***Dwa tygodnie później***
Ferie zaczęły się od poniedziałku, a że dziś sobota, trwały już niemal tydzień. Spędziłam te dni w domu na śmiechach z Rozalią, lub na oglądaniu pogody za oknem. Codziennie padał obfity śnieg i drzewa oraz chodniki ukryły się pod nim. Gałęzie wręcz uginały się pod grubą warstwą puchu. Podziwiałam piękne widoki, obserwując również przechodniów i każdy najdrobniejszy ruch dookoła. Potrafiłam przesiedzieć na parapecie nawet dwie godziny, wyłącznie patrząc i marząc. Czułam się o niebo lepiej z każdym dniem, a w porównaniu z pierwszymi dniami po tragedii, mój nastrój można było określić jako doskonały. Jeszcze nie pogodziłam się całkowicie z przeszłością, lecz w przeciągu miesiąca zdołałam sobie poradzić z przykrymi wspomnieniami i powoli wracać do normalności. Od czasu do czasu brałam lekcje gotowania od Titi. Jej złość powoli ustępowała, aż w końcu całkowicie znikła. Miałam świadomość tego, że wgłębi jej duszy żal do mnie pozostanie, jednak w stosunku do jej początkowej reakcji po wiadomości o mnie i Shonie, można powiedzieć, że wybaczyła mi. A ja dzięki temu poznałam tajniki kuchni i choć nie dorównywałam cioci w wariacjach kulinarnych, podszkoliłam swoje umiejętności.
Z Lysem też się trochę ułożyło. Rozmawiałam z nim już normalnie, tak jak i z Kasem. Jedynymi rzeczami, które do normy nie wróciły, były czułości. Jeszcze nie pozwoliłam na to, byśmy pocałowali się, lub przynajmniej wzięli się za ręce. Natomiast chciałam już niedługo to zmienić. Najpierw wahałam się, czy nasz ponowny związek ma sens, lecz po przemyśleniach i namowach Rozalii szybko cofnęłam tę myśl.
Przed godziną zadzwoniła białowłosa, budząc mnie już o ósmej. Chciała, abym wyszła z nią spacer. Tłumaczyła to tym, że musi zadbać, żebym dotleniła się i pooddychała świeżym powietrzem. Zgodziłam się tylko dlatego, że faktycznie miała rację i potrzebowałam takiego wyjścia.
Słysząc pukanie do drzwi, chwyciłam w biegu telefon, a do kieszeni schowałam dychę na ewentualne drobne przyjemności. Zakładając kurtkę i czapkę, przekręciłam klucz i nacisnęłam klamkę, zapraszając ją do korytarza. Naciągnęłam na stopy kozaki i owinąwszy szyję szalikiem – wyszłyśmy, uprzednio zamykając dom.
Roz: Myślałam, że dłużej będzie trzeba cię namawiać.
Nic: Nie, mam ogromną ochotę na wytarzanie się w śniegu. – zaśmiałam się
Roz: Będziesz miała okazję. To gdzie idziemy?
Nic: Gdzie nas nogi poniosą, czyli bez różnicy. – odparłam, przechodząc jako pierwsza przez bramkę i zamykając ją za Rozalią; Wtedy zdarzyło się coś niespodziewanego, bo poczułam uderzenie w ramię i brzuch. Okazało się, że oberwałam śnieżkami, a moja kurtka była oprószona małymi płatkami śniegu. – Co to było? – zapytałam, marszcząc brwi i patrząc na dziewczynę
Wtem usłyszałam chichot dochodzący zza wysokiego krzewu po drugiej stronie ulicy. Przeniosłam tam wzrok i dojrzałam wychylającą się głowę. Czyją? To był Kastiel! Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, rozbawiona.
Kas: Ty, chyba nas zobaczyła. – rzekł ochryple – Jak to: co? Wiej! – wrzasnął i w jednej chwili wyskoczył z ukrycia, gnając chodnikiem; Tuż po nim pojawił się Lysander, który także uciekał w tym samym kierunku.
Zaskoczona zerknęłam na Rozalię, lecz jej już obok mnie nie było. Biegła tam, gdzie chłopaki i krzyknęła, odwróciwszy głowę w bok:
Roz: Niespodzianka!
Jeszcze chwilę stałam bez ruchu, zanim nie otrzeźwiałam. A więc o to jej chodziło! Przyprowadziła do mnie chłopaków! A oni obrzucili mnie śnieżkami…
„Niech ja ich tylko dorwę!” – pomyślałam sobie i zadowolona z takiego biegu wydarzeń, ruszyłam biegiem za nimi.
