poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział V

No, myślałam, że nie będzie w tym tygodniu kolejnego, ale usiadłam, dwie godzinki powymyślałam i jest. Jakiś, ale jest. 
Miłego czytanka ;)


Jak tylko ciocia wyszła z pokoju, postanowiłam umyć się i zaraz położyć się do łóżka. Wyjęłam więc moją piżamę, bieliznę, i weszłam do łazienki. Wzięłam długą kąpiel z różnymi płynami i kostkami różanymi. Titi dobrze wyposażyła mój pokój. Szkoda tylko, że nie mogła też uzupełnić mojej szafy. Nie chodziłam na zakupy, bo zwyczajnie nie miałam na nie forsy, dlatego jakoś nie za bardzo kręcił mnie fakt spędzenia połowy dnia na szwendaniu się po sklepach. Chociaż z drugiej strony, to mogłoby być zabawne, takie chodzenie po najdroższych sklepach, biorąc pod uwagę fakt, ile ciotka przeznaczyła na moje zakupy pieniędzy, pod zazdrosnymi spojrzeniami dziewczyn. Uśmiechnęłam się pod nosem i z takim nastawieniem, po umyciu się, położyłam się do mojego łóżka. Mówią, że pierwsza noc w nowym miejscu zaważa w dużym stopniu na dalsze życie w tym miejscu, tak więc przewróciłam się na lewy bok i niemal od razu zasnęłam.
Obudziły mnie dźwięki krzątaniny dochodzące z dołu. Dlaczego Titi tak wcześnie wstaje? Przewróciłam się na drugą stronę, z zamiarem ponownego zaśnięcia, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam się leniwie, przeciągnęłam i przetarłam oczy. W progu o futrynę opierała się moja opiekunka i patrzyła na mnie z podniesioną do góry brwią.
- Tak, tak. Pamiętam. Dzisiaj zakupy - westchnęłam, siadając. - Ale wiesz co? Nawet spodobał mi się ten pomysł. - Wstałam, uśmiechając się i skierowałam swoje kroki do łazienki.
- Słucham? A skąd u ciebie taka nagła zmiana? - zapytała rozbawiona.
- Jak tylko sobie wyobrażę te zawistne spojrzenia dziewczyn, to coś mi każe już teraz biec do tych sklepów - odparłam, udając szyderczy uśmiech. - Nie wiedziałaś, że jestem podła? - zapytałam tym razem z rozbawieniem.
- Nie. Od kogo żeś się nauczyła, co?
I wtedy przed moimi oczami pojawiła się ta scenka: on siedzący w samochodzie, całując jakąś pannę.
- Chyba od Edd'a - powiedziałam, wzdychając ciężko.

Teraz już nie płakałam. Czasem się smuciłam, że mnie zostawił, bo go nadal kochałam, ale nie płakałam. Co to, to nie.
- Przepraszam, Nic. Przepraszam - odrzekła cicho, podchodząc i przytulając. - Nie powinnam była. Wiem, jak bardzo cierp... 

Nie dałam jej dokończyć dlatego, że nie chciałam dłużej o tym rozmawiać
- Nie, Titi, nie chcę teraz o tym rozmawiać. Nic się nie stało. Proszę, nie wspominaj więcej nic na ten temat. - Spojrzałam na nią z prośbą w oczach.
- Oczywiście. Rozumiem, że nie chcesz tego jeszcze roztrząsać. W porządku. Ale teraz idź się ubrać, na stole w salonie leży kartka. Napisałam ci jak dojść do centrum, więc jakoś dotrzesz. Ja idę do pracy. Kończę o szesnastej, ale wrócę koło siedemnastej. Mam nadzieję, że będziesz już. 

Ciocia zerknęła na mnie.
- Pewnie. A gdzie miałabym być do tej pory?
- A nóż strzelą ci do głowy jakieś flirty, albo spotkasz tego narwańca z parku - mruknęła, a potem wybuchnęła śmiechem.
- No co? Był całkiem ładny - powiedziałam obrażona.
Czy uważałam, że Pan Czerwony był przystojny? Być może. Sama nie wiem, co czułam. W głębi serca ciągle kochałam Edd'a, mimo tego świństwa, które mi wyrządził. Ale kiedy przypominał mi się dotyk tych ciepłych warg, dostawałam gęsiej skórki.
"Przecież to obłęd. Widziałaś faceta niespełna pięć minut, a już wariujesz. Jesteś jakaś nienormalna, czy co?"
Ciocia wyszła, a ja weszłam do łazienki, biorąc ubrania, a konkretnie długą fioletową bokserkę i czarne rurki - bo nic innego mi nie pozostało. Nałożyłam na siebie ciuchy i stanęłam przy umywalce. Chwyciłam szczoteczkę i pastę, wyszorowałam zęby. Wróciłam do pokoju i usiadłam przed toaletką. Uczesałam się w wysokiego kucyka, ale grzywkę zostawiłam w spokoju. Zrobiłam delikatny makijaż, czyli jasny cień na powieki, różowy błyszczyk i trochę pudru. Ujdzie. Jak to dobrze, że Titi zaopatrzyła mój pokój dosłownie we wszystko, co trzeba. Kosmetyki, biżuteria... Szkoda tylko, że nie załatwiła mi ubrań. Wtedy nie musiałabym wychodzić na te zakupy... No ale skąd miała niby wiedzieć co mi się podoba i co noszę?
Zeszłam na dół, nie słyszałam żadnych dźwięków krzątaniny, czyli że jestem sama. Śniadania nie zjadłam, jakoś nie byłam głodna, poza tym umyłam już zęby. Podeszłam do stolika w salonie, wzięłam papierek z nabazgranym adresem, przeczytałam go i schowałam do kieszeni razem z telefonem. Założyłam jeszcze tylko kurtkę, bo było wietrznie, i czarne adidasy, chwyciłam w pośpiechu klucze i wyszłam.
Doszłam do zakrętu, chciałam wyjąć kartkę, bo nie wiedziałam, gdzie mam teraz iść, ale nagle coś sobie przypomniałam. Chyba to, że jestem idiotką. Stanęłam gwałtownie.
"Brawo, Nicol, po prostu brawo! Wychodzisz na zakupy, a nie bierzesz kasy." - miałam jakieś dziwne przyzwyczajeni do rozmawiania ze sobą w myślach; Dobrze, że tylko w myślach, bo jeszcze ktoś by mnie uznał za chorą na umyśle.
Wkurzyła mnie moja głupota jak nigdy. Stanęłam przed bramką, wyjęłam klucz i przekręciłam go w zamku. I oczywiście, moje dzisiejsze (nie)szczęście musiało sprawić, że nie mogłam go wyjąć. Świetnie. Zaczęłam szarpać się z bramką, przekręcałam klucz, ale on jak nie chciała wyjść, tak nie wyszedł.
- Kurwa mać! - wykrzyknęłam.
Myślałam, że zaraz rozwalę to wszystko. Czemu zawsze dla mnie się coś takiego musi przytrafić, do cholery?!
- Może w czymś pomóc? 

Podskoczyłam, słysząc za sobą dźwięczny głos. Odwróciłam się jak zahipnotyzowana. Zobaczyłam przed sobą wysokiego, postawnego chłopaka. Ubrany był w nietypowe ciuchy, a pod rękawami płaszcza wyraźnie rysował mięśnie. Włosy miał białe, ale to, co mnie zaintrygowało, to oczy. Jedno koloru żółtego, właściwie złotego, a drugie zielone. Patrzyłam na niego takim wzrokiem, że się uśmiechnął.
- Mam coś na twarzy? - zapytał rozbawiony.
- N-Nie. Przepraszam - , zaprzeczyłam lekko speszona.
- Nie szkodzi. Lysander - powiedział i wyciągnął ku mnie dłoń.
- Nicola - odparłam bez namysłu i podałam mu swoją rękę, po czym uśmiechnęłam się przyjaźnie, co on odwzajemnił.
"Lysander, jak ładnie..."
Patrzyliśmy tak chwilę na siebie, aż on przerwał ciszę.
- Widziałem, że miałaś problem z kluczem.
- Tak. Nie dam rady wyjąć go z zamka - westchnęłam zrezygnowana.
- Daj, ja spróbuję.
Odsunęłam się robiąc mu miejsce, a on podszedł i chwilę majstrował coś, ale zaraz wstał z triumfalnym uśmiechem i kluczem w ręku.
- Trzeba było tylko podejść do tego spokojnie. Proszę. 

Podał mi go.
"Jak on to zrobił?!"
- Dzięki. Gdyby nie ty stałabym tu chyba do wieczora.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- W ramach podziękowania zapraszam do mnie - zaproponowałam.
Czemu to powiedziałam? Ostatnio robię wiele rzeczy z niezrozumiałego powodu. Ale Lysander sprawiał takie pozytywne wrażenie.
- Pewnie, dzięki - odparł.

***Lysander***
Dlaczego się zgodziłem? Pojęcia nie mam. Chyba tak samo jak ona nie wiedziała, z jakiego powodu mi to zaproponowała. Właściwie to się nie znaliśmy i nie wiem, jak to wyjaśnić, ale gdy ją zobaczyłem, poczułem, że...
***Nicola***
Zgodził się, więc nie miałam odwrotu, chociaż właśnie miałam iść na shopping. Trudno. Przecież Lysander nie będzie tu siedział cały dzień, no nie? Jeszcze zdążę wyjść. Ruszyłam chodnikiem prowadzącym do drzwi. Otworzyłam je i weszłam, zapraszając mojego gościa do środka.
- Mieszkasz tu od niedawna, prawda? - zapytał, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Nie widziałem cię tu wcześniej - sprostował.
- No tak, przecież to logiczne - odparłam. - Ale owszem, przeprowadziłam się tu wczoraj. Mieszkam z ciocią.
- A rodzice? - Spojrzał na mnie, ale od razu wycofał się. - Przepraszam. To nie moja sprawa, nie powinienem był pytać. Nie było tematu, zgoda?
W odpowiedzi posłałam mu blady uśmiech. Zadziwiające było, że nie wypytywał się dalej, tylko taktownie zmienił temat.
- Zapisałaś się już do szkoły? - zapytał, gdy usiadł na sofie, a ja właśnie niosłam sok wiśniowy i rogaliki, które kupiła rano Titi.
- Wiesz, dopiero wczoraj tu przyjechałam, także nie zdążyłam załatwić jeszcze takich spraw. W sumie ciotka poszła do Amorisa, złożyła z mnie papiery, ale i tak nie bardzo wiem, czy zostanę przyjęta, w końcu to drugi tydzień września - powiedziałam zrezygnowana.
- No fakt. Ale myślę, że nie będzie większego problemu, w razie czego myślę, że Nataniel ci pomoże - rzekł pocieszająco.
- Nataniel, dyrektorka? Uczysz się tam? - zapytałam z głupkowatym wyrazem twarzy.
- Amoris to jedyne liceum w okolicy. Jasne, że się tam uczę - powiedział rozbawiony najwyraźniej moją reakcją, a potem kontynuował. - Jeśli chcesz, mogę cię oprowadzić. Uczę się tam już rok, więc dobrze znam szkołę.
- Naprawdę? Dzięki. Too... Podaj mi swój numer, to do ciebie drygnę, nie?
- Jasne - zgodził się, zajadając kolejnego rogala, a zaraz potem wymienił dziewięć cyferek, które zapisałam w swoim telefonie. Rozmawialiśmy jakiś czas o wszystkim i niczym, aż chłopak wstał.
- Powiedz mi jeszcze, gdzie jest łazienka, i zaraz będę spadać.
- Korytarz. Lewo. Drzwi. Kibelek. 
Uśmiechnęliśmy się do siebie
Zaniosłam szklanki i dwa pozostałe smakołyki do kuchni. Kiedy wstawiłam naczynia do zlewu, usłyszałam głos Lysandra.
- To ja już będę się zmywał. Dzięki za rogaliki - rzekł, ukazując zęby w uśmiechu.
- Poczekaj. Mam prośbę. Muszę iść na zakupy, a nie mam pojęcia, jak dojechać do centrum. Titi mi niby coś tam napisała, ale ja nadal nie bardzo wiem, gdzie to jest. Mógł...
- Jasne. Nie ma problemu. Ubieraj się, zaprowadzę cię tam.
- Wielkie dzięki. Ratujesz mi życie. Po raz drugi dzisiaj z resztą - zauważyłam, na co Lys puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się.
Założyłam tą samą kurtkę i buty, co wcześniej, "spakowałam" telefon i oczywiście pieniądze - tym razem o tym nie zapomniałam. Wyszliśmy, zamykałam drzwi, ale podłapałam też uważne spojrzenie Lysandra spoczywające na mnie. Zaczerwieniłam się, odwróciłam głowę w bok. Boże, ostatni raz rumieniłam się... Jeszcze nigdy. Co się ze mną dzieje? Uspokoiłam się, schowałam klucz i poszłam za chłopakiem.
- Titi?
- Ciotka - sprostowałam.
- I mówicie sobie na "ty"?
- Taa... To takie dziwne? No dobra, po prostu mamy super kontakt, a tak w ogóle ona nie lubi jak mówi się do niej "ciociu".
Po drodze rozmawialiśmy o błahych sprawach, opowiedział mi troszkę o szkole, w której będę się uczyła, o swoich znajomych. Wiedziałam, że się polubiliśmy mimo, że znaliśmy się bardzo krótko. Czułam między nami taką przyjacielską atmosferę, cóż, ja zawsze byłam otwarta, widocznie on też, dlatego tak szybko znaleźliśmy wspólny język. Kiedy zbliżaliśmy się do budynku centrum, chłopak powiedział, że mnie już zostawia, bo musi zajść po drodze do kumpla.
"Koszmar coraz bliżej. Szykuj się na śmierć, Nicol." - pomyślałam sobie, bowiem nie miałam najmniejszej ochoty na łażenie po sklepach. W dodatku dochodziła trzynasta czyli czas, kiedy jak podejrzewałam, będzie wielu zakupowiczów. A to oznaczało kolejki, kolejki, kolejki...
Odwiedzałam kolejne sklepy, a z każdego wychodziłam z następną torbą ciuchów. Kupowałam wszystko, co tylko było możliwe. Od bluzek i koszul, przez spodnie, spódnice czy legginsy bądź sukienki, aż po bieliznę, piżamy. Zahaczyłam też o drogerię, w której wybrałam balsamy, perfumy i inne tego typu duperele. Wyszło na to, że wracałam do domu obładowana siedmioma torbami. Każdy, kogo mijałam, patrzył na mnie zdziwionym albo niedowierzającym wzrokiem. Wszyscy się gapili, ale oczywiście na tym poprzestali, i nie dostałam żadnej oferty pomocy, a byłam wykończona.
Do domu weszłam wyczerpana. Ręce miałam jak z waty, nie mogłam nimi ruszyć, o nogach nie wspominając. Postawiłam wszystko w salonie i spojrzałam na zegar. Już za piętnaście osiemnasta, a cioci niet. Śmieszne, bo właśnie w tym momencie poczułam wibracje w kieszeni.
"Nicol, przyjeżdżam dzisiaj później, bo w biurze jest jakiś problem. Nie wiem, o której wrócę. Buźka."
Mimo, że Titi była stewardessą, prowadziła również firmę razem ze swoim znajomym, z uwagi na to, że loty miała średni raz na dwa tygodnie i trwały one nie więcej jak pięć dni, co pozwalał jej na prowadzenie własnego biznesu.
Zrobiłam kolację, czyli twarożek z rzodkiewką. Mmm... Zaparzyłam herbatę i zaniosłam żarełko do salonu, włączając TV. Oglądałam jakiś serial do czasu, aż rozbolał mnie brzuch. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się, ale to nic nie dało. Wzięłam do ręki telefon, zdjęcia. Czas przestać łudzić się, że będzie dobrze. Opcje. Usuń. Wszystkie jego zdjęcia poszły won, nie chcę więcej go widzieć.

8 komentarzy:

  1. Chciałabym umieć pisać cudowne rozdziały w dwie godziny, ale nie idzie mi :'( Siedzę już drugi dzień i mam tylko parę linijek. Mam jakąś blokadę :C
    Jak na dżentelmena Lysandra przystało pomógł damie w potrzebie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ten rozdział to jakoś tak na spontanie wyszedł ;) Bo myślałam, że w tym tygodniu nic nie dodam, ale nudziło się, to wzięłam i napisałam :D
      Zresztą, jestem pewna, że potem też będę miała trudności z napisaniem, to początek i jest jakoś tak inaczej, jakby łatwiej :) Ty też miałaś tak na początku?

      Usuń
    2. Chyba tak, bo miałam bardzo dużo zapału. Jak pierwszy raz pisałam opowiadanie do potrafiłam dodać po rozdziale rano i wieczorem. I nie były krótkie a teraz to mam cholerną blokadę :C

      Usuń
  2. napisac rozdzial w dwie godziny, tez tak chce D:
    dzentelmen. nie wiem czemu ale czasem mam wrazenie ze sie po prostu podlizuje xD
    rozdzial BOSKI *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. W dwie godziny? Ja w trzy godziny piszę rozdział i wychodzi mi do CENZURA. Jak ja Ci zazdroszczę :'( Dlaczego ja nie umiem tak pisać? Głupia ta moja wyobraźnia...

    Rozdział cud malina. Fajnie, że udało Ci się napisać, bo czekałam tyle na następny rozdział i się doczekałam xD

    Życzę zdrowiaaaa ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział zajefajny. Też tak miałam: jak siadłam to ok 3 godzin i mam rozdział. Ale teraz nie mam kompletnie pojęcia jak go zacząć. ;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z rozdziałami wyrabiam się w 3,4 godziny, problem w tym że jestem zbyt leniwa żeby częściej przysiadać do pisania :D
    Rozdział świetny. Tutaj Lysander zachowuje się bardziej jak Lysander niż u mnie xD
    Nie mogę doczekać się kolejnego spotkania Nic z Kastielem, spodziewam się że wymyślisz coś fajnego =D Bo raczej na pewno się spotkają skoro będą w tym samym liceum xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tutaj wchodzę myśląc, że nic nie dodałaś, a tu takie zaskoczenie :D
    I jest mój kochany Lysander <3
    Rozdział cud, malina, kokaina
    heh kokaina przypomniało mi się jak się śmiałam jakbym coś ćpała z tego tekstu " Daruś to dobry chłopak, tylko żeby po śmietnikach nie grzebał"
    ~Naćpany Smok

    OdpowiedzUsuń