Wróciłyśmy do domu po siedemnastej. Od razu zabrałyśmy się za przygotowania. Wbiegłyśmy na górę i przeszukałyśmy pokoje. Ja z Rozą mój, a reszta cioci. Musiałyśmy mieć wszystko, co tylko było możliwe, by wyglądać świetnie. Dlatego postanowiłyśmy pożyczyć kosmetyki i lokówkę również od Titi. Oczywiście bez jej wiedzy, ale to szczegół. Przecież nic nie zrobimy, potem odłożymy te rzeczy na miejsce, nie ma problemu. Gdy u mnie było już pusto, zeszłyśmy z białowłosą na dół. Zaraz po nas, przyszły także trzy pozostałe dziewczyny, obładowane, że tak powiem, po brzegi, najróżniejszymi przyborami. Najpierw ja, Roza, Kim i Viola zajęłyśmy się Iris. Dzięki temu, że pracowałyśmy żwawo, uwinęłyśmy się z nią w dwadzieścia minut. Z pomocą fioletowłosej zrobiłam jej makijaż, czyli brokatowy, delikatny beżowy cień na powieki wydłużająca maskara, puder, róż. Usta pomalowałyśmy jej połyskującym różowym błyszczykiem. Roza i Kim zdecydowały się na zrobienie pospolitego kłosa na boku, ale wyglądało to wystrzałowo.
Potem nadszedł czas na Violę. Dla niej także błyszczący, ale srebrny cień, tusz, podkład, puder, natomiast usta pociągnęłyśmy jej bezbarwnym błyszczykiem, by wszystko do siebie pasowało. Fryzura, czyli kok lekko przesunięty w lewą stronę, z którego wystawały pojedyncze kosmyki fioletowych pasm.
Z Kim było podobnie, jak z jej poprzedniczkami, tyle że zamiast srebrnych czy beżowych kolorów, u niej dominował szary. A wargi postanowiłyśmy podkreślić bordową szminką. Z włosami nie dało się za wiele czarować, bo ma krótkie kudły, więc zwyczajnie je ułożyłyśmy i to wszystko.
Rozalia zażyczyła sobie jedynie zakręcenie włosów i podpięcie ich trochę z tyłu, by opadały jej swobodnie na ramiona, więc tak też zrobiłyśmy. Do jej różowej sukienki pasował bardziej wyrazisty makijaż. Dlatego też, użyłam żywego, różowego eyelinera i zrobiłam nim grubą kreskę nad okiem. Potem pomalowałam powieki w coraz to jaśniejszych odcieniach różu. Dużo czarnego tuszu, wypudrowanie policzków. I soczyście różowa szminka. Idealnie. Dziewczyny popatrzyły z ogromnym podziwem na moje dzieło, bo faktycznie Rozalia wyglądała perfekcyjnie. Kiedy tylko przejrzała się w lustrze i z radością pochwaliła to, co zrobiłam, kazała siadać teraz mi.
Skakały nade mną, szczerze mówiąc, najdłużej z nas wszystkich. Byłam strasznie ciekawa, co ze mną zrobiły. Cały czas jęczałam i piszczałam, kiedy kończą, że chcę zobaczyć, jak to wygląda. A one za każdym kolejnym razem ochrzaniały mnie i nie pozwalały się przejrzeć. Ale na szczęście była to końcówka i po chwili, jak to powiedziały, byłam gotowa. Podeszła powoli do dużego lustra na korytarzu, by dokładniej się sobie przyjrzeć. Efekt? Zupełnie się nie poznałam. Przede mną, w lustrzanym odbiciu, stała piękna, wysoka, szczupła dziewczyna. Kocie oko, reszta powiek w odcieniach ciemnego granatu. Czerwona, żywa, niemal rażąca w oczy czerwień na ustach… Nie wierzyłam, że ja to ja.
Fryzura Nicoli |
Stałam tak przed tym lustrem jak zaczarowana do czasu, kiedy usłyszałam głos Violi.
Viol: Nic, załóż jeszcze sukienkę, co? – poprosiła cicho
Spojrzałam na nią z uśmiechem.
Nic: Oczywiście Violuś. – odparłam promiennie – Słuchaj, ko mi to – wskazałam na swoją twarz – zrobił? – chciałam dowiedzieć się, kto z mojej twarzy zrobił dosłownie dzieło sztuki
Popatrzyła na mnie zakłopotana.
Viol: Myślałam, że ci się spodoba… - rzekła cichutko – Ale mogę poprawić, jeśli popełniłam jakiś błąd… - wydukała
Zerknęłam na nią z rozbawieniem. Najwidoczniej myślała, że nie pasuje mi mój wygląd. Głupiutka…
Nic: No coś ty, Violcia. Bardzo mi się podoba! – przytuliłam ją mocno – Dziękuję! – roześmiałam się, a ona mi zawtórowała
Viol: Cieszę się.
Nic: Dobra, to chodź, musimy się już ubierać, bo za pół godziny powinnyśmy wychodzić.
Weszłyśmy do salonu, a w nim przebierały się wszystkie trzy dziewczyny.
Nic: Ejejej! Co tu się wyrabia? Na striptiz to my dopiero pójdziemy! – zaśmiałam się
Kim: Bardzo śmieszne, wiesz? Tobie też radzę się ubierać, bo się spóźnisz na własny prezent urodzinowy.
Nic: Wiem, właśnie przyszłam po sukienkę. – chwyciłam torbę z moim ubraniem i poszłam do łazienki
Po ubraniu się, przejrzałam się jeszcze w lustrze nad szafką i stwierdziłam, że wyglądam cudownie, wręcz zjawiskowo. Dziewczyny naprawdę bardzo się postarały, a efekt ich pracy był powalający. Uśmiechnęłam się do siebie i wyobraziłam sobie stojącego przy mnie Lysa w garniturze, takiego eleganckiego, zadowolonego. Pięknie byśmy się prezentowali…
Otworzyłam drzwi i przeszłam do salonu. Wszystkie cztery już się ubrały, a wyglądały równie fantastycznie, co i ja. Nie ma to jak chwalić się przed samą sobą, ale cóż…
Ir: Nic… Świetnie! Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ta sukienka będzie doskonale na tobie leżała! – uradowała się
Nic: Dzięki, Iris. Wy też wyglądacie przecudownie. – uśmiechnęłam się
Roz: Tylko nie zapomnij, że to ja ci ją wybrałam. – podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno
Kim: Ej! A my to co?! – oburzyła się
Machnęłam ręka, by dołączyły. Po chwili podeszły do nas dwóch i objęłyśmy się razem.
Nic: Kocham was, dziewczyny. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych przyjaciółek, jesteście idealne. – zamknęłam oczy
Viol: My też cię kochamy, Nic. Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, nawet w najtrudniejszych chwilach, prawda? – odparła
Nic: Wiem, wiem. I dziękuję. - szepnęłam
Wzruszyłam się. To prawda, że nie miałam szczęścia do facetów, ale dziewczynom nie mogłam nic zarzucić. Nie raz udowadniały, że mogę na nich polegać i w każdej sprawie mi pomogą, podniosą na duchu, rozśmieszą. Były największym szczęściem, jakie miałam. Przy nich nie było mowy o nudach, ciągle miały jakieś pomysły.
