czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział L

***Lys***
W wolną, prawą dłoń chwyciłem scyzoryk. Nie bez problemów przeciąłem gruby sznur na lewej ręce. Rozmasowałem delikatnie nadgarstki, bo powróz zostawił na nich wyraźne ślady, w związku z czym zdrętwiały. Później uwolniłem także nogi, odrzucając liny na bok. Wstając, poczułem mocny ból w plecach, spowodowany z pewnością prawie dwudniowym siedzeniem w jednej pozycji.
Chwyciłem się za lewe przedramię, zaciskając powieki i zęby. Podejrzewałem pęknięcie, lecz w tamtej chwili bardziej odpowiednie od rozpaczania nad sobą było wsparcie Nicoli.
Tak też zrobiłem. Podszedłem do wersalki, dotykając ostrożnie dłoni odwróconej dziewczyny. Nie przewidziałem tego, że to nie będzie zbyt dobry pomysł. Rudowłosa natychmiast się odsunęła, podkulając nogi i dygocząc.
Już po tym, co zrobiłem, przekląłem się w duchu za podjętą decyzję. Powinienem był najpierw pomyśleć. Przecież niedawno została skrzywdzona! Dotyk każdego przyprawiał ją o dreszcze, na pewno przestraszyła się. Zabolało mnie trochę, że nie chciała, bym ją ruszał, lecz to zrozumiałe.
Po krótkiej chwili namysłu, pierwsze co zrobiłem, to zamknięcie domku od środka na klucz. Brakowało tylko tego, żeby ten przeklęty koszmarny Shon wrócił i tu wszedł.
Później wróciłem do Nic, ustawiając się przy skraju łóżka. Usiadłem na samym brzegu i zacząłem mówić do odwróconej do mnie plecami dziewczyny.
Lys: To ja, skarbie, jestem przy tobie. Położę się obok, nie pozwolę, aby cokolwiek ci się jeszcze stało. – szepnąłem z przeświadczeniem, układając się koło niej – Przepraszam cię, tak bardzo mi przykro, Nic.
Nic nie odpowiedziała. Wiedziałem jednak, że słucha. Dlatego zacząłem jej opowiadać o czymś, o czym jeszcze jej nie wspominałem. Opisywałem swoje dzieciństwo, zabawy, wyprawy z kolegami nad rzekę i ucieczkę z najlepszym przyjacielem do pobliskiego lasu, gdzie rozbiliśmy namiot, a potem, w nocy, zbiegaliśmy stamtąd przerażeni wyciem wilków. Chyba ją trochę uspokoiłem i odgoniłem smętne myśli z jej głowy.
Poruszyła się wtedy. Najpierw, przypuszczam, że poprawiła opadające na oczy włosy, a następnie chwyciła za moją dłoń. Przeciągnęła ją na swoją talię, w niemy sposób przekazując mi wiadomość, że potrzebuje bliskości od kogoś, komu może zaufać. Przysunąłem się wtedy. Przylgnąłem do pleców dziewczyny, nadal trzymając rękę na wcięciu jej pasa. Mruknąłem cicho i spokojnie, żeby się zdrzemnęła, chociaż sam miałem ogromną ochotę na opuszczenie tego miejsca w tej samej chwili. Kontuzjowane przedramię dawało mi się we znaki, lecz ważniejsza była Nicola.

***
Zdumiało mnie, że i ja zasnąłem. Otworzyłem zaspane oczy i zorientowałem się, że ona już nie śpi. Leżała odwrócona twarzą do mnie. Kurczowo przytrzymywała koc, którym była przykryta, a ja dopiero wtedy przypomniałem sobie, że powinienem wyjść, by mogła w spokoju się ubrać. Po tym przemyśleniu wróciły do mnie zdarzenia sprzed kilkudziesięciu minut. Tak bardzo jej współczułem! Zrobiła to dla mnie… Moja kochana, biedna Nic…
Lys: Wyjdę na podwórko, ubierzesz się, dobrze? – zapytałem łagodnie, na co skinęła głową
Podniosłem się do pozycji siedzącej, przecierając dłońmi twarz. Obejrzałem się na nią, uśmiechając się pocieszająco, na co oczy dziewczyny nieco się rozjaśniły.

