niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział LIII

No wiem, miał być we wtorek. Ale takiego mam dzisiaj doła z powodu tej pogody, że może chociaż jakieś komentarze poprawią mi humor XD
I po drugie, mam już napisane wszystkie rozdziały aż do końca bloga, a moja porywczość i fakt, że jestem w gorącej wodzie kąpana, powodują, iż mam ochotę codziennie wstawiać po jednym. Ciągle słyszę w głowie "no, dodaj, dodaj. Masz jeszcze kilka części w zapasie, wstaw ten jeden rozdział wcześniej" :P Chyba, przez te głosy, rozwija się u mnie choroba psychiczna, nie sądzicie? XD
I jeśli ktoś ma już trochę (albo bardzo) dość tego bloga, to pocieszę, że next najprawdopodobniej w następy weekend :D (No chyba, że znowu nie będę mogła się powstrzymać ;_;)
________________________________________________

Godzinę później byłam już po drugim USG, które potwierdziło, że jestem w ciąży. Ja, nastoletnia dziewczyna mająca osiemnaście lat, nosiłam w sobie malutki organizm… Miniaturowego człowieczka, który za osiem miesięcy miał przyjść na świat… Nie, wcale nie. Myślałam, że będzie już tak jak kiedyś, Lysander mi wybaczył i planowałam z nim swoje dalsze życie. A to wszystko piorun trzasnął…
Z nikim się jeszcze nie widziałam. Nikt również nie wiedział o moim stanie, o dziecku. O dziecku poczętym poprzez gwałt… Załamałam się, bo wiedziałam, że zaraz wkroczy lekarz i powie, że jestem wolna, a także przestrzeże o prowadzeniu od tej pory zdrowego trybu życia. Ale ja nie chciałam żadnego bachora. Tak właśnie myślałam o maluszku, który bezbronny rozwijał się w środku mnie. Jasnym było, że muszę się go pozbyć. Pozbyć dzieciątka całkowicie nieświadomego tego, że jest problemem. Na pierwszy ogień poszła aborcja. Pomyślałam, że jeśli to się nie uda, usunę je na własną rękę. Nie ważne jak, nie ważne z jakimi konsekwencjami. Tym razem musiałam coś zrobić, żeby nie dopuścić do rozstania z Lysem. Bo jaki facet podjąłby się opieki nad nieswoim dzieckiem? Dla mnie mój chłopak liczył się ponad wszystko, kochałam go najbardziej na świecie, nie chciałam tego mącić. Miałam zamiar uwolnić się od dziecka, wziąć tabletki na poronienie, albo chociażby godzinami dziennie biegać i wyciskać z siebie siódme poty, by stracić tę ciążę. Cokolwiek, aby tylko on się nie dowiedział…
Nie myliłam się. Za dziesięć minut stałam już w progu pomieszczenia, nabierając głębokiego oddechu przed spotkaniem. Wyszłam.
Titi: Nicola! Kochanie, jak się czujesz? – od razu podbiegła do mnie ciotka, wypytując ze zmartwieniem
Roz: Co się stało? Wszystko już w porządku? – dołączyła do niej także białowłosa, w zaniepokojeniu marszcząc brwi
Nic: T-tak. Zwykłe zasłabnięcie, to nic takiego. – skłamałam perfidnie, mając nadzieję, że uwierzą
Roz: Czyli jest okej?
Nic: Jasne. Lekarze powiedzieli, że to tylko omdlenie z przemęczenia, nic wielkiego. – dalej ciągnęłam, wkładając w swoje słowa jak najwięcej przekonania
Titi: To świetnie. Bardzo się o ciebie martwiłam, a lekarka nie chciała mi nic powiedzieć, podobno nie udzieliłaś zgody. – rzekła, mrużąc oczy
Nic: Mówię, to dlatego, że nic mi nie jest. Co miała powiedzieć? Że ze mną dobrze?
Roz: I tak się niepokoiliśmy. – powiedziała uspokojona, przytulając mnie
Potem ciocia z Rozą ruszyły przodem, a ja zostałam w tyle z chłopakami. Nie podobało mi się towarzystwo Lysandra. Nie w tej sytuacji, nie teraz. Fatalnie się czułam, okłamując go. Tylko co mogłam zrobić? Stanąć na środku korytarza i oznajmić „będę miała dziecko z innym facetem”? To nie wchodziło w grę. Była niedziela, a ja na początek kolejnego tygodnia zaplanowałam załatwienie tej sprawy. Targały mną wyrzuty sumienia, że zachowuję się tak okropnie i chcę zabić tę istotkę. Nie mogłam inaczej.
Gdy chłopak zamierzał mnie objąć, zrobiłam zgrabny unik. Nie patrząc na niego, odwróciłam wzrok w drugą stronę, na kurtkę Kasa.
Lys: Co się dzieje? – zapytał, zbity z tropu
Popatrzyłam w jego oczy i z krwawiącym sercem odpowiedziałam, siląc się na niechętny głos.
Nic: Nic, po prostu nie mam ochoty na jakieś czułości. W ogóle najlepiej byłoby, gdybyście wrócili do domu, oboje. Zadzwonię za kilka dni. Cześć. – rzuciłam i przyśpieszyłam, doganiając ciotkę i przyjaciółkę
Wsiadłyśmy do samochodu, a Roza ze zdziwieniem zauważyła, że chłopcy stoją nieruchomo, patrząc na zamykające się drzwi auta. Nie przeniosłam na nich wzroku. Nie dałam rady.

***
Białowłosą odwiozłyśmy pod dom, bo oznajmiłam jej, że nie potrzebuję towarzystwa. Obie były zaskoczone moim zachowaniem, ale zrobiły to, co powiedziałam. Podróż do domu minęła mi w ciszy. To znaczy, ja siedziałam cicho jak mysz pod miotłą, a Titi dociekała, co mi się stało i dlaczego zbyłam Rozalię. Nie odpowiedziałam jej, tylko patrzyłam na mijane przez nas domy. Wtedy przed moimi oczami stanął pewien obrazek: ja i Lysander w przytulnym, ciepłym mieszkaniu, układając do snu małą kruszynkę otuloną kocykiem, której oczka zamykają się, chętne snu… Poczułam potężny żal i boleść. Robiło mi się przykro, kiedy pomyślałam, że zabiję własne dziecko, które noszę pod sercem… Łzy same cisnęły się pod powieki, a w środku miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że jestem podłą, bezwzględną morderczynią…
Titi: Nicola, co jest? Dlaczego nic nie mówisz? Widzę, że coś nie jest w porządku.
Nic: A właśnie, że jest! – krzyknęłam w końcu, nie wytrzymując i wybuchając – Jestem dorosła, skończyły się już te czasy, w których zwierzałam ci się! Byłam wtedy małą dziewczynką, która nie radziła sobie z problemami w domu. Ale teraz dająę sobie radę z problemami sama i odczepcie się wszyscy ode mnie!
Los chciał, że zatrzymaliśmy się pod domem, gdy już skończyłam. Ciocia patrzyła na mnie z niepokojem, a ja podbuzowana wyszłam z samochodu, mocno trzaskając drzwiami. Chciałam odciąć się od całego świata, w spokoju przemyśleć wszystko o tym dziecku i wybrać, co zrobię. Musiałam zdecydować, którą opcję wybiorę. Na aborcję stać mnie nie było, więc potrzebowałam tańszego rozwiązania. I przede wszystkim bardziej dyskretnego.
Wtedy zamierzałam wszystkich przeprosić za moje humorki i zapomnieć na zawsze o dziecku, które było tylko niefortunną, potworną wpadką.

***
Zamknięta w pokoju, płakałam w pyszczek pluszowego misia, trzymając rękę na brzuchu. Gdy pomyślałam sobie, że za kilkanaście miesięcy mogłabym użyczyć go uroczemu bobaskowi, rozbeczałam się jeszcze bardziej. Poczucie winy nie pozwalało mi spokojnie zasnąć, chociaż wcale jeszcze niczego nie zrobiłam. Tak jak wcześniej byłam niewzruszona i przekonana, tak teraz czułam przerażenie. Nie pasowała mi już myśl aborcji lub usunięcia, mimo że ojcem był Shon. Jednak to było nieuchronne. Musiałam jak najprędzej podjąć decyzję, żeby tylko nie rozmyślić się. Wtedy byłoby przesądzone, z moją miłością mogłabym się definitywnie pożegnać.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu – 00:24. Późna godzina nawet mnie nie zaskoczyła, byłam zbyt zdruzgotana.
W tamtym momencie zrobiłam pierwszy krok na drodze do upragnionego szczęścia. Włączyłam swój laptop. Przymknąwszy oczy, nabrałam powietrza. Wystukałam na klawiaturze hasło i je zatwierdziłam. Nie spodziewałam się, że znajdę aż tyle ofert, bo wiedziałam, że tabletki wczesnoporonne są nielegalne. Jednak skoro były dostępne, postanowiłam takowe kupić. Jeszcze nie dziś, tylko jutro wieczorem. A może pojutrze… Odwlekałam to jak tylko się dało, lecz istniał też problem finansów. Najtańsze znalazłam po dwieście złotych, a nie miałam takiej sumy. Trzeba było zorganizować skądś kasę.
Zaszlochałam znów, głośno i rozpaczliwie. Nie przyszło mi do głowy, że obudzą tym ciocię…
Titi: Co tam się dzieje? – zapytała cicho, pukając do drzwi
Nic: N-nic. Wszy-wszystko w porząd-porządku. – wychlipałam
Titi: Ty płaczesz…
Nic: Nieprawda! Nie płaczę. – wydukałam, wybuchając żałosnym szlochem
Titi: Wpuść mnie. – poprosiła łagodnie
Nic: Nie, nic mi n-nie jest. – jęknęłam, zalewając się łzami
Titi: Proszę cię, weź klucz i otwórz drzwi. Nic, pomogę ci, tylko daj mi szansę.
Nie odezwałam się już więcej. Położyłam się, przyciskając poduszkę do głowy. Wiedziałam, że jeśli dłużej będę tak z nią rozmawiać, zmięknę i pozwolę jej wejść. Powiedziałabym jej o wszystkim, a do tego nie mogło dojść. Nikt nie miał się dowiedzieć, przynajmniej tak zaplanowałam.

***
Rano otworzyłam oczy i z zaskoczeniem zorientowałam się, że zasnęłam. Może nie wyspałam się jak zwykle, ale czułam się odrobinę lepiej. Ne trzeźwo mogłam podejść do tematu dziecka, lecz niewiele się zmieniło. Nadal planowałam zamówić te tabletki. Postanowiłam wyprosić pieniądze od Titi, chciałam je jej później zwrócić, jakkolwiek miałabym to zrobić. A gdy miało być po wszystkim, zachowywałabym się jakby nigdy nic takiego się nie stało. Żyłabym do końca życia z towarzyszącymi mi wyrzutami sumienia, ale z moim Lysiem, tylko to się liczyło.
Wtem usłyszałam pukanie do moich drzwi i byłam pewna, że to Titi. Pewnie się martwiła. I to bardzo.
Nic: Już otwieram. – powiedziałam nagle, choć wolałabym dalej siedzieć na łóżku i ignorować wszelkie próby pomocy; Dwie stówy. Jedna koczowała gdzieś na dnie mojej skarbonki, lecz drugą musiałam uprosić u cioci jak najszybciej.
Otarłam szybko policzki, porywając chusteczkę higieniczną i doprowadzając oczy do skrajnego ładu. Ciocia stała zatroskana, ze smutkiem lokalizując u mnie wilgotne ślady od łez.
Nic: Wejdź, muszę cię o coś poprosić.
Zgodnie z moimi słowami, przekroczyła próg i usiadła na skraju łóżka, a ja ustawiłam się kilka metrów od niej, opierając się o szafę.
Titi: Co się wydarzyło, że w nocy płakałaś? – zapytała, a ja słyszałam w jej głosie zaniepokojenie
Nic: Titi, posłuchaj. Potrzebuję stu złotych, proszę, pożycz mi pieniądze. Oddam ci za jakiś czas, jak tylko uda mi się je zdobyć. – rzekłam szybko, omijając ją wzrokiem
Titi: Pożyczę, oczywiście, że pożyczę, tylko powiedz mi, przez co tak szlochałaś?
Nic: To nic takiego, miałam gorszy dzień. Proszę, - tu przerwałam, bo poczułam że brzmię rozpaczliwie – daj mi tę stówę.
Titi: Do czego jest ci potrzebna? – zadała kolejne pytanie, całkowicie spokojna i opanowana
Nic: Chcę pójść na zakupy. – skłamałam niezbyt pomysłowo, po prostu bezsensownie
Titi: I to jest takie pilne?
Już nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Zacisnęłam mocno usta, czując, że zaraz albo wyżalę się i powiem prawdę, albo rozryczę się nagle na jej oczach.
Z niekomfortowej sytuacji wyrwał mnie dzwonek do drzwi i jak na skrzydłach wyleciałam z pokoju, mówiąc, że otworzę. Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne. Wyobrażałam sobie, że ją poproszę, ona mi da i po sprawie. A tu pytania, dociekanie prawdy…
Ujrzałam przed sobą Rozalię. Przez myśl przeszło mi, żeby zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, jednak powstrzymałam się i grzecznie przywitałam. Musiałam zachowywać się normalnie, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Dlatego też zaprosiłam ją do środka, mrucząc pod nosem przekleństwa.
Roz: Martwiło mnie twoje zachowanie, chciałam sprawdzić co z tobą. – wytłumaczyła, gdy się rozebrała
Nic: Zły dzień, tyle. Chodźmy na górę. – odparłam, prowadząc ją do pokoju
Przepuściłam ją pierwszą i sama weszłam. Titi patrzyła na mnie z niedowierzaniem, trzymając na kolanach mój laptop. Kiedy białowłosa się z nią przywitała, nic nie odpowiedziała. Siedziała nieruchomo, nadal nie spuszczając wzroku.
Titi: To po to potrzebne ci te pieniądze? – zapytała, głucho, spoglądając na ekran
I wtedy wszystko zrozumiałam… Przecież nie zamknęłam stron, które wczoraj przeglądałam… O nie…
Rozalia nie wiedziała co się dzieje i o co może chodzić Titi. Uciekłam wzrokiem gdzieś daleko za okno, wiedząc, że już się wydało…
Titi: Tabletki wczesnoporonne? Nic, ty jesteś w ciąży? – zapytała w końcu, patrząc ślepo w moje oczy
Przyjaciółka także lustrowała moją twarz, zdruzgotana słowami kobiety. Nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę. Jak mogłam pozwolić, by Titi odkryła prawdę?
Oparłam się plecami o ścianę, zakrywając dłońmi twarz, i zjechałam po niej aż usiadłam na podłodze. Wstrząsnęła mną pierwsza fala płaczu. Później chlipałam coraz głośniej, a na koniec rozbeczałam się na dobre. Tak cholernie bałam się ich reakcji… Zaszłam w ciążę z Shonem, byłym chłopakiem cioci, co ona może o mnie teraz pomyśleć, jak nie to, że jestem zwykłym ścierwem? Najbardziej na świecie bałam się, że obruszy się już na zawsze, nie chcąc mnie znać… Lęk przed tym, że Rozalia powie o wszystkim Lysandrowi też przerażała… Przyjdzie i wyrzuci mi w twarz, że był z prawdziwą ladacznicą…
Roz: Nicol… - usłyszałam niedaleko siebie i poczułam, że ktoś mnie obejmuje – Ty… Nie wiem co mam ci powiedzieć.
Nie otworzyłam oczu, nie zdjęłam rąk z twarzy. Trzęsąc się, moczyłam łzami rękaw Rozalii, rozpaczając nad swoim życiem.
Nagle doszedł do mnie stłumiony głos Titi. Wywnioskowałam, że usiadła po mojej drugiej stronie. Zdjęła moje dłonie z mokrej buzi i wzięła je w swoje. Zerknęłam na nią przez łzy, lekko skołowana, a ta posłała mi pocieszające spojrzenie. Co one wyprawiały? Siedziały ze mną i pocieszały? Wcale nie wykrzyczały mi w twarz, że jestem wywłoką… W zamian usiadły i pokrzepiały…
Nie wiem po jakim czasie uspokoiłam się. Patrzyłam pustym wzrokiem na biały kaloryfer, wciąż czując obecność cioci i przyjaciółki.
Titi: Nic, dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytała z kamuflowaną pretensją
Nic: Wczo-wczoraj się dowiedziałam…
Roz: Wczoraj? To dlatego tak dziwnie się zachowywałaś? – dopytywała spokojnie, na co skinęłam
Titi: Czyje to dziecko? – dociekała cicho i łagodnie
Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam wymówić imienia ojca swojego dziecka na głos, brzydziłam się tym gnojem.
Roz: Lysia?
Pokręciłam głową, roniąc dużą łzę. Tak bardzo chciałabym, żebym to właśnie z nim była w ciąży!
Roz: Shona?
W odpowiedzi rozpłakałam się znowu, a ciocia, próbując ułagodzić, gładziła moje plecy. Teraz podwójnie bolało mnie to, że wtedy, w tamtym domku zdradziłam Lysandra. Gdybym nie zgodziła się na ultimatum, nie byłoby żadnego problemu. Ale Lysa też by już nie było…
Titi: Spokojnie, kochanie, spokojnie.
Nic: Jak mogę być spokojna? Prz-przecież… Jak Lys się dowie, to mnie chyba zabije... Muszę się tego pozbyć!
Titi: Nie ma mowy! Rozumiem, że dla ciebie to dramat, bo zaszłaś w ciążę, kiedy poświęcałaś się dla miłości, ale nie możesz usunąć tej ciąży.
Roz: Nic, a pamiętasz swoich rodziców? Opowiadałaś mi, jak cię zaniedbywali, jak poniżali i krzywdzili. Pokaż, że ty jesteś inna. Że w waszej rodzinie potrafisz zająć się swoim dzieckiem. Pomyśl, jak cudownie będzie wychować takiego małego bąbelka z Lysandrem. – tłumaczyła
Nic: Chciałabyś, żeby Leo zrobił bachora jakiejś lasce, a po urodzeniu ty miałabyś go wychowywać? No powiedz, chciałabyś? – zapytałam wściekle
Roz: Kocham Leo i tak, zrobiłabym to.
Nic: Kłamiesz. Dobrze wiem, że nie zrobiłabyś czegoś takiego. I on też nie zrobi. Zdecydowałam się na aborcję i swojego zdania nie zmienię.
Titi: Nie! Nie pozwolę ci, żebyś zrobiła taką głupotę, rozumiesz? – wykrzyknęła kobieta, łapiąc mnie za ramiona i potrząsając – Nie jesteś morderczynią, nie zabijesz tego maleństwa!
Nic: A właśnie, że tak. Chcę być z Lysandrem, a dziecko rozwali nasz związek.
Roz: Tak? Dobrze. Więc zaraz mu powiesz, co chcesz zrobić. Podzielisz się z nim swoimi planami prosto w oczy. – rzekła, wstając i wychodząc z pokoju
Popatrzyłam nietrzeźwo na Titi i zerwałam się na równe nogi, wybiegając za dziewczyną stała obok sypialni Titi z telefonem przy uchu, a ja spróbowałam go jej wyrwać, ale odepchnęła mnie.
Roz: Lysio? Przyjdź do Nicoli, szybko. – rzuciła, a ja myślałam, że zemdleję; Jak ona mogła mi to zrobić? – Teraz, to bardzo pilne. – dopowiedziała, rozłączając się – Zaraz tu będzie.
Myślałam, że ją uderzę. Cały żal ze mnie wyparował, pozostała złość i wściekłość.
Nic: Nienawidzę cię. Jesteś podła. – warknęłam gniewnie
Roz: Ty nie jesteś lepsza. – prychnęła – Chcesz zabić niewinną istotkę, małą, bezbronną i niczemu winną! To ty jesteś nieuczciwa, nietyczna i w ogóle makabryczna! – wyrzuciła mi w twarz
Zmrużyłam oczy i przygotowywałam się, by jej przyłożyć, lecz z pokoju wyszła Titi i przytuliła mnie opiekuńczo.
Nic: A co mam według ciebie zrobić? Zaszłam w ciążę, kiedy Shon mnie zgwałcił. Mam się cieszyć z tego dziecka? Dziecka, które już zawsze miałoby mi przypominać o tamtym wydarzeniu? – jęknęłam, zmiękczona objęciem Titi
Białowłosa spuściła głowę. Podejrzewałam, że żałowała trochę tego, co przed chwilą powiedziała, choć z drugiej strony wiedziałam, że to była prawda.
Roz: Pójdę już, nie będę przeszkadzać. – szepnęła, powoli ruszając na schody
Nic: Nie. – zatrzymałam ją – Zostań. Nie zostawiaj mnie samej przed tą ciężką rozmową. Chcę, żebyście obie były obok.
Roz: Nie powinnam była dzwonić do niego, prawda? – zapytała sucho, ale my milczałyśmy – Wybacz mi. Postąpiłam lekkomyślnie, powinnam wcześniej zastanowić się, czy to w ogóle jest dobry pomysł.
Nic: Titi, zrobiłabyś mi herbatę? Chciałabym pogadać z Rozą w salonie.
Titi: Jasne, chodźcie.
Siedząc na sofie zdawałam sobie sprawę, że za kilka minut usłyszę pukanie lub dzwonek do drzwi. Dygotałam z nerwów, bo nie miałam pojęcia, jak mu powiedzieć o dziecku.
Roz: Naprawdę chcesz usunąć? – przerwała ciszę białowłosa, przygnębionym głosem

Nic: Sama nie wiem. Z jednej strony nie mogę przeboleć myśli, że je zabiję, ale z drugiej nie przeżyję straty Lysa, a on nie podejmie się opieki nad dzieckiem innego. Roza, ja naprawdę chciałabym urodzić, mieć i malucha i faceta, ale że to niemożliwe. Poczucie winy będzie dręczyło mnie do końca życia, jeśli wezmę te tabletki. – rzekłam, ściszając głos
Roz: To ich nie kupuj. – odparła cicho, a ja w jednej chwili podniosłam na nią wzrok
Może miała rację? Wiem przecież, że dziecko nie jest niczemu winne i tylko ja oraz ten popapraniec jesteśmy odpowiedzialni.
Roz: Hej, Nic! Słyszysz? – zapytała nagle, a ja wróciłam do rzeczywistości
Nic: Co?
Roz: Dzwonek.
Zrozumiałam, że ma na myśli przyjście Lysandra. Zadrżała mi ręka i nie wiedziałam, czy jestem w stanie mu otworzyć. Jednak było już za późno.
Nic: Pójdziecie na górę, żebyśmy mogli porozmawiać w cztery oczy?
Roz: Pewnie, już się robi.
Na schodach obie posłały mnie krzepiące uśmiechy. Nie znalazłam w sobie tyle siły, by im się odwdzięczyć.
Poszłam do korytarza…
Lys: Cześć, skarbie. Rozalia do mnie zadzwoniła, miałem przyjść, więc jestem. – powiedział wesoło, dając mi buziaka na powitanie; Usta zaczęły mi mrowić i zrobiło mi się niedobrze.
Nic: Wejdź do salonu. – rzekłam ochryple
Nic nie podejrzewając, stanął na środku wskazanego pomieszczenia. Gdy wkroczyłam za nim, złapał moją rękę i okręcił. Najgorsze było to, że on okazywał tyle radości… A za chwilę miałam to szczęście zburzyć…
Lys: Jutro czternasty luty, wiesz co to znaczy? – zapytał, a ja przecząco pokręciłam głową – Walentynki, Nic. Lubisz niespodzianki? – uśmiechnął się, ukazując idealnie białe zęby
Nic: Lubię. – odparłam
Bez większych przemyśleń, doskoczyłam do niego, zarzuciłam ręce na szyję i pocałowałam. Długo, tęsknie i z pragnieniem. Miałam świadomość, że ten pocałunek może być ostatnim...
Lys: Ja też cię kocham. – odparł ze śmiechem, gdy już go puściłam
Nic: Musimy porozmawiać.
Lys: Słucham.
Nic: A wysłuchasz mnie do końca?
Lys: Oczywiście.
Nic: Obiecaj. – nalegałam
Lys: Obiecuję. No, mów, bo wzbudziłaś moje zainteresowanie.
Nabrałam powietrza, zamykając oczy i od razu poczułam się swobodniej, nie widząc jego twarzy i reakcji.
Nic: Jestem w ciąży. – wydusiłam z siebie po chwili ciszy
Odetchnęłam po wypowiedzeniu tych trudnych słów i uniosłam powieki. Popatrzyłam na niego raz, przelotnie. Wstydziłam się spojrzeć mu prosto w twarz.
Lys: Słucham? – wychrypiał tak cicho, że lewie go usłyszałam
Przyłożyłam rękę do czoła i westchnęłam. W gruncie rzeczy nie było tak źle, myślałam, że przyjdzie mi powiedzenie prawdy ciężej, zdecydowanie gorzej. Pomimo odczuwanego niepokoju, zrobiło mi się lżej na sercu, że się dowiedział. Teraz pozostało czekać na poczynania.
Nic: Wczoraj dowiedziałam się w szpitalu, że jestem w piątym tygodniu. – powtórzyłam, obserwując wazon stojący na komodzie
Lys: To żart?
Nic: Twoje porwanie i… I Shon…
Lys: Wiem, to logiczne, ale… - urwał nagle i podszedł chwiejnym wzrokiem do kanapy, sadowiąc się na niej i zakrywając oczy ręką
Nic: Ja usunę, dla ciebie usunę, zrobię wszystko, żebyś tylko ze mną był, obiecuję. Przepraszam cię, nie chciałam, żeby tak to się potoczyło. Widziałam w Internecie tabletki, za parę dni będzie po wszystkim i…
Lys: Pamiętaj, że jeśli to zrobisz, możesz już nigdy do mnie nie przychodzić. – rzekł twardo, podnosząc się
Osłupiałam. Przyprawił mnie o spore zdziwienie tym co wymówił. Jak miałam to rozumieć?
Nic: Co ty mówisz?
Lys: Nie mogę… Nie mogę, muszę się ulotnić. Cześć. – rzucił, błyskawicznie wychodząc
Zamykane drzwi dały mi do zrozumienia, że to koniec. Że Lys mnie zostawił. Nic mnie już nie obchodziło, klapnęłam na sofę i zaczęłam wyć. Świadomość tego, że już nie jestem jego dziewczyną zabolała bardziej niż cokolwiek innego…

***
Niedziela. Czternasty luty. Walentynki. Dzień w roku, w którym wszyscy zakochani spędzają razem urocze popołudnia, celebrując swoją miłość. Romantyczne kolacje, pocałunki, wzajemne prezenty i dwa najpiękniejsze w świecie słowa: „kocham cię”.
Mogłam sobie tylko wyobrażać, co byśmy teraz robili, gdyby sprawy tak mocno nie pokomplikowały się. Może leżelibyśmy przytuleni do siebie z miłością, albo dawali sobie teraz drobnostki z okazji naszego święta?
Płakałam. I w środku, i na zewnątrz. Zużyłam chyba całe pudełko chusteczek, a ciągle było mi mało. Najbardziej upragnionym przeze mnie widokiem było ujrzenie teraz jego uśmiechu. Cokolwiek, aby tylko związane z nim.
Oddałabym wszystko, aby się do niego przytulić i powiedzieć, że kocham. Ale nie było mi dane. I być może nigdy nie będzie…


________________________________________________

W sumie, to uważam, że nie wyszedł źle. Tylko na rozmowę z Lysiem nie miałam pomysłu i wyszło takie nico :C
Do zobaczycha! :D

32 komentarze:

  1. Aga nie musisz się powstrzymywać ja nie mam nic przeciwko byś dodała kolejny choćby jutro czy pojutrze :P Kocham czytać twoje rozdziały i jak skończysz to przyrzekam (nie nie zabiję Cię :P) Że jeszcze nie raz, nie dwa będę czytać blogusia :3 Kiedy Titi zabrała lapka Nic to wydawało mi się, że ja jestem Nic a moja mama wszystko co mam na kompie czyta D: Ech takie życie.

    Rozdział trochę smutny :c ale ciekawy :) Mam nadzieję, (znowu używam moich boskich możliwości) że Lysio wróci i będą razem wychowywać dziecko :3 Życzę Ci weny do następnego bloga, bo do tego już (niestety) nie potrzebujesz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak mi miło :D
      Mnie ostatnio mama zaczyna kontrolować na kompie :( Ale zawsze usuwam historię XD Przyznam, czasem mogłaby paść na zawał.
      Dzięki ;)
      No, na następny blog na pewno się przyda :D

      Usuń
  2. Le heheh płacze :'(biedna Nicola lysiu ty ...nie zostawiaj jej słyszysz! Hsdbbcudjehdh no chyba ze chcesz z shonem w garze pływać Ne zostawiaj jej nie teraz. ..mimo tego że smutny to świetny rozdział;:'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lysiaczek taki biedny... :c
      Aaale, zawsze może zdarzyć się coś dobrego :)
      Dziękuję :)

      Usuń
  3. Ty: Małpa, z lodem albo kamieniem jako serce T_T
    Lys: Gdzie moja siekierka? ;_;
    Roza: CO CI DO ŁBA STRZELIŁO?! ._.
    Rozdział: Smutny ._. *Ale co tam, ja uczuć nie mam xD Nawet nie płakałam, tylko smutno mi się zrobiło - koniec historii xD*
    Małpa T_T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja: Haha, to prawda. Mam kamienne serce :D
      Lys: Siekierka nie będzie Ci potrzebna :)
      Roza: Durna, nie?
      Rozdział: Lubię dramaty *-*
      Ja? Małpa? Świnia z Ciebie XD

      Usuń
  4. Świeeeeeeeeeeetny. *O* Strasznie, STRAAASZNIE mi przykro, że niedługo koniec bloga. T.T Why? Później jeszcze pewnie coś dopiszę. Czekam na next. Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :]
      Mi też zaczyna się przykro robić :c
      Też pozdrawiam :D

      Usuń
  5. jezu niech nic usunie albo odda te dziecko :/ to nie jej wina, że Shon ją zgwałcił ( w przypadku gwałtu prawo zezwala na aborcję). Ja na jej miejscu nie mogłabym przeżyć tego, że we mnie rozwija się istota poczęta przez taki czyn, przez taką osobę.... po prostu nie.... no nieważne. rozdział jak zawsze super :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :DD
      Jesteśmy bardzo podobne, z tego co widzę. Ja też nie mogłabym tego przeżyć. Usunęłabym. Tak, jestem bezwzględna i bezuczuciowa, ale co z tego?

      Usuń
  6. Eh, tak to jest, jak się nie usuwa historii przeglądania xD Całe szczęście moja mama nie wchodzi mi na kompa. No niby nie mam przed nią nic do ukrycia, ale ciekawe, jakby zareagowała, że czytałam pistoletach, karabinach, erkaemach... Jeszcze by pomyślała, że mam zamiar kogoś zabić ^.^
    Rozdział cudny, chodź strasznie przygnębiający :< Biedna Nic, strasznie jej współczuję. Stać się ofiarą gwałtu i do tego mieć dziecko z gwałcicielem...Straszna tragedia. Gorzej, niż u mnie.
    Uważam, że Nic trochę przesadza. No rozumiem, stała się ofiarą gwałtu i to właśnie wtedy zaszła w ciążę, ale zawsze może oddać bobaska do adopcji. Przecież na świecie nie brakuje par, które bardzo chciałaby mieć dzieci, a nie mogą.
    Lys, Lys...Jeśli Nicola od razu powiedziałaby mu o wszystkim i nie wymyślała żadnych aborcji, to przemyślałby to i by z nią był. Tylko jeśli ich miłość nie byłaby prawdziwa, to zostawiłby ją samą z dzieckiem i po prostu uciekł. A teraz? uż nie chodzi o to, że jest w ciąży, ale o to, że chciała ją usunąć, zostać morderczynią. Chciała zabić niewinną, bezbronną istotkę tylko dla własnych celów. Zachowała się bardzo egoistycznie.
    Od samego początku opowiadania myślałam, że Nicola jest miłą i rozważną osobą, która w życiu nie zrobiłaby nikomu umyślnie krzywdy. A tera? Egoistka. Była w stanie zabić niczemu nie winne dziecko tylko po to, aby zatrzymać przy sobie chłopaka. Jakby trochę pomyślała, to zrozumiałaby, że jeśli Lys ją kocha, to nie zostawi samej i będzie przy niej już zawsze. A tak? Nie zdziwię się, jak ją zostawi (chodź mam nadzieję, że tak nie będzie).
    Dobra, to chyba tyle. Ostatnio w ogóle nie mam głupawki i zdarza się, że strasznie przynudzam (tak jak teraz lub w nowym rozdziale u mnie). Nie wiem, jakie komentarze wolałaś. Z głupawką czy zadumą?
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :) Mam nadzieję, że dodasz wcześniej, niż planujesz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie? Ja zawsze historię usuwam :P
      Dzięki :D Ja też jej współczuję.
      Weź pod uwagę to, że jest rozbita, łatwo poddaje się emocjom i przede wszystkim, to dziecko Shona, znienawidzonego przez nią faceta. Zastanów się, Ty byś zdecydowała się, żeby urodzić? :D Ja nie. I tak, jestem egoistką, bo na 100%, gdybym znalazła się w takiej sytuacji, usunęłabym.
      Nie chciałam, żeby Nic była uważana za miłą i sympatyczną. Jakoś tak sama nie jestem do niej przekonana, bo ciągle postępuje nierozważnie. No :)
      Komentarze zależą od Ciebie i od Twojej inwencji :]
      Też pozdrawiam i raczej tak, chyba nawet dzisiaj dodam :P

      Usuń
  7. Rozdział nieco smutny. Muszę się zgodzić z Asią, że Nic chciała postąpić bardzo egoistycznie. Zabić dziecko, żeby być z chłopakiem? Już teraz ledwo wytrzymuje psychicznie, a gdyby naprawdę to zrobiła to pewnie nigdy tego by sobie nie wybaczyła. Mam nadzieję, że Lys wróci i będzie się opiekował Nic i jej dzieckiem (które nie zostanie usunięte!).
    No, to chyba na tyle ;) Weny ci nie będę życzyć, bo wszystko masz już napisane :D Więc życzę dużo zdrówka i szczęścia w życiu (i żebyś miała takiego uroczego chłopaka jak Lysiu :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i postąpiła egoistycznie. Tak jak ja, gdybym była na jej miejscu.
      Dziękuję bardzo :)
      Chłopak taki jak Lys? Nie, tacy chłopacy nie istnieją... A nie! Istnieją! Mam na to świadka! XD

      Usuń
  8. Supeer.Powiedz że Lys nie odszedł na zawsze ;|
    Mam nadzieję, że urodzi to dziecko,a jeśli go ni będzie chciała to odda do adopcji. /Cassie

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziewczyny jak w ogóle możecie nazywać Nicole egoistką i morderczynią? Jak możecie ją oceniać? halo, może to do was nie dociera ALE ONA ZOSTAŁA ZGWAŁCONA I TO JEST DZIECKO GWAŁCICIELA a ona i tak już jest zdruzgotana psychicznie. Nawet prawo zezwala na aborcję w takim wypadku więc jeśli by chciała to #sorrynotsorry ale nawet nie macie prawa się do niej dowalić. Poza tym ona teraz nie myśli trzeźwo bo jest zdruzgotana. Nawet nie wiecie jaki to ciężar dla zgwałconej kobiety nosić dziecko z gwałtu a co dopiero je wychowywać. Wyobraźcie sobie jak bardzo byście cierpiały podczas gwałtu i że każdy ruch tego dziecko w was by wam to przypominał... to jest naprawdę straszne. Trochę zrozumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że myślę podobnie do Ciebie? Mamy jakieś wspólne korzenie, bo nie wiem? XD

      Usuń
  10. Biedna, biedna Nic. Szczerze, to myślałam, że Lysander jej wybaczy i razem będą wychowywać tego malucha.
    Rozdział jak zwykle super. Wow, masz już napisane rozdziały do samego końca? Szacun.
    /Pozdro, Akinot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za co Lys ma jej wybaczyć? ona się przecież nie puściła i nie wpadła tylko została zgwałcona halo to nie jej wina

      Usuń
    2. Ale chciała usunąć ciąże, prawda? O to Lys już może mieć do niej pretensje.

      Usuń
    3. nawet jeśli to co? ma prawo do usunięcia jeśli została zgwałcona. nikt nie powinien zgwałconej kobiecie wyrządzać jeszcze większej krzywdy i zmuszać jej do urodzenia bo to może mieć jeszcze gorsze skutki dla psychiki. tacy ludzie potrzebują być pod opieką specjalistów i mieć poczucie odzyskania kontrowali nad własnym ciałem a zmuszenie takiej osoby do urodzenia takiego dziecko tego w absolutnie żadnym stopniu nie daje.poza tym do 6 tygodnia to jest płód i nawet lekarz nie nazwie tego inaczej.

      Usuń
    4. Ale czemu winne jest takie biedne, małe stworzonko? To ono jej wyrządziło krzywdę? Przecież chciała zabić niewinną, bezbronną istotkę.
      Po za tym kto każe jej wychowywać dziecko? Zawsze można je oddać do adopcji, ale nie zabijać. Rozumiem, że to niechciane dziecko poczęte przez gwałciciela, ale czy to jego wina? Na świecie jest tyle par, któtę chętnie zaadoptują tę małą istotkę i wychowają jak najlepiej.

      Usuń
    5. Dziecko Niczemu nie jest winne ale dla kogoś zgwałconego to nie jest takie tam 9 miesięcy. Każdy ruch tego dziecka... wszystko z nim związane przypomina o gwałcie, nie można o tym zapomnieć a ból psychiczny jest naprawdę straszny. Nie można oceniać kogoś po takich przeżyciach. W takiej sytuacji powinno być zrobione wszystko żeby kobieta czuła się dobrze i jak najszybciej do siebie doszła a nie zmuszać jej do czegoś co ją przerasta...

      Usuń
    6. Moim zdaniem skoro Nic myśli, że nie odzyska Lysia to postanowi teraz urodzić dziecko. Wtedy Roza o wszystkim powie Lysiowi, że ona jednak nie chce usunąć ciąży i wtedy chłopak do niej wróci i powie, że chce razem z nią wychowywać Shonka Junior (ale mam bekę z tego imienia XD ) i będę żyli długo i szczęśliwie.

      Mam nadzieję, że nie będzie tak jak ostatnio XD

      Usuń
    7. E, jeszcze wybaczy. Emocje nim targały :D
      Afra... Ty... Ty Sherlocku... XD
      Shonek Junior... Jak suodko! :)

      Usuń
    8. Haha XD Mam teraz za dużo tytułów zacytuję samą siebie w rozmowie z Clarą :P
      Ja jestem Pastafarioańską boginią z tytułem plackowej damy i podróżującej po świecie jako piratka. Która ma wierną smoczusię Agoonę i bratnią duszę o zacnym imieniu Aśka, moją prawą rękę Clarę, i równie wspaniałe dziewczyny czyli Agę i Agatę. A mnie zwą: Kapitan Afra Sparrow 😎 A dla przyjaciół po prostu Afra

      I dzięki tobie muszę sobie dopisać tytuł detektywa XD

      Usuń
  11. A ja już myślałam że Shon ma AIDS , zaraził Nic i ona teraz umrze...
    Ehh...Moja wyobraźnia jest zbyt okrutna xddd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty, ale to by było dobre. Kurde, że też nie wpadłam na taki pomysł... Ale nie, z tym AIDS to mogłam to wykorzystać. Szkoda, że wcześniej nie pomyślałam o takim scenariuszu... :(

      Usuń
  12. Czytałam i miałam łzy w oczach. Szok! Wiedziałam, że Lysiu nie pozwoli jej usunąć. Wiedziałam... Super rozdział. Jakiś konstruktywny i w miarę logiczny komentarz zostawię jak nadrobię zaległości

    OdpowiedzUsuń