Roz: Nie chcę przerywać tej pięknej chwili, ale chyba powinnyśmy wychodzić. – rzekła
Odsunęłyśmy się od siebie i pokiwałyśmy głowami. Zgodnie, zaczęłyśmy zakładać buty i kurtki, wzięłyśmy torebki i spakowane w nie telefony, chusteczki, jakieś kosmetyki. Oczywiście, ja musiałam zadowolić się tym, co miałam pod ręką, ponieważ, na przykład komórka, postanowiła sobie zrobić przejażdżkę autobusem…
Kim: To co, gotowe? – uśmiechnęłyśmy się – W takim razie idziemy.
Nic: Chwila! Poczekajcie! - krzyknęłam – Titi jeszcze śpi, do tej pory nie wstała, więc muszę jej napisać, że wychodzę i wracam… Dobra, napiszę tylko, że wychodzę. – zaśmiały się
Żółtą karteczkę samoprzylepną przyczepiłam do lodówki. Powinna zobaczyć i przynajmniej nie będzie się o mnie martwiła.
Wyszłyśmy z domu i zamknęłam drzwi. Ruszyłyśmy na przystanek autobusowy. Pytałam się dziewczyn, co one mają zamiar robić w tym klubie. No kurde, po prostu byłam ciekawa. A one zamiast mi cokolwiek powiedzieć, to uśmiechały się do siebie i robił tajemnicze miny. Eh… Wygląda na to, że niczego się teraz nie dowiem i muszę zaczekać…
Ir: No już nie rób takiej miny. Chcesz zepsuć niespodziankę? – odezwała się, widząc mój rozdrażniony wyraz twarzy
Nic: Hm… - udałam, że się zastanawiam – Tak.
Wyczekiwałam, aż mi powiedzą.
Roz: No chyba nie sądzisz, że coś ci wyjawimy. – popatrzyła na mnie – Oj, Nic, Nic, ty głuptasku. – zaśmiała się
Szłyśmy dalej, a ja byłam obrażona. Nie długo, bo zaraz Kim palnęła jakiegoś suchara i śmiałyśmy się wszystkie jak opętane. Ludzie patrzyli na nas najpierw jak na idiotki, a potem sami się uśmiechali. No co ja poradzę, że jestem w takim towarzystwie, w którym nie da się zachowywać normalnie?
Autobus przyjechał sześć minut po tym, jak doszłyśmy na przystanek. W trakcie jazdy rozmawiałyśmy, ale po krótkim czasie znowu padłam. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Oby teraz moja druga torebka nie miała ochoty zorganizować sobie przejażdżki. Odpłynęłam…
Kim: Wstawaj! – usłyszałam nad sobą krzyk i aż poskoczyłam na siedzeniu – I tym razem nie ma żadnego zaraz, bo nie pozwolę ci zepsuć naszej niespodzianki! – roześmiała się, o co jej chodzi?
Nic: Proszę, jeszcze chwila, chwileczka, chwilunia. – mruknęłam sennie, nawet nie otwierając oczu
Iris: Nie, wstajesz teraz, albowiem w przeciwnym razie zginiesz marnie, madame. – pociągnęła mnie za łokieć
Uniosłam powieki i spojrzałam nieprzytomnie.
Nic: D-Dobra. – ziewnęłam – Już idę. – i znów padłam na fotel z zamiarem ponownego zaśnięcia
Viol: Ale za chwilę wysiadamy… - rzekła cichutko
Roz: Dobra, ja z Iris za nogi, a wy dwie za ręce.
Nie rozumiałam o co chodzi, ale zaraz poczułam, jak opuszczam siedzenie. A właściwie to „odlatuję”. Szybko otworzyłam oczy i zanim zdążyłam zareagować, dziewczyny zaniosły mnie do drzwi i po zatrzymaniu autobusu na przystanku, wyniosły na zewnątrz. Ludzie gapili się na nas jak na jakieś kosmitki. Chociaż właściwie nie było to dziwne. Musiałyśmy wyglądać „trochę” dziwnie.
Nic: Dobra, już mnie puśćcie, pójdę sama, mam nogi. – mruknęłam, a te mnie postawiły
Roz: To świetnie, bo jesteś strasznie ciężka, plecy mnie bolą. Schudnij kotku.
Popatrzyłam na nią groźnie.
Nic: Pff… I dobrze ci tak, kotku. Nie trzeba było mnie podnosić, to byłoby okej. – uśmiechnęłyśmy się
Dziewczyny skierowały się w stronę jakichś klubów, z których słychać było ostrą muzę. Ciekawość znów mnie ogarnęła. Jaka niespodzianka to mogłaby być?
Iris: Jesteśmy. – zatrzymałyśmy się – Kto ma bilety? Kim? – popatrzyła na nią
Kim: Poczekaj, powinnam je mieć w torebce. – zaczęła grzebać się w niej
Roz: Szybciej, zaraz się zaczyna. Mamy piętnaście minut, nie możemy się spóźnić, bo po rozpoczęciu nas już nie wpuszczą. – niecierpliwiła się
Kim nadal grzebała w torebce, z coraz to większym zdenerwowaniem. Przewracała wszystko, wyjmowała, ale nie wyciągnęła zaproszeń.
Kim: Kurczę, jestem pewna, że je tutaj wkładałam. Do tej kieszonki, pamiętam. Viola, widziałaś to przecież. Może ty je wzięłaś? – spojrzała na nią z nadzieją
Viol: Przypomina mi się, że jak je włożyłaś, to później jeszcze chciałaś sprawdzić dokładnie godzinę i… - umilkła – Odłożyłaś je na komodę…
Iris zrobiła facepalma. Kim patrzyła na nas z przerażeniem, Roza była wyraźnie wkurzona, a Violka spuściła głowę w dół.
Roz: Pięknie! Po prostu pięknie! Brak mi słów! Jak można zrobić coś tak głupiego?! – wydarła się
Powstrzymałam ją przed rzuceniem się na czarnowłosą. Z tego wszystkiego wynika, że nie pójdziemy do klubu, wrócimy do domu i będę mogła rozłożyć się na kanapie z popcornem i w spokoju oglądać jakąś durnowatą komedię. Yeah!
Wtem podszedł do nas jakiś dobrze zbudowany mężczyzna, właściwie chłopak. Młody, coś koło dwudziestki, przystojny blondyn, z grzywką na boku Ochroniarz…?
Och: Przepraszam, może w czymś paniom pomóc? – zapytał
Roz: Jeśli może pan zrobić coś, by nasze bilety przeteleportowały się teraz w nasze ręce, to byłabym bardzo wdzięczna. – powiedziała wkurzona
Och: Więc zapomniałyście biletów? Przykro mi, ale nic nie mogę zrobić. – tego się spodziewałam
Zauważyłam, że Iris popycha lekko Rozę w jego stronę. Ta przez moment nie wiedziała, o co chodzi, ale zaraz zrobiła to, co zrobiła. Podeszła do niego blisko, tak, że stykali się ciałami. Położyła dłonie na jego ramionach i wspięła się na palce, po czym wyszeptała mu do ucha:
Roz: A nie można zrobić czegoś, żebyśmy weszły bez biletów? – zapytała wibrującym głosem – Przecież słyszałeś, jak rozmawiałyśmy, że koleżanka zostawiła je w domu. – przejechała palcem po jego szyi
Och: N-Nies-Niestety… - jąkał się
Roz: Wiem, że jeśli tylko zechcesz, to uda się coś zrobić. – ucięła – Kotku. – dodała uwodzicielsko
Chyba się zastanawiał. Widziałam, że obecność Rozy go onieśmielała. Nic dziwnego, wyglądała jak prawdziwa laska.
