środa, 4 czerwca 2014

Rozdział XXXVIII

Kastiel odprowadził mnie pod samą bramkę. Nie zaproponowałam mu wejścia do środka, lecz sam chciał się wprosić. Odmówiłam. Wiedziałam, że muszę pogadać z Titi, a później spotkać się z Rozalią, gdy już wróci ze szkoły. Szczera rozmowa z przyjaciółką była mi potrzebna, wręcz konieczna.
Otworzywszy drzwi zobaczyłam ciotkę maszerującą przez korytarz do salonu. W jednej chwili rozpoczęłam atakowanie jej, nawet nie zdejmując kurtki i butów.
Nic: Musiałaś być taka niemiła dla Kastiela? Wiesz, a nawet jeśli nie, to powinnaś się domyślić, że to mój chłopak.
Titi: Też się cieszę, że cię widzę. – rzekła ironicznie – Opowiadałaś mi o nim. To on pocałował cię już pierwszego dnia, a raczej się na ciebie rzucił. To chyba wystarczający powód, żeby nie lubić takiego buraczanego chłopa.
Nic: Lepiej zacznij się przyzwyczajać, bo teraz, jak ty to powiedziałaś, ten „buraczany chłop” będzie tutaj częstym gościem.
Titi: Nie trawię go, mam takie prawo.
Nic: Tak? To przypomnij sobie swojego Shona. Pamiętasz, co mówiłaś, gdy to ja nie chciałam go widzieć?
Titi: To dwie zupełnie różne sytuacje. – broniła się
„To prawda. Ty ani się z Kasem nie całowałaś, ani nie obmacywałaś…” – przyszło mi do głowy
I wtedy pękłam. Wszystkie „brudy” uderzyły we mnie naraz, wytrącając z równowagi. Akcje z Shonem, później zemsta na Amber i definitywna utrata Lysandra. Związek z Kastielem bez obustronnej miłości. Krzywdzenie go…
„To dlaczego nie powiesz mu prawdy? Dziewczyno, skończ z nim póki nie jest za późno i istnieje szansa, że biedak się pozbiera!” – wrzeszczał jeden głosik, ale w tym samym momencie krzyczał drugi
„Próbuj, postaraj się, żeby się zakochać! To twoja szansa, niedługo się ułoży!”
I co ja miałam zrobić? No co…?
Titi: Hej, nie płacz… Nicola, co się dzieje? – zapytała troskliwi ciocia podchodząc do mnie i obejmując
Faktycznie w moich oczach pojawiły się łzy. Zachowywałam się jak mała dziewczynka, wypłakująca się na ramieniu mamy.
Ja byłam jakąś ofiarą losu! Ciągle same nieszczęścia, nie chcę tak żyć…
Nic: Titi, proszę, postaraj się go zaakceptować… - szepnęłam, pociągając nosem i wyplątując z objęć
Weszłam po schodach i poczłapałam prosto do pokoju, nie zwracając uwagi na zaniepokojoną minę cioci.

