środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział LIV

A jednak jestem dziś. Tak, pamiętam co mówiłam o nextcie w weekend, ale zaszła znacząca zmiana planów. Chcę skończyć blog, a potem... nieważne. Fakt jest taki, że kolejny dodam w piątek, sobotę lub niedzielę, a jak dobrze pójdzie następny tydzień będzie ostatnim.

(Ten rozdział jest beznadziejny. Ostrzegam przed faktem przeczytania.)

________________________________________________

Był czwartek, półtora tygodnia później. Przy kolacji tylko smarowałam talerz plastrem pomidora, nie tykając kanapki. Titi patrzyła na mnie dziwnie, pałaszując swój posiłek.
Nie miałam apetytu. Czułam się ociężale, po prostu źle. Czy usunęłam? Nie. Miałam taki zamiar nie raz, ale zawsze powstrzymywały mnie słowa wypowiedziane ostatnio przez Lysandra „pamiętaj, że jeśli to zrobisz, możesz już nigdy do mnie nie przychodzić”. Zostawił mnie i kazał donosić ciążę… Nie chciałam wychowywać dziecka sama ze świadomością, że jego ojcem jest przebywający w więzieniu przestępca. Nie potrafiłam także przeboleć myśli zabicia… Białowłosy był moim autorytetem i gdy coś powiedział, zawsze traktowałam to bardzo poważnie. Teraz, kiedy dał mi do zrozumienia, że mam urodzić, byłam gorzej nic niezdecydowana. Ja nie miałam pojęcia, co dalej. Titi zapewniała, że mi pomoże, wsparcie miałam także w Rozalii, ale to przecież nie wystarczająco dużo. Dziecko powinno mieć ojca, ciepły dom, a ja mu tego nie mogłabym zapewnić.
Titi: Zjedz chociaż trochę. Nie możesz w tym stanie głodować.
Nic: Wiem, ja to wszystko wiem. – jęknęłam – Ale nie dam rady nic przełknąć. W poniedziałek kończą się ferie, rozumiesz? Jak ja mam pójść do szkoły i normalnie się uczyć, widząc go codziennie na korytarzu?
Titi: Nicol, wszystko się ułoży, zobaczysz. – pocieszyła mnie, łapiąc moją dłoń i gładząc ją – Wytrzymaj jeszcze trochę. – uśmiechnęła się, a w jej oczach zobaczyłam jakąś tajemnicę
Nic: Skąd ty to możesz wiedzieć? Już nic się nie unormuje.
Titi: Nawet w najmniej spodziewanym momencie zawsze może wydarzyć się coś zaskakującego. – rzekła pokrętnie
Nic: Co ty wygadujesz? – zdziwiłam się
Titi: Już niedługo, kochanie. – dodała, po czym wstała i wstawiwszy talerz do zlewu, wyszła z kuchni

***
Leżałam już w łóżku i z telefonem w ręku wpatrywałam się w wyświetlacz. Tylko jedno dotknięcie ekranu dzieliło mnie przed rozpoczęciem połączenia. Wystarczyłoby mi jedno słowo, żeby poczuć się odrobinę lepiej. Gdybym usłyszała nawet zwykłe „słucham” wypowiedziane z ust Lysandra, poprawiłby mi się humor. To było jednak bez sensu. I tak by nie odebrał. Westchnęłam. I wtedy moim oczom ukazał się dwuwyrazowy napis „Rozalia dzwoni”. Zawahałam się tylko przez moment. Odebrałam.
Nic: Tak?
Roz: Cześć, jak dzisiaj?
Nic: Dobrze, całkiem dobrze.
Roz: Cieszę się. Przepraszam, że od wtorku nie przychodziłam, ale miałam ważne sprawy na głowie.
Nic: Coś się stało?
Roz: Nie, to nic poważnego, spokojnie. – usłyszałam w jej głosie entuzjazm
Nic: Roza, a powiedziałabyś mi co słychać u Lysandra? – zapytałam cicho
Roz: Wiesz, coraz lepiej. Jutro ci opowiem, kiedy przyjdę. Będziesz w domu?
Nic: Jasne, nie mam ochoty teraz nigdzie wychodzić. A ucieczki z domu też nie planuję, więc będę.
Roz: To świetnie. O jedenastej spodziewaj się mni… - urwała niespodziewanie – To znaczy, bądź gotowa.
Trochę nie rozumiałam. Plątanie się we własnych słowach. Obawiałam się, że może coś się wydarzyło, że tak urywa. Chociaż w jej głosie nie słyszałam nawet nutki smutku czy zatroskania, wręcz przeciwnie – był przepełniony radością.
Nic: Dobra, więc do jutra.
Roz: Do zobaczenia, Nic. – szepnęła uradowana i rozłączyła się
Idealnie się składało, że Roza była taką optymistką i tryskała pozytywną energią, bo tego mi było teraz potrzeba. Wsparcie, słów otuchy i przede wszystkim wskazania drogi.
Na początku za wszelką cenę chciałam zdobyć te tabletki wczesnoporonne. Później zaczęłam się wahać, a teraz skłaniałam się ku urodzeniu. Totalne zamieszanie.

