Właśnie, wracając do tamtego feralnego dnia, dnia tego przemeblowania, dnia „odwiedzin” mojego byłego chłopaka. Działając pod wpływem emocji, wyrzuciłam buteleczkę perfum do kosza. Nie wyobrażałam sobie, jak miałabym używać czegoś, co każdym razem przypominałoby mi o kimś, o kim pragnęłam zapomnieć. Dręczyły mnie pewne wyrzuty sumienia, bo w końcu mogłam z nim chociaż spokojnie porozmawiać, dać mu dojść do słowa. Jednak kiedy tylko patrzyłam na jego twarz, którą kiedyś cały czas wykrzywiał uśmiech do mnie kierowany, zbierało mi się na wymioty. Tamtejszy dzień, park, krzaki... Ukazywał mi się tamten wyraz twarzy blondyna. Taki władczy, odpychający, taki… zboczony.
Zobaczyłam go na dziedzińcu. Palił papierosa… Stał obok Kastiela, w całkowitej ciszy.
Nic: Siemanko, chłopaki. – zaczęłam radośnie, podchodząc do nich
Jeden i drugi na mnie spojrzał. Kas kiwnął głową w geście przywitania. Natomiast Lysander ani drgnął. Zupełnie tego nie rozumiałam. Co to miało znaczyć?
Kas: Idę się odlać. – rzucił, odchodząc
Nic: Możesz mi coś wyjaśnić? Powiedz, co się dzieje?
Lys: Co? – wrócił do rzeczywistości, jakby się zamyślił; A może byłam tylko przewrażliwiona? – A, nic, nic.
Nic: Czemu nie chciałeś wczoraj ze mną porozmawiać?
Lys: Chciałem sobie pomyśleć. – wyjaśnił krótko – Nie mogę znieść, że wszyscy chłopacy tak do ciebie lgną. Kastiel, cały ten Shon, a teraz jeszcze ten. – mruknął, zaciągając się
Nic: Ale jestem z tobą, prawda? Z Kasem gadałam, Edd’owi wyrzuciłam to, co o nim myślę, a Shon odpuści, zobaczysz. – spróbowałam go przekonać
Lys: Zamiast zazdrości, powinienem cieszyć się, że mam taką cudowną i atrakcyjną dziewczynę?
Nic: Raczej tak. – zachichotałam
***
Kładąc się do łóżka nie potrafiłam się powstrzymać przed napisaniem Lysowi sms-a.„Dobranoc, misiu :*” – wystukałam i wybrałam opcję „Wyślij”. Na odpowiedź nie czekałam długo.
„Do zobaczenia jutro, skarbie. Śpij dobrze <3”
Wyszczerzyłam się do ekranu i z telefonem w ręku zasnęłam.
***
Następny dzień w szkole zapowiadał się dość nieprzyjemnie. Nauczyciel geografii zapowiedział sprawdzian, a ja mimo przygotowań do niego, umiałam niewiele. Miałam okropne przeczucia, obawiałam się dwói, ale pocieszałam się, że nie będzie tak źle. Może na farcie uda mi się wyciągnąć nawet czwóreczkę? Ostatnio szczęście się do mnie uśmiechało, czemu tym razem miało tak nie pozostać?Nic: Cześć, dziewczyny. - powiedziałam na widok Iris, Violi i Rozalii - Co słychać u Kim, wiecie może?
Ir: Byłyśmy u niej ostatnio, lekarze powiedzieli, że niedługo będzie miała operację. Fundacji udało się zebrać fundusze na jej protezę, Kim za rok, może pół, będzie mogła chodzić! O kulach, oczywiście, bo przecież jej druga noga jest sparaliżowana.
Nic: Co? I dlaczego ja nic o tym nie wiem? - żachnęłam się
Roz: Dobra, laseczki, nie czas na kłótnie. Idziemy pod klasę. - zarządziła białowłosa; Już wtedy wiedziałam, że w najbliższym czasie będę musiała ją odwiedzić.
***
Sprawdzian poszedł dość dobrze, nie powiem. Trója pewna na sto procent, a może i na cztery wyciągnę? Zadowolona byłam bardzo, w końcu los znowu się do mnie uśmiechnął. Z dumą słuchałam rozpaczliwych słów innych. "Totalna klapa", "Porażka na całej linii", "Kolejna pała do kolekcji". Tylko jedna rzecz mnie nieco zaniepokoiła. Czułam potrzebę jej wyjaśnienia, dlatego zaraz po tej myśli podeszłam do Rozalii.
Roz: I jak?
Nic: Całkiem spoko. - odparłam krótko, przechodząc do sedna - Roza, powiedz mi, dlaczego dzisiaj nie ma Lysandra?
Dziewczyna się zastanowiła, jakby chcąc przypomnieć sobie cokolwiek.
Roz: A wiesz, że pojęcia nie mam? Wczoraj był, prawda?
Nic: Był, był. Przed spaniem napisaliśmy sobie po sms-ie, nie wspominał nic o tym, że źle się czuje. - zmarszczyłam nos
Roz: Może nie chciał cię martwić? Obie wiemy, jaki on jest.
Nic: Może masz rację... - westchnęłam zrezygnowana
Roz: Po szkole pójdziemy do nich, dobra? Skoro jest w domu, to sobie z nim posiedzimy.