***Nic***
Zamknął za sobą drzwi. Wyszedł tylko na chwilę, lecz naszły mnie jakieś obawy. Przed oczami ciągle ukazywała mi się twarz Shona, gdy… To było takie straszne… Krzyki nic nie dały, tylko go jarały do dalszego działania. Myślałam, że pójdzie łatwiej, o wiele łatwiej. A on był taki agresywny… Miałam wrażenie, że umrę. Jeśli wyobrażałam sobie, że brunet zrobi to choć trochę delikatnie, myliłam się. Czułam wtedy, jakby mnie rozrywał. Płakałam, krzyczałam, a on uśmiechał mi się w twarz. I w dodatku patrzył na to Lysander…
Poczucie winy bardzo mnie dołowało. Co z tego, że zgodziłam się na propozycję przespania się z Shonem dla Lysa? Co z tego, że to było jedyne wyjście i dzięki temu białowłosy już jest wolny? Zdradziłam go! Zdradziłam go z tym samym, z którym przed miesiącami się pieściłam!
Usiadłam i zebrałam leżące obok łóżka spodnie i bieliznę. Kiedy już ubrana wstałam, towarzyszył mi nieopisywalnie mocny ból w podbrzuszu, przez który musiałam siąść z powrotem. Zaszumiało mi nagle w głowie i poczułam się bardzo odrętwiała. Kolejna próba podniesienia się skończyła się tak samo. Nie rozumiałam co się działo. Nie potrafiłam ustać na nogach, bo czułam jakiś ucisk, tak bolesny, że w końcu pisnęłam.
Natychmiast usłyszałam pukanie do drzwi.
Lys: Wszystko w porządku? Mogę wejść?
Przyłożyłam dłoń na brzuchu, przyciskając ją jak najmocniej do ciała. Miałam nadzieję, że przejdzie choć trochę, nic bardziej mylnego.
Nic: Możesz. – rzekłam, zaciskając zęby
Drzwi zaskrzypiały, a we wnętrzu domku stanął Lysander. Spojrzałam na niego krótko, był zaniepokojony.
Lys: Co jest? – zapytał, podchodząc do mnie i kucając przy mych kolanach
Nic: Boli. – szepnęłam – Ale zaraz przejdzie, na pewno.
Lys: Nicola, kocha…
Nic: Zdradziłam cię. – weszłam mu w słowo, wiedząc, co chce powiedzieć
To była tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym wtedy, podczas naszego pierwszego spotkania nie uległa Shonowi, do niczego takiego teraz by nie doszło. To ja zawaliłam, ja zepsułam nasz związek. Nie miałam prawa pozwolić mu, by mi wybaczył. Zawiodłam go i co do tego nie było żadnych wątpliwości.
Lys: Zmusił cię. Wiem, że nie chciałaś. Skarbie, zrobiłaś to dla mnie, bardzo to doceniam. Dziękuję i… przepraszam cię. Przepraszam, że przeze mnie musiałaś tak cierpieć, nigdy sobie tego nie wybaczę. – oznajmił smutno, układając głowę na moich udach; Nie kontrolowałam drżenia. Gdy tylko mnie dotknął, zaczęłam się trząść. Przypominał mi się dotyk Shona. Ten okropny, ohydny dotyk!
Nic: To wcale nie… – urwałam, czując kolejną falę zalewającego podbrzusze bólu; Tym razem myślałam, że umrę. Wydaje mi się, że Lys ujrzał moje cierpienie.
Lys: Wytrzymaj, skarbie proszę, wytrzymaj. Już dzwonię po pomoc, masz telefon? – spytał, na co kiwnęłam – W torebce? – znowu potwierdziłam
Położyłam się, podkulając nogi. Nie chciałam płakać, musiałam być silna, ale nie znalazłam w sobie tyle siły. Przez szloch słyszałam tylko pojedyncze słowa Lysandra. Niewiele zrozumiałam, bo ból nie pozwalał mi na logiczne myślenie. Dotarło do mnie, że chłopak siada obok. Otarł delikatnie moje łzy, lecz ja nie przemogłam niechęci i strachu, automatycznie się odsuwając.
Nic: Przepraszam. – powiedziałam nieśmiało, bo wstydziłam się swego zachowania, czyli tego, że odtrącam go
Lys: Mamy szczęście, że policja może namierzyć, skąd dzwoniłem. Wezwałem karetkę, przyślą radiowóz.
Nic: Musimy stąd wyjść, prawda?
Lys: Nie, ty zostaniesz. Sam pójdę na drogę i wskażę lekarzom, gdzie jesteś. Nic, wyniósłbym cię, ale ręka mi na to nie pozwala. – powiedział szybko
Nic: Ręka? – zmartwiłam się – Co z nią?
Lys: Chyba jest pęknięta. – mruknął