Och: No… Eh…
Roz: Proszę. – szepnęła błagalnie i zrobiła przymilną minę
Och: Ale to niezgodne z zasadami… - nadal się nie dawał
Roz: Więc nam nie odpuścisz? Cóż, będziemy musiały wrócić do domu i spędzić w nim dzisiejszy wieczór… - spuściła wzrok
Och: Nie, nie musicie. Może… Dobra, możecie wejść. Ale nic nikomu nie mówicie i miałyście bilety, jasne?
Uśmiechnęłyśmy się.
Roz: Jasne tak jak ty, słoneczko. – uśmiechnęła się czarująco
Ruszyłyśmy do wejścia, a Rozalia odwróciła się jeszcze i posłała mu buziaka w powietrzu.
Nic: Ej, bez przesady, ty masz chłopaka. – zaśmiałam się
Roz: Co z tego? Przecież z tym tutaj to była pospolita zagrywka okręcenia sobie faceta wokół palca. – podniosła dumnie głowę
Iris: Tak, to było świetne, Roza. Widziałaś, jak się jąkał? – zachichotała – Gratulacje.
Roz: A dziękuję, dziękuję. Dobra, wchodzimy.
Kim otworzyłam drzwi i przekroczyłyśmy próg. Kiedy przeszłam koło niej, szepnęła:
Kim: Przepraszam, że przeze mnie to mogło zakończyć się totalną klapą. – spuściła wzrok
Nic: Nic się nie stało. Przecież jesteśmy, więc nie musisz przepraszać. - uśmiechnęłyśmy się do siebie
W środku panował ogromny zamęt. Było pełno ludzi – oczywiście dziewczyn, które siedziały przy stolikach stojących przy ścianie, i pijących aktualnie jakieś drinki. Na parkiecie, ogromnym parkiecie, było póki co pusto, ponieważ jeszcze nic się nie zaczęło – pozostało wciąż kilka minut do dwudziestej. Zajęłyśmy z dziewczynami pięcioosobowy stolik centralnie na środku, a Iris z Violą poszły po coś do picia. Chwilę rozmawiałyśmy, ale niedługo, ponieważ po chwili jakiś mężczyzna pojawił się na scenie. Pewnie prowadzący, albo jakiś organizator
Pro (Prowadzący): Serdecznie witam szanowne panie… - ble, ble, ble
Pogadał o tym, że zaraz się zaczyna, jest zakaz robienia zdjęć i kręcenia filmów, chyba, że za pozwoleniem któregoś ze striptizerów. A po pokazie będzie można, jak to ujął… „zarezerwować któregoś z panów dla siebie w pokoju obok”. Sądziłam, że to zwyczajny klub go-go, w którym się ogląda i obserwuje. Jaka ja głupia… Przecież muszą mieć jakieś zyski, więc, jakby tu powiedzieć… Klub 2 w 1. O matko, po co ja tutaj przyszłam? I po co się w ogóle zgodziłam?
Kim: Hej, dziewczyny, zaczyna się. – powiedziała zapatrzona w scenę
Iris i Viola wróciły z baru, niosąc w dłoniach pięć drinków.
Na parkiet wyszli ubrani w czarne garnitury, kapelusze, faceci. Chyba z trzydziestu, ale przecież musiało ich starczyć wszystkim zebranym dziewczynom. Pff… Patrzyłam na to, jak tańczą, z zaciętą miną. I Rozalia najwyraźniej to zauważyła.
Roz: Ej, Nicola, co masz taki grymas na twarzy? Weź się odpręż i zapomnij o bożym świecie. Zabaw się.
Nic: Tak, zabawię się. Pójdę do łóżka z jednym z tych tutaj kolesi. Pasuje ci to? – uniosłam brew
Roz: Nie powiedziałam, że masz od razu się z którymś przespać. Ale chyba nie szkodzi popatrzeć, nie? – uśmiechnęła się zadziornie – A tak w ogóle, nawet żebyś się zabawiła z jednym z nich, to co z tego?
Oburzyło mnie to, co mówi.
Nic: Jak to co z tego? – zmarszczyłam brwi
Roz: No, nie masz chłopaka, więc nawet jeśli, to nikogo byś nie zdradziła. Po drugie, to twoja osiemnastka i wypadałoby zabawić się całego, bo to jedyny taki dzień w twoim życiu. A po trzecie… - przeniosła wzrok na parkiet – Spójrz, ilu tu jest przystojniaków. – rozmarzyła się
Po szybkim rozważeniu jej wypowiedzi, uznałam, że ma rację. No może nie prześpię się z żadnym, ale co mi szkodzi popatrzeć?
Nic: Okej, mas rację. Odprężę się i będę się dobrze bawić. Ale jedna uwaga: ty masz chłopaka i spróbuj spojrzeć na jakiegokolwiek faceta, to oberwiesz ode mnie, i to porządnie. Zrozumiano?
Kiwnęła głową. A ja tak jak postanowiłam, patrzyłam na tych facetów, obserwując każdy ich ruch. Wypiłam już całego drinka, więc poszłam po kolejnego, którego także wypiłam dosłownie jednym haustem. Na następnego już się nie zdecydowałam, bo jeszcze bym się spiła i musiałyby mnie wlec do domu, a tego to ja nie chciałam. Która to była godzina? 20:20, szybko zleciało. Gdy tak myślałam, nagle zorientowałam się, że coś na mnie leci. W ostatniej chwili złapałam to coś, co mogło skasować mi łeb. Kapelusz. Spojrzałam wokół siebie. Jakaś blondi obok mnie też trzymała to, co ja. Teraz przeniosłam wzrok przed siebie. Zauważyłam wysokiego, przystojnego szatyna, który patrzył na mnie uśmiechnięty. Jago bialutkie zęby wręcz mieniły się w świetle reflektorów. Ja też uśmiechnęłam się do, tyle że drapieżnie. Dziewczyny chyba obserwowały nas, bo zaczęły chichotać. Chłopak, był chyba nawet w moim wieku, machnął ręką w geście, jakby zapraszał mnie do siebie, ale ja pokręciłam lekko głową. Oparłam łokcie o blat, a brodę o dłonie i patrzyłam na niego z zachwytem. Jego ruchy były takie lekkie, zmysłowe, pociągające. Kurde, jaką ja miałam ochotę wejść tam i ściągnąć z niego tą śnieżnobiałą koszulę… Kiedy wszyscy zaczęli rozpinać guziki, usłyszałam westchnienia. I to nie tylko moich przyjaciółek, ale większości lasek, które tu były. Znów mój wzrok spotkał się z jego wzrokiem. Puścił mi oczko, a ja posłałam mu całusa w powietrzu. Świetnie się bawiłam. Po raz kolejny zaprosił mnie ruchem dłoni. Teraz się nie powstrzymywałam. Odsunęłam powoli krzesło i podniosłam się, robiąc wokół swojej osoby spore poruszenie. Wszystkie wzroki były skierowane na mnie, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Ruszyłam powoli w jego stronę, robiąc zadziorną minę. Uśmiechnął się czarująco, natomiast ja w subtelnym geście delikatnie oblizałam wargi. Podeszłam do skraju sceny i weszłam bocznymi schodkami na parkiet. Słyszałam szepty publiczności, widziałam zdziwiony wzrok przyjaciółek. Zrobiłam kilka kroków naprzód, tak, że stałam centralnie przed nim. Uśmiechnęłam się dumnie, zaśmiał się cicho.
