Ostrzegam przed jego długością. W Wordzie wyszedł mi chyba najdłuższy, jaki do tej pory kiedykolwiek napisałam, bo zajął mi ponad osiem stron. I to nie czcionką o rozmiarze 14, tylko 9, taką którą zawsze piszę O.O
Zapraszam do czytania :D
________________________________________________
***Miesiąc później***
Nic: Ale łóżeczko wybiorę ja. – oznajmiłam dumnie, ściskając jego rękęLys: No nie wiem… Mój pokój, mój wybór. – droczył się ze mną, uśmiechając słodko
Nic: Chciałeś chyba powiedzieć: nasz pokój. – wystawiłam mu język, na co pokręcił z rezygnacją głową
Wchodziliśmy właśnie do sklepu dziecięcego z meblami, ubrankami, wszystkim czego potrzeba dla maluszka. Mieliśmy już mniej więcej nakreślony wygląd wyposażenia naszego brzdąca, który trzeba było teraz zakupić. Postanowiliśmy po urodzeniu zamieszkać razem, żeby wspólnie dzielić obowiązki wychowawcze. A że oboje się uczyliśmy i nie mieliśmy funduszy na wynajem mieszkania, o kupnie nawet nie wspominając, ustaliliśmy, że przeprowadzę się do braci. Leo ten pomysł średnio się podobał, ale kiedy Rozalia zaczęła go zasypywać prośbami i rozwlekała się nad tym, że będzie mogła całymi dniami bawić się z dzidziusiem, zmienił swoje przekonanie. Białowłosa była zachwycona takim obrotem spraw, deklarując, że pomoże nam w opiece nad małym bąbelkiem. Lysander z zadowoleniem przyjął wiadomość, że Titi zgodziła się na tę przeprowadzkę. Widziałam w jej oczach, że bardzo jej przykro, lecz na pewno miała świadomość, że najlepszym wyjściem jest nasze wspólne zamieszkanie. Powiedziała, że naturalnie opłaci moją część za czynsz, mało tego, w prezencie dla dziecka dała nam pieniądze na zakup mebelków. Byłam jej wdzięczna, bo w gruncie rzeczy gdyby nie ona, nie wiem jak zdobylibyśmy sumę kilku tysięcy. Ciocia wyglądała na ucieszoną, że niedługo pozyska… jakby nie patrzeć, wnuka.
Lys: Chyba trzeba kupić nowe łóżko. – rzekł, rozglądając się za działem z kołyskami
Nic: Przecież właśnie idziemy wybierać. – zauważyłam, przenosząc na niego wzrok
Lys: Nie miałem teraz na myśli dziecka. Chodziło o to, które stoi w pokoju.
Nic: Coś z nim nie tak?
Lys: Nie, nie. Tylko że ma już swoje lata. – powiedział, nie patrząc na mnie
Nic: No to co? – zatrzymałam się i zapytałam, bo niewiele rozumiałam
Lys: Myślisz, że później wytrzyma nasze zabawy? – podniósł do góry brew, uśmiechając się rozbrajająco, powodując u mnie wypieki na policzkach
Nic: Ej! Ta przeprowadzka chyba nie była dobrym wyborem, ty zboku! Kupię sobie materac i będę spała na podłodze, żebyś nic mi w nocy nie zrobił. – roześmiałam się
Lys: To zbędne, skarbie. – rzekł, całując mnie krótko
Nic: Chodźmy się rozejrzeć, bo zaraz naprawdę się napalisz. – rzuciłam, ruszając i ciągnąc go za rękę
Lys: To nie moja wina, twoje nowe kształty cholernie podniecają.
Nic: Mam rozumieć, że właśnie mi powiedziałeś, że jestem gruba? – odwróciłam się z udawanym oburzeniem
Lys: Nigdy w życiu. Jesteś najpiękniejsza na świecie. – odparł z uśmiechem, obejmując mnie w talii i kierując się w stronę łóżeczek
***
Po powrocie do domu, to znaczy do mieszkania chłopców, teraz już także mojego, od razu poszłam do mojego pokoju, oczywiście współdzielonego z Lysandrem. Chłopak poszedł za mną, a gdy wszedł do pomieszczenia, zamknął drzwi i oparł się o nie. Rzuciłam się na łóżko.Nic: Nie denerwuje cię to, że w twoim pokoju non stop przebywa baba?
Lys: Nie baba, tylko kobieta. – uśmiechnął się, podchodząc i kładąc się obok mnie
Nic: Już niedługo wszystko się zmieni. – westchnęłam, zamyślając się na moment – Myślisz, że damy radę?
Lys: Nie widzę innej opcji. – rzekł z mocą – Wiesz, że nie mogę się doczekać?
Nic: Czego? Wstawania po nocach i zmieniania zarobionych pieluch? – zapytałam, na co zaśmiał się głośno – Leo chyba szlag trafi, kiedy o północy będzie budzony płaczem.
Lys: Nie będzie tak źle. Poradzimy sobie razem. – odrzekł, cmokając mnie w szyję
Nic: Mam nadzieję.
Przez moment nie odzywaliśmy się, do czasu aż białowłosy przerwał luźną ciszę.
Lys: To co, zbieramy się? Rozalia i Leo zaraz powinni być, musimy być gotowi.
Nic: Jasne, już wstaję.
***
Spakowaliśmy się do jednej torby podróżnej, bo jak na dzień z noclegiem nie potrzebowaliśmy wielu ubrań i rzeczy. Czekając na pozostałą dwójkę, stanęłam przed lustrem na korytarzy, poprawiając włosy. Lys przyglądał mi się, oparty o futrynę.Lys: Ślicznie wyglądasz.
Nic: Próbujesz mi się podlizać, czy jak?
Lys: Nie mogę już powiedzieć swojej dziewczynie komplementu?
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, a on podszedł i objął od tyłu, kładąc dłonie na lekko wydętym już brzuchu. Położyłam swoje ręce na jego, wpatrując się w nasze odbicie. Ładnie razem wyglądaliśmy. Bardzo ładnie. Niektórzy w wieku osiemnastu lat nie mają jeszcze swojej drugiej połówki, a ja posiadam i kochanego chłopaka, i dziecko, które za pół roku pojawi się na świecie.