Nic: Pęknięta? Boże, Lysiu, czemu mi nie powiedziałeś? – zmarszczyłam brwi w zaniepokojeniu
Lys: To nic takiego, lekarze ją obejrzą. Muszę zostawić cię samą, poradzisz sobie?
Nic: Trzeba ją usztywnić, koniecznie. – stwierdziłam, próbując się podnieść
Lys: Nie ma teraz na to czasu. Skarbie, ja wytrzymam, wszystko będzie w porządku. Leż tutaj i się nie ruszaj, przyprowadzę do ciebie pomoc. – rzekł, wstając
Nie chciałam zostawać sama. Cóż, zwyczajnie się bałam. Już sobie wyobrażałam wyjście Lysandra, a zaraz po tym wbiegnięcie do domku Shona z sadystycznym uśmieszkiem. Nie mogłam zostać sama, umarłabym ze strachu.
Poza tym puszczenie Lysa samego też oddziaływało na moje obawy. Martwiłabym się o niego z każdą kolejną, przedłużającą się minutą. A gdyby coś mu się stało?
Nic: Mogę… Czy mogę pójść z tobą? – szepnęłam, a później odwróciłam głowę w bok, dodając – Boję się.
Nie widziałam jego twarzy, więc nie wiedziałam, czy pomysł bym szła razem z nim przypadła mu do gustu. Zostało mi wtedy tylko czekanie na jego słowa, które po chwili wypowiedział.
Lys: Oczywiście, Nic. Jeśli nie chcesz zostać sama, idziemy razem, damy radę. – uśmiechnął się pocieszająco, ale niezbyt pewnie
Nic: To wszystko przeze mnie…
Lys: Co przez ciebie? Nicola, to nie jest twoja wina, rozumiesz? – usiadł obok mnie, zwracając mą twarz ku sobie – To tylko i wyłącznie jest winą tego psychopaty, jasne? I nawet nie wymyślaj takich głupstw. – odrzekł, na szczęście nie próbując mnie dotknąć ani przytulić; Byłam mu wdzięczna za takt i ogładę, bo w tamtej chwili dotyk kogokolwiek przyprawiał jedynie o płacz. – Chodź, idziemy. Pomogę ci, dobrze? – zapytał ciepło, a ja uśmiechnęłam się blado
Chłopak przerzucił moją rękę przez swoją szyję i objął mnie pod pachą, ostrożnie się podnosząc. Bolało mnie, bardzo, lecz zamiast narzekać, przygryzłam mocno język, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Lys: Będziemy iść powoli, mów, jeśli poczujesz się gorzej.
Po minucie wyszliśmy już z domku, a mój lęk zwiększył się. Na otwartej przestrzeni wszystko mogło się zdarzyć, a ja tak się obawiałam! Każde nadepnięcie na gałąź, trzask w krzakach, czy skacząca po drzewie wiewiórka, przyprawiały mnie o dreszcze. Miałam wrażenie, że jesteśmy obserwowani, że zaraz zza któregoś świerku wyskoczy morderca, albo że znowu ktoś mnie skrzywdzi… Zamknęłam oczy i szłam na ślepo, prowadzona jedynie przed białowłosego. Czułam, że się rozpłaczę, bo w tej chwili dodatkowo poczułam przerażająco ostry ból. Zacisnęłam dłoń w pięść, powstrzymując się przez zawyciem.
Lys: Boli cię? – zapytał, zatrzymując się natychmiast
Uniosłam szybko powieki, nie rozumiejąc na początku co się dzieje. Dotarło do mnie, że chłopak o coś pyta.
Nic: Tak, trochę. – stęknęłam, niekontrolowanie roniąc jedną łzę
Lys: Widzę, że wcale nie trochę. Oprzyj się o drzewo, kucnij. Poczekamy, aż ci się poprawi, to już niedaleko, tylko kilka kroków do drogi.
Spojrzałam w bok i faktycznie ujrzałam ulicę, oddaloną od nas może z dwieście metrów.
Nic: Tak strasznie mi głupio. Zachowuję się jak kaleka. – szepnęłam, przysiadając przy ogromnej, podejrzewam, sośnie
Lys: Wcale nie, nie zamartwiaj się. Policja i pogotowie na pewno już wyruszają, musieli zdążyć nas namierzyć. Dziesięć, piętnaście minut i będzie po wszystkim. – podnosił na duchu, sadowiąc się naprzeciw mnie
Nic: Zadzwoń jeszcze raz, musimy być pewni, że nas znajdą. – poprosiłam z przejętą miną
Zauważyłam, że białowłosy się waha. Nie wiedziałam o co chodzi, a jednak miałam złe przeczucia.
I one się potwierdziły, w najgorszy możliwy sposób.
Lys: Przed minutą rozładował się telefon. – szepnął cicho, spuszczając głowę w dół w momencie, w którym oblały mnie zimne poty