…: Już myślałem, że do mnie nie przyjdziesz. – mruknął pociągająco
Objął mnie jedną ręką, kołysząc nas w takt muzyki.
Nic: A ja już myślałam, że mnie drugi raz nie zaprosisz i nie będę miała okazji tu przyjść. – szepnęłam
Uśmiechnął się lekko.
…: Masz piękny głos. – rzekł
Nic: Typowy komplement, jaki sypiesz każdej dziewczynie? – podniosłam brew
…: Dokładnie tak. – zrzedła mi mina – Jacob.
Zerknęłam na niego.
Nic: Miło mi.
Jac: Nie przedstawisz się? – zapytał zdziwiony
Nic: Jeśli zasłużysz, to i owszem.
Jac: Zabawna jesteś, wiesz? Hm, znam tysiące sposobów, żeby zasłużyć. Chcesz poznać któryś z nich? – zrobił zadziorną minę, zaśmiałam się cicho – Dobra, przez ciebie nie wyrabiam z układem. Jak widzisz, powinienem już nie mieć koszulki, jak inni, ale… - przerwałam mu
Nic: W takim razie przepraszam. Muszę to odpokutować. – spuściłam wzrok na jego rozpiętą częściowo koszulę
Chwyciłam ostatni guzik i jednym ruchem go odpięłam. Zmysłowo położyłam dłonie na jego ramiona pod koszulę, a potem odchyliłam je powoli do tyłu, zsuwając ubranie na podłogę.
Jac: No, no, szybka jesteś. – zaśmiał się
Usłyszałam swoje imię, więc odwróciłam się do tyłu. Rozalia zrobiła taką minę, że wiedziałam, że chodzi o coś ważnego, więc powiedziałam Jacobowi, że wracam. Podeszłam do stolika i zajęłam swoje miejsce.
Nic: Co?
Roz: Nic. Ładnie wyglądaliście. – puściła mi oczko
Ir: Właśnie. – czknęła - Roza dobrze gada, polać jej! – wydarła się
Szybko zatkałam jej usta ręką.
Nic: Iris, ile ty żeś dzisiaj wypiła, co? – zabrałam dłoń
Ir: A teraz idziemy na jednego, A teraz bedziemy wódke pić do dna, A teraz idziemy na jednego, A teraz bedziemy wódke pić, I rym cym cym i hopsasa… - znów przyłożyłam jej swoją rękę
Nic: Dziewczyny, weźcie coś z nią zróbcie, bo siary nam zaraz narobi.
Roz: Dobra, teraz kolej na mnie. Muszę na chwilę iść. Zaraz wracam.
Wstała.
Nic: Ale gdzie…
Zignorowała, że coś mówię i poszła. A ja obserwowałam, co robi. Weszła na górę i podeszła do Jacoba. Podejrzane… Powiedziała mu coś, a potem on kiwnął głową. Zeszli razem z parkietu i kierowali się w naszą stronę. Uśmiechnęłam się, ale chłopak mnie zignorował. Zabolało, chociaż, właściwie – dlaczego? Przecież ja nawet go nie znałam. Wymieniłam z nim zaledwie kilka zdań, a się przywiązałam. Ja naprawdę zaraz zwariuję…
Ku mojemu zdziwieniu, nie zatrzymali się przy naszym stoliku, a bez słowa przeszli na drugi koniec sali. Rozalia otworzyła podwójne drzwi prowadzące do… TAMTYCH właśnie pokoi i… weszli razem… Spojrzałam na dziewczyny ze zmarszczonymi brwiami. Nic nie rozumiałam. Po co oni tam posz… Moje myśli zatrzymały się w tej właśnie w tej chwili. Już wiedziałam, po co. Mój mózg dopiero teraz skojarzył wszystko. Ale przecież Rozalia ma chłopaka, dlaczego to zrobiła?
Nic: Dziewczyny… Nie sądzicie, że powinnyśmy pójść i to przerwać? – zapytałam
Uśmiechnęły się pod nosem.
Kim: Z jakiego powodu mamy przerywać? Chcesz zepsuć niespodziankę?
Popatrzyłam na nią z oburzeniem.
Nic: Niespodziankę? Niespodzianką ma być to, że Rozalia prześpi się z Jakiem?!
Iris zakrztusiła się swoim napojem, a Viola poklepała ją po plecach.
Kim: Ciszej, bo wszyscy się na nas gapią. – zganiła nas – Nic, jakie znowu prześpi się? Co ci do głowy przyszło?
Nic: No… - nie mogłam dokończyć, ponieważ w sali właśnie rozbrzmiał głos prowadzącego
Pro: Szanowne panie! Przerywamy na razie pokaz, z jednego ważnego powodu. Otóż, nadszedł czas na to, byśmy wszyscy razem odśpiewali „Sto lat” dla pewnej pięknej dziewczyny z tego licznego grona.
Popatrzyłam z zapytaniem na dziewczyny, ale miały odwrócone głowy. Właśnie w tym momencie wyszła Rozalia i podeszła do nas.
Roz: Chciałaś wiedzieć, co to za niespodzianka, no to masz. – powiedziała
Zerknęłam na nią i zamrugałam kilka razy. Drzwi po raz kolejny się otworzyły, tyle, że nie zobaczyłam w nich Jacoba. Ogromny tort przystrojony w lukrowe figurki, powiedzmy łagodnie, małych nagich typków. Jakiś koleś pchał platformę z tym właśnie prezentem.
Pro: Sto lat dla Nicoli! – krzyknął i zaczął śpiewać
Wszyscy wstali i dołączyli do niego. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zerknęłam na dziewczyny, które stały uśmiechnięte obok mnie, i ja także się do nich uśmiechnęłam. Ogarnęłam wzrokiem całą salę. Tyle osób zaangażowało się, nie mogłam uwierzyć. To było świetne uczucie, a niespodzianka… po prostu fantastyczna. Kiedy wszyscy umilkli i skończyły się oklaski, a prowadzący złożył mi jeszcze życzenia, odezwałam się:
Nic: Dziewczyny, dziękuję. Nie mogłam doczekać się niespodzianki i faktycznie to było wspaniałe. Jesteście kochane, wiecie? Nie spodziewałam się czegoś takiego, a tu takie miłe zaskoczenie. – chciałam je przytulić, ale zmylił mnie śmiech Rozalii
Roz: Przecież nie było jeszcze żadnej niespodzianki. – roześmiała się
Zrobiłam głupkowatą minę i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale się nie doczekałam.
Kim: Spójrz na swój tort. – rozkazała
Skierowałam głowę w tamtą stronę.
Nic: Widziałam, jest… piękny. A szczególnie te figurki na górze. – zaśmiałam się
Ir: Eh… Podejdź.
„Kurde, co one kombinują?” – myślałam, ale tak jak mi poleciła, tak podeszłam
I w tym momencie omal nie dostałam zawału. Tort jak gdyby wybuchł od góry... Myślałam, że to zamach na moje cenne życie. Pomyliłam się. Ze środka dosłownie wyskoczył…
Nic: Ja-Jake? – popatrzyłam na niego z przerażeniem
Podszedł powoli w moją stronę. Dziwne, bo nie był ani trochę umazany w kremie, ale… Miał na sobie tylko krótkie, obcisłe, czerwone spodenki.
Jac: Twoja mina jest bezcenna. – uśmiechnął się
Nie odzywałam się już, bo próbowałam uspokoić swoje totalnie rozszalałe serce.
Roz: No i widzisz Nicuś, masz właśnie swój prezent. A teraz znikajcie nam z oczu, bo zaraz ma się wznowić.
Wszyscy usiedli, a na parkiet znów weszli tancerze. Jake objął mnie i zaprowadził do drzwi. Byłam sztywna, jak nie wiem, dalej nie czaiłam, co się dzieje. I najważniejsze: GDZIE JEST MÓJ TORT?!
Jake zamknął drzwi, które teraz oddzieliły nas od całego towarzystwa i staliśmy właśnie na korytarzu, gdzie były drzwi do około dziesięciu pokoi. Naszła mnie kolejna faza niepokoju.
Nic: Po co mnie tu zaprowadziłeś? – zmarszczyłam brwi
Jac: Jestem twoją nagrodą. – objął mnie – A, właśnie. Gdzie mój kapelusz? – zapytał, podnosząc brew
Zachichotałam.
Nic: Kapelusz, hm… Nie wiem. A co do nagrody, to… Chyba nie myślisz, że jestem jakąś pustą lalunią i pójdę teraz z tobą do jednego z tych pokoi?
Jac: Szczerze? – kiwnęłam – Miałem właśnie taką nadzieję. Myślałem, że będziemy uprawiać dziki seks na stole jednego z tych pomieszczeń. – powiedział ironicznie
Uderzyłam go w bok, ale uśmiechnęłam się, nie mam pojęcia, dlaczego.
Nic: Z każdą dziewczyną robisz to samo? Wyskakujesz z jej tortu, a potem zaciągasz tutaj i idziecie do łóżka? – podniosłam brew
Jac: Taka praca. – wzruszył ramionami, na co się oburzyłam – Dobra, dobra, spokojnie. Szczerze, to po raz pierwszy mi się to zdarza. Jestem tu od niedawna i jesteś pierwsza.
Nic: Pff… Prawiczek? – zaczęłam ryć jak nienormalna
Jac: Ej! No weź się nie nabijaj! – chyba go uraziłam
Nic: Czyli… To prawda? – wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem i pewnie na sali wszyscy, a przynajmniej większość, mnie usłyszała
Jac: Ty lepiej siebie pilnuj. Nawet nie masz pojęcia, o czym mówisz. – dumny ze swojej wypowiedzi, założył ręce na piersi
Nic: Tak, jasne, yhm. Gdybyś tylko wiedział… - mruknęłam
Jac: Uuu… Czyli nasza panna nie jest taka święta?
Nic: Taaa, osiemnastolatek, a jeszcze nawet porządnie się z dziewczyną nie zabawił. – próbowałam go zdenerwować
Jac: Skąd wiesz ile mam lat? – zdziwił się
Nic: Strzelałam. I chyba mam niezły cel, co?
Jac: No, masz, masz. W styczniu skończyłem. – uśmiechnął się
Zamyśliłam się chwilę, a on ciągle na mnie patrzył.
Nic: Jake, wiesz, że znamy się od około godziny, a traktujemy się jak starzy znajomi? – zapytałam
Jac: To chyba dobrze, nie?
Nic: Nie przypuszczałam, że zakumpluję się z chłopakiem striptizerem. – powiedziałam z powagą
Jac: Widzisz? Myliłaś się. Dobra, słuchaj. Resztę wieczoru mamy spędzić razem, tu. – wskazał na drzwi do pokoju – Ale skoro nie masz ochoty… - uśmiechnął się – No chyba, że masz. – podniósł brew
Nic: Pożartuj sobie jeszcze trochę, chętnie się pośmieję. – zironizowałam
Jac: To co powiesz na to, żebyśmy wyszli tylnymi drzwiami i po prostu się przeszli? – zaproponował
Nic: Serio chcesz gdzieś iść? I myślisz, że uwierzę? – kiwnął – No, no dobra. Wrócę tylko po ramoneskę i wychodzimy, okej?
Jac: Zaczekam.
Tak jak powiedziałam, poszłam do swojego stoliku i wzięłam wiszącą na krześle kurtkę i torebkę. Wróciłam z powrotem do Jake, który w czasie mojej nieobecności, ubrał się.
Jac: I co?
Nic: Wypytywały się, po co mi to wszystko, ale powiedziałam, że w torbie mam kasę i nie chcę, żeby ktoś mi coś zwinął, a w kurtce… - przełknęłam głośno ślinę – Mam prezerwatywy. – dokończyłam
Pokręcił głową z rozbawieniem.
Jac: Czego ty nie wymyślisz? – spuściłam wzrok – Ale dobrze, że jakoś się wymigałaś. To teraz wychodzimy, chodź.
Wyjął klucz od jednego z pokoi i od zewnątrz zamknął drzwi.
Jac: To na sprawienie pozorów, że jesteśmy w środku. – uśmiechnął się
Noc: No to w porządku. Idziemy.
Zaprowadził mnie do ostatnich drzwi. Nacisnął klamkę. Zamknięte.
Nic: O kurwa... – szepnęłam
Jac: Spoko loko. Mam zapasowy. – odetchnęłam
Nic: Można wiedzieć skąd? – ciekawiłam się
Jac: Pff… Dorobiłem od szefa.
Nic: No tak, mogłam się spodziewać.
Wyszliśmy na dwór i po pięciu minutach spaceru byliśmy w centrum na placu głównym. Podeszliśmy do fontanny i usiedliśmy na ławce. Zaczęliśmy rozmawiać, w sumie to o błahych sprawach. Tak minął nam kolejny kwadrans, chociaż straciłam poczucie czasu.
Jac: Zimno ci? Trzęsiesz się. – zauważył
Dopiero poczułam, że faktycznie jestem zmarznięta i w ogóle „nie czułam” rąk.
Nic: Tak, ale posiedźmy jeszcze trochę, co? – spojrzałam na niego
Jac: Dobrze, ale niedługo wracamy. – pouczył
Odchylił się i zdjął z siebie swoją czarną kurtkę. Zarzucił mi ją na ramiona, mimo wyraźnych protestów z mojej strony.
Jac: Cicho. Jak będzie mi zimno, to powiem. A teraz siedź i nie jęcz, bo nie chcę, żebyś się rozchorowała. – powiedział
Westchnęłam.
Nic: Dziękuję, Jake. – rzekłam i spojrzałam na niego – Fantastycznie się czuję, wiesz? Dawno nie miałam takiej sytuacji, gdzie siedziałam z kimś wieczorem, wpatrując się w niebo. – szepnęłam
Nic nie powiedział. Objął mnie delikatnie.
Nic: Strasznie chce mi się spać. Dziewczyny nie dały mi odpocząć, pół dnia biegałam za Rozalią po sklepach, szukając sukienki. – ziewnęłam
Jac: Ale wyglądasz pięknie, chyba jeszcze ci tego nie powiedziałem, co? – uśmiechnęłam się
Wyplątałam się z jego objęć i położyłam się na ławce, kładąc głowę na jego kolanach. Przeciągnęłam się.
Nic: Mogę chwilę tak poleżeć? Tylko chwilę, zaraz wstanę, obiecuję. – zapytałam sennie
Jac: Kładź się. – oparł łokcie o oparcie ławki i zapatrzył się w przestrzeń…
Obudziły mnie lekkie wstrząsy, ale nie chciałam otwierać oczu. Tak dobrze mi się spało. Obróciłam głowę w bok i do moich nozdrzy doszedł korzenny, męski zapach. Otworzyłam powoli oczy. Leżałam w ramionach Jake, a on szedł chodnikiem.
Nic: Co… Co się dzieje? – przetarłam oczy
Jac: Zasnęłaś na moich kolanach. Tak twardo spałaś, że nie mogłem cię obudzić, a zaczęłaś się trząść. Zimno ci?
Nic: Nie, jest ciepło. – wtuliłam się w niego bardziej
Jac: Zaraz będziemy na miejscu. – powiedział
Nic: Yhm. Która godzina? – dociekałam
Jac: Po dwudziestej drugiej. – odpowiedział
Po chwili zatrzymaliśmy się przy drzwiach, jak mniemam.
Jac: Postawię cię, muszę otworzyć. – zaraz dotknęłam stopami ziemi, ale Jake cały czas trzymał mnie jedną ręką
Byłam na wpół przytomna, dlatego dosłownie chwiałam się na nogach.
Jac: Ej, nie śpij mi tu na stojąco, słyszysz? Chwila, zaraz cię zaniosę, tylko nie padaj.
Złapał mnie w ostatniej chwili, bo nogi się pode mną ugięły i upadłabym jak długa, gdyby nie on.
Jac: Eh… Ty coś brałaś, czy jak? Bo spita to nie jesteś, a zachowujesz się jak jakaś naćpana.
Nic: Yhm.
Zaniósł mnie do jednego z pokoi. Położył na łóżku i zamknął drzwi. Nie obawiałam się, że może nie mieć czystych zamiarów. Po pierwsze, byłam zbyt zmęczona, żeby rozważać jego zachowanie, a po drugie, ufałam mu, chociaż było to z mojej strony naiwne. Wzbudził we mnie pozytywne uczucia, a nasze rozmowy przebiegały gładko i zabawnie, polubiłam go. Poczułam, jak materac ugina się. Uniosłam jedną powiekę, bo drugą nie miałam siły ruszyć. Zobaczyłam, że położył się koło mnie i przykrył nas kocem. Odpłynęłam…
Otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Chłopak leżał koło mnie nie ruszając się, więc uznałam, że śpi. Popatrzyłam na zegar wiszący nad drzwiami – 21:58. O kuźwa! Zerwałam się z łóżka, Jake się nie obudził, dlatego po cichu wyszłam z pokoju, zostawiając go samego. Potem poszłam na salę, gdzie właśnie kończył się pokaz i wszyscy powstawali. Niektóre dziewczyny zbierały się do domu, inne zostawały, żeby się zabawić. Nie musiałam długo szukać, by dostrzec moje przyjaciółki. Iris była tak spita, że darła się na cały głos, że chce jej się spać, więc szybkim krokiem do niech podeszłam.
Nic: Coście wy z nią zrobiły? – zdziwiłam się, mając na myśli zasypiającą na krześle Iris
Rozalia popatrzyła na mnie z dziwnym uśmieszkiem.
Roz: Skończyliście? – zapytała rozbawiona – Coś długo wam zajęło. – teraz się zaśmiała, razem z Kim
Nic: Tak, tak, pogadajcie sobie. – wywróciłam oczami – Co teraz robimy? Bo jak widzę, jej nie można tu zostawić. – pokazałam na rudą
Westchnęły.
Kim: Też tak myślę. Najlepszym rozwiązaniem będzie chyba pójście do domu. – powiedziała smutno
Viol: Ja… Też wolałabym już wracać… To może odprowadziłabym Iris do domu, a wy zostaniecie? – zaproponowała, jak zwykle – cicho
Kim i Roza spojrzały na siebie porozumiewawczo.
Roz: A ty, Nic? Co o tym myślisz?
Nic: To ja pomogłabym Violi i przenocowałybyśmy u Iris, bo ona ma najbliżej. A wy wrócicie kiedy chcecie, hm?
Kim: Dla mnie mogłoby być, ale… Na pewno nie chcecie zostać? – zasmuciła się
Szczerze mówiąc, to chętnie bym została, ale Violetta sama nie dałaby rady z tą naszą pijaczką.
Nic: Na pewno. – kiwnęłam głową – To co, idziemy?
Viol: Tak, tylko najpierw musimy ją obudzić.
Zaczęła szturchać Iris, a ta tylko warczała i mruczała coś, żeby dać jej spokój, bo zabije. Eh… Pomagałam jej, aż wtem przypomniałam sobie, że nie zabrałam kurtki i torebki z pokoju.
Nic: Dziewczyny, ja muszę jeszcze wrócić do Jake'a… Zaraz wracam.
Wstałam i podbiegłam, słysząc za sobą śmiech przyjaciółek. Odnalazłam pomieszczenie, w którym byłam przedtem i weszłam, czym chyba obudziłam nadal leżącego chłopaka.
Jac: C-co jest? – przetarł oczy
Nic: Nic, przyszłam po rzeczy. Wracam do domu. – powiedziałam, kierując się w stronę szafki z ramoneską
Zerwał się z łóżka.
Jac: Już? Czekaj! – zatrzymałam się, bo zaczął biegać po pokoju w tą i z powrotem – O, jest!
Nic: Co jest? – zmarszczyłam nos
Jac: Dziewięć cyferek, proszę. – podał mi kartkę i długopis, puszczając oczko
Pokręciłam głową z rozbawieniem, ale zaraz zapisałam swój numer i oddałam mu papierek
Nic: Masz i się udław. – mruknęłam
Jac: Bardzo dziękuję. – wywrócił oczami
Nic: Dobra, ja spadam. Cześć! – podeszłam do drzwi, uśmiechając się do niego
Jac: Niedługo się zobaczymy, gwarantuję ci to.
Nic: Czyżby? – podniosłam brew
Jac: Będę cię dręczył głuchymi telefonami, póki nie będziesz chciała się ze mną spotkać. – zauważyłam błysk w jego oku
Nic: Niedoczekanie twoje. – drażniłam się i wystawiłam mu język – Pa! – pomachałam mu
Jac: Hej. – i tyle go widziałam
Wróciłam do dziewcząt. Viola ciągnęła rudą w stronę wyjścia, a ta z uporem hamowała nogami. Jak dziecko… Podeszłam jeszcze do Rozy i Kim, by się pożegnać.
Nic: To idę. Miłej zabawy. – przytuliłam je
Kim: Szybki numerek ze swoim księciem? – podniosła brew i wskazała ruchem głowy na TAMTE drzwi
Nic: Och… Żebyście tylko wiedziały. – westchnęłam i oddaliłam się
Pomogłam fioletowłosej, przez wzięcie Iris pod jedną rękę. Wlekłyśmy się z nią tak aż do przystanku. Nic nie mówiłyśmy, bo Viola i tak zasypiała już na stojąco. Żeby tylko nie wywaliła i nie zasnęła na chodniku, bo wtedy to nie poradzę sobie z nimi dwoma. Dobrze, że autobus przyjechał w miarę szybko i nie musiałyśmy kisić się na przystanku. Tym razem to Violka padła przy szybie, i obydwie spały jak małe dzieci… A trudności przy ich obudzeniu były niewiarygodne. Szturchałam, szczypałam, szarpałam, a tu nic. Wzięłam więc obydwie za uszy i wyciągnęłam z pojazdu. Zabawne, bo kiedy tylko to zrobiłam, odzyskały przytomność i wlekły się za mną, narzekając. Dziękowałam Bogu, że Iris chociaż trochę odzyskała świadomość i przynajmniej nie śpiewała żadnych żałosnych piosenek i już nawet szła sama obok mnie. Po kilku minutach powolnego marszu, stałyśmy pod domem rudowłosej. Dobrze, że jej rodzice wyjechali na weekend w delegację, bo gdyby zobaczyli swoją idealną córeczkę w takim stanie… Pewnie dostaliby zawału.
Nic: Iris, daj mi klucze. – zarządziłam, kiedy stałyśmy przy drzwiach
Ir: Tor… ebka… - mruknęła i ziewnęła
Na początku nie wiedziałam, o co jej chodzi, ale zaraz wyjęłam z jej torby to, czego potrzebowałam. Weszłyśmy do domu. Viola natychmiast walnęła się na kanapę w salonie i niemalże od razu zasnęła. Poszłam do kuchni, by napić się jakiegoś napoju. Cóż, byłam jedyną świadomą osobą w tym domu, więc musiałam sobie jakoś poradzić. Po przeszukaniu wszystkich szafek, wyjęłam mój ulubiony pomarańczowy sok. Mmm… Szklankę zdjęłam z suszarki i nalałam płyn do naczynia. Wypiłam jednym łykiem i umyłam kubek. Kiedy odwróciłam się do tyłu, ujrzałam Iris, która zbliżała się do mnie z dzikim wyrazem twarzy i wystawionymi ku mnie rękoma.
Ir: Będę brał cię… - zrobiła krok w moją stronę – W aucie… - kolejny krok – Cię… - i następny –Ehe…
Patrzyłam na nią wytrzeszczonymi oczami, a ta jak jakaś dzikuska, rzuciła się na mnie i zaczęła warczeć. Jej chyba totalnie odwaliło…
Nic: Iris! Uspokój się!
Odepchnęłam ją, upadła na podłogę i… przestał się ruszać… Doskoczyłam do niej przerażona, bo myślałam, że coś jej się stało, albo nie żyje… Nic bardziej mylnego – zasnęła. Westchnęłam ciężko. Weszłam na górę i odnalazłam pokój rudej. Przeszukałam jej szafę i wyjęłam jej bluzkę i krótkie spodenki, przeszłam do łazienki na piętrze, wzięłam prysznic i ubrałam się w swoją nową piżamę. Położyłam się w łóżku Iris, przecież ona śpi na dole. Na podłodze, ale cóż… Rozmyślałam o dzisiejszym dniu i uznałam, że bawiłam się świetnie. Mimo pierwszego odczucia, poznałam świetnego chłopaka, znalazłam z nim wspólny język. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale byłam zadowolona. Może jeszcze się kiedyś spotkamy? Co ja gadam, powiedział, że tak. Ma zadzwonić i się umówić. Tylko ciekawe, czy to zrobi…
Obudziły mnie ciepłe promyki wpadające do pokoju. Cholera, dlaczego ja nie zasłoniłam okien?! I dlaczego w październiku świeci słońce?! Dobra, nieważne. Zresztą, chyba nikt mi nie odpowie na te pytania, eh… Podniosłam się, przebrała w swoją wczorajszą sukienkę, użyłam kosmetyków Iris, uczesałam się i zbiegłam na dół. Rudowłosa siedziała przy stoliku kuchennym i trzymała się za głowę.
Nic: Hej! – przywitałam się, syknęła – Co jest? – zmarszczyłam brwi
Ir: Ciszej… - szepnęła
Zaśmiałam się na głos.
Nic: Co, kac, męczy, mam rację? – zapytałam roześmiana
Ir: Ciiiii, proszę... – jęknęła – Łeb mi pęka…
Nic: Nie trzeba było tyle chlać, to czułabyś się tak dobrze, jak ja. – uśmiechnęłam się promiennie
Ir: Dobrze, dobrze. Ale teraz nic nie mów, bo zaraz wybuchnę. – wyburczała
Nic: Okej. Właściwie, to nie będę przeszkadzać. Wracam do siebie, muszę trochę odpocząć. – powiedziałam – Poradzicie sobie, prawda? – chciałam się upewnić
Ir: Tak, okej, w porządku, ale błagam cię, ciszej! – krzyknęła, a zaraz po tym znowu zaczęła jęczeć – Auuuu!
Nic: Spadam. Cześć. – zaśmiałam się
Nałożyłam kurtkę, wzięłam do ręki torebkę i wyszłam. Postanowiłam wrócić najkrótszą drogą, która prowadziła koło parku, zresztą zazwyczaj chodziłam właśnie tamtędy. Ręce schowałam do kieszeni, bo wiał strasznie zimny wiatr i zaczęłam drżeć. Jakby tego było mało, zobaczyłam koło oddalonej ławki, białą czuprynę. Tylko nie to, a przynajmniej nie teraz... Lysander zbliżał się do mnie, lecz nie zauważył mnie. Był szczęśliwy, uśmiechnięty i właśnie rozmawiał przez telefon. Nie chciałam się z nim teraz konfrontować, dlatego schowałam się za rosnące przy chodniku drzewo. Przeszedł koło mnie, ale był tak pogrążony w rozmowie, że nie zorientował się, że stoję tuż obok. Nie podsłuchiwałam, ale kilka słów dotarło do moich uszu:
Lys: Tak, niedługo będę w domu, nie martw się. Muszę pójść w jedno miejsce. – teraz wsłuchiwał się w komórkę – Obiad? Hm… To może zrób spaghetti? – znów słuchał – Dzięki, jesteś kochana. – rozłączył się
Nie mogłam, zwyczajnie nie mogłam dłużej tego słuchać. Po raz kolejny nas sobie przypomniałam. Teraz nie myślałam już o Kastielu, którego ostatnimi czasy zaczęłam traktować jakoś tak jakby poważniej. Nikt, powtarzam nikt, nie zastąpi mi Lysia... Co z tego, że może kiedyś znajdę kogoś, kogo pokocham, i kto pokocha mnie? Nigdy nie będę darzyć innego faceta takim uczuciem, jakim darzę białowłosego. Myślałam, że pozbyłam się wszystkich smutków, które ciążyły mi w związku z nim. Nonsens, nic bardziej mylnego. Nie można przestać kochać tego jedynego, właśnie uświadomiłam sobie ten fakt... Moje kolejne czyny nie były do końca przemyślane. Ruszyłam biegiem przed siebie, czyli w przeciwnym kierunku, niż chłopak. Stawiałam długie kroki, nie patrzyłam pod nogi. I pewnie dlatego wywaliłam się na chodniku. Oparłam dłonie o beton i uderzyłam z całej siły pięścią w ziemię. Cholerna szczęściara! Tak strasznie jej zazdroszczę! Chwila, stop, nie mogę płakać! Przecież to sobie postanowiłam i dotrzymam słowa. Podniosłam się powoli i obejrzałam za siebie. Wychodził właśnie z parku i ten widok, jego widok... miał być ostatnim... Wiedziałam, co mam zrobić w tej chwili. Nie wahałam się, po prostu postanowiłam. Moje życie straciło sens, więc po co w ogóle mam żyć? Teraz znałam odpowiedź na to pytanie. Nie powinnam żyć. Spojrzałam jeszcze przed siebie, zamknęłam oczy i próbowałam sobie przypomnieć, gdzie jest najbliższy sklep. Okej, zajdę do "Grubego Staśka", tam jeszcze nie miałam okazji zajść, dlatego nikt mnie nie pozna, ani nie skojarzy. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę niewielkiego spożywczaka. Weszłam do środka, gdzie przywitał mnie mężczyzna z plakietką na ubraniu - Stasiek właśnie, na dodatek gruby. No co jak co, ale nazwa sklepu idealnie pasowała do tego gościa. Podeszłam do lady.
Stasiek: Dzień dobry. - uśmiechnął się - Co podać? - zapytał
Nic: Proszę... - urwałam i przygryzłam dolną wargę - Żyletki. - powiedziałam nerwowo
Facet popatrzył na mnie krzywo, a potem ruszył w stronę półek, kręcąc głową. Wiedziałam, o czym sobie pomyślał i miałam ochotę wykrzyczeć mu coś w stylu: "Tak, dokładnie tak! Właśnie po to są mi potrzebne! Do pocięcia się, bingo!", ale się powstrzymałam, co nie było łatwe. Wzięłam opakowanie, zapłaciłam i wyszłam. Drogę do domu pokonałam z zupełną pustką w głowie. Jest 9:12, więc Titi jest w pracy, a w domu nikogo nie ma. Będe miała sporo czasu, żeby zdechnąć... Weszłam do środka i nawet nie zamknęłam drzwi na klucz. Od razu weszłam do łazienki, podeszłam do umywalki i oparłam dłonie o jej krańce. Wpatrzyłam się w swoje odbicie. Makijaż miałam lżejszy, niż wczoraj, ale i tak ładnie wyglądałam, nie powiem, że nie. Szkoda tylko, że już więcej o sobie czegoś takiego nie pomyślę... To mój absolutnie ostatni widok i obraz siebie... Ostatni... Yey! Moje postanowienie się spełniło! Miałam nie płakać, a od tamtego czasu nie wylałam ani jednej łzy. I nie uleję, do końca życia, czyli jeszcze przez swoje ostatnie dziesięć minut wśród żywych. Uśmiechnęłam się na tę myśl, że w końcu pozbędę się wszelkich trosk i żali. Wyobraziłam sobie wszystkich moich znajomych, gdy się dowiedzą. Gdy mnie zabraknie. Czy się ucieszą?
"Tak, na pewno." - pomyślałam
Wreszcie pozbędą się takiej kłamliwej, fałszywej, zdradzieckiej idiotki, czyli jednym słowem - mnie...
Otworzyłam swoją dłoń, dotąd zaciśniętą mocno w pięść, i uniosłam do góry pudełko. Żyletki - coś, co do tej pory było mi zupełnie obce. Nawet w okresie, gdy zmarła babcia, kiedy było mi zdecydowanie najciężej, dawałam sobie radę. Mając u boku Edda, nie było ze mną aż tak źle. Zawsze, w każdej sytuacji mogłam mu się wyżalić, a dla niego nigdy nie było sytuacji bez wyjścia i kiedy tylko było trzeba, podtrzymywał mnie na duchu. Co się z nim stało, że tak się zmienił? Mimo jego zachowania w stosunku do mnie i tego, co ostatnio chciał zrobić... Nie wierzę, że wcześniej udawał miłość do mnie. Opiekował się, przytulał, pomagał, zajmował mną z taką troską i cierpliwością, nie wierzę, że teraz... Jest taki, jaki jest. Może coś, ktoś, go zmusił? Nie miał wyjścia, był na przykład szantażowany, dlatego mnie zostawił, a potem wrócił? Nawet jeśli ta idiotyczna teoria miała jakikolwiek związek, była w najmniejszym stopniu prawdziwa... Teraz to nie ma znaczenia. Dobra, muszę się nareszcie spiąć. Chyba nikomu nie uszło uwadze, że rozmyślałam tak o wszystkich tych sprawach ze zwyczajnej obawy. Tak, bałam się i aż wstyd się do tego przyznać. Jesrem strachajłą? Tak, wiem. Ale pora na przełamanie.
"Twój czas już nadszedł, Nicol. Pożegnaj się z tym światem i zrób to wreszcie!" - powiedziałam sobie w myślach
Wyjęłam jedną z żyletek. Tak, właśnie tak, teraz już wystarczy tylko jej użyć i w końcu odetchnąć, zwyczajnie odejść.
Zrobiłam kilka kroków i usiadłam na kafelkach przy wannie. W lewej dłoni trzymałam przedmiot, a prawy nadgarstek uniosłam lekko. Powoli przyłożyłam ostrze do skóry, przełknęłam głośno ślinę. No cóż, nie mam już odwrotu, ani wyjścia. Dobra, mam, ale się wycofam. To by oznaczało okazanie słabości z mojej strony. Chociaż właściwie, to tnąc się właśnie ją ukazuję... Dupa z tym! Delikatnie przejechałam po nadgarstku, tym samym rozcinając rękę. Syknęłam cicho, zapiekło. Pojawiły się pierwsze, niewielkie czerwone kropelki. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Oparłam glowę o brzek wanny i zapatrzyłam się w coraz większą ilość wypływającej krwi, która zdążyła cienką strużką spłynąć mi na sukienkę, która w tym miejscu zmieniła kolor na jeszcze bardziej granatowy. Kolejny ruch zagłębienia żyletki, tym razem dużo głębszy. Myślałam, że umrę od tego potwornego bólu, ale zaraz mi przeszło. Poczułam ulgę, swobodę i radosny stan ducha. Odetchnęłam. Czyli to jednak prawda, że poprzez cięcie się pozbywa się złych odczuć, świetnie. Lecz to jeszcze nie było to, do czego dążyłam. Drugi nadgarstek i kolejne kilka cięć. Ból? Towarzyszył mi przez chwilę, krótki moment, a potem znów to samo - ulga. Teraz czas na ostatni, decydujący ruch. Najmocniejszy, najgłębszy. Tym razem krew niemal wytrysnęła w powietrze. Znowu z uśmiechem zapatrzyłam się na ten obrazek, oparta o kant wanny. Za moment obraz stał się bledszy, ale jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Zrobiłam, się strasznie senna, ale nie chciało mi się spać. Tak, to było dziwne, ale cóż... Krew nie przestawała płynąć i wsiąkać w moją sukienkę. Ciągle lała się tak samo dużym strumieniem, co wcześniej, a ja dzięki temu poczułam się strasznie lekka. Zmrużyłam oczy, nie miałam siły, by nad nimi zapanować. Wtem ujrzałam przed oczami małą, czarną plamkę. Po chwili zaczęła się powiększać. Ciekawe, co to jest? Pewnie moja wyobraźnia, tak, na pewno. Z jednago punktu zrobiły się dwa, a potem trzy. Obraz znów się rozmazywał, a plamy powoli wypełniały cały obraz. Cholera, co się dzieje?! Matko, jak stasznie chce mi się spać, no nie mogę... Yym... już prawie nie widzę, większość jest już w czerni. Może to mój wzrok się psuje? Hm, nie wiem, możliwe. Nie! Chwila! Ej! Kto zgasił światło?! Nic nie widzę, ciemność wypełniła cały obraz. Jaka ja śpiąca... A może jak wstanę, to będzie przy mnie mój Lysio? Tak, na pewno będzie, bez dwoch zdań. Kolejny raz się uśmiechnęłam. Kurczę, czemu ja jestem taka szczęśliwa?
Jeszcze tylko ostatnia myśl, ostatni ruch i próba otwarcia oczu, ostatni uśmiech przed rozpoczęciem wędrówki do Krainy Wiecznego Szczęścia...____________________________________________
Hue hue hue! Ale ja podła. Zabiłam Nicolę! Hue hue hue! xD
Hue hue hue! Ale ja podła. Zabiłam Nicolę! Hue hue hue! xD