Minęłam aptekę i sklep spożywczy, a zatrzymałam się na placu zabaw, ponieważ za miniaturową ścianką wspinaczkową zobaczyłam czyjeś buty. Przed odkryciem, kto to, wzięłam do ręki garść śniegu i trochę go ubiłam. Później podkradłam się w zamierzone miejsce i z zaskoczenia doskoczyłam do, jak się okazało, Kastiela. Dopadłam jego twarzy i zrobiłam mu porządne mydełko, aż się zakrztusił. Wtedy roześmiałam się głośno, przytrzymując się poręczy. Kas nie wyglądał na równie wesołego, bo wycierał kolejno oczy, nos, policzki i usta. Zadowolona z siebie, otarłam jeszcze jego mokrą brew.
Kas: Dlaczego? – jęknął, udając rozpacz
Nic: Doszły mnie plotki, że się nie myjesz. Więc chociaż twarz ci wyczyściłam. – wyszczerzyłam się
Kas: A ja słyszałem pogłoski, że jestem boski. – rzekł roześmiany, naciągając mi czapkę na oczy
Nic: Sądzą tak starsze panie z miejscowego koła gospodyń? – wystawiłam język, drocząc się
Kas: Ja ci zaraz pokażę. – mruknął, zgarniając do rąk hałdę śniegu i formując dużą kulkę
Ze śmiechem wzięłam nogi za pas, biegnąc w stronę Lysa i Rozy, którzy wyszli z ukrycia. Dziewczyna rechotała głośno, widząc naszą „zabawę” w ganianego, a on stał, uśmiechając się figlarnie.
Nic: Ratujcie mnie! On chce mnie zrobić w bałwana! – krzyknęłam, potykając się i omal nie wywracając
Widząc, że przyjaciółka nie jest w stanie mi pomóc, swoją szansę widziałam w białowłosym. Wyciągnęłam ku niemu ręce, a on wystawił swoje, by mnie złapać. I w momencie, w którym powinnam być bezpieczna w jego objęciach, poczułam śnieg w ustach i pod rękawami. Dopiero po ponownym otwarciu oczu zorientowałam się, że leżę twarzą w zimnym, mokrym puchu. Słysząc z tyłu dziki napad śmiechu całe trójki, doszłam do przykrego wniosku, jakoby Lysander w ostatniej chwili odsunął się, pozwalając mi upaść. Po odkaszlnięciu, przewróciłam się na plecy i dołączając do nich, zaczęłam chichotać. Zakryłam twarz chłodnymi rękami, zginając jedną nogę w kolanie i zdając sobie sprawę, że ktoś kładzie na nim dłoń.
Lys: Przepraszam, że cię nie złapałem i odszedłem, ale to było silniejsze ode mnie. – wytłumaczył, podając mi dłoń
Wstałam i otrzepałam się, wysłuchując nieprzerwanej salwy śmiechu pozostałej dwójki.
Lys: Korzystając z chwili spokoju, powiedz mi, jak się czujesz?
Nic: Coraz lepiej. A dodatkowo pociesza mnie fakt, że dostanie od ośmiu do piętnastu lat.
Roz: Co ośmiu? – wtrąciła się, jak na zawołanie uspokajając się
Nic: A nic, nic. Co powiecie na bitwę na śnieżki? – zaproponowałam, a wtenczas wszyscy spoważnieli
Kas: Robimy drużyny, czy każdy osobno?
Nic: Dwa zespoły, powiedzmy, ja i Roza na waszą dwójkę.
Kas: Chłopacy na dziewczyny? Czyli wygraną mamy w kieszeni.
Nic: Nie bądź taki hej, do przodu. Najwyraźniej nie doceniasz kobiecych umiejętności.
Kas: Tsa, jeszcze się przekonamy. – prychnął
Na początek daliśmy sobie dziesięć minut na wybudowanie ze śniegu fortec obronnych i przygotowanie amunicji. Chłopaki zaczęli lepić kule już po połowie przeznaczonego czasu, a my byłyśmy w lesie. Ściany naszej bazy nie chciały stać i runęły wtedy, kiedy myślałyśmy, że jest już dobrze.
Wyszło na to, że musiałyśmy chronić się za zaledwie dwudziestocentymetrowym murkiem, który z każdym kolejnym trafieniem rozpadał się powoli. Wykonałyśmy niestety tylko kilka kuli, dlatego w trakcie wojny ja je produkowałam, a Rozalia rzucała, nawiasem mówiąc, niecelnie.
Mimo tego, że bezapelacyjnie przegrywałyśmy, cieszyłam się jak małe dziecko, przypominając sobie czasy sprzed dziesięciu lat i starcia na śnieżki z brzdącami takimi jak ja wtedy.
Nic: Chyba nam się nie uda.
Roz: Też tak myślę. Poddajemy się?
Nic: Już trzy razy oberwałam w głowę, wystarczy mi.