***
Kilkanaście minut później czekaliśmy zniecierpliwieni przy drodze. A co, jeśli źle ustalili miejsce naszego pobytu? Co, jeżeli nas nie odnajdą?
Teraz nawet nie czułam bólu. Całe moje ciało ogarnął strach, że zostaniemy tutaj sami, zdani tylko na siebie.
Nic: Nie przyjadą. – szepnęłam rozżalona, a mimo to z nadzieją zobaczenia radiowozu wpatrywałam się w to jeden, to w drugi zakręt
Lys: Musimy jeszcze trochę poczekać, zobaczysz, że się ułoży. Przyjadą. Przyjadą. – mówił, lecz wyczułam, że on również się zamartwia i podejrzewa najgorsze

***
Po kolejnych paru chwilach oboje byliśmy załamani. Na horyzoncie nie pojawiło się żadne auto, w dodatku żadne z nas nie słyszało nawet najcichszego sygnału. Pomyślałam sobie, że to koniec. Tak ma się skończyć nasze życie i miłość? Przez Shona mieliśmy umrzeć na odludziu?
Wtedy szarpnęłam się i wyrwałam. Obejrzałam się i widząc strapioną minę Lysandra, odeszłam parę kroków, wchodząc na jezdnię. Padłam na kolana, już nawet nie próbując tłumić płaczu i okazywania bólu. Zaczęłam ryczeć i wyć, uderzając dłonią w asfalt. Rozpaczałam jak nigdy przedtem. Nie wierzyłam, że taki czeka nas koniec.
Poczułam łapiące mnie w pasie dłonie i się przeraziłam. Krzyczałam jeszcze głośniej, ale już przewrócona na plecy, ujrzałam rozjaśnioną twarz białowłosego. Uspokoiłam się i rozżaliłam zarazem.
Ruszał ustami, mówiąc coś, lecz mój szloch nie pozwalał na usłyszenie i zrozumienie czegokolwiek. Nagle, zupełnie niespodziewanie zatkał mi usta ręką, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Zesztywniałam. Usłyszałam… dźwięk wyjących syren. A później, odwróciwszy głowę w lewo, ujrzałam wyjeżdżający zza zakrętu radiowóz, za nim drugi, a na końcu karetkę.
Z powrotem spojrzałam na Lysandra i, jeszcze nie wierząc do końca, szepnęłam:
Nic: Uratowani…