***
Obudziły mnie poranne hałasy dochodzące z kuchni. Otworzyła zaspane oczy i ziewając, sięgnęłam po telefon. Godzina wczesna, bo wpół do siódmej, ale wstałam powoli z łóżka i całkiem rozczochrana zeszłam na dół. Ciocia zmywała naczynia, elegancko ubrana i prawie gotowa do wyjścia.
Titi: Jak samopoczucie? – zapytała z ciepłym uśmiechem, gdy mnie dostrzegła
Nic: Lepiej niż wczoraj. Rozalia przyjdzie przed południem, także nie będę sama. – odpowiedziałam, przeciągając się
Titi: Rozalia? A… Nieważne.
Nic: Czemu mam wrażenie, że wszyscy wokoło coś przede mną ukrywają? – zmarszczyłam czoło
Titi: Wydaje ci się. Poradzisz sobie sama? – zamieniła temat
Nic: Titi, ciąża to nie choroba. Poza tym to dopiero siódmy tydzień, czuję się dobrze, nawet mdłości mi nie dokuczają.
Titi: Może i racja. Wolałabym zostać teraz z tobą, ale wiesz, że pracy nie mogę zaniedbać. – rzekła, odwracając się po skończonym zmywaniu
Nic: No przecież. Idź i się nie martw. – zapewniłam ją, a ciocia kiwnęła głową i skierowała się do korytarza, zakładając kurtkę

***
Oglądałam telewizję, jedząc jabłko. Leciała akurat pewna brazylijska telenowela, a że był dobry moment, zdecydowałam się zostawić na tym kanale. Jakaś Victoria nieudolnie przepraszała za coś mężczyznę o imieniu Sergio, kiedy w pewnym momencie wpadła piękna blondynka i postrzeliła kobietę, rzucając się w ramiona otępiałego faceta.
Zawsze śmiałam się, jak można lubić takie mdłe tasiemce, ale faktycznie nawet mnie wciągnęło i obejrzałam do końca. Potem wyrzuciłam ogryzek do śmieci, a gdy wracałam na sofę, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zatrzymując się, rozłożyłam się na kanapie, chwytając do ręki pilot.
Nic: Właź! – krzyknęłam, wiedząc że drzwi nie były zamknięte od środka
Przełączałam z programu na program, nie mogąc znaleźć nic dla siebie. Czując obecność Rozalii w pomieszczeniu, nie odwróciłam się w jej stronę, tylko z uwagą latałam po kanałach.
Nic: Cześć, siadaj. – powiedziałam, zapatrzona w telewizor
Słysząc w odpowiedzi „cześć”, zakrztusiłam się własną śliną, wypuszczając pilot z rąk. Przeniosłam wzrok na osobę stojącą w progu, chociaż wcale nie musiałam tego robić. Poznałam ten głos. I on wcale nie należał do mojej przyjaciółki. Natychmiast zerwałam się na nogi, aż zakręciło mi się w głowie.
Lys: Spokojnie, jeszcze coś sobie zrobisz. – rzekł z rozbawieniem nie kto inny, jak Lysander
Nic: Co ty tutaj robisz? – zapytałam, spuszczając głowę w dół
Zaskoczyła mnie obecność białowłosego. Naprawdę miał ochotę przychodzić tutaj do mnie, do dziewczyny, która nosiła w sobie nie jego dziecko? Zresztą Rozalia mówiła, że to ona wpadnie…
Lys: Przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz? – nie zwracając uwagi na moje zdziwienie, dopytywał
Nic: W mia-miarę dobrze… - odparłam, robiąc się czerwona na twarzy
Lys: Cieszę się, że z tobą z porządku.
Nic: Cieszysz się? – powtórzyłam, przenosząc wzrok na jego twarz
Lys: Cieszę. – potwierdził, uśmiechając się delikatnie
Nie byłam pewna, co mam mu powiedzieć. Osłupienie nie minęło i wciąż jeszcze wątpiłam w to, czy on naprawdę stoi przede mną.
Lys: Mam coś dla ciebie. – oznajmił, wyciągając zza siebie rękę, w której kurczowo trzymał ciemnozieloną teczkę
Nic: Co to?
Lys: Zobacz. – rzekł
Podał mi, a ja przechwyciłam ją drżącymi rękami. Ciekawiło mi, co jest w środku, ale z drugiej strony trochę się tego lękałam. Wpatrzona w czarną gumkę, zaraz ją odchyliłam i otworzyłam teczkę. W środku, w koszulce, znajdował się dokument. Przeczytałam tytuł i… zaniemówiłam.
Lys: Pod spodem jest coś jeszcze. – wychrypiał
Natychmiast podniosłam jedną kartkę i faktycznie ujrzałam kolejny akt. Tym razem błyskawicznie przeniosłam osłupiały wzrok na jego twarz, którą właśnie wykrzywiał lekki uśmiech.
Nic: Jak… - wyszeptałam jedynie, znów spoglądając na duże, czarne napisy
Co mnie aż tak zaskoczyło?
„Wniosek o odebranie praw rodzicielskich”…
A także:
„Wniosek o przysposobienie”…
Lysander chciał adoptować dziecko Shona i wychować je wraz ze mną…?
Lys: Przemyślałem sobie wszystko i doszedłem do wniosku, że nie mógłbym bez ciebie żyć. Poświęciłaś się dla mnie wtedy, ale nie zamierzam cię zostawiać. Chcę, żebyśmy stworzyli prawdziwą rodzinę. To tylko wzór dokumentów, które po narodzinach wyślemy tam gdzie trzeba.
Chciałam coś powiedzieć, lecz nie dałam rady wydusić z siebie ani słowa, dlatego ruszałam tylko bezgłośnie ustami. Łzy podeszły mi do oczu, bo w życiu nie podejrzewałam, że Lysander mógłby zrobić coś tak szlachetnego. Czy on naprawdę tego chciał?
Nic nie mówiąc i widząc, że nie jestem w stanie zrobić czegokolwiek, podszedł do mnie i objął. Poczułam się pierwszy raz od kilku kochana i bezpieczna. Mając go przy sobie, wszystkie duże problemy stawały się drobnymi przeszkodami, bo razem mogliśmy je pokonać. Razem. Ja i Lysander. To tak pięknie brzmi…
Nic: Ko-kocham cię. – odezwałam się w ostatniej chwili przed napadem płaczu; Płaczu ze szczęścia.
Lys: Ja ciebie też bardzo kocham. Poprawka, was. Ciebie i tę małą kruszynkę. – powiedział czule
Nic: N-nie wierzę, że to dzie-dzieje się nap-rawdę. – wyszeptałam
Lys: Już zawsze będziemy razem, choćby nie wiem co. Obiecuję ci.
Nic: Jesteś pewien, że chcesz opiekować się dzie-dzieckiem?
Lys: Gdybym nie był, nie przyszedłbym teraz do ciebie i nie zgodził się na całą resztę.
Nic: Resztę? – zdziwiłam się, spoglądając mu w oczy; Milczał. – Powiesz mi o co chodzi?
Lys: Pod jednym warunkiem.
Nic: Jakim? – dociekałam, niecierpliwie oczekując odpowiedzi
Lys: Tylko wtedy, kiedy mnie pocałujesz.
Uśmiechnęłam się blado i spełniłam wymóg. Marzyłam o tym od tylu dni… Myślałam nawet, że już nigdy nie będzie mi dane, żeby tak się do niego przytulić… Tak bardzo się cieszyłam.
Lys: Musisz się bardziej postarać. – mruknął, uśmiechając się łobuzersko
Zachichotałam, ponownie go całując. Tym razem z większą zachłannością.
Nic: Powiedz, bo nie wytrzymam. – poprosiłam
Lys: Zaraz wpadnie tu jeszcze kilka osób.
Przyjrzałam mu się dokładnie, zastanawiając, co też ma na myśli. Kiedy już chciałam zapytać, dało się słyszeć skrzypienie otwieranych drzwi frontowych. Usłyszałam jakieś śmiech, chichy i rozmowy i od razu wiedziałam, że to grubsza afera. Popatrzyłam na uśmiechniętą twarz Lysa i także posłałam mu ciepły, przepełniony miłością uśmiech.
Zaraz do salonu wwalili się kolejno: Roza wraz z Leo, Armin z Alexym, Kas, Jake. Iris i Violka niosły prostokątny, spory tort udekorowany owocami, a na koniec… Na koniec ujrzałam Oscara pchającego wózek z siedzącą na nim Kim.
Z niedowierzaniem przyglądałam się temu wszystkiemu, aż wreszcie podbiegłam do czarnowłosej i mocno ją przytuliłam.
Kim: Gratuluję, Nicol. I dziecka, i związku. – rzekła cicho
Nic: Jesteś kochana, tak się cieszę, że tu jesteś. – wyszczerzyłam się do niej, gdy nagle zostałam odciągnięta od dziewczyny; Po odwróceniu się ujrzałam obejmującego mnie Lysandra. Słyszałam hałasy z kuchni i stukot obijającego się o siebie szkła, a nagle z tłumku wyłowił się Kastiel z butelką szampana w dłoniach. Dziewczyny ustawiły się za nim z kieliszkami, a ten potrząsnął kilka razy butelką i gdy otwierał, korek wystrzelił w sufit i odbił się od ściany, póki nie wylądował na podłodze. Musujący napój lał się na podłogę i do szkła, przy akompaniamencie chichotu zebranych.
Szczerze mówiąc, aż do tej pory nie przyswoiłam do siebie tego, co się działo. Ta wizyta tak mnie zaskoczyła, że aż brakło mi słów.
Roz: Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! – zaśmiała się białowłosa, podając Lysowi szampana, a mnie napój jabłkowy
Nim ktokolwiek upił choćby łyk, Alexy zaczął śpiewać „sto lat”. Reszta po chwili się do niego oczywiście dołączyła.
Nic: Jesteś taki kochany. – zwróciłam się do chłopaka
W odpowiedzi pocałował mnie, tak długo, jak trwał śpiew zebranych. Zabrakło mi tchu, lecz byłam szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. Jeśli ktoś by wczoraj powiedział mi, że będę całować się z Lysandrem w czasie, gdy moi przyjaciele będą wznosić za nas toast, postukałabym się w głowę…


________________________________________________

Wiem, że krótki, ale tak wyszło.
Mówiłam, że beznadziejny. Zachowanie Lysa nieprawdopodobne i nierealne, ale cóż...

28 komentarzy:

  1. a ja sie przyznam że podejżewałam że tak sie stanie :0 wiedziałam że lysiu nasz kochany postąpi jak mężczyzna i weźmie dziecko pod swoje wychowanie z nic.:))) Tak jak ona poświęciał sie dla niego tak on dla niej :)
    Nie gadaj głupotek kochana mi sie podobał :PPP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dobre miałaś przypuszczenia :)
      No, przecież nie mogłam z niego zrobić drania. Dokładnie tak, Nicola poświęciła się dla niego, on poświęca się dla niej :]
      No widzisz, Tobi tak, a mnie niestety nie :c

      Usuń
  2. Ooo jejkuu <3 Haha az musze sie przyznac ze sie tego spodziewalam :p wielbie te opowiadanie i szkoda ze je chcesz zakonczyc, ale mam wieeeelka nadzieje ze napiszesz tez jakies kolejne i bede miala radoche :3
    ~Schimi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam :)
      Mnie też będzie szkoda. Przywiązałam się do tego bloga ):)
      No jasne, że będę. Ale już nie o SF :D

      Usuń
  3. Jak skończysz bloga to nie będę mieć co czytać i będę mieć doła A może tak drugie opowiadanie ??
    ~Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest wiele ciekawych blogów, na pewno nie będziesz się nudziła ;D
      Zapraszam Cię do zakładki (pod tytułem) "Nowy blog", tam są szczegóły co do nowego bloga. I tak, będzie. Nie o SF, lecz będzie, także nie musisz się martwić :DDD

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Nanana, czemu miałam przypuszczenia, że się tak stanie? xDD Zawsze jak czytam to połowy rzeczy się domyślić muszę, no xD Wredne to ;.;
    Rozdział super ^^ Chciałabym mieć takiego chłopaka jak Lys... Ale ja ich omijam szeeerokim łukiem xDD Wolę chłopaków 2D :D
    Weny na następny blog i powodzenia w szkole (tak już na zapas xD) ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Ja w sumie też czasem domyślam się takich rzeczy.
      Dziękuję znowu i jeszcze raz. Nawzajem

      Usuń
  5. Teraz pozostalo nam chyba tylko myslec czy bedzie happy end czy zabijesz kogos XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Lubię szczęśliwe zakończenia, ale dramatami też nie gardzę.

      Usuń
  6. Boskieeeeeee :3 Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :3
    Dlaczego ja się muszę wszystkiego domyślać ja się pytam? XD Nie no ja i moja intuicja :P Lysiu kochaniutki ja ce go wezwę jak bloga skończysz :P Zawsze tak robię na zakończonych blogach zabieram sobie Lysie :3 I nieważne czy to chłopak głównej bohaterki czy nie. Zabieram ich sobie, a co się będą marnować :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że chociaż wam się podoba...
      A bierz se go. Mnie już nic nie obchodzi. Nic ani nikt.

      Usuń
    2. Ja też Cię nie obchodzę??? O ty niedobra! :( Przez Ciebie jestem smutasna :( Widzisz ile mam smutnych minek :( To dla mnie nienaturalne :( Z-zaraz się r-rozpłaczę :( *Bądz silna! Nie rycz!* :( Buuuuuuuuuuuuuuuuu ;,,,,,,,,,,( Zraniłaś moje serduszko D...........: Jesteś taka niedobra! :...........C Idę się udławić szczoteczką do zębów +,+

      Usuń
    3. Złamała moje i afry serduszka. ..... moje życie straciło sens afra chodź zucimy się podppociąg. :'(

      Usuń
  7. No co ty! Według mnie tak właśnie powinien zachować się Lys. Rozdział bardzo optymistyczny, cały czas szczerzyłam się do ekranu, dobrze, że nikogo nie ma w domu xD. Teraz to już chyba ostatnia prosta do zakończenia bloga, co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż za bardzo optymistyczny. Teraz, jak go czytam, to mam ochotę przywalić pięścią w monitor. Tyle.
      Tak, dokładnie. Ostatnia prosta

      Usuń
  8. Też chce takiego Lysia ^.^
    Co z tego, że zachowuje się nielogicznie, bo na tym polega miłość, prawda? Miłość nawet jak jest bezsensowna ma sens, bo to właśnie miłość :3 (naoglądałam się filmów romantycznych, więc... znowu zaczynam się dziwnie zachowywać... NIECH KTOŚ MNIE PRZYTULI!!! ;<).
    Ale! Wróćmy do rozdziału. Nie mam pojęcia, czemu ci się nie podoba, bo mi bardzo się podoba ;P Cieszę się, że Nic pogodziła się z Lysem i że może liczyć na swoich przyjaciół, bo jestem pewna, że teraz bardzo tego potrzebuje.
    Zastanawiam się, czemu tak szybko chcesz opublikować te ostatnie rozdziały, masz jakiś plan? Hmm? ;b
    Czekam na next ;) Szczęścia w życiu życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ja cię nie przytulę. Jeśli ktoś by teraz do mnie podszedł, to bym go udusiła, albo przywaliła mu i skopała. A nie chcę cię zabić.
      Czemu? Z bardzo prostego powodu. Mam dość. Najchętniej rzuciłabym wszystko w cholerę, albo zostawiła. I koniec. Skończyłabym z wszystkim.
      Kurcze, co się ze mną dzieje? Przepraszam, ale jestem przybita. Cholernie przybita.

      Usuń
    2. Przez Agę jestem smutna :( Agata przyjadę do Ciecie i razem się poprzytulamy ;,) Bo mnie Aga zraniła. Zraniła moje malutkie nic nie winne serduszko :.( Tak jak Nic planowała zabić nic niewinne dziecko :.( Chcę się zabić, a nie potrafię jestem taka żałosna D.:
      Czekaj moment analizon sytuacjon!
      Już wiem! Jak przytulas Agaty mi nie pomoże, to przyjadę do Ciebie Aga się przytulać, a ty mnie zabijesz ;3 I tak skończę swój marny żywot blogerki ze złamanym serduszkiem :.......C

      Usuń
    3. Kurczę, rzeczywiście Aga masz kiepski humor. Jestem słaba w pocieszaniu, zazwyczaj gdy ktoś jest smutny lub wkurzony po prostu milczę, żeby czegoś nie zepsuć... Ta, jestem bardzo w tym słaba. Mam nadzieję, że jutro trochę ci się humorek poprawi ;) Albo zrób sobie drzemkę, sen zazwyczaj pomaga...
      I pamiętaj, wszystko będzie dobrze :}

      Usuń
    4. Ja też jestem słaba w pocieszaniu, szczerze mówiąc :(
      Ale już mi lepiej. Tak jak myślałaś, dzisiaj mi się poprawiło :)

      Usuń
  9. Rozdział świetny, normalnie *_*
    Beznadziejny? Jak dla mnie, to jeden z najlepszych. Racja, nie ma w nim dużo nie wiadomo jakiej akcji, ale jest Lys, który wybaczył Nicoli, a to jest najważniejsze. To, że chce wychowywać nie swoje dziecko tylko dowodzi to, że Lys jest bardzo dojrzały, jak na swój wiek, i kochany *.* Nie każdy byłby w stanie się tak poświęcić, jak on. Na pewno informacja o ciąży musiała go bardzo zaskoczyć, a ta decyzja dużo kosztować, ale koniec końców wszystko się miedzy nimi sprostowało :)
    Od początku wiedziałam, że Rozalia wraz z innymi oraz Titi coś knują. Nie wiedziałam jednak, że ta sprawa będzie dotyczyć Lysa. Byłam pewna, że już ją opuścił i dużo czasu minie, zanim zaakceptuje fakt, że Nic nosi w brzuchu nie jego dziecko. Jak widać, myliłam się, ale to właściwie dobrze ;d
    Czytając o tym "nawróceniu" się Lysa i przybyciu przyjaciół Nicoli prawie się rozpłakałam ze szczęścia, a rzadko zdarza mi się czuć jak główna bohaterka. Dobra robota :p
    Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy?! Dla mnie się denny wydaje i prymitywny, a ty mi tu z takim tekstem?! xD
      Następny rozdział będzie o wiele bardziej udany niż ten :D
      Dziwne jest to, że Lys tak od razu jej wybaczył, no nie? Ale tak jak już mówiłam wcześniej, nie chcę przedłużać.
      Och, dziękuję... Dzisiaj może dodam pod wieczór, albo jutro rano, tak myślę ;)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że dodasz jeszcze dzisiaj (chodź pewnie i tak przeczytam dopiero jutro, ale ciii xD).
      P.S.Właściwie, to dlaczego byłaś wczoraj taka wkurzona (jeśli można oczywiście wiedzieć)? :o

      Usuń
  10. Wyszło słodko. Baardzo słodko :D Ale w sumie to dobrze. :D

    OdpowiedzUsuń