Lys: To prawda, że na początku chciałaś zamówić jakieś tabletki? – zapytał cicho
Nic: Tak. Szukałam wszystkich sposobów, żeby usunąć ciążę, bo… nie chciałam, żebyś się dowiedział. – szepnęłam i zrobiło mi się głupio
Lys: Kocham was, skarbeczki.
Nic: My ciebie też. Będziesz wspaniałym ojcem.
Lys: Oboje będziemy najlepszymi rodzicami dla naszego dziecka.
Wtedy drzwi wejściowe otworzyły się, a stanęli w nich Rozalia z chłopakiem. Dziewczyna patrzyła na nas z zazdrością.
Roz: Jak wy ładnie wyglądacie… Leo, ja też chcę być w ciąży! – tupnęła nogą
Na twarzy czarnowłosego widziałam przerażenie. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, więc postanowiłam wyciągnąć z opresji ojcostwa.
Nic: Roza, przecież będziesz się już zajmować jednym bobasem. Jeśli zajdziesz w ciążę, to jak my sobie poradzimy?
Przyjaciółka zlustrowała mnie wzrokiem i przyznała rację, co uspokoiło jej chłopaka, posyłającego mi spojrzenie pełne podziękowań.
Kiedy poszli razem na górę, by znieść na dół pakunki Leo, białowłosy pogładził moje plecy.
Lys: Czasem cieszę się, że nie masz takich humorków jak Rozalia. – bąknął, na co zachichotałam
***
Na przednich siedzeniach siedzieli chłopcy z Leo za kierownicą, a na tyłach ja z dziewczyną. Po wspólnych śmiechach i żartach, białowłosa zaczęła nowy temat.Roz: Jak dacie dziecku na imię? – zagadnęła beztrosko, grzebiąc w torebce
Lysander wychylił się i odwrócił, spoglądając na mnie. Dopiero wtedy zrozumiałam, że do tej pory o tym nie rozmawialiśmy.
Nic: Jeśli chodziłoby o mnie, pod uwagę wzięłabym Xenię. A dla chłopca Paul albo Scott.
Roz: A ty, Lysiu?
Lys: Jeżeli mowa o dziewczynce, to Jasmine, ale Xenia też ładnie brzmi. Philip, w wypadku chłopaka.
Nic: Oj, misiu, w domu musimy to skonsultować. – uśmiechnęłam się słodko
Roz: Weźcie jeszcze pod uwagę imiona Andrew i Victor, a także Meg, piękne są. – rozmarzyła się – Nazwiemy tak swoje dzieci, prawda Leo?
Chłopak dostał nagłego napadu kaszlu, a ja wiedziałam, że był on wymuszony. Brunet najwyraźniej nie kwapił się do zabawy w pieluchach, ku niezadowoleniu Rozalii.
***
Po czterdziestu minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod dużym, robiącym wrażenie domem. W pierwszej chwili pomyślałam, że powierzchnia całego domu wynosi sporo ponad dwieście metrów kwadratowych. Nic dziwnego, że rodzice Leo i Lysandra – pani Isabela i pan Joseph, prowadzili kiedyś gospodarstwo agroturystyczne na ogromną skalę. Jasny budynek w delikatnym beżowym odcieniu otaczało zadbane podwórko pod cienką już warstwą śniegu. Nie była to willa urządzona z przepychem, tylko ładna, ale nieprzesadnie ozdobiona posiadłość. Bez rzeźb i pomników, ani alejek otoczonych drzewkami. Przyjemna dla oka ostoja małżeństwa.Roz: Denerwujesz się? – szturchnęła mnie przyjaciółka, kiedy chłopacy wyjmowali z bagażnika torby
Nic: Tylko trochę. Chciałabym zrobić dobre wrażenie. – przyznałam
Roz: Na pewno tak będzie. Nasi przyszli teściowie są naprawdę miłymi ludźmi. Poza tym, ciebie nie da się nie lubić.
Patrząc na rozweseloną twarz dziewczyny, uspokoiłam się nieco. Skoro ją polubili i zaakceptowali, to może faktycznie nie będzie źle?
Lys: Chodźmy, Leo już ruszył do wejścia. – odezwał się przy nas, obejmując mnie w pasie jedną ręką, w drugiej trzymając bagaż
Roza podbiegła do bruneta, a my szliśmy za nimi. Serce mocniej zabiło w mojej piersi, gdy został naciśnięty dzwonek do drzwi. Spojrzałam nerwowa na Lysandra i zupełnie nad tym nie panując, z całej siły ścisnęłam dłoń Lysa, który spojrzał na mnie zdziwiony. Domyślając się o co chodzi po wyrazie mojej twarzy, uśmiechnął się ciepło, czym dodał mi otuchy.
Klamka poruszyła się, a drzwi już za moment otworzyły się. dwójka przed nami nieco mi przeszkadzała w przyjrzeniu się, lecz zdołałam ujrzeć kobietę, na moje oko po czterdziestce, ubraną w brązową spódnicę i biały sweter.
Isa: Leo, jak miło, że już jesteście. Witaj, Rozalko. – przywitała ich radośnie, ściskając kolejno
Zaprosiła ich do środka i kiedy obydwoje weszli, zostaliśmy już tylko my. Mój wzrok musiał zdradzać szalony niepokój, chociaż może to niepotrzebne i głupie. Nie chciałam tylko, żeby rodzice Lysandra źle mnie odebrali.
Isa: Stęskniłam się za tobą, mój mały Lysanderku. – zaśmiała się, poklepując białowłosego po policzku, na co ten ucałował dłoń mamy – Przedstawisz mi tę panienkę? – zapytała, przyglądając mi się z uśmiechem
Lys: Tak, mamo, tylko chodźmy do domu, żeby był przy tym też tata.
Kobieta kiwnęła głową i gestem nakazała, byśmy weszli, po czym zamknęła drzwi. Czułam na sobie jej uważne i zaciekawione spojrzenie, odwzajemniając jej się nieśmiałym uśmiechem.