***
Nagle zniknęło wszystko. Morze, żaglówki, plaża i białe, puszyste obłoczki rozpłynęły się. Została tylko ciemność.
Uniosłam ciężkie jak ołów powieki, a jasne światło poraziło moje oczy. Usłyszałam niewyraźne kroki, szepty, jednak po kolejnym momencie słowa stały się bardziej zrozumiałe.
Rozejrzałam się i się zorientowałam, że leżę w sali szpitalnej razem z dwiema młodymi kobietami. Przy jednej z nich stała pielęgniarka, układając na stoliku tacę z lekarstwami.
Zobaczyłam kroplówkę, do której byłam podłączona i nie potrzebowałam wiele czasu, by przypomnieć sobie, co się stało i znowu się zdołować.
Dopiero po następnej minucie zdumiona zarejestrowałam siedzącego na krześle obok łóżka chłopaka, opierającego się o szafkę i drzemiącego. Na jego ręce spostrzegłam założony na całą jej długość gips. Zamrugałam parę razy i szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, nie przewidując piskliwego zaskrzypienia łóżka, przez co wszystkie głowy odwróciły się do mnie, a Lysander ocknął się.
Piel: Obudziła się pani, bardzo dobrze. Już wzywam do pani lekarza. – rzekła, zabierając tackę z pustymi kubeczkami ze sobą i wychodząc
Białowłosy patrzył na mnie zaspanym wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się nieśmiało.
Nic: Nic takiego, tak? – zapytałam, mając na myśli jego wcześniejsze zapewnienia – Co z ręką?
Przed odpowiedzią przeciągnął się, ziewnął szeroko i przetarł oczy.
Lys: Połóż się. – powiedział, a ja tak zrobiłam – Jak się czujesz?
Nic: Dobrze, ale ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – wytknęłam
Lys: Ach, no tak. Zgodnie z moimi przypuszczeniami jest pęknięta.
Nic: Przykro mi. – rzekłam cicho, odwracając wzrok
Złapał mnie za rękę i tym razem wcale nie chciałam, by puścił. Ścisnął ją pocieszająco, a ja widziałam, że chce, abym na niego popatrzyła.
Lys: Ile razy mam ci jeszcze powtarzać to samo? To nie jest twoja wina, wybij to sobie z głowy. – powiedział stanowczo, zbliżając się trochę – Kocham cię, pamiętaj o tym. Pomimo tego, co się stało, nie jestem zły i chcę z tobą być, Nic. Pomogę ci, przejdziemy razem ten trudny czas, aż zapomnisz. Nigdy nie zostawię cię samej. – zapewnił, puszczając mnie, wstając i opuszczając pomieszczenie, ustępując miejsca wchodzącej lekarce
***
Od pani doktor dowiedziałam się, że poprzedniego dnia, gdy przywieziono mnie do szpitala, podano mi środek usypiający i przeprowadzono wszystkie niezbędne badania. Nie wykryto żadnych nieprawidłowości, więc jeszcze dziś wieczorem zostanę wypisana.
Za godzinę miałam złożyć zeznania, ale domyślałam się, że Lysander już to zrobił. Byłam pewna, że będzie trzeba przeprowadzić obdukcję. Wiedziałam, że będę musiała wszystko im opowiedzieć, od początku do końca. Miałam opisać zdarzenia z tego domku, mówić o Shonie…
***
Odetchnęłam z ulgą, że najgorsze mam już za sobą. Pani policjantka delikatnie wypytywała mnie o wydarzeniach z kilku poprzednich dni, a także o to, jak poznałam tego bydlaka. Czułam się bardzo zakłopotana i zawstydzona, lecz co innego mogłam, jak tylko opowiedzieć o przesłanej zakrwawionej szmatce, o groźbach i porwaniu Lysandra? A także o gwałcie…
Na początku nie byłam pewna co do tego, jak mam to nazywać. Zgodziłam się na propozycję Shona, więc teoretycznie to wcale nie był gwałt. Jednak później się z tego wycofałam, a on wbrew mojej woli... Dowiedziałam się, że tak czy siak zostaną mu postawione zarzuty, a od dzisiaj Shon będzie poszukiwany przez policję. Ta wiadomość trochę poprawiła mi humor, bo w końcu dostanie to, na co zasłużył.
***
Była siedemnasta. Z niecierpliwością wyczekiwałam chwili, w której lekarka wejdzie do mojej sali i powie, że ma mój wypis. Marzyłam tylko o tym, żeby być już w domu, zaparzyć sobie gorącą herbatę i leżąc okryta kocem móc pomyśleć. Bardzo pragnęłam chwili osamotnienia, pogodzenia się z niemiłymi wspomnieniami.
Titi wiedziała od doktorki, co się stało. Przypuszczałam, że wstawiła się wcześniej na komisariacie, dlatego zna wszelkie szczegóły. Gdy przyszła, o nic nie pytała, po prostu mnie przytuliła. W ciszy poszłyśmy do samochodu, drogę też pokonałyśmy bez zbędnych słów. To mi było teraz najbardziej potrzebne – niezobowiązujące towarzystwo bliskiej osoby.
Domyślałam się, że jej też jest ciężko. Kiedy dowiedziała się, że razem z Lysandrem złożyłam zeznania obciążające Shona, jej byłego faceta, musiała się załamać. Być może nawet obwiniała się za powstałą sytuację. Sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby ona nigdy go nie poznała, nie przyprowadzała do domu. Chciałam powiedzieć jej, żeby się nie martwiła, że już go szukają i będzie dobrze. Jednak nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
***
Tak jak planowałam, tak zrobiłam. Leżałam z kocem na łóżku, z tą różnicą, że ciocia zaparzyła mi melisy, nie herbaty. Po powrocie do domu niewiele rozmawiałyśmy. Żadna z nas nie miała na to ochoty, choć wiedziałam, że szczera pogawędka dużo by dała.