***
Zaczynałam się trząść. Miałam na sobie ciepłą, zimową i ponoć nieprzepuszczającą zimno kurtkę, lecz osty wiatr przeszywał mnie na wylot. Na dodatek zaczął padać śnieg. Cholera.
Przechodziłam obok Biedronki, a na ogromnym billboardzie widniała sporych rozmiarów ryba z podpisem „Karp wigilijny – 18,99 zł”, obok niej drzewko „Choinka 180 cm – 199,99 zł”. Ja nie chcę Wigilii! Ani świąt!
Za równo dwanaście dni dwudziesty czwarty grudnia. Boże Narodzenie… Czas radości i rodzinnego ciepła… Jednak nie u mnie. Najchętniej przeniosłabym się w czasie i nie przeżywała tych przygotowań, prezentów i ubierania choinki… A wszyscy wokoło już niedługo zaczną o tym trąbić – jak na złość. Iris, Rozalia, ciocia i nauczyciele…
Przyspieszyłam kroku i za chwilę stałam pod domem przyjaciółki. Bramka była otwarta, dlatego od razu weszłam na posesję i skierowałam się do drzwi frontowych.
Mama Rozy powitała mnie szerokim uśmiechem i zaprosiłam do środka.
Nakierowana przez kobietę wkroczyłam do pokoju dziewczyny, zapukawszy wcześniej.
Nic: Cześć.
Roz: O, Nicola, hej! Nie spodziewałam się ciebie. Jak w sądzie?
Nic: Wszystko ci opowiem, bo przyszłam, żeby porozmawiać. Masz chwilę?
Roz: Nie za bardzo, wiesz… porządkuję ciuchy.
I rzeczywiście. Dopiero zauważyłam, że łóżko stojące w kącie tonie w morzu ubrań. To naprawdę nazywał się zakupoholizm!
Nic: Nie możesz przerwać i dokończyć później? To dla mnie bardzo ważne.
Popatrzyła przez moment z rozżaleniem na stroje, zastanawiając się.
Roz: Będę jednocześnie układać i słuchać. Mów. – oznajmiła, biorąc do ręki spódnicę w czarno-białą szachownicę – Nie słyszysz? Opowiadaj! Co z Amber?
Nic: Jest w poprawczaku i ma kuratora. – odpowiedziałam szeptem
Roz: Naprawdę? Extra! – wykrzyknęła, podbiegając do mnie i ściskając – Co ty… Nie cieszysz się?
Nic: Cieszę, oczywiście, że się cieszę.
Roz: Wspaniała wiadomość. Wreszcie da ci spokój. Twe życie będzie usłane różami. – zaśmiała się, powracając do wcześniejszej czynności – Jak myślisz, ta sukienka dobrze współgra z moją urodą? – zapytała, przykładając do ciała ciemnofioletowy strój i przeglądając się w lustrze
Nic: Tak, dobrze w niej wyglądasz. Rozalio… Mogę cię o coś zapytać?
Roz: Wal śmiało.
Nic: Wyobraź sobie taką sytuację, że jesteś z Leo, ale go nie kochasz. Twoje serce należy do innego faceta. Jak byś postąpiła?
Roz: Ale ja kocham Leosia! Bardzo kocham! W moim życiu nie ma nikogo innego! – zbuntowała się
Nic: Chodzi mi tylko o to, co wtedy wybrałabyś. Czysto teoretycznie, rzecz jasna. Ciągnęłabyś związek czy zerwałabyś z nim?
Roz: Rozumiem… To grubsza sprawa. Czekaj chwilę… Już wiem! Jesteś z Kastielem ponad tydzień, ale nadal kochasz Lysia. Nie wiesz co dalej i wahasz się, co powinnaś z tym fantem zrobić. Mam rację?
Rozszerzyłam oczy i rozchyliłam usta ze zdziwienia. Czy ona ma zdolności telepatyczne?!
Nic: Roza… Skąd ty to wiesz?!
Roz: Wystarczy skojarzyć fakty, a twoja reakcja wskazuje na to, że wszystko co powiedziałam, to prawda.
Nic: Proszę cię, nie zdradź nic Kasowi… Ja nie wiem, co mam robić.
Roz: Chodź, usiądziemy. – wskazała głową na dwa fotele stojące obok siebie; Gdy tylko zajęłam miejsce, ta zaczęła – Sytuacja nie jest łatwa. Tym bardziej, jeżeli nie wiadomo nic o Lysandrze, bo nie dał innego znaku życia prócz listu, od czasu zniknięcia. Martwię się o niego i wiesz doskonale, że ja wam, znaczy tobie i Lysiowi życzyłam jak najlepiej, natomiast teraz… Pewnie nie spodziewałabyś się tego po mnie, ale spróbowałabym z Kastielem, oczywiście na twoim miejscu. Chcę, byś była szczęśliwa. Daj sobie czas i postaraj się pokochać Kasa. Tydzień, albo trochę więcej. W tym czasie zdecydujesz ostatecznie. O ile nic z twoimi uczuciami się nie zmieni, zrywasz z nim, ale bardzo delikatnie, z wytłumaczeniem. W przeciwnym razie, jak zacznie się coś dziać, to grzechem będzie ni spróbować. Zrób tak, jak ci mówię. Zrób.
Słuchałam jej i obserwowałam jak w transie. Może to dlatego, że rady dziewczyny świetnie na mnie działały.
Nic: Dziękuję, Roza. Chciałam tak zrobić, ale wolałam się upewnić. Jesteś najlepsza. – rzekłam z lekkim uśmiechem
***
Byłam w domu i właśnie oglądałam jakiś teleturniej. Rozmarzyłam się, jak to miałam w zwyczaju. Słowa przyjaciółki pocieszały i upewniały w słuszności mojego zachowania.
Nagle poczułam wibracje w prawej kieszeni, a zaraz rozległ się dźwięk mojego dzwonka. Numer był nieznany. Mimo to, odebrałam.
Nic: Słucham?
…: Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do ślicznej, wolnej, rudowłosej dziewczyny o pięknym uśmiechu?
Nic: Obawiam się, że tak. – zaśmiałam się – O co chodzi, Jake?
Jac: Skąd wiesz, że to ja?
Nic: Zawsze i wszędzie poznam twój głos. Co chciałeś?
Jac: Obiecałem w szpitalu, że się spotkamy nazajutrz, lecz zawaliłem. Dobra, zapomniałem. Ale chcę odpokutować i zapraszam cię na spacer. Możesz?
Nic: Jasne, że tak. Kiedy, gdzie i o której?
Jac: Proponuję za godzinę w parku. Chyba, że wolisz jakąś kawiarenkę.
Nic: Nie, park wystarczy.
Jac: Tak? Więc jesteśmy umówieni.

Z daleka dojrzałam jego gęstą czuprynę. Rozmawiał z kimś przez telefon, lecz zauważywszy mnie, rozłączył się.
Jac: Witaj. Dawno się nie widzieliśmy.
Nic: Gadałeś z dziewczyną? – podniosłam zabawnie brew – I nie przesadzaj, tydzień temu, w szpitalu, wpadliśmy na siebie.
Jac: Chodziło mi o spotkanie wyłącznie prywatne.
Nic: No tak, trochę czasu od mojej wizyty w klubie minęło. – uśmiechnęłam się – Właśnie, możesz mi powiedzieć, co to ma znaczyć? Najpierw spotykam cię pracującego jako striptizer, potem widze cię w szpitalu w fartuchu. – założyłam ręce na piersi, oczekując odzewu
Jac: Jestem stażystą, dlatego wypłata nie jest powalająca. Mam własne mieszkanie, więc w weekendy sobie dorabiam. A co, nie nadaję się? – zapytał przekornie, dotykając opuszkami palców mojego przedramienia
Nic: Chyba jeszcze nie wyprowadziłam cię z błędu. Kiedy zadzwoniłeś, powiedziałeś, cytuję „wolnej dziewczyny”. A ja jestem zajęta.
Jac: Co? Naprawdę?
Nic: Tak.
Jac: Co to za szczęściarz?
Nic: Może kiedyś was sobie przedstawię, może.
Uśmiechnęliśmy się, a ja zapominając o bożym świecie, wdałam się w rozmowę. Jake był taki zabawny i dowcipny! Kiedy tylko opowiadał któryś kawał, nie można było zachować powagi. Dowiedziałam się również, że od niedawna ma dziewczynę, którą poznał właśnie w klubie, gdy przyszła na pokaz. Zaczęłam się z niego nabijać, a on udał, że się zdenerwował. Złapał za moje ręce i przygwoździł je do pnia ogromnego drzewa.
Jac: Zrobię ci w zamian mydełko, zobaczysz. – zagroził, zaśmiewając się
Nic: Nie! Proszę cię, tylko nie to! Od razu się przeziębię! Przepraszam! – krzyczałam, ale w środku rozpierała mnie radość
Jac: Więc wepchnę cię w jakąś zaspę.
Nic: Gdzie ty tu widzisz jakieś zaspy? Same błoto, tylko odrobina śniegu gdzieniegdzie. – zachichotałam, widząc jego zdegustowaną minę
…: A to co? Romanse za moimi plecami?
Odwróciłam głowę w bok. No tak, mogłam się spodziewać. Kastiel.
Nic: Ty mnie śledzisz?
Jac: Kto to?
Nic: Ten cały szczęściarz. Mój chłopak, Kastiel. Kas, to Jake, kolega.
Kas: Kolega? - podniósł do góry brew
Jac: Jake. – podał czerwonowłosemu rękę
Kas: Kastiel.
Wymienili się uściskami. O dziwo, nie zauważyłam, żeby buntownik był zdenerwowany. Podejrzewałam, ze się wścieknie, lecz stało się coś zupełnie odwrotnego – uśmiechnął się.
Kas: Dobrze, że cię spotkałem, bo miałem z tobą pogadać. Mogę cię już zabrać dla siebie?
Nic: Po co?
Jac: Zostawię was, bo widzę, że to coś poważniejszego. Poza tym, dzisiaj piątek, a ja mam dyżur od dwudziestej. – mrugnął do mnie; Wiedziałam, ze mówi o klubie i mimowolnie się uśmiechnęłam. – Wpadaj, jak chcesz.
Nic: Obawiam się, że Kas za nic w świecie mi nie pozwoli. – odrzekłam rozbawiona
Jac: Dobra, to spadam. Już tylko dwie godziny.
Nic: Pa.
Odszedł, a Kastiel objął mnie od tyłu w pasie.
Kas: O czym on mówił?
Nic: O niczym ważnym. Powiesz mi, dlaczego go dosłownie odgoniłeś?
Kas: I tak chciał już iść. – wzruszył ramionami – Dzisiaj idziemy do mnie, żeby uczcić wyrok Amber szmaty. Na całą noc.
Nic: Chyba ocipiałeś, jeśli myślisz, że się zgodzę. – prychnęłam
Kas: Obiecuję, że w nocy trzymam ręce przy sobie. – zapewnił, lecz ja ciągle nie byłam przekonana, więc wznowił – No chodź, wszystko przygotowałem. Załatwiłem komedię romantyczną, zamówimy pizzę, będzie fajnie. Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu.
Odwróciłam głowę w bok. Nie miałam ochoty na wspólny wieczorek, ale on był taki kochany…
Nic: Ostrzegam cię, że jeśli wbrew swoim słowom w nocy coś głupiego, bardzo głupiego, wpadnie ci do głowy, to nie ręczę za siebie.
Kas: Nie martw się, nie łamię danego słowa. – wyszczerzył się, a po twarzy przemknął niezidentyfikowany cień
Nic: Ten uśmiech nie wróży nic dobrego. – westchnęłam – Dobra, idziemy po moje rzeczy.
Kas: Ciotka jest w domu?
Nic: Jest. Ale i tak ze mną pójdziesz, muszę zapytać o pozwolenie.

Weszliśmy do domu, którego drzwi były otwarte. Usłyszałam głuche i niewyraźne dźwięki uderzanego szkła. Uznałam, że Titi jest w piwnicy i być może przegląda słoiki z konfiturami, które przygotowała latem. Robi pyszne dżemy i powidła, wspominałam o tym?
Chłopak krok w krok za mną maszerował na górę. Stanął w progu mojego pokoju, opierając się o futrynę, a ja wyjęłam sporą torbę, do której pakowałam potrzebne rzeczy. Piżama, koszulka i spodnie, przybory toaletowe i kosmetyki oraz małe bibeloty. Gotowe.
Kas: Już?
Nic: Tak. Wystarczy powiadomić ciocię i możemy iść.
Gdy znaleźliśmy się na dole, Titi właśnie wchodziła do korytarza z dwoma słoikami w dłoniach.
Titi: Co to za torba? Wybierasz się gdzieś?
Nic: Idę do Kastiela. – szepnęłam nieśmiało, bo nagle zrobiło mi się jakoś tak głupio
Titi: Na całą noc?
Nic: T-tak. – rzekłam, spuszczając głowę w dół i rumieniąc się
Titi: Dobrze.
Zdziwiona jej reakcją, spojrzałam cioci prosto w oczy.
Nic: Tylko tyle?
Titi: Żebym się nie zgodziła, i tak byś poszła. Zaoszczędziłam nam jednej kłótni, to chyba dobrze, nie? Poza tym, jesteś pełnoletnia i sama za siebie decydujesz. Pamiętaj tylko, że to ty będziesz ponosić większość konsekwencji, jeśli zrobisz z nim jakąś głupotę.
Niemożliwe! Ona myślała, że idę do Kasa i… i że się prześpimy!
Nic: Titi, ale…
Titi: Nie tłumacz się, Nic. Poprosiłaś mnie dzisiaj o coś i ja tą prośbę spełnię. Baw się dobrze. – puściła mi oczko – Czy w takiej sytuacji mogę zaprosić tu Shona?
Nic: Możesz… - westchnęłam

Czerwonowłosy przekręcił klucz w zamku i popchnął drzwi do przodu. Zapalił światło, a mi od razu rzuciła się w oczy czystość. W przeciwieństwie do ostatniej wizyty, nawet salon dosłownie lśnił. Mało tego, na komodzie nieopodal telewizora, na parapecie i stole stały świece.
Nic: Kas, co to jest? – zerknęłam na niego pytająco
Kas: Poczekaj, zaraz je zapalę. – krzyknął z kuchni, a już za chwilę zjawił się z zapalniczką
Kiedy wszystkie świece płonęły ogniem, chłopak podszedł do mnie i przytulił czule.
Kas: Kocham cię.
Nic: Co? – zdziwiłam się
Kas: Cicho, nie przerywaj mi takiej chwili, bo już nigdy więcej możesz tego nie usłyszeć. No, więc… Cholera, zapomniałem co miałem powiedzieć. – zaklął
Nim się zorientowałam, pocałował mnie, ale delikatnie, zupełnie inaczej, niże zwykle.
Kas: Miałem ogromnego farta, że mnie wybrałaś. Dziękuję. – szepnął, po czym wznowił pocałunek
Oddawałam mu ten gest, jednocześnie mając ochotę spoliczkować samą siebie przez ten egoizm i głupotę, który we mnie siedziały.
Nic: Mieliśmy oglądać film, a nie.
Kas: Aż tak ci się to nie podoba? – zapytał z uroczym łobuzerskim uśmiechem, na który pokręciłam z rozbawieniem głową
Nie: Włączaj telewizor i DVD, a ja w tym czasie przyniosę nam coś do picia, oczywiście jeśli jesteś w posiadaniu jakiegokolwiek napoju.
Kas: Coś powinno się znaleźć. Dobra, zabieram się za film.
W kuchni zauważyłam dwie butelki – Pepsi i Fantę. Czy on nie ma czegoś niegazowanego? Z szafki wyjęłam dwie wysokie szklanki, natomiast słomek za nic w świecie nie udało mi się znaleźć. Trudno.
Nic: Gotowe?
Kas: Ta. – mruknął, pochylając się nad opakowaniem płyty i czytając opis
Postawiłam naczynia i napoje na stół, wyrywając mu z rąk pudełko
Nic: Skoro wszystko gotowe, to oglądamy.
Usiadłam obok Kasa, lecz uznałam, że będzie mi wygodniej, gdy się położę. Dlatego też przekręciłam się na bok i ułożyłam głowę na jego kolanach, twarz kierując w sufit.
Nic: Nie wiedziałam, że jesteś aż tak romantyczny. Świece, oglądanie romansu, ty taki kochany i słodki… To na pewno ten sam buntownik, którego poznałam na samym początku?
Kas: Widzisz? Już wtedy, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem, czułem do ciebie słabość. Jednak spróbuj komuś pisnąć choć słowo, to pożałujesz. – zagroził żartobliwie, bez przerwy się uśmiechając
Nic: Ups... A to, że Rozalia wie o wszystkim się zalicza?
Kas: Osz ty…
Nic: Już cicho, zaczyna się. – przerwałam mu, odwracając się do ekranu, na którym właśnie zakończyły się napisy początkowe i pojawiła się pierwsza scena

Bardzo niewyraźnie poczułam coś na szyi. Byłam wpół świadoma, ponieważ jeszcze po części się nie ocknęłam. Dotyk czegoś stawał się coraz intensywniejszy, a to dlatego, że zaczęłam się wybudzać. Uchyliłam jedną powiekę, a potem otworzyłam również drugą. Zamruczałam coś niewyraźnie, przeciągając się.
Kas: Moja księżniczka w końcu się wybudziła. – usłyszałam przyjemny szept tuż przy uchu
W dolnej części szyi wyczułam lekką wilgoć i niedługo musiałam się zastanawiać, by dojść, że są to usta. Jego usta.
Nic: Kastiel, co ty ro-bisz? – szepnęłam przeciągle, nadal nie będąc w pełni świadoma
Nie doczekałam się odpowiedzi, dlatego zdobyłam się zaledwie na przetarcie oczu. Jednak po kolejnych kilku sekundach, kiedy rozpiął pierwszy guzik mojej szarej koszuli, chwyciłam jego rękę, jakby otrzeźwiając.
Nic: Pytałam cię o coś. – wychrypiałam – Pamiętasz? „W nocy trzymam ręce przy sobie”.
Kas: Właśnie – w nocy. A dwudziestej drugiej jeszcze nie ma, czyli słowa nie złamałem. – uśmiechnął się delikatnie
Nic: Rozumiem. Więc po to było to wszystko, tak? Tutaj świece, zaproszenie rzekomo na film, w dodatku na komedię romantyczną, bardzo nastrojowo. Uznałeś, że uda ci się bez problemu mnie wykorzystać, prawda? Titi miała rację, że ostrzegała przed tobą. Dzisiaj przed naszym wyjściem jej insynuacje wydawały mi się grubo przesadzone, widać się myliłam. – prychnęłam, uwalniając się od niego i wstając z sofy – Tylko nie rozumiem, po co te wszystkie starania. Nie łatwiej byłoby wyrwać jakąś pijaną laskę na dyskotece? Ona bez protestów by ci się oddała. – rzuciłam gorzko, idąc ku stojącej w kącie torby
Mając już ją w dłoni, zawróciłam się i ruszyłam ku drzwiom, lecz zatrzymał mnie głos.
Kas: To wszystko przez to, że się boję. Tak, boję. O to, że ode mnie odejdziesz. Chcę, żebyś była moja.
Nic: Tak? I jeślibyś mnie przeleciał, byłabym twoja? Tak jak pies znaczy swój teren poprzez naszczanie, ty chcesz mnie oznaczyć… czym? Spermą? – zapytałam niedowierzająco
Kas: Nie, Boże, nie! Nie pomyślałem, po prostu nie pomyślałem, że nie jesteś gotowa na pierwszy raz.
W tym momencie mnie zatkało. On nic nie wiedział, kompletnie. Myślał, że ja nigdy z nikim… I zamiast mu wyjaśnić, opowiedzieć, wolałam się obrażać, kłócić i awanturować, zupełnie bez sensu. Czy naprawdę nie można inaczej?
Kas: Nie wiedziałem, że tak zareagujesz, nie chciałem…
Nic: Przestań. To moja wina, ale ja nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Proszę, nie bądź bardzo zły.
Skruszona, podeszłam i z całych sił do niego przywarłam. Kasio tak strasznie zadziwiał… Nie wściekał się przez me głupoty, nie reagował ozięble, lecz z anielską cierpliwością znosił wszystko.
Nic: Wiesz, na pizzę już za późno. Chyba pójdziemy spać, co?
Kas: Jak chcesz. Słuchaj…
Wiedziałam, że zastanawia się, gdzie ma mnie ulokować. Pewnie rozważał salon, biorąc pod uwagę niedawną sprzeczkę.
Nic: Z tobą.
Kas: Na pewno?
Nic: Tak. Kas… Jeszcze raz cię strasznie przepraszam.
Pocieszająco pogładził moje ramię, na co się uśmiechnęłam.
Kas: Kochana złośnica…

Leżałam na ogromnym łóżku już w piżamie, po kąpieli. Przytuliłam poduszkę do piersi i zamknęłam oczy, napawając się zapachem. Nawet kołdra pachniała czerwonowłosym. Taką męską, cudowną woń mogłabym wąchać w nieskończoność.
Kas: Co się tak obściskujesz z tą poduszką?
Otworzyłam jedno oko i wyszczerzyłam się do niego.
Nic: Chodź do mnie.
Kas: Tak szybko zmieniłaś front? Odlot! – ucieszył się, podchodząc szybko do łóżka i asekurując mnie a raczej siebie rękami, wskoczył ostrożnie na łóżko, rozkładając się na moim delikatnym przecież ciele
Nic: Ej! Kas, co ty wyprawiasz? Złaź ze mnie, ty grubasie! Wiesz, jaki jesteś ciężki? – zaśmiałam się
Kas: Grubas? Że niby ja? Absurd. A co, może wolałabyś faceta ważącego tylko pięćdziesiąt kilo?
Nic: Zdecydowanie. – przekomarzałam się
Kas: Bez silnej, wyrobionej klaty, bez mięśni i bicepsów, bez szerokich ramion, w których tak uwielbiasz się znajdować, tak?
Nic: No… Tak.
Kas: Jak ty uwielbiasz się droczyć, kicia. Gdybyś naprawdę tego nie chciała, nie byłabyś tu ze mną.
Nic: A skąd wiesz, że chcę?
Kas: W każdej chwili możesz wyjść. – powiedział z szelmowskim uśmiechem
Zagryzłam dolną wargę, ale nie wyszłam, tylko przywróciłam go na bok i przykryłam nas kołdrą. Miał bardzo ciepłe nogi, a mi jak zawsze było zimno. Splotłam nasze stopy, na co nieznacznie się poruszył.
Nic: Dobranoc.
Kas: Dobranoc, maleńka.

Obudziłam się, gdy chłopak jeszcze twardo spał. Poleżałam kilka minut, żeby przyzwyczaić się do światła dziennego, a później jak najciszej podniosłam się z łóżka. Wspaniale, że dzisiaj sobota, nie dałabym rady iść do szkoły.
Nie chcąc go obudzić, ostrożnie przeszłam przez pokój, starając się nie zaczepić o szarobiały dywan. W kuchni postanowiłam zrobić mu śniadanie, jak i oczywiście sobie. Pierwszą myślą była jajecznica, lecz jajek w lodówce brak. W chlebaku szczęśliwie znalazłam chleb tostowy, więc po paru minutach wkładałam kromy do urządzenia. W międzyczasie wygrzebałam z szafki kawę i uznałam, że skoro znajduje się w kuchni, to czasem ją pija. Obok mikrofalówki stał badajże truskawkowy dżem, a w koszyku leżał banan, nawet w całkiem dobrym stanie.
Wyjęłam na talerz grzanki i wszystko ułożyłam na tacy. Chwyciłam w rękę bułkę z makiem i przekąsiłam ją przed zaniesieniem posiłku.

Na górze usłyszałam cichy szmer, a podchodząc do wejścia zauważyłam, że Kastiel się obudził i przeciera oczy. Zapukałam lekko w drzwi, tak, by zwrócił na mnie uwagę. Odwrócił głowę w bok, a ja posłałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki było mnie stać.
Nic: Śniadanie do łóżka.
Kas: Ty jesteś aniołem, nie kobietą.
Nic: Nie przesadzaj. Proszę. – postawiłam mu na kolana tackę z jedzeniem
Zaśmiał się cicho, aż się zdziwiłam.
Nic: Co?
Kas: Fajna niespodzianka, ale tyle żarcia to ja wsuwam w pierwszej fazie.
Nic: A ile tych „faz” jest?
Kas: W tym wypadku z pięć. Przynieś mi jeszcze tyle takich tac, to może się najem.
Nic: A nie mówiłam, że żarłok?
Usadowiłam się obok niego, obserwując, jak zjada kolejną kromkę posmarowaną konfiturą.
Kas: Co się tak patrzysz? Chcesz?
Nic: Nie, dzięki. – odczekałam chwilę, zanim zaczęłam kolejne zdanie – Wiesz, że gdyby nas ktoś teraz zobaczył, to pomyślałby sobie, że jesteśmy młodym małżeństwem, które tuli się do siebie po wspólnej nocy?
Kas: Być może. Ale przecież tak nie jest. I nieprędko się to zmieni. – powiedział, lecz w jego głosie wyczułam cierpkość
Odwrócił się ode mnie, spuszczając nogi na podłogę i wstając po maksymalnie szybko pochłoniętym posiłkiem.
Nic: Kastiel, nie naciskaj.
Znowu wezbrały we mnie wyrzuty przez to, co robiłam. Wiedziałam, że „to” nie miało nadejść w bliższej, a nawet nieco dalszej przyszłości. Miłość jest podstawą do podjęcia takiej decyzji, a ja… niszczyłam życie sobie i jemu, przy okazji wykorzystując Kastiela. I nie, wcale się z tym dobrze nie czułam, wbrew przypuszczeniom.
Kas: Idę czymś dojeść, bo nadal jestem głodny.
Wyszedł. Tak, jakby miał do mnie żal. Słusznie.
Rozalia poradziła, żebym spróbowała, lecz najwyraźniej nie wzięła pod uwagę jego uczuć… Kiedy to się wreszcie skończy? Mam dość wiecznego obwiniania samej siebie i tego wyniszczającego poczucia winy, kiedy patrzę na jego roześmianą twarz…
Ja także wstałam. Humor zepsuł mi się w jednej chwili, nie miałam ochoty siedzieć w tak napiętej atmosferze. Korzystając z faktu, że czerwonowłosy przebywa w kuchni, szybko się przebrałam i rozczesałam włosy. Użyłam tylko maskary, bo nie miałam ochoty na malowanie się. Najchętniej wpadłabym do domu, rzuciła na łóżko i obejrzała samotnie dobrą komedię zagryzając czekoladą, co na pewno poprawiłoby mój nastrój.
Zeszłam na dół i bez słowa poszłam na korytarz, zakładając kurtkę i buty. Kastiel nie zareagował. Jasne…
Zaledwie kilka dni razem, a my już obrażamy się jakbyśmy byli ze sobą co najmniej rok. Nie wiem, czy to rzeczywiście ma sens.
Nic: Kastiel, wychodzę.
Kas: Gdzie? – zapytał zza ściany
Nic: Do domu. Na razie.
Kas: Cześć.
Koniec. Otworzyłam drzwi, chwytając w dłoń zniesioną wcześniej z piętra torbę i przekroczyłam próg. Ta sytuacja jest chora. On ignoruje mnie, ja ignoruję jego. Nie zaproponował, że odprowadzi do domu, żebym zaczekała, nawet nie wstał. Ja nie byłam lepsza, ani nie podeszłam, nie dałam buziaka, na którego z pewnością czekał. Fantastyczny dzień, o ironio. Jeżeli za każdy wspaniały dzień z nim spędzony ma nieść za sobą kolejną dobę nieporozumień, to ja dziękuję za takie coś.

Z westchnieniem na ustach przekroczyłam próg mojego domu. Rozebrałam się, powiesiłam kurtkę, a buty postawiłam w rogu. Weszłam do przedpokoju, gdzie klucze zostawiłam na niedużej komodzie i wtedy coś usłyszałam. Zajrzałam do sąsiedniego pokoju, znaczy salonu i zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Titi siedziała na kanapie z podkulonymi kolanami i toną chusteczek wokoło. Na twarzy jej makijaż kompletnie się rozmazał, a załzawione, czerwone oczy dawały do zrozumienia, że stało się coś złego.
Nic: Titi? Dlaczego płaczesz? Co się dzieje?
Podeszłam do niej powoli i usiadłam obok, kładąc swoją głowę na jej ramieniu, by czuła moją obecność.
Titi: N-ni-c… - jęknęła, wybuchając rozpaczliwym, niemal histerycznym płaczem
Nic: Ciii… Spokojnie, spróbuj się trochę opanować. Powiedz pomału, co takiego się stało? Titi, wiesz przecież, że mi możesz powiedzieć wszystko. No, cicho, nie płacz. – uspokajałam, głaszcząc ją lekko po dłoni
Titi: Shon… Przyszedł wczoraj… - znowu się rozpłakała i minęło dobre parę chwil, zanim się wyciszyła – Całą noc, całą… spędziliśmy w-w sypialni… A rano powiedział, że to koniec… Że mnie nie kocha i ż-że zrywa ze mną…
Z oczu non stop ciekły jej łzy rozżalenia. Mimo tego, że od dawna pragnęłam, by to się stało, widok załamanej cioci nie dawał możliwości uciechy z tego, czego właśnie się dowiedziałam.
Titi: Powiedział, że znalazł sobie inną… Że już dawno mnie zdradził… Kiedy wychodził, rzucił, że po-powinnam zapytać s-ię ciebie, bo coś wie-wiesz. – spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a ja poczułam okropny ucisk w żołądku; Ten wstrętny gad mówił o naszych wcześniejszych pocałunkach, lecz to nie była dosłowna zdrada! Ale… Chwila! „Że znalazł sobie inną” i „powinna zapytać się mnie”? Nie, trzymajcie mnie, on faktycznie mówił o mnie!
Nic: Gada bzdury, żeby na odchodnym jeszcze nas ze sobą skłócić. Widzisz, jaki jest podły?
„Ty nie jesteś lepsza…” – usłyszałam w głowie
Titi: Nie mogę tego znieść. Ja go kocham! – krzyknęła, rzucając poduszką w ścianę
Nic: Idź do pokoju i się połóż. Albo nie, pójdź do mojej sypialni, ja w tym czasie wymienię ci pościel po tym chamie, dobra? Nie daj się prosić, krótka drzemka dobrze ci zrobię, zaufaj mi.
Titi: Może masz rację. Ale nawet, jeśli to taki idiota, to… Jest dla mnie najważniejszy… - szepnęła, roniąc kolejne kilka łez
Pomogłam jej się podnieść, wzięłam pod ramię i zaprowadziłam do mego pokoju. Ułożyłam ją wygodnie na łóżku i już kiedy wychodziłam, zobaczyłam, że natychmiast zasnęła. Uśmiechnęłam się do siebie delikatnie, jednocześnie bardzo współczując Titi.
Czas się ruszyć. Nie ma czasu do stracenia, trzeba wymienić poszewki i pomóc cioci w zapomnieniu.


_____________________________________________________________________________________

Wydaje mi się, że bardzo długi ten rozdział, ale wena mnie ostatnio wręcz rozpiera :D
Jak już się pewnie zorientowaliście, w opowiadaniu jest grudzień, a to znaczy że nadchodzą święta. Trochę dziwnie, że w czerwcu robię Boże Narodzenie, ale rozumiecie, że tak po prostu musi być xD Poza tym, to będzie dość ważny moment w akcji, a przekonacie się o tym niedługo. Przyspieszę wszystko tak, że już za dwie/trzy części Wigilia. Muszę trochę podgonić z fabułą, bo nie chcę, by blog ciągnął się w nieskończoność, a planów jest jeszcze masa :)
To tyle. Bye! :D

17 komentarzy:

  1. Ja bym się tam nie obraziła gdyby to się nie skończyło :d
    Jak zaczęłam i czytać i (jak to ja xD) zjechałam na dół żeby wiedzieć wiela tego jest to: O_O Godzina na czytanie tego XD
    Skończyłam w 7 minut >.>
    Rozdział ciekawy i chcę więcej, CHCĘ TEŻ LYSIA WRESZCIE ' ^ '

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko, kiedyś na pewno blog zacznie się nudzić, ale żeby jakoś Was tutaj zatrzymać, trzeba rozkręcić akcję, żeby się w końcu działo :D
      Ja również zawsze przed przeczytaniem sprawdzam długość rozdziału xD
      Bardzo fajnie, że ciekawy, w sumie miałam taką nadzieję. Next zaczęłam :) Serio, wena ostatnio mnie rozpiera. A może lepszym określeniem będą chęci, bo mam ochotę pisać, pisać i jeszcze raz pisać ;)

      Usuń
  2. Super rozdział, jak zawsze =^.^=
    No, to se Nicola popaprała życie. Wreszcie Titi odkryła prawdziwe oblicze shona :D
    Czekam na nexta^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz numer 600 <3
      Ona już dawno sobie je spaprała xD
      No, o Titi to prawda. Ale przecież nie możesz być pewna, że ja Shona jeszcze kiedyś nie wykorzystam, buahahaha! :D
      I baaardzo dziękuję za takie cieplutkie słowa ♥

      Usuń
  3. Świetny rozdział! :D
    Oj, ale się namieszało Nicoli. Moim zdaniem powinna już teraz zostawić Kasa, bo po co bardziej dołować człowieka? Choć bardzo go lubię, nadal czekam na powrót Lysa na białym koniu :P
    Rozdział wcale nie jest taki długi, a przynajmniej tego nie czuć, bo jest bardzo wciągający ;3
    Bardzo się cieszę, że rozpiera cię wena. Pożyczysz trochę? xD
    Także pisz, pisz i jeszcze raz pisz i żeby ta wena nigdy cię nie opuściła! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że powinna go już teraz zostawić xD Ale na potrzeby opka moje odczucia idą na bok xD
      Cieszę się, że Cię wciągnął :) Moja dobra koleżanka powiedziałaby na to coś w stylu "nie wnikaj, bo wsiąkniesz", ciągle mi to po głowie chodzi :P
      Ja też się cieszę, ale z pożyczeniem będzie kłopot, bo przecież mi samej może się zaraz skończyć. Ale jak oddasz mi potem trochę swojej, to już pożyczam. Proszę bardzo xD
      Właśnie odpowiem na komentarze i zaczynam pisać, bo straszna ochota mnie wzięła :D

      Usuń
  4. Rozdział wspaniały!
    Zgadzam się z Agatą. Powinna z nim zerwać, bo sama nie chciałabym być tak wykorzystana. W końcu Kastiel to też człowiek. Wkurzający, ale człowiek. Mam jednak nadzieję, że to wkrótce nastąpi i pojawi się niespodziewane "Wejście smoka" (chodź właściwie, to Lysandra)! No i oczywiście bardzo bym chciała, aby po ich zerwaniu nadal zachowywali się w stosunku do siebie jak kumple.
    A jeśli chodzi o Jake'a...Taki słodkiiii *.* Kocham go po prostu.
    Co do Shona...Uważam, że Nicola powinna powiedzieć Titi prawdę. Chodzi mi o to macanie się z Shonem. Nie umiałabym tak długo tego ukrywać. No bo w końcu to ten fiut (sory za określenie) zaczął ją całować, c'nie?
    Musze już niestety kończyć. Jeszcze raz powtórzę, że rozdział cud, miód malinki i czekam na następny rozdziałek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięx ;D
      Sprawę z Kasem póki co zostawiam bez komentarza, żeby przez przypadek czegoś nie zdradzić ;)
      Titi kiedyś się dowie o Shonie i Nicoli, ale kiedy to nastąpi, również nie powiem :)
      I jeszcze raz dzięęękuję! <3

      Usuń
  5. rozdział cudo! czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, strasznie, ogromnie i w ogóle, w ogóle! =D

      Usuń
  7. Kaziu ♡♡♡ Świetny rozdział! Miazga. Błagam, niech Nic pokocha Kasa i zapomni o Lysandrze xD ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowa czytelniczka <3
      Dziękuję ;)
      Ja już sama nie wiem, co mam w końcu zrobić, łeee...! XD

      Usuń
  8. Całe szczęście koniec z Shonem (na razie!!!)
    Ja też jestem po stronie Kasa niech się Lys za przeproszeniem za swoją głupotę zabije lub coś (rant jestem taka okrutna) :D

    OdpowiedzUsuń