Przeszliśmy przez całkiem duży korytarz, po czym prowadzona przez Lysandra, jak i głosy dochodzące z pomieszczenie, weszliśmy do pokoju, który okazał się przestronnym salonem. Przy oknie stał Leo z Rozalią, a obok nich mężczyzna o ciemnobrązowych włosach lekko oprószonych siwizną. Śmiał się teraz wraz z dziewczyną, a brunet stał z kwaśną miną.
Isa: Kochanie, Lysander chce nam kogoś przedstawić. – powiedziała czarnowłosa kobieta, na co jej mąż odwrócił się, po czym podszedł
Lys: Mamo, tato, to jest moja dziewczyna, Nicola. A to moi rodzice, Isabella i Joseph, skarbie. – rzekł, całując mnie w skroń
Brunetka podała mi zadbaną dłoń i z zaskoczeniem przyjęłam, że ucałowała mnie w policzek. Pan domu przywitał mnie uściskiem ręki, lustrując mnie przyjaznym wzrokiem.
Isa: Zaraz będzie obiad, dzisiaj przygotowałam pieczeń jagnięcą, chodźcie, dziewczynki, pomożecie mi. – rzekła z uśmiechem i wyszła, a ja razem z Rozalią podreptałyśmy za nią
Roz: Widzisz? Nie było czego się bać. – zachichotała
Nic: To fakt.
Znalazłyśmy się zaraz w kuchni urządzonej w brązie i bieli. Masywne, ciemne szafki sprawiały piękne wrażenie. Na stole przykrytym śnieżnobiałym obrusem, stało sześć kompletów nakryć.
W pewnej chwili zauważyłam, że nikt z dwójki dorosłych nie nadmienił nic o ciąży. Mój widoczny brzuszek wyraźnie wskazywał na odmienny stan, ale oni ani razu nawet na niego nie spojrzeli. Pomyślałam sobie, że to idealnie się składa i powiemy o tym razem z Lysandrem. Dodatkowo moja dość luźna bluzka ukrywała nowe kształty, co w gruncie rzeczy wyszło na dobre.
Isa: Rozalkę znam już od dawna, ale ciebie, Nicolo, bardzo miło poznać. Cieszę się, że przyjechałyście z moimi chłopcami.
Białowłosa zaczęła wtedy luźną rozmowę na różne tematy, śmiejąc się i żartując. Zazdrościłam jej takiego podejścia, niezobowiązujących pogawędek i niestresowania się przed wszelkimi wizytami. Stałam z boku i wtedy, gdy było trzeba, odpowiadałam zdawkowo na jakieś pytania. Czułam się skrępowana, pomimo tego, że mama Lysandra była naprawdę przyjazną i wspaniałą osobą.
Isa: Dobrze, już będę wyjmować tę pieczeń, zawołajcie resztę. – poprosiła kobieta
Zgodnie z jej poleceniem, poinformowaliśmy, a właściwie ona poinformowała o zbliżającym się obiedzie. Robiłam za taki dodatek, chodziłam tylko w te i z powrotem, zupełnie nic nie mówiąc. Podczas kiedy wszyscy maszerowali razem do kuchni, podszedł do mnie białowłosy.
Lys: Dlaczego jesteś taka cicha?
Nic: To nie tak, ja po prostu boję się ich reakcji, gdy im powiemy…
Lys: Nie masz czego. Kochanie, moi rodzice będą wniebowzięci, jak dowiedzą się, że za kilka miesięcy pozyskają wnuka. – zatrzymał się, złapał moje ręce i uśmiechnął się
Nic: A jeśli nie?
Lys: W takim razie chodź, od razu jak usiądziemy za stołem, zaczniemy rozmowę, dobrze? – zapytał, gładząc mój policzek, a ja kiwnęłam głową
Zajęliśmy krzesła obok siebie, a podczas gdy gospodyni szła z pieczenią, Lysander rysował palcem po mojej dłoni różne wzorki.
Mając przed sobą naczynie z cudownie pachnącym daniem, każdy po kolei nakładał na swój talerz porcję posiłku. Ja również to zrobiłam, tyle że nie potrafiłam wziąć do ust choćby kęsa. Spojrzałam znacząco na chłopaka na sąsiednim krześle. Zrozumiał chyba, że chcę, by powiedział o tym teraz, sam. Nie miałam odwagi tego zacząć.
Lys odsunął swoje krzesło i wstał, nakazując mi to samo. Chwycił mnie mocno za dłoń, przez co lepiej się poczułam pod zaskoczonym wzrokiem pozostałej czwórki.
Lys: Mamo, tato, musimy wam coś powiedzieć. – zaczął chłopak, przez co wstrzymałam oddech – Przyjechaliśmy tutaj głównie po to, aby was poinformować o tym, że Nicola jest w ciąży. Za siedem miesięcy urodzi nam się dziecko. – dokończył i dopiero wtedy wypuściłam powietrze cicho z płuc
Spojrzałam na niego z oczekiwaniem, jednak z osłupieniem przyjęłam do wiadomości, że nie zamierza dodawać już czegokolwiek. Między innymi tego, że nie jest ojcem „naszego dziecka”.
Małżeństwo patrzyło to na mnie, to na Lysa, a mężczyźnie w pewnym momencie wypadł z ręki widelec, który z łoskotem spadł na podłogę.
Jos: Dziecko? Jakie dziecko? – zapytał głupio ojciec, kręcąc z niedowierzaniem głową
Lysander popatrzył na niego, w niemy sposób utwierdzając jego ewentualne wątpliwości
Jos: Masz osiemnaście, prawie dziewiętnaście lat. Masz świadomość, co właśnie powiedziałeś?
Poczułam się podle, bo ton głosu mężczyzny przytłoczył mnie. Brzmiał tak ozięble i nieprzyjemnie, że serce zaczęło walić w mojej piersi jak oszalałe. Zrozumiałam, że moje obawy były słuszne. Według małżeństwa, a raczej ojca Lysa, ciąża była abstrakcją i czymś, o czym nie chciał słyszeć.