Zrozumiałam, że to najlepszy moment na opowiedzenie Titi prawdy. O tym, jak pod jej nieobecność pierwszy raz się pocałowaliśmy, a przez to później rozstałam się z Lysandrem, chciałam się zabić. Że mnie prześladował, próbował przekabacić na swoją stronę, proponował okropne rzeczy, chciał zdobyć. Jeśli miałam być wobec niej fair, konieczne było wyjawienie jej tej tajemnicy. Zbyt długo ukrywałam to przed nią, udawałam dobrą siostrzenicę, gdy w rzeczywistości odbiłam jej faceta. Kto wie, co by było, gdybym wtedy mu nie uległa? Może jednak dalej byłby z Titi? Nie, to nierealne. Zresztą, nie chciałam, żeby tak się stało. Jeżeli nie ja, zdobyłby każdą inną.
Pomyślałam, że jutro to zrobię. Spojrzałam na kalendarz, dzisiaj piątek, czyli ciotka jutro powinna być w domu. Wstanę, zjem i opowiem jej to, o czym nie miała pojęcia.
***
Zeszłam na śniadanie z nadzieją na zastanie Titi przy stole. Ułożyłam w głowie to, co mam jej powiedzieć. Tym razem niczego nie chciałam zataić, musiałam być szczera. Moje egoistyczne pobudki zeszły na drugi plan. To, że obawiałam się jej reakcji nie mogło mi przeszkodzić.
Miałam szczęście. Ciocia właśnie pałaszowała posiłek, a widząc mnie, gwałtownie się podniosła, przybierając współczującą minę.
Titi: Nicola, kochanie, jak się czujesz?
Nic: Usiądź, Titi. Musimy poważnie porozmawiać.
Słysząc moje słowa, wyraźnie się zmartwiła, lecz spełniła moją prośbę.
Titi: Co się stało? – zapytała, marszcząc brwi w niepokoju
Nic: Chodzi o – ucięłam na chwilę, przełykając ślinę i chrząkając – Shona.
Titi: Ja o wszystkim wiem, Nic, tak mi cię szkoda. Żebym wtedy nie nalegała na spotkanie, nie poznałby cię i teraz by nie skrzywdził. – szepnęła
Nic: Wysłuchaj mnie, Titi. Tylko proszę, daj mi dokończyć. – rzekłam, biorąc głęboki wdech – Gdy pierwszy raz do nas przyszedł, poszłaś do sklepu po jakieś słodycze, pamiętasz?
Wyglądała tak, jakby się zastanawiała, jednak po krótkiej chwili kiwnęła głową. Potwornie bałam się zdradzić jej wydarzenia, które miały miejsce pod jej tamtejszą nieobecność.
Nic: Bo widzisz, on mi coś zaproponował. – wydusiłam zachrypłym głosem, przygryzając wargę – Wtedy… Ten palant zaczął mi słodzić, sypał komplementy, zwyczajnie podrywał. I ja na początku się opierałam, mówiłam, żeby przestał, ale później – zatrzymałam się, bo przez przypadek spojrzałam cioci w oczy i widząc jej minę, przeszedł mnie dreszcz, lecz wznowiłam cicho – zaczęliśmy się całować.
Obie zamilkłyśmy. Cisza się przeciągała, a ja pomyślałam sobie, że wolałabym, by mnie ochrzaniła, aniżeli siedziała spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Zupełnie nie wiedziałam, co jej teraz chodzi po głowie.
Nic: Nie wiem do czego by doszło, gdybyś w tamtej chwili nie zadzwoniła. Dopiero wtedy odzyskałam rozum i zapewniłam, że to się więcej nie powtórzy. Tylko że on opatrznie zrozumiał moje słowa. Myślał, że chcę, a nie mogę. Od tamtej pory mnie nachodził, dręczył i próbował ugiąć. Titi, słyszysz? – zapytałam, widząc że się uśmiecha; Zmyliło mnie to z tropu całkowicie.
Titi: Słyszę. Mów, mów. – zachęciła, lecz pogarda w jej głosie nie pomagała mi
Nic: Ja naprawdę nie chciałam od niego czegokolwiek. Miałam chłopaka, pamiętasz? Później sprawy pokomplikowały się, Lysander dowiedział się o tamtej chwili mojego zapomnienia, wyjechał, pocięłam się, potem wrócił. – rzekłam na jednym wydechu – W sylwestra Shon tu przyszedł, zaczął gadać od rzeczy, po nim wpadł Lys, tamten się zdenerwował, obrażał mnie. Dostał prawym sierpowym, następnie lewym i odgrażał się, że się zemści. We wtorek dostałam list, okazało się, że porwał Lysandra, miał go wypuścić, jak spełnię jego żądania. Spotkaliśmy się, pojechaliśmy do tego cholernego domku, ale kiedy powiedziałam, że się wycofują, było już za późno. – wymówiłam szybko i nerwowo
Tłumaczyłam bardzo chaotycznie i zupełnie nielogicznie, lecz byłam tak przejęta, że nie zwracałam większej uwagi na składność.
Spuściłam wzrok, nie mogąc znieść patrzenia Titi prosto w twarz. Czułam się podle, bo zrobiłam takie świństwo ukochanej ciotce. Dobra, nie są teraz już razem, lecz wtedy, gdy to robiliśmy, byli. Ciocia przygarnęła mnie, kiedy nie miałam nikogo bliskiego, dała mi ciepły dom, troszczyła się jak o własną córkę. Zrobiła to za nic, bezinteresownie mi pomogła. A jak ja jej się odwdzięczyłam? Uwiodłam jej faceta!
Titi: Wyjdź stąd. – usłyszałam nagle i podniosłam na nią zdziwiony wzrok – Nie chcę przebywać w jednym pomieszczeniu razem z tobą. Powiedziałam – wyjdź.
Nic: Titi, ja bardzo tego żałuję.
Titi: A ja tak się o ciebie martwiłam. Uważałam, że to moja wina, a teraz dowiaduję się takich rzeczy. Podrywałaś go, gdy był ze mną! A potem tak bezczelnie patrzyłaś mi prosto w oczy i przekonywałaś, że on nie jest dla mnie! Dlaczego? Bo ty chciałaś mi go odebrać! Doigrałaś się. Dostałaś to, na co zasłużyłaś! Bardzo dobrze się stało, może nauczysz się, że tak się nie pogrywa! A teraz wynoś się na górę! No już!
Nic: Proszę cię, nie denerwuj się, to była tylko chwila słabości, później powiedziałam mu, że to był błąd. – jęknęłam
Titi: Wynocha! – krzyknęła, wstając i uderzając pięścią w blat stołu, przez co zabrzęczały talerze
Nie chciałam dalej przekonywać, bo to nie miało sensu. Bardzo ją zawiodłam, ale nawet w najgorszych przypuszczeniach nie myślałam, że wpadnie w taką agresję. Wyglądała strasznie, złość aż z niej buchała.
Tylko co ja miałam zrobić? Zakryłam twarz dłońmi i szepcząc ciche „przepraszam”, wyszłam z kuchni i podreptałam załamana do własnego pokoju.


________________________________________________

Ten akurat taki nudnawy, ale następne dwa raczej przypadną Wam do gustu, przynajmniej mam taką nadzieję :)
Ostatnio bardzo dużo piszę, rozdziały powstają co trzy, cztery dni. To dlatego, że już do samego końca szczegółowo rozplanowałam wydarzenia, także ubranie ich w słowa nie stanowi dla mnie problemu.
Widzimy się najprawdopodobniej we wtorek. A może w poniedziałek? W każdym razie na początku następnego tygodnia ;)
Buźka! :D

22 komentarze:

  1. Jeju nie wiem co mam powiedzieć. ...rozdział taki. ...smutny. ..jak ty naprawdę świetnie potrafisz się wczuć w to co piszesz kochana; ) mam nadzieję że droga nic jednak pogodzi się z ciotka ona nie chciała by tak było i wyszło myślę że szczerze żałuję biedna nic. ..a ty Shon zobaczysz ty nędzny robaku unicestwic cie! !!! Ohhh no dobra to tyle kochana co do rozdziału jak zwykle dobra robota:) mam coś specjalnie dla cb zokazji tego ze bbędzie nowy blog;) pozwoliłam sobie przerobić dla cb pewną piosenkę żona moja serce moje nie ma takich jak my dwoje xdd bo ja kocham Aaa aa opowiadania twoje do szaleństwa do wieczora jeje czytać bym mogła xdd wiem nie za specjalna ale mam nadzieje się podoba pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Szczerze mówiąc smutne sceny wychodzą mi najlepiej, wtedy wczuwam się na maksa i pezyznam, że wychodzi nieźle ;)
      Hah, przypomniałaś mi o tej piosence. Ach... Fajna jest ;)
      Pisz teksty piosenek :p
      Aaa, komentarz numer 1000 <3 Udało Ci się, pewnie czatowałaś już o jedenatej, nie? xD

      Usuń
    2. A jak już o 10 czarowlam xdd ahhh heheheh miło że ci się podoba ps nie zaprzestanie wiesz czego xdd żona moja. ...Haha dobra ogar tu są tez inni; ) dla cb mogę pisać tekst y piosenek

      Usuń
  2. Na początku chciałam bardzo, bardzo ,bardzo przeprosić, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale byłąm wtedy w Zakopanem i nie miałam wifi nawet na chwilę -,- po prostu okropnośc. Całkowite odcięcie od świata -,- -,- Dobra koniec tłumaczeń przechodzę do rzeczy :
    Przeczytałam moje zaległości i powiem szczerze dobiłaś mnie psychicznie :( Jest mi strasznie przykro, że takie smutne rozdziały były :'( Ale i tak świetne ;) Mam nadzieje że titi wybaczy nicol i lys i nic będą razem <3
    Dobra wróciłam o 6 rano więc idę spac , SPADAM!!! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, rozumiem :) Fajnie było?
      Nie spidziewałaś się takiego obrotu spraw, prawda? Ja zawsze muszę wymyślić coś, żeby pokomplikować :D
      Chciałam życzyć słodkich snów, ale już się na pewno wyspałaś :(

      Usuń
  3. Cudowny <3
    Wydaje mi się, że Titi nie zrozumiała Nicoli.
    Weny i do nn ;*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)
      Wyjaśni się sprawa z Titi, to nic poważnego i nie ma znaczenia w kolejnych rozdziałach :)

      Usuń
  4. Świetny! Biedna Nic.. :c I biedny Lys.. :c I biedna Titi... :c I czekam na next... ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Na 1000% rozdzialiki przypadną do gustu ;) A na pewno zaskoczą, tak jak każde twoje dzieło ;D Hi hi ^.^ Haha XP Buhahahaha XD (Nie pytajcie co mi odwala XP)

    Nie zgodzę się, że nudnawy, mi się bardzo podoba :D


    "Troooooochę" szkoda Nicoli :( Wiele przeszła i ta rozmowa z Titi też nie za fajnie przebiegła :( Dobrze, że przynajmniej Lysio się nie odwrócił od swojej kobiety ^.^ Nic będzie potrzebowała z jego strony wieeele wsparcia zwłaszcza, że nie może chwilowo liczyć na ciocię :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty lepiej siedź cicho, a nie się śmiejesz! Jeszcze ktoś ogarnie o co chodzi xD
      Dziękuję :)
      To jeszcze nie koniec cierpień Nic ^^
      Ee tam, z Titi to tylko niewiele wnoszący epizod :D

      Usuń
    2. *Mam się nie śmiać. Mam się nie śmiać*
      ...
      ...
      Buhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaahaha *Ja nie mogę* XDDDDDDDDD buhahahahahahahahahahahahahaha XDDDDDDDD :PPPPPPPPPP

      Usuń
  6. Nudawy?!? A weź kobieto wyjdź! Bardzo fajny rozdział! Nie przypuszczałam, że Titi tak się wścieknie. Ciekawa jestem co się wydarzy, ale pozostaje mi tylko czekać, tak też więc zrobię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, dzięki wielkie :]
      Z Titi nic więcej nie wyniknie, dodałam ten dialog tylko dlatego, że kiedyś musiała się dowiedzieć o tym :D

      Usuń
  7. Właśnie, Shon. On dalej wisi mi za jaja na drzewie. Nie wiem, czy żyje czy nie, jakoś mało mnie to obchodzi. Jak coś, to policja może przyjechać po jego ciało. Dzisiaj wycinam mu wnętrzności. Ej, mogłabym do cb przyjechać? U mnie jest remont kuchni i nie mam jak przyrządzić potrawki a'la Shon. To jak? Mogę "pożyczyć" twoją kuchnię? xD

    Dobra, teraz tak na poważnie xD

    Rozdział super! *.*
    Mam ochotę wszystkich pozabijać w tym opowiadania, no bez kitu!
    Titi - kochana ciotka, ale po tym, jak wydarła się na Nic, mam ochotę ją zadźgać.
    Nic - życie jej nie oszczędzało, ale po tym, co zrobiła ciotce, zasłużyła na prawego sierpowego.
    Lys - jest kochany, ale aż za kochany. Dlaczego on nie opierdzielił Nic?! No kurrrrwa, no! Jego też zabić!
    Shon - Jego to już nawet nie będę komentować, bo co drugie słowo byłoby "kurwa"

    Właśnie, rozdział nudawy? Weź się człowieku ogarnij! Nudawe, to są rozdział u mnie. U ciebie są super, hiper zaaaajebiste! ^.^

    Biedna Nic, jak ona musi cierpieć. Nie dość, że Shon, to jeszcze bardzo bliska jej osoba, ciotka, ma na nią "focha" że tak powiem. Masakra...

    Dobra, to chyba tyle. Nie wiem, co jeszcze mogę napisać, bo mnie normalnie zatkało :o Czekam na następny rozdział i życzę baaaardzo duże weny, czasu i w ogóle wszystkiego c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu Ty maltretujesz MOJEGO Shona? ='( XD Powiedzmy, że moją kuchnię pożyczyć możesz. Należy się pięć dych :3 Haha ^^
      Dziękuję ;)
      Ty zawsze chcesz wszystkich pozabijać, więc mnie to nie dziwi :DD
      Serio się podoba? Dla mnie naprawdę był nudny i... beznadziejny. Ale w sumie cieszę się, że innym do gustu przypadł :]
      Kolejny raz dzięki ;D

      Usuń
  8. Boosz ryczę ryczę i ryczę pisz!
    Błagam cię pisz i to szybko!
    Kocham Lysa on jest taki słodki!
    Sama normalnie chce takiego chłopaka! :*
    Albo zrób mnie dziewczyną Kasa!
    Jestem Kirilia! Kiri nooo :)
    Mam blond włosy, czarne oczy i nawet duży biust! :* Hahah tak tak , marzenie Kasa się spełniło! :3 /Kiri fanatyczka Lysiaaaa i Kasiaaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wstawiłam :)
      Trudno będzie zeswatać Cię z Kasem :p

      Usuń
  9. Hejooo Bosz kocham kocham wielbię cię za taki cudowny rozdział! Chce więcej i więcej więcej! :3

    Kiedy napiszesz więcej? No nie mogę się doczekać! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ej kiedy rozdział? Może Lysio się jej oświadczy żeby udowodnić miłość do niej!? Oni się rozstaną!? Czy będą razem, bo jak nie będą to cię własnoręcznie ukatrupię!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojoj Lysander! Bosz jaki on jest super!
    A Sh-oooooo-na to zabije!
    Teleportuje się do twojego opowiadania wezmę nożyczki od krojenia kurczaka i będę mu odcinać wszystko po kolei :) A jego "męskość" utnę najpierw i będę ciachac przy nim!
    Albo ugotuje je mu i wsadzę do tego ryjka! :*

    A rozdział genialny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow... wiem, że dawno tu nie zaglądałam. Byłam ciekawa jak toczą się losy Nic i Lysa i wow... rozdział w żadnym wypadku nie jest nudnawy. Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń