sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział XXXIX

1. Tak, miało być w następnym tygodniu... Jednak wczoraj skończyłam cały rozdział i chciałam go dzisiaj przepisać na telefon. Pisałam w tym czasie z przyjaciółką i to była jedyna osoba, która mnie uratowała. "Kazała" przyjść do siebie i użyć jej kompa. Moja wybawczyni! :D
2. Serwisant zadzwonił do mojej mamy i powiedział, że sprawa wymienienia karty będzie bardzo szybka, a procesor udało się reanimować. Czyszczenie i ogólny przegląd potrwa maksymalnie do... środy! A może nawet do wtorku! Jak ja się cieszę! Niepotrzebnie martwiłam i siebie, i Was, ale rozpaczałam. Teraz pozostaje mi taniec radości i zwycięstwa, a Wy sobie poczytajcie :D

________________________________________________________________________

Minął kolejny tydzień. Sobota miała zlecieć mi na przesiadywaniu przy Kim. Ostatnio nieczęsto ktoś u niej przebywał z uwagi na to, że nadal nie chciała się z nikim widzieć. Źle się czułam z tym, że zupełnie nic nie mogłam zrobić. To moja przyjaciółka, a traktuje mnie i pozostałych jak obcych sobie ludzi. Poza tym istniał również inny, bardzo poważny problem. Kuzyni dziewczyny, z którymi miała zamieszkać i którzy się na to zgodzili, mieszkali w innym mieście. Oddalona o kilkadziesiąt kilometrów od niej, nie potrafiłabym tego znieść. Jednak nie było innego wyjścia. Jej mama do tej pory leżała w śpiączce i to, czy kiedykolwiek się wybudzi, stanowiło zagadkę. Lekarze nie dawali kobiecie wiele szans, co na pewno dołowało Kim, a wiadomość, że ojciec zginął na miejscu, musiała być przerażająca.
Wstałam trochę wcześniej niż zwykle i od razu rozpoczęłam przygotowania do wyjścia. Planowałam zjawić się w szpitalu jeszcze przed dziesiątą, więc musiałam się pośpieszyć. Zmieniając codzienną kolejność, tym razem najpierw rozczesałam włosy i je ułożyłam, później „wymakijażowałam” się, a na koniec zostawiam przebranie się. Przejrzałam szybko moją szafę i udało mi się odszukać koszulkę, którą chciałam. Na czarnym materiale widniał duży napis „I ♥ my Friends”. 



Może chociaż to uświadomiłoby przyjaciółce, że naprawdę jest dla mnie, dla nas, ogromnie ważna. Dobrałam do bluzki białe rurki, a na dole zaplanowałam założenie ciemnobrązowych kozaków i podobnego koloru kurtki. Wcześniej musiałam jednak zjeść śniadanie. Padło na kanapkę z sałatą i serem na pieczywie typu maca. Na poranny deser umyłam jabłko i schrupałam je w kilka chwil. Poszłam na górę po torbę, a gdy wychodziłam z pokoju, ujrzałam przechodzącą naprzeciwko Titi.
Nic: Hej, jak się spało?
Titi: Dobrze.
Nic: Wszystko w porządku?
Titi: Tak.
Nic: Na pewno?
Titi: Owszem.
Przemknęłam do łazienki, zostawiając mnie z mnóstwem pytań, tak jak zawsze ostatnimi dniami. Ciocia wzięła tygodniowy urlop i dopiero od poniedziałku miała rozpocząć pracę, choć to, czy jest już na to gotowa, było niepewne. Po rozstaniu z Shonem chodziła przybita, mało jadła i większość czasu spędzała w pokoju. Zaniedbała się i nigdzie nie wychodziła, a kiedy chciałam z nią pogadać, zbywała mnie. Nasze rzadkie rozmowy ograniczały się w jej przypadku do krótkich i okrężnych odpowiedzi, typu: „tak”, „nie”, „może”, "później”. Rozumiałam ją, bardzo dobrze ją rozumiałam, ale przecież nie mogła wiecznie się tak zamartwiać. Któregoś dnia w tygodniu wpadłam do sypialni kobiety i zażądałam, by wreszcie porozmawiała ze mną jak normalny człowiek, żeby wyrzuciła z siebie wszelki troski. Poskutkowało to tym, że mimo moich oporów wypchnęła mnie z pomieszczenia i zamknęła drzwi na klucz. Nie wiedziałam, jak mam się dalej zachowywać. Nie chciała się zwierzać, natomiast z drugiej strony ciężko mi było z całodobową ciszą między nami.
Zaczerpnęłam głęboko powietrza, aby nie denerwować się jej ignorancją i poszłam się ubierać. Wyszłam na zewnątrz, zupełnie zrezygnowana, a przecież miałam jeszcze wysłuchiwać przykrych słów czarnowłosej, ażebym się wynosiła z jej sali. Nie wiem, jak to wytrzymam.

***
Już ze sporej odległości zauważyłam, że na korytarzu przy sali siedzi tylko jedna, całkowicie obca mi kobieta. Zdziwiłam się nieco, że nie widzę Oscara, ale na pewno bardzo się zmęczył i pojechał przespać się i odpocząć. Mimo, że nie przyjeżdżałam tu codziennie, on w stu procentach siedział przy Kim, a właściwie przy pokoju, w którym leżała. Do szkoły także chodził w kratkę, zaczęłam się nawet trochę martwić o jego oceny, ale przecież wagarował z konkretnego powodu, z miłości.
Podeszłam do drzwi i na chwilę się zawahałam, ponieważ nie wiedziałam, czy można teraz tam wchodzić. Lekceważąc te myśli, nacisnęłam klamkę. Krótkowłosa w jednej chwili zwróciła głowę w moją stronę. Wyglądała autentycznie jak śmierć, bez krzty chęci do życia na twarzy i chociaż odrobiny blasku w oczach.
Nic: Hej.
Kim: Czemu tutaj jesteś? Dlaczego weszłaś? Nie chcę was widzieć, was wszystkich, czy to tak trudno zrozumieć?
Nic: Nie obchodzi mnie teraz twoje zdanie. Mam zamiar coś ci powiedzieć, więc słuchaj i nie waż się przerywać. – nakazałam stanowczo, podchodząc do łóżka dziewczyny – Roza, Viola, Oscar, Iris, ja, twoi kuzyni, cała reszta się o ciebie martwi. Siedzimy na korytarzu, czekając na jakąkolwiek reakcję, bez skutku. Twój chłopak spędza w szpitalu nawet po dwadzieścia godzin dziennie, nie doceniasz tego?
Popatrzyłam na nią miękko, lecz nie wiedziałam, czy moje słowa wywarły na niej wrażenie. Wydawało mi się, że się zastanawiała, ale zamknęła oczy. Na szczęście tylko na moment, bo kiedy je uniosła, jej oczy błyszczały, pełne łez.
Kim: To nie tak, tylko… Nie chcę, żebyście się mną zajmowali, przecież jestem kaleką. Już teraz nie mam nogi, nie pasuję do was. Do normalnych, zdrowych i…
Nic: Przestań! – krzyknęłam nie za głośno i szybko usiadłam na krzesło, biorąc w dłonie obie ręce dziewczyny – Kim, ile razy trzeba ci to mówić? Jesteś bardzo ważna, uwierz mi. Przyjaciele są od tego, żeby pomagać nawet w najtrudniejszych chwilach. Na dobre i na złe, pamiętasz? Przez ten czas od kiedy tu leżysz, potwornie się o ciebie martwię. O to, że do nikogo się nie odzywałaś.
Kim: Myślałam… Myślałam, że tak będzie lepiej. Nie potrafiłam znieść, że wyglądam tak dziwnie i nie chciałam, żebyście oglądali mnie w takim stanie.

Nic: A znasz takie powiedzenie, że od myślenia są inni? – zapytałam, uśmiechając się nieznacznie – Ale to chyba jeszcze nie wszystko, co? Coś cię trapi? Kim, powiedz coś, proszę cię. Nie lekceważ mnie, słyszysz?
Kim: Zawieziesz mnie - przymknęła oczy, nabierając powietrza do płuc – do mamy? – wychrypiała cichym i drżącym głosem
Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Czułam się, jakby nagle zabrakło mi tlenu.
Nic: Nie wiem…
Kim: W kącie stoi wózek, pielęgniarki zawożą mnie na nim do łazienki. Błagam, ja… chcę ją zobaczyć, mam takie prawo. Zrób to, Nicola, proszę.
Nic: Możesz opuszczać tę salę?
Kim: Nic, przecież tu chodzi o moją matkę, nie rozumiesz?! Te głupie siostry, które się wszystkim zajmują, nie chciały o tym słyszeć, a ja nie wytrzymam, jeśli jej nie odwiedzę. Chcę chociaż popatrzeć, spojrzeć…
Nic: Dla ciebie mogę to zrobić, tylko musimy być ostrożne. Najpierw zorientuję się gdzie leży. Zaraz wracam.
Wyszłam i od razu rozejrzałam się po korytarzu, nie wiedząc gdzie iść. Przeszłam niemal cały szpital i od przechodzącego lekarza dowiedziałam się, że na szczęście kobieta nie leży na OIOMie. Nakierował mnie w dobrą stronę, a że nie wiedziałam, jak wygląda pacjentka, wróciłam do Kim.
Kim: I co?

Nic: Doktor powiedział mi mniej więcej, gdzie to jest, ale sama będziesz musiała powiedzieć, który to pokój.
Kim: Dobrze. Bardzo ci dziękuję, naprawdę.
Wiozłam dziewczynę do jej mamy i tylko dzięki uśmiechnięciu się do nas losowi nie spotkaliśmy na drodze żadnej interesownej pielęgniarki, która zwróciłaby na mnie i Kim uwagę.
Nic: Powiedziano mi, że to gdzieś tutaj. Przejadę wzdłuż korytarzem, a ty przypatrz się dobrze pacjentom.
Ominęliśmy jeden pokój, lecz drugi okazał się tym pożądanym.
Kim: Stój, to tu. Moja mama…
Odwróciłam wózek przodem do szyby, o którą oparła dłonie. Wzrok krótkowłosej powędrował na łóżko i panią o kręconych, brązowych włosach. Była podłączona do specjalistycznej aparatury kontrolującej jej funkcje życiowe, jednak zdołałam dostrzec, jak pięknie wygląda. Teraz wiedziałam, po kim Kim odziedziczyła urodę.

Kim: Rozumiem, co musiałaś czuć, kiedy rodzice cię opuścili, gdy zmarła ci babcia. Mnie ojciec zginął w wypadku, a ona… nigdy z tego nie wyjdzie. – powiedziałam tak potwornie żałośnie, że mi samej zebrało się na płacz
Nic: Nie mów tak. Jeszcze będzie dobrze.
Kim: Nie rób mi złudnej nadziei, nie chcę żyć nierealnymi marzeniami. Jeden wyjazd, dzień spędzony z rodzicami, a konsekwencje… tragiczne. To koniec, koniec całej naszej rodziny…
Nic: Kim, twoja mama z tego wyjdzie, słyszysz? Ułoży się, wsz…
Kim: Odwieź mnie do pokoju. Muszę się położyć i pomyśleć. Chcę być sama.

Na początku uradowałam się, kiedy nareszcie się do mnie odezwała. Wspaniale się czułam, że przekonałam ją do rozmowy i wyrzuciła z siebie to, co leżało jej na wątrobie. Później wszystko to zwyczajnie runęło. Serce mi się krajało, gdy słyszałam te słowa: „to koniec, koniec całej naszej rodziny”, ale oczywiście jak zwykle nie mogłam nic zrobić. Pozostawało tylko patrzeć, jak ta cierpi i rozpacza. A fakt, iż kiedyś przeżywałam podobne chwile, co ona, jeszcze bardziej zasmucał.
Resztę drogi również poświęciłam na ocenianiu tejże sytuacji. Na początku absolutnie nic nie przychodziło do mojej głowy, jednak potem wpadł mi genialny pomysł. Na samą myśl się uśmiechnęłam i wiedziałam, że wszyscy się na to zgodzą, ażeby pomóc naszej przyjaciółce.
Weszłam do domu w nieco lepszym humorze. Jutro pogadam z dziewczynami i chłopakami, bo dziś nigdzie już nie wyjdę. Plan na pozostałą część dnia wyglądał mniej więcej tak, że robię sobie domowe SPA, z maseczkami, odżywkami i długą kąpielą odprężającą. Potrzebuję wyciszenia i odreagowania po ostatnich akcjach, a przecież było tego sporo.
Kierowana odgłosami telewizora, wkroczyłam do salonu zaraz po rozebraniu się, a tam czekał mnie kolejny dobijający widok. Ciotka leżała na kanapie w wyciągniętym, starym swetrze, jedząc chipsy z ogromnej paczki i oglądając jakiś tandetny film kostiumowy.
Nic: Będziesz do wieczora obżerać się tym świństwem, żeby potem narzekać, że gruba jesteś? A może tak byś się normalnie ubrała i wyszła do miasta, zamiast marnować cały dzień na leniwienie się, co?
Titi: Wydaje mi się, że to jest moje życie i sama decyduję, co chcę robić, prawda?
Nic: Wiesz, co? Mam już serdecznie dość twojego rozpaczania i takiego użalania się nad życiem. Minął tydzień, a ty ciągle tylko się wylegujesz, zupełnie się zaniedbując.
Titi: Nie potrzebuję twoich uwag. – rzekła, po czym wpakowała do buzi całą garść paprykowej chemii – Nie chcę wysłuchiwać jakichś morałów, lepiej idź na górę i zajmij się sobą, zamiast ingerować w czyjeś sprawy.
Zacisnęłam mocno usta. Słowa Titi mocno zabolały, szczególnie że do tej pory doskonale się dogadywałyśmy. Nawet w depresji nie powinna była tak ostro się do mnie odzywać.
Nic: Jak chcesz. Tylko potem nie proś, jak będziesz chciała się wyżalić, czy cokolwiek innego. – burknęłam, zawracając się na górę
Zamknęłam drzwi, ciągle jeszcze gniewając się za „miłe” powitania.
Nic: Od początku mówiłam, że będzie przez niego płakać. Ale nie, przecież mnie nie można posłuchać. – mruknęłam do siebie
Zapominając o niedawnej scysji, weszłam do łazienki. Nie warto się złościć, tylko psując swój nastrój. Teraz czas na relaksację. I koniec, kropka.

***
W niedzielę obudziłam się dopiero za kwadrans dziesiąta. Wczorajszy wieczór i dwugodzinna kąpiel uspokoiły mnie i ogólnie poprawiły samopoczucie.
Od razu ubrałam się w jasny, cieplutki, długi sweter i getry we wzory.


Chodzi o sam sweter i legginsy

Zrobiłam luźnego i trochę niechlujnego warkocza na boku, podpięłam grzywkę kilkoma wsuwkami i bardzo delikatnie podkreśliłam rysy twarzy kosmetykami. Po co miałabym, zresztą, stroić się przed zwykłym spotkaniem ze znajomymi? No chyba, że dla Kastiela.
Napisałam sms-y do wszystkich najbliższych znajomych. Armin, Alexy, Rozalia, Iris, Viola. Po Kastiela postanowiłam pójść osobiście, ponieważ tak miałam przynajmniej pewność, że wstawi się na miejsce.
Podśpiewując pod nosem skoczną melodię, znalazłam się pod jego domem. Bramka jak zwykle była otwarta, a przecież tłumaczyłam, że tak się nie robi. On jednak myślał, że poradzi sobie z każdym intruzem i że żaden włamywacz nie ma z nim szans. To jedna z największych, na którą nie mogłam wpłynąć - zbyt duża pewność siebie.
Kręcąc z bezradności głową, zastukałam w drzwi. Usłyszałam ciche przekleństwo i szybkie kroki.
Kas: Czego? A, to ty. Wchodź.
Nic: Nie, przyszłam zabrać cię ze sobą. Ubieraj się.
Kas: Gdzie?
Nic: Do mnie. No, rusz się, bo za pół godziny zbiórka.
Kas: Jaka zbiórka? - zaciekawił się, nakładając buty
Nic: Nie zadawaj tylu pytań. Bierz kurtkę i ruszamy.
Kas: Z tobą nigdy się nie wygra. - westchnął i chwycił klucze
***
Weszliśmy do domu, a ja od razu zerknęłam na zegarek. Jeszcze dwadzieścia minut do czasu, aż wszyscy się zejdą. Akurat na przygotowanie przekąsek i miejsca do debaty. Na samym dnie szuflady koczowała packa M&M'sów. Przesypawszy je do miski, zabrałam się za dostawianie krzeseł do stolika w salonie. Czerwonowłosy zniknął nie wiadomo gdzie, więc byłam skazana na siebie.
Nic: Kastiel, ty leniu patentowany! Możesz już wyjść z ukrycia, bo wszystko przygotowałam!
Usłyszałam kroki na schodach, a chwilę później chłopak zmaterializował się przed moim obliczem.
Nic: Co robiłeś?
Kas: Czekałem, aż skończysz. - wyszczerzył się
Nic: Normalnie rycerz pomagający damie w potrzebie. - wywróciłam oczami
Kas: Z rycerzem się zgadzam, natomiast żadnej damy tutaj nie widzę.
Nic: Och, doprawdy? Jeszcze kilkanaście dni temu padałbyś mi do stóp, a teraz co? - uśmiechnęłam się i założyłam ręce na piersi
Kas: Czyli chcesz, żebym spełniał każde twe życzenie i traktował jak księżniczkę?
Nic: Chcę. - odrzekłam ze śmiechem, dla żartu
Kastiel w jednej chwili schylił się i wziął mnie na ręce niczym pannę młodą, w związku z czym pisnęłam. Nie za bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
Kas: O pani, co mogę dla ciebie zrobić?
Nic: Najlepiej postaw mnie na ziemię.
Kas: Twoje stopy są zbyt wrażliwe, żeby stąpać po podłodze. Będę cię nosił do końca twoich dni.
Nic: O nie! - udałam przerażenie - A co, jeśli zechcę skorzystać z toalety?
Kas: Pójdę z tobą. - uśmiechnął się zawadiacko
Nic: Hola, hola! Ja dziękuję za taki układ.
Na krótki moment zapanowało milczenie, które zaraz przerwał cichy szept Kastiela, wpatrzonego w moje oczy.
Kas: Kocham cię.
Znowu to samo... Te dwa wyrazy powinny sprawiać mi nieopisywalną przyjemność, a przyprawiały o czarne myśli. Dlaczego on musiał to tak często powtarzać...?
Nagle do naszych uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi, co przerwało niedogodny moment. W wejściu pojawili się wszyscy ci, których zaprosiłam, z uśmiechami na twarzy na widok mnie i Kasa, z wyjątkiem Armina.
Mruknęłam do ucha mojemu "rycerzowi", żeby mnie już postawił, dlatego chwilę później czułam gruzu pod nogami. Oczywiście nie obyło się bez pomruków niezadowolenia.
Ir: Napisałaś do nas, więc jesteśmy.
Nic: Świetnie. Przejdźcie do salonu.
Dziewczyny razem z Alexym usłuchali polecenia, natomiast czarnowłosy i mój chłopak stali w tym samym miejscu, siłując się na spojrzenia.
Roz: Chodźcie, nie słyszeliście Nicoli?
Po krótkiej chwili Armin jako pierwszy dołączył do naszej grupy, po czym buntownik zrobił to samo.
Nic: Siadajcie i częstujcie się, a ja nakreślę sytuację.
Viol: A-ale... Coś się stało?
Nic: Nie, spokojnie. Chodzi o Kim, lecz z nią też w porządku... tak jakby. Wiecie, ona ciągle powtarza, że do nas nie pasuje, bo jest kaleką.
Roz: Co? Jak to "ciągle powtarza"?
Nic: Ach, no tak. Byłam wczoraj w szpitalu i udało mi się z nią pogadać. Tak normalnie, jak za starych, dobrych czasów. Z jej słów i nastroju wywnioskowałam, że czuje się samotna, choć nietrudno to stwierdzić. Wracając, pomyślałam sobie, że można wpaść do szpitala razem, całą paczką. Najlepiej w czwartek wieczorem.
Ir: Chwila... we czwartek Wigilia...
Roz: Wspaniały pomysł! Odwiedzimy Kim w Wigilię, żeby poczuła, że z niż jesteśmy!
Nic: Zgadza się. Pomyślałam, że mogłabym zrobić jakieś danie, dodatkowo przyniesiemy jej małą choinkę, zorganizujemy opłatek. Co wy na to?
Al: Fantastycznie! Ja jestem na tak!
Ar: Jakbyś już zapomniał, święta spędzamy z całą rodziną u dziadków, kołku.
Al: Możesz sobie jechać gdzie tylko sobie zażyczysz, ale ja zostaję w mieście. Kim to nasza koleżanka i ja nie mam zamiaru jej rozczarować.
Nic: Właśnie o tej najważniejszej kwestii chciałabym porozmawiać. Rozumiem, że możecie mieć już plany, lecz może uda wam się wpaść choćby na kilka minut? Dla Kim każda chwila będzie równać się z akceptacją i nieprzerwaną przyjaźnią.
Ir: Ja nigdzie nie wyjeżdżam, więc pogadam ze starszymi i dam znać.
Viol: Też skonsultuję się z rodzicami, lecz postaram się, żeby przyjść.
Roz: A u mnie nawet jak wymyślą wyjazd, to zostanę, także luzik.
Nic: To świetnie. Kasio też przyjdzie, więc nasza grupa załatwiona.
Kas: Hę? Kasio? I skąd wiesz, że przyjdę? – zaoponował natychmiast
Nic: Lubię tak do ciebie mówić, a poza tym dopilnuję, byś zupełnie przypadkiem nie zapomniał. – odrzekłam z delikatną nutką ironii
Kas: Super… - mruknął niechętnie
Nic: To nie wszystko. Koniecznie trzeba zawiadomić Oscara. Nie mam jego numeru telefonu, ale raczej nietrudno będzie spotkać go w szpitalu.
Ir: Mogę załatwić z nim sprawę i obgadać wszystko.
Nic: Doskonale, Iris. W takim razie ja zaliczę Jake’a.
Kas: Nie. Rozalia to zrobi, prawda Roza?
Nic: A czemu niby nie ja? – zmarszczyłam brwi
Kas: Bo taką mam zachciankę.
Nic: A ja chcę słonia w butelce. I co?
Kas: Jajco. Powiedziałem nie, i koniec kropka.
Nie zamierzałam wszczynać awantury w gronie znajomych, ale ta uwaga chłopaka mocno mnie zirytowała. Z jakiej racji miałabym osobiście nie zaprosić Jake’a? Dlatego, że nie podoba mu się, żebym widywała się z innymi chłopakami?! Czy ja mam być jego posłuszną niewolnicą?!
Spokój, spokój, spokój. Wdech, wydech, wdech, wydech.
Viol: To ja załatwię choinkę dla Kim.
Nic: Super przygotuję coś do zjedzenia i zostanie tylko opłatek.
Al: Razem z Arminem się tym zajmiemy.
Roz: Idealnie! Ustaliliśmy każdy szczegół, superowo. Cieszę się, że zrobimy jej niespodziankę.
***
Miałam już definitywnie dosyć tego wszystkiego. Cały poniedziałek poświęciłam na przedświąteczne sprzątanie domu. Ogarnęłam wszystkie pomieszczenia, dyszałam ze zmęczenia, a Titi zamiast podnieść się z wyra i mi pomóc, leżała w sypialni na przemian czytając książki i oglądając filmy.
Dzisiaj, we wtorek, przygotowałam trzydzieści sztuk pierogów z kapustą i grzybami na kolację wigilijną i odwiedziny w szpitalu, które zamroziłam. Teraz piekłam pierniczki i miałam je udekorować głupimi drażetkami i kremami, a do tego trzeba było jeszcze zrobić barszcz z uszkami i kutię, a dochodziła osiemnasta. Czy nikt nie mógł mi pomóc?! Kastiel, pan wygodnicki, przyjął zaproszenie na czwartkowy późny wieczór po powrocie, lecz nic w tym kierunku nie zrobił, nawet nie skombinował choinki. Nazajutrz musiałam zorganizować drzewko i ozdoby, kupić wszystkim prezenty, zapakować je, oznaczyć, dokończyć przyrządzanie potraw, to jest upiec makowiec.
I jak ja mam lubić święta, no jak?!

_______________________________________________________________________

Trochę nudnawy, ale za to kolejny będzie lepszy, a przynajmniej tak myślę. Odwiedziny Kim, święta, prezenty i... coś jeszcze :D 
Niespodzianka już niedługo, chyba za tydzień. Jak myślicie, co to będzie? =D

10 komentarzy:

  1. YAY rozdział =D Cudo jak zwykle z resztą :)
    Co do niespodzianki, to pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła, to Lys, ale to takie oczywiste... Z drugiej strony być może to na prawdę Lysio, ponieważ to tak oczywiste, że nikt nie zgadnie HĘ?
    Ale to tylko moje chore przemyślenia.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięx :3
      No niby takie oczywiste, a ja nigdy nie jestem oczywista, chociaż zawsze musi być pierwszy raz xD
      Wiem, nic nowego nie wniosłam, ale za tydzień wszystko się rozjaśni :D

      Usuń
  2. Może to nie mój ulubiony rozdział, ale i tak jest świetny. ♥ Niespodzianka.. Sądzę, że to będzie Lys :/ Lubię go w SF'ie, ale na pewno nie chcę, żeby wrócił i był z Nic. O niee. Tzn. wrócić może.. XD Nic, weź ty pokochaj tego Kasa. Jak tu takiego wgl. nie kochać? :3 Mam nadzieję, że niespodzianka będzie dla mnie miła i będzie dotyczyła Kastiela ^^. Czekam na next. Świetne opowiadanie ^^ Weny i czasu życzę, pozdrawiam. ~Kastielomaniaczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę wiedzieć, który rozdział jest Twoim ulubionym? :3
      Ach, czyli jesteś fanką Kasia! Kurczę, to się rozczarujesz :(
      Ale to prawda, że on jest tutaj taaaaaki słodki <3
      Dziękuję! ^^

      Usuń
  3. Rozdział fajowy :)
    Wybacz, ale nie chce mi się pisać. Dwa razy się wyjebałam dzisiaj na rolkach i teraz tak mnie prawa ręka nawala, że to w ogóle cud, że ja piszę.
    Co do niespodzianki...Pierwsze co mi przyszło do głowy to to, że Jake zgwałci Nic. Tak, wiem, głupie, ale to wszystko przez to zmęczenie xD
    druga myśl, to oczywiście Lys i stawiam właśnie na tą drugą :)
    Czekam na next i życzę wenki xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uaaa... Kiepska sprawa. Przyjmij moje kondolencje xD
      Chwała Ci, że w ogóle skomentowałaś. Tak na marginesie, Ty fajtycznie, tak jak i Sasa jesteście tu od samego początku... Wow! Przyda się jakiś dedyk xD
      Nie no, Jake taki nie jest, a poza tym to ma dziewczynę, więc wiesz... może na legalu ten teges... xD Dobra, muszę się ogarnąć.
      Dzięki wielkie i Tobie też weny życzę :D

      Usuń
  4. Świetny rozdział :) sorry, że nie wpadłam wcześniej, ale wystawianie stopni itd...
    Titi robi się trochę wnerwiająca :) i to, że Nic nie zaprosi Jake'a, bo Kas ma taki kaprys... Ogólnie super. I jeszcze co z Lysem?! Czekam na niego z niecierpliwościa :)
    Czekam na nn i weny życzę :)
    A no i u mnie nn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, rozumiem, że oceny itp :)
      No, Kas trochę zaborczy jest wobec Nic, ale boi się, że ktoś mu ją zwinie sprzed nosa. I ma rację ;)
      Dziękuję gorąco i zaraz lecę do Ciebie :D

      Usuń
  5. Świetny :D Myślałam, że tylko ja za świętami nie przepadam :P

    OdpowiedzUsuń