Nic: Jeju, Roza, dziękuję ci. - powiedziałam szczerze i ją przytuliłam
***
Tak też zrobiłyśmy. Po drodze zaszłyśmy do sklepu, gdzie kupiłam trzy duże cytryny. Oj, zrobię mu taką kurację, że w mgnieniu oka postawi ona go na nogi.W drodze do mieszkania, przegadałam z białowłosą wszystkie możliwe tematy. Od jakiegoś pierwszoklasisty spod wychowawstwa naszej matematyczki, co podkochuje się w Rozalii, przez dzisiejszy stołówkowy obiad, czyli niedogotowane pyzy z surowym mięsem w środku, aż po gościa, któremu podczas wf-u ukradli ubrania z szatni. Dodatkowe komentarze przyjaciółki sprawiły, że całą drogę się chichrałyśmy.
Stojąc już pod bramką, przekonałam się, że jest ona zamknięta. Zadzwoniłam domofonem, wyczekując zachrypniętego i niewyraźnego głosu chłopaka. Na marne. Po trzecim naciśnięciu guzika zaczęłam się denerwować, co wyczuła Rozalia.
Roz: Spokojnie, pewnie śpi, nie słyszy. Zadzwonię na jego komórkę. - oznajmiła dziewczyna, a ja ze zniecierpliwieniem oczekiwałam na to, aż zacznie ona coś mówić. Ale nie, milczała. Nie odebrał.
Teraz i ona się lekko zaniepokoiła.
Roz: Ty spróbuj się z nim skontaktować, ja zadzwonię do Leo.
Kiwnęłam głową. Wybrałam jego numer, dotknęłam zielonej słuchawki, usłyszałam sygnał. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty... Nic. Zero odzewu.
Roz: Leo powiedział, że Lysio wyszedł dzisiaj do szkoły, tak jak zwykle. Zapewniał, że czuł się dobrze, nic go nie bolało. - stwierdziła, robiąc po chwili strapioną minę - Zatelefonuj jeszcze do Kastiela, ja porozmawiam z rodzicami chłopaków. Zgodnie z jej poleceniem, połączyłam się z Kasem. Odpowiedział krótko, aczkolwiek konkretnie.
Roz: Nie ma go u nich. A co u ciebie?
Nic: Mówił, że szli razem do szkoły. Ale Kas musiał zajść sklepu, a Lysander nie chciał się spóźnić i poszedł bez niego.
Roz: Ale nie doszedł... - szepnęła
Nic: Rozalia, co się z nim stało? Gdzie jest Lys? - zapytałam, czując, jak w moich oczach zbierają się gorzkie łzy
Roz: Spokojnie, Nic, spokojnie. - pocieszała mnie, przytulając
***
W domu nie mogłam się skupić. Może to idiotyczne, ale obdzwoniłam wszystkich z klasy, których numery telefonu miałam. Wypytywałam każdego po kolei, czy widział dzisiaj Lysandra, czy wie o nim cokolwiek. Pustka. Nikt o niczym nie miał pojęcia! To co się stało? Co, do cholery, stało się z moim chłopakiem? Nie odbiera, nie ma o nim żadnych wiadomości. Jakby zapadł się pod ziemię!Była siedemnasta. Leo zadzwonił i powiedział, że Lysa jeszcze nie ma. Zapewnił mnie jednak, że wyjedzie poszukać go po okolicy, zobaczyć na polance, gdzie odbywały się imprezy, w okolicach szkoły. Roza miała być u nich w domu, w razie gdyby wrócił. Ja również musiałam czekać, jeśli miałby przyjść do mnie.
Siedziałam na dupie, zamiast szukać ukochanego. To jakiś absurd. Przecież nie mogę niczego nie robić... Wiem!
Zbiegłam na dół z prędkością światła i z komody w salonie wyjęłam książkę telefoniczną. Wróciłam na górę i przy pomocy laptopa zaczęłam przeszukiwać numery kontaktowe do szpitali. Mógł leżeć w którymś z nich! Wystarczyło, że w nieodpowiednim momencie wszedł na jezdnię i wypadek jak nic! W czasie, kiedy już wstukiwałam cyferki, rozległ się dźwięk domofonu. Zostawiając wszystko, jak oparzona wrzątkiem pobiegłam na dół i nawet nie ubierając kurtki wyszłam na dwór. Nie zobaczyłam nikogo. Kolejne rozczarowanie. Ale nie, zaraz! Między sztachety w furtce było coś przełożone. Podeszłam bliżej, wyjęłam - koperta. Bez nadawcy, bez adresata, tylko biały, czysty papier. Nie wiedziałam, co to może być. W środku wyczułam coś miękkiego. Szeleściło cichutko, gdy dotykałam.
Bez dłuższego namysłu rozerwałam ją. Zajrzałam zniecierpliwiona do środka i... myślałam, że zemdleję.
________________________________________________
Hahah, jestem okrutna, ale uwielbiam kończyć w takich momentach ;p
Bardzo krótki, wiem o tym. To specjalny zabieg, żeby wzbudzić Wasze zainteresowanie xD
Kolejne też nie będą należały do tych z gatunku tasiemców, za to częste dodawanie powinno Was udobruchać :]
PS: Karola, nasza wojna na placki nadal aktualna? xD
PS: Karola, nasza wojna na placki nadal aktualna? xD