Kiedy obydwie wstałyśmy z rękami uniesionymi w górę w geście poddania, nasi „wrogowie” wydali z siebie zwycięski okrzyk, jakby właśnie wygrali bitwę na śmierć i życie. Cieszyli się jak maluchy, a my z uśmiechem się im przypatrywałyśmy.
Gdy po jakimś czasie Roza zupełnie niespodziewanie została trafiona śnieżką przez Kastiela, wściekła zaczęła go gonić, chcąc wziąć odwet. Biegali w kółko, krzycząc wniebogłosy, a Lysander podszedł do mnie i odgarnął z mego czoła mokry kosmyk włosów.
Lys: Dawno tak dobrze się nie bawiłem.
Nic: Ja też. – potaknęłam, ukazując za moment dwa rzędy białych zębów – Właśnie, wygraliście. Jaką chciałbyś za to nagrodę?
Najpierw nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się czule, a dopiero później odparł.
Lys: Ty jesteś moją nagrodą. – szepnął z mocą, gładząc ostrożnie moje czoło
Poczułam na policzkach mrowienie i już wiedziałam, że zaczerwieniłam się. Stęskniłam się za takimi tekstami, chociaż sama tę opcję wybrałam. Teraz jednak miało zacząć się to zmieniać. Chwyciłam jego dłoń i wspięłam się na palce. Powoli zbliżyłam do siebie nasze usta, po czym przypomniałam sobie smak jego warg po długim przedziale czasu. Nigdy nie mogłam przerwać naszego pocałunku, więc zrobił to on.
Nic: Tęskniłam za twoim dotykiem, za całym tobą. – wyznałam, czując niedosyt po pocałunku
Lys: Ja za tobą bardziej, uwierz mi.
Na dalsze czułości nie mieliśmy czasu, bo Kas i Roza wrócili, dysząc ciężko.
Nic: Może teraz coś ciepłego do picia w kawiarni?
Roz: Masz świetne pomysły, Nic. – rzekła, a chłopacy potaknęli jej
***
Białowłosi wypili po kubku gorącej czekolady, Kastiel espresso, a ja cappuccino. Wszyscy wzięliśmy także po wuzetce i najedzeni posiedzieliśmy jeszcze trochę w lokalu. Czerwonowłosy dogryzał Rozalii, a ta odpłacała mu się ciętymi ripostami.Podczas gdy oni się sprzeczali, wzięłam Lysandra pod stołem za rękę. Uścisnęłam ją, splatając nasze palce, a on spojrzał na mnie zdziwiony, lecz zaraz uśmiechnął się uroczo. Brakowało mi takich drobnostek, uśmiechów, a także zwrotu „skarbie”, którego tak często używał zawczasu.
Roz: Odczep się ode mnie. – obruszyła się nagle, robiąc obrażoną minę i zwracając na siebie naszą uwagę
Kas: Ładnie wyglądasz, kiedy się złościsz. – odpowiedział czarująco, puszczając do dziewczyny oczko
Roz: Ja mam chłopaka!
Kas: No i co z tego?
Roz: Nicola, - zwróciła się do mnie – powiedz mu coś.
Nic: Kastiel, coś. – zaśmiałam się
Roz: Nie o to mi chodziło! Ależ wy mnie denerwujecie! – zezłościła się, zakładając ręce na piersi z oburzeniem
Nic: Kas tylko żartuje, nie denerwuj się.
Kas: Właśnie. W życiu bym nie powiedział, ani nawet nie pomyślał, że jesteś ładna. – rzekł, przybierając zgryźliwą minę
Roz: I kto to mówi? Pretendent do zdobycia tytułu „najszkaradniejsza facjata roku”?
Kas: Przynajmniej mam zgrabne nogi. Chcesz zobaczyć? – zapytał, trzepocząc rzęsami i podciągając nogawkę spodni, prezentując jej swoją łydkę
Roz: Jesteś obleśny. Mógłbyś zgolić te włosy, wyglądasz jak goryl. – rzekła skonsternowana
Kas: Co? Miałbym je golić?
Roz: Mój Leoś bez tego ma gładziutkie, przyjemne nóżki. – powiedziała, upijając ostatni łyk swego napoju – To chyba u was rodzinne, prawda, Lysiu? Pamiętasz, jak ostatnio przyszłam do was, gdy dopiero wstaliście? Wcześnie tego nie zauważyłam, ale ty też masz jedwabistą skórę, tak jak my, kobietki.
Słysząc przemowę dziewczyny o włosach na nogach, wybuchłam śmiechem. A kiedy mówiła o Lysandrze, spotęgowane rozbawienie sprawiło, że popłynęły mi łzy. Kas także nie powstrzymywał rechotu, tylko białowłosy zasłonił twarz dłońmi i kręcił z niedowierzeniem głową.
Czasem nie miałam pojęcia, jak Rozalia to robi. Nawet niechcący potrafiła rzucić taki komentarz, że ręce opadały. A później nawet się nie krępowała.
Lys: Może już wychodzimy? – próbował zmienić temat, chrząkając z zażenowania
Roz: Pójdę do toalety. – rzuciła swawolnie, tak jakby nie zdawała sobie sprawy, że zawstydziła Lysa
Kas: W takim razie idę zapłacić, wszystko na mój koszt.
Zostaliśmy sami, a mi dobry humor nadal towarzyszył.
Nic: Wiesz, że ja również nie zwróciłam na to uwagi? Nie mogę zapomnieć, by przyjrzeć się twoim nogom, gdy będziemy w łóżku. – odezwałam się roześmiana, a widząc uniesioną brew chłopaka zrozumiałam, jak zabrzmiały moje słowa – Nie o to mi chodziło, miałam na myśli coś zupełnie innego. Lys… - jęknęłam, wciąż przytłoczona jego wzrokiem
Lys: Wiem, skarbie, wiem. – uśmiechnął się ciepło – Idziemy?
Kas: Te, gołąbeczki, ruszcie tyłki. – pospieszył nas czerwonowłosy, mając już u swego boku gotową do wyjścia Rozalię
Z przekornym wyrazem twarzy podeszłam do niego i poklepałam po plecach.
Nic: Mogę cię o coś zapytać?
Kas: Już to zrobiłaś, ale dobra, możesz.
Nic: Jak tam te twoje wszechobecne laseczki? – wyszczerzyłam się
Kas: Przyznaję, że narzekać nie mogę. A co, zazdrosna jesteś?
Nic: Nawet nie wiesz jak bardzo. – zażartowałam, no co oboje się do siebie uśmiechnęliśmy; Fajnie było luźno z nim pogadać, bez jakichś pretensji i niepotrzebnych wyrzutów. Spróbowaliśmy, nie wyszło nam, lecz, na całe szczęście, przyjaciółmi pozostaliśmy. Miałam też wrażenie, że po części stracił mną zainteresowanie, albo skrupulatnie je ukrywał. Ucieszyłabym się, gdyby okazało się, że Kas zakochał się ze wzajemnością. Wszyscy dookoła mieli swoje drugie połówki, a on pozostawał sam. A może właśnie o to mu chodziło, żeby z nikim się nie wiązać?
Wyszliśmy czwórką przed budynek i przystanęliśmy, nie wiedząc, co moglibyśmy teraz zrobić. Z opresji wybawił nas czerwonowłosy. Chociaż chyba lepszym stwierdzeniem byłoby powiedzeni, że omal nie przyprawił mnie o zawał.
Kas: Pamiętasz, jak rano zrobiłaś mi mydełko?
Nic: A jakżebym mogła zapomnieć?
Kas: To świetnie. A wiesz co teraz zrobię?
Nic: Co? – dociekałam, całkowicie ignorując w tamtym momencie obecność Rozy i Lysandra
Kas: Zemszczę się! – odparł; Nim się zorientowałam, podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Wisząc głową w dół, krzyknęłam, żeby ktoś mnie zdjął. Poczułam jednak, że Kas biegnie, co wywnioskowałam po wstrząsach. Zauważyłam, że coraz bardziej oddalamy się od białowłosych i że żadne z nich nie przejęło się moim porwaniem!
Nic: Pamiętaj tylko, że jak mnie puścisz, to będzie z tobą źle!
Kas: Spokojnie, nie dopuszczę do tego! – rzucił w truchcie
Nic: No i co tak stoicie? Ratujcie mnie! – krzyknęłam do nich, udając rozżalenie
Jeszcze moment się pośmiali, a później Lys spojrzał na mnie z pozorowanym przerażeniem.
Lys: Hej! Oddawaj mi moją dziewczynę! – wrzasnął i ruszył za nami biegiem, jednak mój „oprawca” także przyśpieszył
Nie wiem, jak wyglądało to z zewnątrz, ale przypuszczam, że ludzie patrzyli na nas ze zdegustowaniem. Wtedy pomyślałam sobie „i co z tego?”, zaczynając chichotać, czując, jak krew spływa mi do mózgu. Tak naprawdę wcale nie obawiałam się, że spadnę, bo Kastiel by na to nie pozwolił. Pozostało mi tylko czekać na to, kiedy mój chłopak mnie uratuje.
Nagle poczułam, że kręci mi się w głowie. Przymknęłam oczy, by to się unormowało, jednak poczułam się niespodziewanie bardzo senna. Nie potrafiłam z tym długo walczyć…
***Kas***
Słyszałem za sobą kroki, co oznaczało, że pościg za mną dobiega końca. Nic dziwnego, Nicola nie ważyła dziesięciu albo dwudziestu kilogramów, by nie sprawiała trudności w biegu.W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że coś nie gra. Tak jak ciągle się śmiała lub uderzała dla żartów w moje plecy, tak raptem przestała. Spróbowałem odwrócić głowę w jej stronę, ale nie udało mi się zobaczyć, co wyprawia. Nie wiem dlaczego, zatrzymałem się. Miałem chyba jakieś bezsensowne przeczucia, lecz to było silniejsze ode mnie. Lysander już do mnie dobiegł i zapytał, co jest. Szturchnął rudowłosą w rękę, nie zareagowała. Zdjął ją z mojego ramienia i… okazało się, że zemdlała.
Lys: Nic, skarbie, ocknij się. – potrząsnął nią lekko, na marne
Zaczęliśmy panikować, nie wiedząc co się dzieje. Wziął ją sobie na ręce, a głowa i ręce dziewczyny bezwładnie zwisały. Usłyszeliśmy przybliżający się głos Rozalii i zmartwiona znalazła się tuż przy nas, z zaskoczeniem przyjmując wiadomość, że Nicola straciła przytomność.
Lys: Dzwońcie na pogotowie. – powiedział stanowczo, wpatrując się z niepokojem w jej zamknięte oczy
Roz: Szpital jest przecież tuż za rogiem. – zauważyła trafnie, równie strapiona – A może zaraz się obudzi?
Lys: A jeśli nie? – przeniósł na nią nerwowy wzrok – Nie możemy tak ryzykować, trzeba ją zanieść na oddział.
Podbiegłem kawałek, by upewnić się, czy to właśnie tutaj i okazało się, że Roza miała rację. Lysander szybkim krokiem pokonał drogę i już po paru minutach staliśmy w szpitalnym korytarzu.
***Nic***
Wcale nie zdziwił mnie widok po otwarciu oczu. Szpital – mój drugi dom. Biały sufit, ściany, szafki, poście. Nie miałam wątpliwości co do tego, gdzie się znajduję. Zastanawiało mnie tylko to, dlaczego. Co takiego się stało, że tu wylądowałam?Wtem do pomieszczenia weszła lekarka, ta sama, która zajmowała się mną jakiś czas temu.
Lek: Obudziłaś się, to fantastycznie. Jak się czujesz?
Nic: Pani doktor, co się stało? – zapytałam rozkojarzona
Lek: Twoi przyjaciele przynieśli cię, twierdząc, że zasłabłaś. Coś cię boli?
Nic: Nie, czuję się dobrze… Mogę się z nimi zobaczyć?
Lek: Niestety, najpierw musimy przeprowadzić badania i sprawdzić, czy faktycznie to było tylko zwykłe omdlenie. Później nie będzie żadnych przeciwwskazań. – uśmiechnęła się – Na początek przeprowadzimy na wszelki wypadek USG, a później zrobimy tomografię głowy, gdy neurolog będzie wolny. Żeby nie męczyć cię, zbadamy cię tutaj, zaraz przywiozą nam sprzęt i upewnimy się, czy wszystko w porządku w jamie brzusznej, dobra?
Nic: Dobrze. Niech mi pani powie, czy to może być coś groźnego?
Lek: Nie wydaje mi się. To pewnie z powodu przesilenia, albo pogody, w twoim wieku zdarzają się takie utraty przytomności. Sprawdzimy co i jak w organizmie i jeśli nic niepokojącego nie znajdziemy, wypisujemy cię od ręki. Wystarczy urozmaicić dietę w minerały, takie jak magnez czy żelazo, i powinno być w porządku.
Kiwnęłam głową w tym samym momencie, w której drzwi rozsunęły się i pojawiła się pielęgniarka z urządzeniem.
Lek: No, to zaczynamy.
Przygotowała drobnostki do przeprowadzenia badania, po czym przyłożyła słuchawkę z żelem do mojego brzucha. Wpatrywałam się w ekran, chociaż za nic w świecie nie wywnioskowałabym, co można z tego obrazu ustalić. Słyszałam nie raz, że dzięki kontroli jamy brzusznej stwierdzić wiele chorób, na przykład kamicę. Nie podejrzewałam niczego takiego u siebie, choć mogłam się mylić. A gdy po pewnym czasie lekarka zerwała się nagle z krzesła i mówiąc, że zaraz wraca wyszła, zaniepokoiłam się poważnie.
Zastanawiałam się o co może chodzić i zachodziłam w głowę, czy możliwym jest, bym była śmiertelnie chora. Nie, to niemożliwe! Zauważyłabym cokolwiek, co by na to wskazywało. Mimo to, martwiłam się. Co innego mogła oznaczać tak niespodziewana reakcja pani doktor, jak nie ciężką chorobę?
Kiedy kobieta wróciła z mężczyzną ubranym w biały fartuch i z powrotem zasiadła na krześle, kontynuując, nie odzywałam się, obawiając odpowiedzi. Czekałam, aż to ona coś powie. Nawet wyobraziłam sobie, że zaraz usłyszę „został ci maksymalnie miesiąc”.
W końcu lekarz zwrócił się do doktorki: „Tak, miałaś rację, piąty. Z tego co widzę, wszystko w porządku, ale podeślij ją do mnie za parę minut, teraz muszę zajrzeć do ordynatora.”, a potem wyszedł, zostawiając nas same.
Nic: Czy ja… umieram? – zapytałam niewyraźnie, próbując nie dopuścić do siebie takiej myśli
Lek: Naturalnie, że nie, nic z tych rzeczy. – uśmiechnęła się do mnie – Jesteś w piątym tygodniu ciąży, gratuluję. Z dzieckiem najprawdopodobniej dobrze, ale to już stwierdzą na ginekologii. Mamy już powód twojego omdlenia, w tym stanie nietrudno o zasłabnięcia.
Milczałam. Ja nie wierzyłam w to, co mówiła. To był kosmos, to na pewno nie było skierowane do mnie.
Nic: Pani doktor, to pomyłka. To musi być pomyłka. – zapierałam się
Przecież to nierealne. Jak mogłam zajść w ciążę, skoro z nikim nie… O cholera…
Lek: Zostawię cię na razie samą, przemyśl sobie wszystko. Niedługo zostaniesz przeniesiona, powtórzą ci badanie i myślę, że dostaniesz wypis. Jeszcze jedno, przyszła twoja ciotka, czy chcesz, bym powiedziała jej, bądź twoim znajomym o twoim stanie?
Zanim doszło do mnie jej pytanie, minęło trochę czasu. Byłam całkowicie skołowana.
Nic: Ja nie mogę być w ciąży… Nie miałam żadnych mdłości, wahań nastrojów… To nie jest prawda… - zaszlochałam
Przez moment nie odzywała się, pewnie zdając sobie sprawę, że wieść o dziecku wcale mnie nie ucieszyła.
Lek: Nie powiem, chyba tak będzie lepiej. – rzekła i wyszła
Nie wiem, czy mogło mnie spotkać coś gorszego, niż to. Ile ja bym dała za to, by nigdy nie przekazano mi tej wiadomości… Lepszą wiadomością byłby nawet złośliwy nowotwór i śmierć…
Piąty tydzień, drugi miesiąc. Ale ja nie mogę być w ciąży… Shon… Piekielny Shon!
________________________________________________
Nicola mamusią, Shoncio tatusiem. I to akurat wtedy, gdy Nic poradziła sobie psychicznie i miało się ułożyć. Jak ja uwielbiam niszczyć życie bohaterom :D
Ogólnie podoba mi się ten rozdział, uważam, że udał mi się bardzo dobrze. A co wy sądzicie? :)
W najbliższym tygodniu być może wyjeżdżam, ale wstawię next, powiedzmy, we wtorek o jedenastej przed południem. Zapraszam ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSame błędy xdd a musi być pięknie przecież hihi aga serca nie masz żeby nic to robić a ona już zaczęła sobie z tym radzić wszystko zaczęło sięuudawać. ..aska afra Shon nam zwial podrzucil nam klona robak jeden łapać go i do wędzarni !!! Aga masz rację rozdział wyszedł podoba mu się ;) juz czekam na next; )
UsuńKur.........wa jakim prawem!!!!!!! Przecież mu Aśka serce zjadła! A z genitalii zrobiła przetwory na zimę! Czyli my do tej pory fałszywego Shona jedli?!?!?!
UsuńTrzeba zamieścić wszędzie gdzie się da komunikaty! Wymyśliłam już 3.
Uwaga! Uwaga! Komunikat do wszystkich jednostek pirackich! Musimy za wszelką cenę odnaleźć Shona Cedricka. Powtarzam pojmać Shona Cedricka. Nagrodą za schwytanie go jest zaproszenie na ucztę pod blokiem Agi!
Bogowie greccy przybywam do was z prośbą o pojmanie i oddanie w nasze ręce niejakiego Shona Cedricka. Jest posądzony o gwałt na naszej kochanej Aśce. NIE! kur...wa co ja gadam Nicoli!!! Uff ale by było.W nagrodę za pomoc zapraszam na imprezkę pod blokiem Agi!
Wszechmogący Latający Potworze Spaghetti! Wspomóż nas w pojmaniu Shona Cedricka. Niegodziwca który gwałcił A... Nicolę bez gumek łamiąc, aż dwa z twoich "8 naprawdę wolałbym abyś nie..." (4 i 8) Wyślij nam swój węglowodanowy posiłek i spuść kilka puszek zimnego, złotego boskiego napoju (browarków) oraz wskaż nam do niego drogę swoją makaronową macką. Z ogromną prośbą pastafarianka Afra i jej kumpele.
PS. Świećmy piątek. Ramen :D
Zapewniam Cię, że serce posiadam :D Z kamienia, ale jednak jest XD
UsuńJa po prostu lubię opisywać smutne momenty, a w związku z tym faktem o ciąży, takowe będą :)
Dziękuję bardzoo ;)
Nie lubię zimy ale też chcę bitwę na śnieżki :3 Moglibyśmy resztki Shona użyć jako tarczę :3 Szczerze nie sądziłam, że tak szybko się wyda o ciąży Nicoli. Wiesz ile miałam co rano brechy na myśl, że tylko ja z czytelników wiem o tej tragedii? Rozdział superaśny :D Już nie mogę się doczekać reakcji bohaterów na myśl o ciąży Nic :P
OdpowiedzUsuńWszystkie jednostki w gotowości można wyruszac na polowanie! !!
UsuńJa też nie lubię zimy, ale robienie mydełka dla mojego kolegi ubóstwiam <3
UsuńMusiało się wydać teraz, bo nie chcę ciągnąc bloga w nieskończoność >.<
Wyobrażam sobie, ile. Ale co ja poradzę, że Ty przewidujesz przyszłość w opkach?! XD
Dzięki :D
A szkoda :( Ja jestem nieśmiertelna więc na pewno czytałabym do końca :D
UsuńPamiętaj, że mam boskie korzenie dlatego od czasu do czasu spoglądam w zwierciadło ukazujące przyszłość ^.^
Wiem że to może dziwnie zabrzmi, ale ja się nawet cieszę że Nic jest z Shonem w ciąży. Bo to oznacza coraz więcej emocji. A teraz pytania do autorki XD
OdpowiedzUsuńPowie to komuś czy będzie ukrywać?
Albo czy usunie ciąże? Cooo? Muszę to wiedzieć XD
3 komentarz,ale co z tego...;)
UsuńCzemu tak późno rozdział? Oj zlituj sie XD
Wiesz, że ja też się cieszę? :P Ale, no fakt, jak pisałam kolejne części, to mi szkoda było Lysiaka :'( Ja wiem, czy więcej emocji? To już końcówka :)
UsuńCzy powie, czy ukryje, to się dowiesz dopiero z nextów. Już w zbyt wielu kwestiach wygadałam się niektórym czytelnikom XD
Mogłabym dodać wcześniej, ale skoro dzisiaj piątek, to nawet w poniedziałek byłoby za wcześnie. Znudzilibyście się ;)
Szkoda, że końcówka,ale rozumiem, że nie można ciągnąć czegoś w nieskończoność, a ty chcesz pisać też o czym innym....
UsuńOczywiście bym wolała żeby była z Lysem no , ale jak się stało to się nie odstanie...
OdpowiedzUsuńNic w ciąży...?
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się xd
A teraz, bardzo, ale to bardzo przepraszam za brak komentarzy przy wcześniejszych rozdziałach. Klawiatura mi się zepsuła ;c (okazało się, że to baterie się wyczerpały, ale kij z tym xd).
Rozdział (i te dwa poprzednie) cudny *-*
Choć uświadomiłaś mi jak bardzo jestem samotna (nawet kuzyn mnie opuścił ;c).
Ale nie schodźmy na smutne tematy. Rozdział bardzo mi się podobał :D Ja już chce zimę i walkę na śnieżki :D
Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału ;)
To taki utarty pomysł z ciążą, ale prowadzi dokładnie do takiego zakończenia, jakie bym chciała :D
UsuńSpoko :D Ja kiedyś przez tydzień myślałam, że się zepsuła myszka, a baterii w środku nie było XD
Dziękuję :)
Dlaczego mam ochotę płakać ze śmiechu na wieść o ciąży? Hahaha xD Niech Nic nazwie dzieciaka Shon, po tatusiu. Już wyobrażam sobie Shonka, który siedzi przy Nic, trzyma ją za rękę, kiedy ona rodzi.
OdpowiedzUsuń"Shoncio się rodzi, nas oswobodzi..."
Ej, ej, ej, kuźwa, co mi tu nie gra....O kurna! Nicola w ciąży?! W Shonem?! Ie się powiesić T.T Dopiero teraz zrozumiałam sens tych słów *głupia ja, głupia ja, głupia ja*. Nie no, kuźwa, zaraz mu się do celi wpakuje i mu dam w pysk tak mocno, że mu się o 360 stopni obróci! No kurna, no! Żeby przy ruchaniu o gumkach zapomnieć? Istny amator...Z kim ja się zadawałam. Jak się nie ogląda YT i kanału "HowToBasic", filmu Jak założyć prezerwatywę, to się nie wie. Shon powinien (tak jak autor tego filmiku) na parówce ćwiczyć zakładanie gumki. Jam coś, to może jeszcze oglądnąć o tym, jak się uprawia seks xD
Domyślałam się, że Nic zajdzie w ciążę. Niestety z Shonem TT_TT Ale ja wiem, jak to jest być samotną matką. Shon zostawił mnie w brzuchem i uciekł do Titi! Teraz mam takiego słodkiego mudżynka, którego trzymam w szafie c: Nie no, żartuje xD W szafie trzymam martwe prostytutki....
Rozdział boski, świetny i wgl. wszystko, co najlepsze *_* I nie udał się bardzo dobrze, tylko cudnie ^.^ Chyba jeden z najlepszych.
No, to chyba tyle. Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać. A więc...do następnego i weny :) Pozdrawiam ^_^
Szalona jesteś, Asia. Tyle Ci powiem xD
UsuńShoniuś po prostu się zapomniał. Z tego podniecenia nie pomyślał o gumkach, zwykły wypadek przy pracy :P No coś Ty, przecież on jest bardziej doświadczony niż Ty, uwierz mi. Wie takie rzeczy XD
Dzięki, dzięki i jeszcze raz dzięki :]
A skąd ty wiesz, czy ja jestem doświadczona? *z naburmuszoną miną ostrzę swój nóż* Przeleciałam już Aszlana, jego wibrator, dziwki z mojej szafy, Piotra, Edmunda (<3) Artema z powieści "Metro 2033" (tam jest o tym, że ludzie po wybuchu wojny atomowej mieszkają na stacjach metra. Około 50.000 ludzi) wszystkich facetów z metra, takiego dzieciaka, co zginął, mutanty, które po wybuchu mieszkają na powierzchni, chłopaków z klasy (no prawie wszystkich. Kilku odpuściłam) Shona, no i mogłabym tak wymieniać wieki. Masz brata powyżej 13 roku życia? To jego też. Wszystkich powyżej 13 lat. Jedynie chyba bratu koleżanki odpuściłam. Niby ma 17, ale nie lubimy się za bardzo. Ja go nie lubię, bo on mnie nie lubi, a on mnie, boooo...No kilka akcji było. Przyłapał mnie, jak włamałam się mu do w pokoju, kiedyś szperałam w jego zeszytach, podsłuchiwałam, jak rozmawia przez telefon...No, coś w ten teges ;)
UsuńNo, to teraz idę do Shona i zrobię mu lekcję WOS'u (Wiedzy o seksie) i WOZS (wiedzy o zabezpieczaniu się). No, jeszcze pójdę po takiego 8-latka z koloni. On wie więcej o tych sprawach, niż my wszystkie (licząc Shona) razem wzięte. I nie, nie przesadzam ;d
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńPrześwietny. *O* Jeden z moim zdaniem najlepszych, jak nie najlepszy ;o Ta wiadomość na końcu.. Nie spodziewałam się. ;o Ciekawie. Nie będę się rozpisywać, powiem tak: CUDO. CUDO. CUUDOO! <3 Czekam na next *.*
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńWahałam się właśnie, czy tę ciążę jednak wprowadzić, ale potem będzie super :D
Aga, ty chyba bez niszczenia życia Nicoli byś nie przeżyła, c'nie? xD
OdpowiedzUsuńEeto, od kiedy Nic zemdlała to zaczęłam podejrzewać, że jest w ciąży :D Jestę jasnowidzę, nawet moja była pani z matmy to stwierdziła! XD A raczej spytała, a ja potwierdziłam xDD
Czekam na następny ^^
No nie, nie przeżyłabym :P
UsuńDobre miałaś te podejrzenia :) Też czasem mam takie "prorocze myśli", ale ostatnio jakoś rzadko :'(
jesteś okrutna xd czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńNo jestem, jestem, Nie zaprzeczę :D
UsuńBitwa na sniezki super xd
OdpowiedzUsuńCiekawe co Nic zrobi z dzieckiem? Czekam na next :)
Tego dowiesz się w następnym rozdziale :)
UsuńZrobiłaś mi z mózgu warzywko! Coś nie przeczuwam by Shon był dobrym tatą... :D Ale i tak najlepsze były gładkie nogi Lysa. Konkurować mogą tylko owłosione nogi Kasa :) Rozdział wgniótł mnie w ziemię :D
OdpowiedzUsuń