Wyjęłam swoją dłoń z uścisku chłopaka, patrząc na niego z żalem. Przecisnęłam się między krzesłami i nie obracając się za siebie, wyszłam z kuchni. Łatwo przyszło mi odnalezienie korytarza i założywszy kozaki, otworzyłam drzwi i wymaszerowałam z domu. Przechodząc kilka kroków, poczułam przeszywająco zimny podmuch wiatru i zorientowałam się, że z emocji we mnie buzujących nie wzięłam kurtki. Jedynie bluzka z długim rękawem chroniła nieudolnie przed chłodem. Weszłam na podjazd i udałam się w stronę samochodu. Usiadłam na zimnym betonie, opierając się o koło samochodu. Podkuliłam nogi, a mroźny powiew przyprawił mnie o dreszcze i gęsią skórkę. Co mogłam teraz zrobić? Wyraźnie dano mi do zrozumienia, że moja osoba, a uściślając moje dziecko nie jest mile widziane. W głębi duszy miałam nadzieję, że rodzice chłopaków się ucieszą. Głupie…
Usłyszałam otwierane drzwi frontowe i usłyszałem wołanie Lysandra „gdzie jesteś?”. Całe szczęście, że siedziałam po drugiej stronie auta, tak, że nie mógł mnie dojrzeć. Chłód wstrząsnął moim ciałem i oddałabym wszystko, żeby pozyskać teraz moją kurtkę.
Lys: Skarbie, wyjdź do mnie, proszę. – jęknął, a mnie w sercu ścisnął ten jęk
Nic: Jestem za samochodem. – szepnęłam, mając nadzieję, że usłyszał
Już po chwili ujrzałem przed sobą dobrze mi znane buty chłopaka, a w kolejnej sekundzie poczuła wszechogarniając mnie ciepło lysandrowych ramion.
Lys: Przepraszam cię, że tak wyszło. Ojciec nie powiedział tego szczerze, był zaskoczony. Proszę cię, wróćmy do środka, bo nie masz na sobie kurtki i jeszcze się przeziębisz. – rzekł mi chicho i spokojnie do ucha
Nic: Możemy wrócić do nas, do domu? Wybacz mi, ale ja nie chcę tutaj być…
Lys: Nic, skarbie mój… Wrócimy. Wrócimy…
Podniósł mnie wtedy z ziemi i razem poszliśmy do budynku. Przykro mi się zrobiło, że proszę białowłosego o to, byśmy tak nagle wyjeżdżali z jego rodzinnego domu.
Lys: Zamówimy taksówkę, dobrze? – zapytał, kiedy znaleźliśmy się w środku; Jego głos brzmiałby normalnie, gdyby nie nutka zawodu.
Nic: Nie, zostańmy jednak. Nie chcę, byś miał mi coś za złe.
Lys: Ale…
Nic: Naprawdę, zostańmy. – przerwałam mu, unosząc nieznacznie kąciki ust
Wtedy pocałował mnie. Oparł o ścianę i pocałował. Pieścił moje wargi, jedną dłonią gładząc z czułością brzuch, w którym rozwijało się życie. Prawą rękę zarzuciłam mu na szyję, przyciągając chłopaka do siebie i pogłębiając pocałunek. Kiedy kątem oka zobaczyłam stojące kilka metrów dalej i obserwujące nas małżeństwo, odwróciłam głowę w ich stronę. Oszołomiony chłopak zrobił to samo.
Isa: Nicolo, bardzo cię przepraszam…
Jos: Nie, to moja wina. Nie powinienem tak reagować, ale byłem zdumiony. W gruncie rzeczy cieszymy się razem z żoną.
Isa: O tak. – kiwnęłam głową, podchodząc do nas – Będziemy mieli wnuka albo wnuczkę. To najlepszy prezent, jaki mogliście nam sprawić. – rzekła, uśmiechając się ciepło
Zerknęłam na białowłosego i na jego przepełnione radością oczy. Schowałam twarz w jego ramieniu, niedowierzając w tak pozytywną zmianę.
***
Leżałam w łóżku, patrząc w sufit. Cała nasza przyjezdna czwórka dostała oddzielne pokoje. Niespokojnie czułam się, sama w zupełnie mi obcym, dużym domu. pani Isabela z lekkością oznajmiła, że mam osobną sypialnię, jakby to było oczywiste. Wiedziałam, że według nich może to normalne, lecz jak dla mnie dzielenie pomieszczenia z Lysem bardziej by mi leżało.Na telefonie widniała dwudziesta trzecia czterdzieści. Nie wliczając nieporozumienia przy obiedzie, reszta mnie oczarowała. Białowłosy pokazał mi pomieszczenie, w którym jego rodzice trzymali pięć królików. Dowiedziałam się, że w dzieciństwie było ich znacznie więcej i Lys uwielbia zajmować się tymi zwierzątkami. Kiedy trzymał jednego z nich na rękach, głaszcząc go po jedwabistej sierści z uwielbieniem, wiedziałam, że doskonale sprawdzi się w roli ojca. Był tak opiekuńczy, że utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nasze dziecko pozyska wspaniały dom, przepełniony miłością. Z dnia na dzień chłopak wydawał mi się coraz słodszy. Bez dwóch zdań poznanie białowłosego było najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu.
Wtem usłyszałam skrzypienie drzwi, które otworzyły się, a przynajmniej tak wywnioskowałam po cichych krokach. Przerażona, usiadłam na łóżku, odsuwając się na bok. W ciemnościach nie zobaczyłam nawet sylwetki, ale mimo wszystko wystraszyłam się. z roztargnienia zapomniałam nawet, że na szafce obok znajduje się lamka nocna, którą w każdej chwili mogłabym zapalić. Gdy poczułam na ramieniu dłoń, pisnęłam, lecz słysząc „to ja”, uspokoiłam się i opadłam z powrotem na materac, odetchnąwszy z ulgą.
Nic: Wystraszyłeś mnie. – westchnęłam
Lys: Musiałem do ciebie przyjść. Przyzwyczaiłem się do twojej obecności w nocy i tego, że zawsze mogę się do ciebie przytulić. – rzekł cicho
Nic: No to się przytul. – zachęcałam go
Zgodnie z moimi słowami, przybliżył się. Tyle tylko, że zamiast przytulić, położył się na mnie w poprzek. Uważając na brzuch, ułożył się na mojej klatce piersiowej i głowie.
Nic: Ej! – odezwałam się, z ustami przyciśniętymi do jego koszulki – Złaź, cycki mi gnieciesz!
Lys: O, przepraszam. – natychmiast stoczył się na miejsce obok mnie – Mam nadzieję, że ich nie zdewastowałem. – zaśmiał się, a ja przez kilka sekund wahałam się nad odpowiedzią
Nic: Trzeba by to sprawdzić. – mruknęłam prowokacyjnie
Nie widziałam tego, ale miałam wrażenie, że na mnie spojrzał.
Lys: Oho, czy ty mi coś proponujesz? – zapytał ze śmiechem
Nic: Może tak, może nie. – odparłam pokrętnie
Lys: Moja ty urocza, kochana grzesznico…
Przytuliłam się do niego wtedy i szepnęłam, że go kocham, a on odwdzięczył mi się soczystym buziakiem w usta.
***
Rano obudziłam się pierwsza. Obejmując Lysa, spostrzegłam, że w wejściu stoi matka chłopców, przyglądając mi się. Przeniosłam zaspane oczy na śpiącego białowłosego, a potem znów na kobietę.Isa: Podejrzewałam, że nie wytrzymacie bez siebie. Miałam rację. – zachichotała i mrugając do mnie porozumiewawczo, wyszła
Zdjęłam rękę Lysandra z mojej talii, czym niestety go obudziłam.
Nic: Przepraszam, chciałam, byś jeszcze sobie pospał. – wytłumaczyłam, nakrywając go szczelniej kołdrą
Lys: Nie trzeba, kochanie. Dobrze, że tak wcześnie wstałaś, będziemy mieli więcej czasu na pokazanie ci otoczenia. – uśmiechnął się lekko, przecierając oczy
Po kolejnych paru minutach rozkrył się, tłumacząc, że mu gorąco. Miałam zamiar już wstać, dlatego usiadłam i się przeciągnęłam. Pewna rzecz jednak rozproszyła mnie na tyle, że zapomniałam, co chciałam zrobić. Lysio ułożył się na plecach i również rozciągał, a ja wtedy zauważyłam, że podkoszulek, w którym spał, lekko się podtoczył. Okazało się, że miał na sobie jeszcze tylko bokserki. Lokalizując w nich spore wybrzuszenie, poczułam uderzenie gorąca. Chyba lekko się zarumieniłam, ale wzrok miałam wciąż wpatrzony w jedno i to samo miejsce. Byłam jak zaczarowana. Mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam, a wtedy do rzeczywistości drastycznie przywrócił mnie głośny napad śmiechu chłopaka, który aż chwycił się za brzuch. Wtedy to dopiero poczerwieniałam! On to wszystko musiał zauważyć! Jak się przyglądam, uśmiecham…
Nic: Przestań. – jęknęłam rozpaczliwie, zawstydzona tak bardzo, jak jeszcze nigdy wcześniej
Lys: Patrzyłaś się tak, jakby to było twoje największe marzenie, skarbie. – zachichotał – A ten uroczy, nieśmiały uśmiech…
Nic: Proszę cię, nie dobijaj, to wszystko przez to, że jestem śpiąca.
Lys: Śpiąca? To co robiłaś przez całą noc, że się nie wyspałaś? Przy zapalonej lampce sobie oglądałaś? – zapytał rozweselony, znów zaczynając rechotać
Zakryłam twarz dłońmi, a później chwyciłam poduszkę i uderzyłam go nią w twarz, wywołując u niego jeszcze głośniejszą salwę śmiechu i w końcu sama zaczęłam chichotać.
Na całe szczęście udało mi się namówić przyjaciółkę, by wrócili dopiero jutro. A że Leo w niedzielę butiku nie otwierał, zgodziła się. Lysander był zdziwiony, ale nie kwestionował mojej decyzji o powrocie taksówką. Wcisnęłam też, że my także byśmy zostali do jutra, gdyby nie konieczność spotkania się z Titi. Oczywiście do takowego spotkanie wcale dojść nie miało.
Już po szesnastej jechaliśmy zamówioną taxi. W reklamówce trzymałam kilka słoiczków marynowanych grzybów w occie i powideł wiśniowych własnoręcznej roboty mamy Lysa. Bez przyjęcia tych zapasów nie chciała mnie wypuścić, co z rozbawieniem obserwował jej mąż. Po pierwszym spięciu przy stole myślałam, że o wspólnej radości z naszego przyjazdu nie będzie mowy. Stało się inaczej i kobieta żegnała mnie, przytulając. Zaś pan domu powiedział mi przed odjazdem „dbaj o siebie i o naszego wnuka. Przyjeżdżajcie oboje do nas jak najczęściej”, z uśmiechem machając nam, gdy wyjeżdżaliśmy z posiadłości.
Nic: Pójdę się umyć, tylko wezmę z góry czyste ubrania.
Lys: Więc ja wezmę prysznic po tobie. – uśmiechnął się do mnie
Wbiegłam po schodach do naszego pokoju, przeszukując moją część szafy. Podekscytowana, wyszczerzyłam się do niego, a potem weszłam do łazienki.
Wychodząc z łazienki, nie usłyszałem żadnych odgłosów, więc musiała być na górze, naturalnie w naszym pokoju. Wspaniale, że zamieszkała razem ze mną. Już teraz planowaliśmy wszystkie szczegóły dotyczące nowego członka w domu. Z niecierpliwością wyczekiwałem momentu, gdy wezmę na ręce tę małą kruszynkę, kiedy dotknę małej rączki, stópki. Powiem wtedy dla mojej Nic, że ją kocham. To wtedy jej się oświadczę, tak sobie postanowiłem. Zakładałem, że przyjmie te oświadczyny i po kilku miesiącach będziemy pełnoprawną, szczęśliwą rodziną.
Po kolejnych paru minutach rozkrył się, tłumacząc, że mu gorąco. Miałam zamiar już wstać, dlatego usiadłam i się przeciągnęłam. Pewna rzecz jednak rozproszyła mnie na tyle, że zapomniałam, co chciałam zrobić. Lysio ułożył się na plecach i również rozciągał, a ja wtedy zauważyłam, że podkoszulek, w którym spał, lekko się podtoczył. Okazało się, że miał na sobie jeszcze tylko bokserki. Lokalizując w nich spore wybrzuszenie, poczułam uderzenie gorąca. Chyba lekko się zarumieniłam, ale wzrok miałam wciąż wpatrzony w jedno i to samo miejsce. Byłam jak zaczarowana. Mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam, a wtedy do rzeczywistości drastycznie przywrócił mnie głośny napad śmiechu chłopaka, który aż chwycił się za brzuch. Wtedy to dopiero poczerwieniałam! On to wszystko musiał zauważyć! Jak się przyglądam, uśmiecham…
Nic: Przestań. – jęknęłam rozpaczliwie, zawstydzona tak bardzo, jak jeszcze nigdy wcześniej
Lys: Patrzyłaś się tak, jakby to było twoje największe marzenie, skarbie. – zachichotał – A ten uroczy, nieśmiały uśmiech…
Nic: Proszę cię, nie dobijaj, to wszystko przez to, że jestem śpiąca.
Lys: Śpiąca? To co robiłaś przez całą noc, że się nie wyspałaś? Przy zapalonej lampce sobie oglądałaś? – zapytał rozweselony, znów zaczynając rechotać
Zakryłam twarz dłońmi, a później chwyciłam poduszkę i uderzyłam go nią w twarz, wywołując u niego jeszcze głośniejszą salwę śmiechu i w końcu sama zaczęłam chichotać.
***
Po śniadaniu, urządziliśmy sobie we czwórkę spacer po okolicy. Chodziliśmy po lesie i omal się nie zgodziliśmy, a do domu, to znaczy mieszkania państwa Fresher, wróciliśmy po piętnastej. Przekąsiłam jedynie odrobinę sałatki, którą przyrządziłam wraz z Rozalią i panią Isabelą. Kotletów nawet nie tknęłam, bo tego dnia nie miałam apetytu.Na całe szczęście udało mi się namówić przyjaciółkę, by wrócili dopiero jutro. A że Leo w niedzielę butiku nie otwierał, zgodziła się. Lysander był zdziwiony, ale nie kwestionował mojej decyzji o powrocie taksówką. Wcisnęłam też, że my także byśmy zostali do jutra, gdyby nie konieczność spotkania się z Titi. Oczywiście do takowego spotkanie wcale dojść nie miało.
Już po szesnastej jechaliśmy zamówioną taxi. W reklamówce trzymałam kilka słoiczków marynowanych grzybów w occie i powideł wiśniowych własnoręcznej roboty mamy Lysa. Bez przyjęcia tych zapasów nie chciała mnie wypuścić, co z rozbawieniem obserwował jej mąż. Po pierwszym spięciu przy stole myślałam, że o wspólnej radości z naszego przyjazdu nie będzie mowy. Stało się inaczej i kobieta żegnała mnie, przytulając. Zaś pan domu powiedział mi przed odjazdem „dbaj o siebie i o naszego wnuka. Przyjeżdżajcie oboje do nas jak najczęściej”, z uśmiechem machając nam, gdy wyjeżdżaliśmy z posiadłości.
***
Przyjechaliśmy do domu po niespełna godzinie. Chłopak wniósł bagaże do domu, a ja weszłam za nimNic: Pójdę się umyć, tylko wezmę z góry czyste ubrania.
Lys: Więc ja wezmę prysznic po tobie. – uśmiechnął się do mnie
Wbiegłam po schodach do naszego pokoju, przeszukując moją część szafy. Podekscytowana, wyszczerzyłam się do niego, a potem weszłam do łazienki.
***Lys***
Po Nicoli to ja się odświeżyłem, ubierając się w koszulkę z krótkim rękawem i luźne dresy. Cieszyłem się, że pierwsze spotkanie u rodziców przebiegło tak dobrze. Zaakceptowali Nic i to najbardziej mnie uszczęśliwiło. Nie powiedziałem im o tym, że to nie ja jestem ojcem jej dziecka. Nie widziałem takiej potrzeby, dlatego to samo powiedziałem później rudowłosej. Co z tego, że nasz brzdąc nie będzie dziedziczył moich cech? Nie będę jego biologicznym ojcem, ale pomimo tego, to moje dziecko. Moje i Nicoli. Nikt i nic nigdy tego nie zmieni. Nawet ten potwór, po którym maluch odziedziczy geny. Oby tylko nie charakter…Wychodząc z łazienki, nie usłyszałem żadnych odgłosów, więc musiała być na górze, naturalnie w naszym pokoju. Wspaniale, że zamieszkała razem ze mną. Już teraz planowaliśmy wszystkie szczegóły dotyczące nowego członka w domu. Z niecierpliwością wyczekiwałem momentu, gdy wezmę na ręce tę małą kruszynkę, kiedy dotknę małej rączki, stópki. Powiem wtedy dla mojej Nic, że ją kocham. To wtedy jej się oświadczę, tak sobie postanowiłem. Zakładałem, że przyjmie te oświadczyny i po kilku miesiącach będziemy pełnoprawną, szczęśliwą rodziną.
________________________________________________
!Uwaga!
Scena 18+.
Jeśli nie chcesz jej czytać, to rozdział się skończył, zapraszam do komentowania.
________________________________________________
Na piętrze poczułem delikatny zapach. Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, dlatego bez dłuższego zastanowienia wszedłem do sypialni. To, co tam ujrzałem, mocno zszokowało. Zasłonięte zasłony sprawiły, że w pomieszczeniu stało się szaro i tajemniczo. Jedynie świeczki rozjaśniały nieznacznie wnętrze, ustawione na komodzie, biurku, na szafkach wiszących i etażerce. W centrum ona. Dziewczyna leżała na łóżku jedynie w czarnej bieliźnie z koronką, przeciągając się właśnie jak kotka. Poczułem falę gorąca i pewne uczucie w spodniach. Widząc ją tak ubraną i delikatnie zaokrągloną dzięki ciąży, zakręciło mi się w głowie. Zdałem sobie sprawę, że wstaje i idzie z gracją powoli w moją stronę, mrużąc delikatnie oczy i oblizując swoje pełne wargi. Chwyciłem się wtedy za klamkę w drzwiach, czując niedowład w całym ciele. Bezapelacyjnie pierwszy raz zdarzył mi się taki moment, w którym organizm odmówił mi posłuszeństwa.
Rudowłosa stanęła ze mną twarzą w twarz, bawiąc się swoimi falowanymi włosami i zagryzając dolną wargę, w kokieteryjnym uśmiechu.
Nic: Weź mnie. – szepnęła hardo, jeszcze bardziej mnie tym podniecając
Podeszła do mnie blisko, tak, że dotykałem swoim ciałem jej brzuszka. Pocałowała mnie w szczękę, widząc, że wręcz zaniemówiłem z wrażenia. Przejechała dłonią w dół po mojej koszulce, wkładając pod nią ręce i ściągając nią ze mnie. Poddawałem się jej czynnościom bez reakcji i słowa, nadal nie mogąc oderwać stóp od ziemi. Dopiero wtedy, kiedy swoimi aksamitnymi dłońmi badała mój tors i brzuch, poruszyłem się, łapiąc jej nadgarstki.
Lys: Nie. Jesteś w ciąży, nie możemy. – zaoponowałem drżącym z emocji głosem
Nic: Ależ możemy. – szepnęła, zarzucając mi ręce na szyję – Teraz możemy. Dopiero później już nie.
Patrzyłem w jej błyszczące oczy i widziałem w nich zadziorne ogniki. Nie potrafiłem odmówić, bo bardzo, ale to bardzo jej pożądałem.
Nic: Jeden raz ani mnie, ani dziecku nie zaszkodzi. Dwa też… - mruknęła, całując mnie potem namiętnie
Nareszcie coś zrobiłem. Położyłem dłonie na jej biodrach, przyciągając dziewczynę do siebie, co najwyraźniej jej się spodobało, bo zamruczała.
Lys: Nie jestem tego taki pewien. – rzekłem niepewnie, po czym znów wpiłem się w jej usta
Nic: Chociaż raz zrób coś nie patrząc na konsekwencje. – wydyszała, przez co wywnioskowałem, że też jest rozgorączkowana
Lys: Pragnę cię, tak cholernie cię pragnę. – sapnąłem
Nicola złapała moje dłonie i szybko przeniosła je na swoje plecy, a konkretniej na haftki stanika. Wiedziałem, o co jej chodzi. Miałem świadomość, że na tym etapie nie dam rady się wycofać, bo byłem zbyt pobudzony do działania.
Lys: Kocham cię. – zipnąłem, podnosząc ją i maszerując szybko w stronę łóżka
Cmokała mnie po drodze kolejno w oczy, nos, policzki i brodę. Nasze pożądanie rosło z każdą kolejną, przedłużającą się chwilą. Kiedy ułożyłem ją na miękkim materacu, miałem nieprzepartą ochotę zerwać z niej wszystko, co na sobie ma i z uwielbieniem przyglądać się jej nagiemu ciału.
Lys: Zamknij oczy, maluszku. – rzekłem cicho, nachylając się nad jej brzuchem i kierując słowa właśnie w tamto miejsce
Moje ruchy stały się całkiem chaotyczne. Odpiąłem jej biustonosz, który najprawdopodobniej wylądował na żyrandolu. Potem wszystko działo się naraz. Pieściłem jej idealnie jędrne piersi, a ona jakimś sposobem zdjęła mi spodnie…
***
Ułożyłem się obok dziewczyny, wykończony. Ciężko oddychała, tak samo jak ja. Jej włosy całkiem się zmierzwiły, z moimi było podobnie. Fantastycznie się czułem. Mając ją tak blisko siebie, pragnąłem ciągnąc to dalej i dalej. Przyjmowała wszystkie moje ruchy z lekkością, dając mi tym tyle przyjemności i szczęścia, jak jeszcze nigdy wcześniej. Chciałem, żeby ta chwila trwała w nieskończoność. Kiedy podczas jęków wykrzykiwała moje imię, topniałem ze szczęścia.Starałem się jak najmniej ciążyć na jej brzuchu, żeby nie zrobić krzywdy dziecku. Może nie powinienem był w ogóle się zgadzać, ale Nicola tak dokładnie to zaaranżowała, że nie mogłem się powstrzymać i powiedzieć „nie”.
Nasz wspólny, cudowny pierwszy raz...
Nic: Było wspaniale. – wymruczała, wciąż dysząc
Odwróceni do siebie twarzami, uśmiechnęliśmy się oboje. Błądziła dłonią po mojej odkrytej klatce piersiowej, a ja nakręcałem na palce kosmyki jej lśniących włosów.
Lys: To ty byłaś wspaniała. – odrzekłem spokojnie, całując zaraz jej szyję; Za moment, zupełnie tego nie kontrolując, przeniosłem się na jej kształtne, kuszące piersi. Wiedziałem, że niepotrzebnie prowokuję kolejną sytuację, jednak chciałem ją jak zaspokoić, a gdy do moich uszu doszły rozkoszne jęki dziewczyny, swój zamiar spełniłem. Po linii prostej zniżałem swoje usta, a mój język w tamtym miejscu poniżej pępka, przyprawił ją o gęsią skórkę. Pomruki stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze, aż w końcu jej okrzyk dał mi do zrozumienia, że odrobiłem swoje zadanie. Po chwili okazało się jednak, że wcale tak nie było. Nicola przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała, szepcząc cicho.
Nic: Jesteś najlepszym mężczyzną na świecie, uwielbiam cię. I dziękuję. – wydusiła z siebie, rumieniąc się
Lys: Ubóstwiam sprawiać ci przyjemność. – mruknąłem, dając jej buziaka w czubek nosa
Nagle przejechała ręką wzdłuż mojego torsu i brzucha, przesuwając dłoń jeszcze niżej… Poczułem się bardzo rozpalony, a ona to spotęgowała, łapiąc za… Podniosła się szybko do pozycji siedzącej i ze znaczącym uśmiechem spojrzała na moją pełną oczekiwania twarz. Pamiętam, że wtedy zrobiła coś, czego jeszcze żadna kobieta mi nie zrobiła…
________________________________________________
Jestem z tego rozdziału zadowolona, nawet bardzo :)
Te dialogi z Lysandrem uważam za udane ;)
I ogólnie Lysio <3 <3 <3
Czekam na Wasze opinie :]
Mam ma mia jeju u ustawiam w prost ten rozdział juz wiem ze to mój ulubiony. Ahhh reakcja Leo na to ze rozalia tez chce dzieci bezcenna. ;))) ciekawe jakie imię wybiorą zawsze jest to trudny wybór. Rozdział mi się bardzo podobał to ten tego skoro już tu jestem to niech się świat dowie ze jesteś moją żoną xd tylko moja kocham hihi♡♡♡♡♡♡♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńDziękiiii :D
UsuńRoza zazdrośniczka ;p
Haha XD Żono :P
Rozdzial boski <3 szczegolnie ta koncowka hahaha ;3 hmm wiesz moze co sie stalo z nacpana zelkami? :(. O czym bdzie twoje kolejne opowiadankoo? Aa moze Nic straci dziecko?Albo ktos bedzie miec wypadek? Haha tyyyle pytan mam :pp
OdpowiedzUsuń~Schimi
Dzięki :) No, końcówka wyjątkowo mi się udała XD
UsuńNie wiem, nikt tego nie wie :c
Zajrzyj do zakładki "Nowy blog", tam wszystko jest opisane ;) Ale mogę powiedzieć, że... o miłości, tak jak tutaj :P
Świetny rozdział! :3 Jak zawsze. Czekam na nexta i te sprawy. :D Fajny był ten wypad do rodziców Lysa. c: Pozdrawiam. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńWięc powiem tak: WYJAZDY,WYJAZDY I JESZCZE RAZ WYJZDY!!! byłam tylko 4,5 dni w domu a tak to cały czas w podróży , więc nie mogłam komentować ale byłam na bieżąco i czytałam wszystkie dodane rozdziały i muszę przyznać że były genialne ale strasznie mi przykro że kończysz bloga, nawet nie wiesz jak :'( Chciałabym żebyś kontynuowała, ale zdecydowałaś ;( No trudno Co do tego rozdziału to piękny to chyba idealne określenie pasujące do niego , końcówka najlepsza xD xD Nic ty ponętna kocico ! xD I nawet w ciąży nie możesz się mu oprzeć co ?? xD a tak wgl to czemu roza chce nazwać swoją córeczkę meg jak będzie miała!!! to moje imię xD Prawa autorskie!!!! wiesz co to??!! pffffff, może ci wybaczę ale na pewno nie teraz ;PP Rozusia wie jak zawstydzić chłopców , najpierw Lys a teraz Leo :DDDD No dobra to chyba tyle ile chciałam powiedzieć ....aaaaa!!! i czekam na nexta ;>
OdpowiedzUsuńPozderki :D
Meg <3
Spoko, rozumiem cię.
UsuńNie mogę przecież pisać w nieskończoność, to już 56 rozdziałów ;p
Za bardzo go kocha, żeby mu się oprzeć, on tak samo :D
Faktycznie XD Chciałam dać na imię Meg jednej z bohaterek z następnego opowiadania, ale zrezygnowałam i dałam taki wątek tutaj.
Rozdział świetny, taki optymistyczny
OdpowiedzUsuńLysander i Nicola, dwa erotomany! Nawet wtedy, gdy Nic jest w ciąży, tylko jedno im w głowie. Jeszcze dzieciaka odziedziczy po nich ten gen...No i oczywiście po Shonie...Nie, no mam nadzieję (taką jak Lys), że charakteru po nim ie odziedziczy.
Uważam, że Lysander i Nicol powinni powiedzieć rodzicom chłopaka o tym, że ona nie urodzi jego dziecka. Powinni wiedzieć, na czym stoją, aby potem nie było zbędnych zaskoczeń i kłótni.
Przepraszam, że tak krótko, ale nie wiem, co mogę jeszcze napisać. Mam jakiegoś doła...Pozdrawiam c:
Dziękuję ;)
UsuńKiedyś musi być ten pierwszy raz, haha :P A co, w celibacie mają żyć? XDD
Nie powiedzą, bo nie ma na to czasu xD
Co się stało, że masz doła? :o
Jak słodko :3 Też tak chce tylko bez dzieciaka :P Zwłaszcza jeśli chodzi o końcówkę XP Muszę sobie Lyśka załatwił by mnie w nocy poprzytulał :P
OdpowiedzUsuń"Leo ja też chcę być w ciąży" Piękne XD albo "Czasem cieszę się, że nie masz takich humorków jak Rozalia." :P Zajebiście ujęte :P
Pozdrawiam i wenki na nowego bloga życzę :D
Haha, też tak chcesz? xDD
UsuńRoza to zwariowana dziewczyna i taka trochę... no... władcza i pokręcona ;p
Dziękii :D
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywny, dzięki czemu mój humor też się trochę poprawił :P
Mam nadzieję, że wszystko skończy się happy endem :D
A Lysio taki słodki i uroczy *-* Po prostu ideał. A ja ciągle mam wrażenie jakby dopiero co się poznali z Nic, bo w głowie mam ich pierwsze spotkanie ;}
Życzę weny i szczęśliwego nowego roku! (szkolnego oczywiście ;P).
Dzięki, dzięki :]
UsuńTo super, że humorek ci nieco poprawiłam :D
No nie? Chciałabym mieć takiego Lysia na własność :( :c
Haha, dziękuję i nawzajem :D
Haha Roza rozwala z tym jej "Leo, ja też chcę być w ciąży" :-)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, wcale nie czuć że jest taki długi, lekko się czyta.
Już któryś raz z kolei ten teks zostaje wspominany :)
UsuńDziękuję bardzo i się cieszę :]
Dzięx :D
OdpowiedzUsuńRozalia chce mieć dzieci. :D i reakcja Leo - genialne :D Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuń