrócił się i odszedł, znikając w ciemności.
Nic: Cześć… Jezu, czemu ty jesteś taki nieprzyjemny? Co ci zrobił i Jake, i Armin, i wszyscy inni chłopacy, z którymi chcę się zobaczyć?
Kas: A jak myślisz?
Nic: Nie wiem, nie mam zdolności telepatycznych, wbrew twoim przypuszczeniom.
Kas: Chcę mieć cię dla siebie, jasne?
Nic: Nie, nie jasne. Nie jestem jakąś marionetką, żebyś mógł robić ze mną, co tylko ci się zamarzy.
Kas: Za to jesteś moją dziewczyną. Powtarzam – moją.
Prychnęłam, niedowierzając do końca w to, co przed chwilą usłyszałam.
Nic: Nie wydaje mi się.
Kas: Co? – zmarszczył czoło, chwytając za mój nadgarstek
Nic: A to, że zmieniłeś się. Nie wiem, czy to chora zazdrość, czy może coś innego. Nie byłeś taki, Kastiel. Zasypywałeś mnie komplementami, nawet dzisiaj zachowywałeś się szarmancko. Teraz jesteś jak tyran. Może zamkniesz mnie jeszcze w klatce, żeby nikt nie mógł mnie widywać?
Kas: Po prostu mi na tobie zależy, nie rozumiesz? Boję się, że ktoś mi cię odbierze, w każdym widzę konkurenta. Kocham cię, Nicola, kocham.
Rzekł to z taką uległością, cały jego głos emanował miłością… Zmienił nastawienie z sekundy na sekundę, powtarzając to, czego tak bardzo nie chciałam słyszeć. W ten piękny dzień, w Wigilię, deklarował wierność, a ja… A ja w końcu pękłam. Nie mogłam dalej udawać. Nadszedł czas…
Nic: Nie kocham cię. – wymamrotałam, z ciekawością obserwując czubki swoich butów
Czerwonowłosy milczał przez chwilę, jakby przetrawiał tę informację. Czas dłużył się niemiłosiernie i te kilka sekund wydały mi się wiecznością.
Kas: O czym ty mówisz? – wydukał tylko
Nic: Ja… Przepraszam.
Kas: Za co? Za co przepraszasz? Nicola, co ty wygadujesz? – chwycił mnie za ramię i szarpnął za nie lekko
Nic: Chciałam dać ci szansę… Myślałam, że po jakimś czasie coś do ciebie poczuję. Myliłam się. Kastiel… Ja nigdy o nim nie zapomniałam…
Nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy, bo wiedziałam, że wtedy pęknie mi serce. Czułam się podle i nie wiedziałam, co mam dalej zrobić. Uciec, przytulić go, stać dalej w tym samym miejscu?
Kas: Żartujesz, tak? Powiedz, że żartujesz! – podniósł głos, czekając na moją reakcję – Nie wierzę... Ty mówisz prawdę… Ale przecież stwierdziłaś, że kochasz! Co ty wyprawiasz?
Nic: Musiałam to wtedy powiedzieć! Nie chciałam, żebyś odchodził! Uwielbiam twoje towarzystwo i…
Kas: Zniknij. Zniknij z mojego życia, ty… Ty… Widzisz? Nawet nie mogę bezpośrednio nazwać cię suką. Niby piękna, mądra i sprawiedliwa, a zwodzi wszystkich facetów po kolei.
Nic: Co ty mówisz? – zapytałam rozpaczliwie, bliska już płaczu; Tak bardzo było mi smutno, że go zraniłam!
Kas: Najpierw Shon, potem Lysander, teraz ja. Dałem się nabrać, to pewnie dla ciebie dobrze, no nie?
Nic: Nie! Przysięgam, że nie chciałam cię skrzywdzić!
Kas: Czy ty w ogóle słyszysz, co wygadujesz? Nieświadomie mnie wykorzystywałaś? Jesteś śmieszna.
Nic: Kastiel, proszę, nie denerwuj się. Daj mi to wyjaśnić.
Kas: Nie chcę cię słyszeć, ani widzieć. Nie dzwoń, nie przychodź, nie przepraszaj. Chyba najlepiej by było, żebyś nigdy nie przyjechała do tego miasta. Pełno w nim takich jak ty, nie potrzeba nam kolejnej wyrachowanej panienki.
Nic: Nie mów tak…
Kas: Żegnam.
Nic: Chciałam ci powiedzieć wcześniej, lecz obawiałam się…
Zdążył już zrobić kilka kroków w przeciwną stronę, odwrócony do mnie plecami. Na moment się zatrzymał. Miałam nadzieję, że wybaczy, pocieszy mnie. Pokiwał przecząco głową i nie oglądając się za mną, ruszył dalej.
Nic: Jesteś moim najlepszym przyjacielem… Nie zostawiaj mnie… - szepnęłam cicho, roniąc coraz więcej łez; Łez rozpaczy, żalu i smutku. Przez moją głupotę wszystko między nami się popsułam, dosłownie wszystko.
Titi przeraziła się, gdy zobaczyła mnie taką zapłakaną. Oznajmiłam jej, że ma o nic nie pytać. Chciałam tylko znaleźć się w domu i powiesić się. To pewnie byłoby dobre rozwiązanie. Najlepsze.
W całkowitej ciszy zjadłam tę kolację, bo przecież inaczej jedzenie by się zmarnowało. Ciocia przełamała się i po tej depresji zaangażowała się w przygotowania, musiałam to docenić. Zostało też ubranie choinki, ale na to zdecydowanie nie miałam ochoty. Powiedziałam, żeby zrobiła to sama. Poczłapałam na górę, rzuciłam torbę na łóżko i wyjęłam z szafy piżamę. Potrzebna mi była ciepła kąpiel, to wszystko czego w tamtym momencie pragnęłam. Zanurzając się w wodzie, myślałam o tym, co dzisiaj powiedziałam Kastielowi. Może niepotrzebnie wyznałam mu, że go nie kocham? Jednak ile mogłabym tak dalej ciągnąć? Wszelkie wybory wydawały się teraz beznadziejne i nieodpowiednie. Wkopałam się. Wkopałam się po uszy. Jednak było w tej sytuacji coś, co mnie pocieszało. Mianowicie to, że byłam już na dnie, więc gorzej być już nie mogło.
W całkowitej ciszy zjadłam tę kolację, bo przecież inaczej jedzenie by się zmarnowało. Ciocia przełamała się i po tej depresji zaangażowała się w przygotowania, musiałam to docenić. Zostało też ubranie choinki, ale na to zdecydowanie nie miałam ochoty. Powiedziałam, żeby zrobiła to sama. Poczłapałam na górę, rzuciłam torbę na łóżko i wyjęłam z szafy piżamę. Potrzebna mi była ciepła kąpiel, to wszystko czego w tamtym momencie pragnęłam. Zanurzając się w wodzie, myślałam o tym, co dzisiaj powiedziałam Kastielowi. Może niepotrzebnie wyznałam mu, że go nie kocham? Jednak ile mogłabym tak dalej ciągnąć? Wszelkie wybory wydawały się teraz beznadziejne i nieodpowiednie. Wkopałam się. Wkopałam się po uszy. Jednak było w tej sytuacji coś, co mnie pocieszało. Mianowicie to, że byłam już na dnie, więc gorzej być już nie mogło.
Ułożyłam się w łóżku, wcześniej gasząc światło. Z głuchym westchnieniem wyłączyłam lampkę, nakrywając się kołdrą. Ciągle mnie to dręczyło. Czułam się podle i myślałam, że to koniec wszystkiego.
Nie podejrzewałam jednak, że wkrótce moje życie zacznie się zmieniać. Na lepsze.
Nie podejrzewałam jednak, że wkrótce moje życie zacznie się zmieniać. Na lepsze.
Obudziłam się całkiem wcześnie, dochodziła siódma. Przeciągnęłam się mocno i od razu chwyciłam do ręki leżący na etażerce telefon. Co z tego, że nie chciał mnie więcej widzieć? Ja musiałam, musiałam mu to jakoś wytłumaczyć!
Kas: Hallo? – usłyszałam zaspany, niewyraźny głos
Nic: Kastiel, mówi Nicola.
Kas: Do cholery jasnej, po co ty jeszcze do mnie wydzwaniasz? – warknął
Nic: Spotkajmy się w parku za godzinę. Proszę cię.
Kas: Spadaj.
Rozłączył się. Tak po prostu mnie zignorował… Zadzwoniłam jeszcze raz, nic to nie dało – wyłączył telefon. Rzuciłam komórkę z furią na poduszkę, a potem uderzyłam pięścią w ścianę.
Kas: Hallo? – usłyszałam zaspany, niewyraźny głos
Nic: Kastiel, mówi Nicola.
Kas: Do cholery jasnej, po co ty jeszcze do mnie wydzwaniasz? – warknął
Nic: Spotkajmy się w parku za godzinę. Proszę cię.
Kas: Spadaj.
Rozłączył się. Tak po prostu mnie zignorował… Zadzwoniłam jeszcze raz, nic to nie dało – wyłączył telefon. Rzuciłam komórkę z furią na poduszkę, a potem uderzyłam pięścią w ścianę.
Nie dałam za wygraną. Mimo tego, że sama sprowokowałam tę sytuację, robiłam wszystko, by go zobaczyć. Żeby porozmawiał, wysłuchał. Szłam teraz do domu czerwonowłosego i już tylko kila kroków dzieliło mnie od celu podróży. Stojąc pod bramką, od razu nacisnęłam klamkę. Otwarte. Zapukałam do drzwi, otworzył.
Kas: Coś ci wczoraj powiedziałem. Nie chcę cię więcej widzieć.
Kas: Coś ci wczoraj powiedziałem. Nie chcę cię więcej widzieć.
Nic: Chodź ze mną na spacer. Na chwilę, daj mi dziesięć minut na wyjaśnienie.
Kas: Nie.
Nic: Będę tu stać do czasu, aż nie pójdziesz.
Kas: Teraz masz czelność jeszcze szantażować po tym, co zrobiłaś? – uniósł się
Nic: Proszę…
Zacisnął mocno usta, lecz widziałam też, że mięknie i niedługo się zgodzi.
Kas: Pójdziemy do ciebie. Zostawiłem tam koszulkę, tą samą, o której mówiłaś mi wcześniej. I pamiętaj, idę z tobą tylko po to, by ją zabrać.
Narzucił na siebie ciepłą kurtkę, nałożył buty i wyszedł, zamykając drzwi. Trzymał między nami znaczną odległość, około dwóch metrów, co okropnie zabolało. Kastiel był moim przyjacielem, nie mogłam znieść, że jest taki oschły.
Nic: Napraw…
Kas: Zamknij się.
Nic: Posłuchaj mnie chociaż!
Kas: Z-a-m-k-n-i-j s-i-ę. – przeliterował wyraźnie
Nic: Kas…
Kas: Nie mów tak do mnie. Dla ciebie od teraz jestem Kastiel Cower. Nie zwracaj się do mnie w żaden inny sposób. Ani Kas, ani jakiś Kasio.
Odwróciłam wzrok w drugą stronę, zaciskając mocno wargi, by powstrzymać łzy. Byliśmy niedaleko domu, a ja nadal niczego nie wytłumaczyłam. Wiedziałam, że muszę zareagować, tylko że nie wiedziałam jak.
Nic: Stój! – zdobyłam się wreszcie na jakiś ruch i szarpnęłam mocno za jego przedramię, a że szliśmy „dość” szybko, straciliśmy równowagę; Dobrze, że chłopak asekurował się rękoma, w związku z czym złagodził swój upadek. I mój także, bowiem wylądowałam na nim, leżąc niefortunnie w kałuży błota. Że też nie mogliśmy wpaść w jakąś zaspę, a jedną jedyną plamę roztopionego puchu wymieszanego z ziemią!
Popatrzyłam miękko w jego oczy, z nadzieją, że teraz porozmawiamy. Bardzo się myliłam. Zostałam zepchnięta wprost w brązową maź, brudząc włosy, ubranie i całe ciało. Czerwonowłosy podniósł się z ziemi i ze złością popatrzył w mą stronę. Widziałam, że się wściekł.
Kas: Zadowolona z siebie jesteś? – syknął, próbując choć trochę się wyczyścić
Nic: Nie planowałam tego, każdemu mogło się przytrafić! Nie gniewaj się… Umyjesz się u mnie, Kastiel… Kastiel… Nie obrażaj się na mnie, bo teraz jest mi przykro.
Kas: Tobie jest przykro? Tobie?! Podnoś się lepiej i rusz tyłek. Nie mam zamiaru stać tu w nieskończoność.
Ludzie, którzy z niezrozumiałego powodu chodzili po podwórzu zamiast świętować z rodziną, posyłali mi i Kastielowi litościwe spojrzenia, które tylko prowokowały chłopaka. Wiedziałam, rozumiałam, że czuje się oszukany, ale mógł być nieco łagodniejszy…
Doszliśmy do mieszkania w przeciągu niespełna dwóch minut. Na podjeździe nie widziałam auta, dlatego odetchnęłam. Titi nie ma w domu, całe szczęście. Przynajmniej nie będzie świadkiem naszej kłótni.
Nic: Ty skorzystaj z tej na dole, ja pójdę do siebie.
Chciałam już wskoczyć na piętro, gdy…
Kas: Nie nałożę tych ubrań, bo są brudne. Przynieś mi koszulkę i… Nie wierzę, że to mówię, znajdź mi jakieś swoje dresy.
Nie poczekał aż coś odpowiem, po prostu poszedł do łazienki. Z paskudnym nastrojem podreptałam na górę i przeszłam do toalety. Dla Kastiela przyszykuję ciuchy później, gdy sama już się umyję.
Prysznic zajął mi piętnaście minut. Dokładnie umyłam włosy, aż uznałam, że są dostatecznie czyste. Owinąwszy się ręcznikiem, wróciłam do pokoju z zamiarem założenia koszuli i spódnicy. Kiedy zostało mi odzianie tylko góry, usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo o tej porze niesie? Jest dopiero przed dziesiątą, a przecież sprawa z Kastielem…
Narzuciłam na siebie ubranie i zapinając guziki zbiegłam do korytarza. Podeszłam do drzwi, odgarniając z czoła mokre jeszcze włosy. Otworzyłam, dopinając jeszcze trzy ostatnie guziki i wsuwając koszulę do spódnicy.
Podniosłam wzrok na przybysza. Zamarłam… Serce w jednej chwili zabiło mi zdecydowanie mocniej, a zaskoczenie zaowocowało tym, że jęknęłam. To, że się go nie spodziewałam, było zdecydowanie zbyt łagodnie powiedziane!
Nic: L-Lysa…
Z roztargnienia nie potrafiłam nawet wymówić jednego słowa, jego imienia, które przecież wymawiałam tak często. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem, a ja poczułam, jakby oślepiało mnie światło niebios. Bo on, ten który stał teraz przede mną, był moim bogiem!
Wpatrzeni w swoje oczy w nieco przerażającej już ciszy, usłyszeliśmy skrzypnięcie. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam… Kastiela przewiązanego w pasie z ręcznikiem, z ociekającymi wodą włosami i ramionami…
Kas: Gdzie moje ubrania? – zapytał, jeszcze nie lokalizując białowłosego – Lysander? A co ty tutaj robisz?
Popatrzyłam znów na różnookiego. I to był błąd. Po chwili milczenia, odezwał się.
Lys: Faktycznie, chyba nie powinno mnie tu być… Widzę, że wam w czymś przeszkodziłem. Wybaczcie mi i…
Jego oczy, zielone i złote, wyrażały nieopisywalnie wielkie rozczarowanie. Tak strasznie się poczułam… On wrócił! Przyjechał po tak drugim czasie, przyszedł do mnie! A zastał tu Kastiela. W tak dwuznacznej, okropnej sytuacji. Na pewno pomyślał, że… Że my, w tej łazience, razem…
Łzy zebrały się w moich oczach. Pomimo tej beznadziejnej sytuacji, przepełniało mnie szczęście. I to właśnie łzy radości. Mogłam go zobaczyć… Wreszcie, w końcu stał naprzeciwko i to wcale nie było moje głupie wyobrażenie!
Lys: Zostawię was… - rzekł z takim przejęciem, że chwyciłam się wieszaka stojącego obok; Czułam, że się zawiódł, po tym łamiącym się głosie każdy by to zrozumiał.
Zawrócił się i ruszył do wyjścia. Nie potrafiłam zareagować, zrobić czegokolwiek, żeby go zatrzymać. Moje nogi niemal dosłownie skamieniały. Obejrzałam się tylko na Kastiela, który był lekko roztargniony, a później znowu wpatrzyłam się w oddalające się plecy, zbliżające się do furtki. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, krzyknęłam tylko:
Nic: Lysander! Lysander! Lysander!!!
Kas: Nie.
Nic: Będę tu stać do czasu, aż nie pójdziesz.
Kas: Teraz masz czelność jeszcze szantażować po tym, co zrobiłaś? – uniósł się
Nic: Proszę…
Zacisnął mocno usta, lecz widziałam też, że mięknie i niedługo się zgodzi.
Kas: Pójdziemy do ciebie. Zostawiłem tam koszulkę, tą samą, o której mówiłaś mi wcześniej. I pamiętaj, idę z tobą tylko po to, by ją zabrać.
Narzucił na siebie ciepłą kurtkę, nałożył buty i wyszedł, zamykając drzwi. Trzymał między nami znaczną odległość, około dwóch metrów, co okropnie zabolało. Kastiel był moim przyjacielem, nie mogłam znieść, że jest taki oschły.
Nic: Napraw…
Kas: Zamknij się.
Nic: Posłuchaj mnie chociaż!
Kas: Z-a-m-k-n-i-j s-i-ę. – przeliterował wyraźnie
Nic: Kas…
Kas: Nie mów tak do mnie. Dla ciebie od teraz jestem Kastiel Cower. Nie zwracaj się do mnie w żaden inny sposób. Ani Kas, ani jakiś Kasio.
Odwróciłam wzrok w drugą stronę, zaciskając mocno wargi, by powstrzymać łzy. Byliśmy niedaleko domu, a ja nadal niczego nie wytłumaczyłam. Wiedziałam, że muszę zareagować, tylko że nie wiedziałam jak.
Nic: Stój! – zdobyłam się wreszcie na jakiś ruch i szarpnęłam mocno za jego przedramię, a że szliśmy „dość” szybko, straciliśmy równowagę; Dobrze, że chłopak asekurował się rękoma, w związku z czym złagodził swój upadek. I mój także, bowiem wylądowałam na nim, leżąc niefortunnie w kałuży błota. Że też nie mogliśmy wpaść w jakąś zaspę, a jedną jedyną plamę roztopionego puchu wymieszanego z ziemią!
Popatrzyłam miękko w jego oczy, z nadzieją, że teraz porozmawiamy. Bardzo się myliłam. Zostałam zepchnięta wprost w brązową maź, brudząc włosy, ubranie i całe ciało. Czerwonowłosy podniósł się z ziemi i ze złością popatrzył w mą stronę. Widziałam, że się wściekł.
Kas: Zadowolona z siebie jesteś? – syknął, próbując choć trochę się wyczyścić
Nic: Nie planowałam tego, każdemu mogło się przytrafić! Nie gniewaj się… Umyjesz się u mnie, Kastiel… Kastiel… Nie obrażaj się na mnie, bo teraz jest mi przykro.
Kas: Tobie jest przykro? Tobie?! Podnoś się lepiej i rusz tyłek. Nie mam zamiaru stać tu w nieskończoność.
Ludzie, którzy z niezrozumiałego powodu chodzili po podwórzu zamiast świętować z rodziną, posyłali mi i Kastielowi litościwe spojrzenia, które tylko prowokowały chłopaka. Wiedziałam, rozumiałam, że czuje się oszukany, ale mógł być nieco łagodniejszy…
Doszliśmy do mieszkania w przeciągu niespełna dwóch minut. Na podjeździe nie widziałam auta, dlatego odetchnęłam. Titi nie ma w domu, całe szczęście. Przynajmniej nie będzie świadkiem naszej kłótni.
Nic: Ty skorzystaj z tej na dole, ja pójdę do siebie.
Chciałam już wskoczyć na piętro, gdy…
Kas: Nie nałożę tych ubrań, bo są brudne. Przynieś mi koszulkę i… Nie wierzę, że to mówię, znajdź mi jakieś swoje dresy.
Nie poczekał aż coś odpowiem, po prostu poszedł do łazienki. Z paskudnym nastrojem podreptałam na górę i przeszłam do toalety. Dla Kastiela przyszykuję ciuchy później, gdy sama już się umyję.
Prysznic zajął mi piętnaście minut. Dokładnie umyłam włosy, aż uznałam, że są dostatecznie czyste. Owinąwszy się ręcznikiem, wróciłam do pokoju z zamiarem założenia koszuli i spódnicy. Kiedy zostało mi odzianie tylko góry, usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo o tej porze niesie? Jest dopiero przed dziesiątą, a przecież sprawa z Kastielem…
Narzuciłam na siebie ubranie i zapinając guziki zbiegłam do korytarza. Podeszłam do drzwi, odgarniając z czoła mokre jeszcze włosy. Otworzyłam, dopinając jeszcze trzy ostatnie guziki i wsuwając koszulę do spódnicy.
Podniosłam wzrok na przybysza. Zamarłam… Serce w jednej chwili zabiło mi zdecydowanie mocniej, a zaskoczenie zaowocowało tym, że jęknęłam. To, że się go nie spodziewałam, było zdecydowanie zbyt łagodnie powiedziane!
Nic: L-Lysa…
Z roztargnienia nie potrafiłam nawet wymówić jednego słowa, jego imienia, które przecież wymawiałam tak często. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem, a ja poczułam, jakby oślepiało mnie światło niebios. Bo on, ten który stał teraz przede mną, był moim bogiem!
Wpatrzeni w swoje oczy w nieco przerażającej już ciszy, usłyszeliśmy skrzypnięcie. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam… Kastiela przewiązanego w pasie z ręcznikiem, z ociekającymi wodą włosami i ramionami…
Kas: Gdzie moje ubrania? – zapytał, jeszcze nie lokalizując białowłosego – Lysander? A co ty tutaj robisz?
Popatrzyłam znów na różnookiego. I to był błąd. Po chwili milczenia, odezwał się.
Lys: Faktycznie, chyba nie powinno mnie tu być… Widzę, że wam w czymś przeszkodziłem. Wybaczcie mi i…
Jego oczy, zielone i złote, wyrażały nieopisywalnie wielkie rozczarowanie. Tak strasznie się poczułam… On wrócił! Przyjechał po tak drugim czasie, przyszedł do mnie! A zastał tu Kastiela. W tak dwuznacznej, okropnej sytuacji. Na pewno pomyślał, że… Że my, w tej łazience, razem…
Łzy zebrały się w moich oczach. Pomimo tej beznadziejnej sytuacji, przepełniało mnie szczęście. I to właśnie łzy radości. Mogłam go zobaczyć… Wreszcie, w końcu stał naprzeciwko i to wcale nie było moje głupie wyobrażenie!
Lys: Zostawię was… - rzekł z takim przejęciem, że chwyciłam się wieszaka stojącego obok; Czułam, że się zawiódł, po tym łamiącym się głosie każdy by to zrozumiał.
Zawrócił się i ruszył do wyjścia. Nie potrafiłam zareagować, zrobić czegokolwiek, żeby go zatrzymać. Moje nogi niemal dosłownie skamieniały. Obejrzałam się tylko na Kastiela, który był lekko roztargniony, a później znowu wpatrzyłam się w oddalające się plecy, zbliżające się do furtki. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, krzyknęłam tylko:
Nic: Lysander! Lysander! Lysander!!!
________________________________________________
Lysio ♥♥♥ O ja nie mogę, sama się bardzo cieszę, że wreszcie wrócił <3
Poza tym:
Bardzo proszę o komentarze :) Rozumiem, że komuś może się nie chce, lecz omijając fakt, że one bardzo motywują, jest także druga kwestia. Wiecie, dobrowolnie poświęcam swój czas na pisanie, staram się, żeby jakoś to wyszło. Na każdy rozdział poświęcam łącznie około czterech godzin, na ten padło jakieś pięć, albo nawet sześć nieprzerywanego pisania.
Każdy komentarz wynagradza mi to, że spędzam tyle czasu przy klawiaturze i Wordzie. Uwielbiam pisać i w najbliższej przyszłości nie zamierzam tego zmieniać, ale uwierzcie mi, że wszystkie opinie sprawiają, że wiem, że to co robię naprawdę ma sens :)
Jest i komętarz boski rozdział narezsie moj lysio jest: *
OdpowiedzUsuńDziękuję ;D
UsuńNo, ja też już tęskniłam za nim <3
Jej. Jej. Jej mega rozdział jak ja za nim tesknilam trochę sobie tego nie wyobrazasz.: *:*:; kocham kocham wiecej takich rozdział pozdraqiam i miłych udanych wakacji
OdpowiedzUsuńWyobrażam, wyobrażam :) Też tęskniłam ;)
UsuńDziękuję, Tobie też udanych wakacji :D
Jeeaa! Lysio wrócił! Mam nadzieje ze Nicola wróci do niego. .. kiedy nex?
OdpowiedzUsuńZobaczymy, czy wróci :) Tzn, ja już wiem, ale Wy jeszcze nie xD
UsuńO next'cie za wiele nie powiem, bo są wakacje i zawsze może mi coś wypaść. Ale informuję też, że zamierzam codziennie po trzy - cztery godziny siedzieć przy kompie, także myślę, że najpóźniej w weekend =D
Moje odczucia po tym rozdziale: Aaaa.. Lys taki idiota! Pisał jej w listach, że tęskni, ale żeby se ułożyła życie z innym, a tu co?
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Wreszcie BIG powrót Lysa! :)
No pisał, pisał :) Ale wiesz, umysł facetów jest bardzo nieokreślony, podobnie jak kobietek :D
UsuńDziękuję :3
Masz rację pisanie ma sens... :D
OdpowiedzUsuńKazik! Wracaj Mordo!
Haha, no wiem, że ma :DD
UsuńIdolka Kastiela? :)
Proszę! Pogódź ją z Lysanderem. To jest niesamowite, gdy zaczęłaś opisywać ten moment to czułam, że serce zaczyna mi szybciej bić. Niesamowite :)
OdpowiedzUsuńPogodzę, pogodzę ;)
UsuńSerio? Aż tak to na Ciebie zadziałało? xD
Chociaż przyznam, że ten moment od zerwanie Nic z Kasem czytałam chyba z pięć razy i za każdym odczuwałam emocje na własnej skórze xD
Dawaj mi nexta, bo jetem ciekawa jak się Kas będzie tłumaczył >.> XDD Udanych wakacji i duuużo weny! ^-^
OdpowiedzUsuńNext - następny tydzień :D
UsuńJa nawet nie wiem, co w nextcie ma się znaleźć ://
Dziękuję, dziękuję i Tobie również udanych wakacji życzę :DD
Ja osobiście w ogóle nie cieszę się z wakacji. W końcu musiałam pożegnać się z (teraz to już starą) klasą :c Smutaaaas...Po wakacjach zatopię się w gimbazie :(
OdpowiedzUsuńAwwww Lysiu *_* Jak ja długo na niego czekałam. I mój anioł wreszcie się pojawił c: Koffffam gooo!
Wybacz, że taki krótki komentarz, że jestem załamana tym pożegnaniem w klasą. Czekam na next :)
A ja w sumie nie odczuwam tego, że są wakacje, bo pogoda niezbyt przypomina upalne lato :(
UsuńByły rozdziały smutne, teraz czas na radosne xD
Spoko, rozumiem przecież :D
I dziękuję :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWłaśnie ja też tego specjalnie nie odczuwam, bo wakacje kojarzą mi się z pogodą 36 stopni a tu zaledwie dwadzieścia parę.
UsuńJupiiiii! Może przynajmniej te twoje radosne rozdziałki mnie trochę pocieszą, bo ja mam doła...więc czas kogoś zabić! (a dokładniej to 2-3 osoby)...No muszę się na kimś wyżyć :c
Życzę, aby ci ciocia wena na wakacje nigdzie nie wyjechała :p Czekam na nexta :)
Po pierwsze przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego i że dopiero teraz komentuje ten, ale błagam o zrozumienie.
OdpowiedzUsuńCzytając oba przez większość czasu ryczałam. A to smutny moment, kiedy Kim widziała swoją mamę, lub gdy czytała list od Lysia, albo kiedy Nic powiedziała Kastielowi, że go nie kocha. Aż przypomniałam sobie wtedy o mojej beznadziejnej sytuacji. I oczywiście zaczęłam ryczeć jeszcze bardziej.
Później opanowałam się na trochę, aby po chwili znów ryczeć gdy Kastiel tak oschle traktował Nic. Tylko ty potrafisz zrobić tak, abym w jednej chwili płakała a w drugiej śmiała się do łez, bo gdy przeczytałam, że to Lysio przyszedł przeczułam co się zdarzy :D
Pewnie teraz powinnam być na ognisku, ale czuję, że w tym stanie nie dam rady. ;c Mam ochotę tylko wziąć czekoladę, coś do picia i przykryta kocykiem oglądać serial z misiem, którego wczoraj dostałam ;|
To czekam na nexta, którego postaram się przeczytać szybciej ;)
Nie masz za co przepraszać, przecież skomentowałaś jeszcze tego samego dnia :)
UsuńJak pisałam ten rozdział to sama mało co się nue popłakałam, więc nie dziwię Ci się :D
Ja uczciłam początek wakacji festynem z moją koleżabką i powiem szczerze, że bawiłam się swietnie. Nóg prawie nie czułam, jak wróciłam do domu xD
W końcu nadrobiłam i było cholernie warto :3
OdpowiedzUsuńMimo iż wolę jakoś tak Kastiela to tu na 100% wygrywa Lysio :D
I no co to ja jeszcze miałam? A tak xD Rozdział megabomabastycznieboski xD Takie tam nowe słówko xD
Zrobiło mi się szkoda Kasa, ale w pełni rozumiem Nic i nie mam do niej żalu. ;) Teraz tylko, żeby Lysio się opamiętał, bo jak nie to... wolisz nie wiedzieć xD
I ja chcę nexta xD Najlepiej przed piątym lipca, bo później będę musiała dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugo czekać na nexta niestety :(
Duuuuuuuuuuuuuuuuuużo weny i fajnych wakacji, żebyś odpoczęła i nabrała sił do dalszego pisania :D
Na początek powiem tyle, że bardzo, ale to bardzo, brakowało mi Twoich komentarzy ;D
UsuńDziękuję <3
Haha, nowe, zawaliste określenie :p
Ok, do piątku na pewno dodam specjalnie dla cb xD
Dzięx :D
Tobie też udanych wakacji :))
Czyli Nic jednak wróci do Lysia. Słodko :3 Trochę szkoda Kasa, ale chyba jej nie sklonują XD Rozryczałam się czytając koniec, a zaraz mam rankę i mi się makijaż rozpłyną. Kiedy następny rozdział? :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za to, że dzięki Tobie w ciągu dwóch dni na blog wpłynęło niemal trzydzieści komentarzy xD :)
UsuńTak jak mówiłam, postaram się dodać prze piątym lipca :D
Dziękuje ^.^
UsuńHej haj hello, to znów ja, tym razem z małym pytankiem: Mogłabym Cię o coś poprosić? :c
OdpowiedzUsuńMiłych wakacji i duużo weny (bardzo dużo) ^^ I żeby Cię czytelnicy nie opuszczali! :3
Wena się przyda, bo next jeszcze pusty :c Dziękuję ;)
UsuńNo jasne, że możesz. Wal o co chodzi XD Chyba że wolisz na Google+ :)
Napisałam Ci na Google+ :3
UsuńRozdział jest świeetny. Serio! Lysander wreszcie wrócił kyah :) nie masz pojęcia jak mnie tym ucieszyłaś :) Oby ta cała sytuacja się wyjaśniła. Nawet trochę współczuję Kastielowi.... ale Nic i tak ma byś z Lysem!
OdpowiedzUsuńWeny zyczę! (I nn u mnie :) )
Czekam na nexta!
Rozdzial cudny aż sie popłakałam :D czekam na nastepny rozdział z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział,tak samo jak i cały blog:) Obserwuję cię od niedawna,i czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;) Przy okazji mogłabyś zajrzeć tu http://zycieniejestlatwee.blogspot.com/ Dopiero zaczynam i miło by było jakbyś przeczytała i coś po sobie zostawiła :D Jak nie to sorry za spam.
OdpowiedzUsuń