niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział VII

Nie myślałam, że będę dała radę wstawić w tym tygodniu kolejny rozdział, ale się udało :D
Miłego czytanka ;)

Ej, zaraz, zaraz. Dlaczego on tu przyszedł, co... Nie, nie, nie , to nie możliwe. On... Uczy się ze mną, czy co?
Chłopak nic nie powiedział, tylko zwyczajnie wszedł i na luzie ruszył w kierunku wolnej ławki, nie zwracając na nic uwagi. Przeszedł obok biurka matematyczki, ale po chwili zatrzymał się. Chyba był zdziwiony, na mój widok zresztą, ponieważ stał naprzeciwko ławki, w której siedziałam z Rozą z rozdziawioną nieznacznie buzią i szeroko otwartymi oczami. Chyba nie spodziewał się, że mnie jeszcze zobaczy. Heh...
Zaraz jednak się ogarnął, przybrał obojętny wyraz twarzy i usiadł w ostatniej ławce, z głośnym hukiem odstawiając krzesło. Wyjął zeszyt i długopis, a potem wyzywająco patrzył w oczy nauczycielki.
- Kastiel, wróć - powiedziała stanowczo nauczycielka, a kiedy jej słowa nic nie dały, zwróciła się do niego po raz kolejny. - W tej chwili proszę, żebyś z powrotem tu przyszedł i kulturalnie, jak na człowieka przystało, zapukał. Nie jesteś w jakimś chlewie, gdzie nie stosujesz się do żadnych zasad.

Znów żadnej reakcji ze strony chłopaka. 
- Rozumiem, że na lekcje przychodzisz tylko wtedy, kiedy masz ochotę, ale może mi wyjaśnisz, dlaczego dzisiaj znów spóźniłeś się na moje zajęcia.
Jakże spokojny głos bardzo mnie zdziwił. Na jej miejscu bym nie wytrzymała, gdyby ktoś w tak perfidny sposób mnie lekceważył.
- Zaspałem - wymamrotał znudzony.
- Zaspałeś? Taką wymówkę podałeś przedwczoraj, więc postarałbyś się chociaż wymyślić coś bardziej oryginalnego - wymamrotała, tym razem już wyraźnie podenerwowana, co wywnioskowałam po jej lekko drżącym głosie.
- Proszę bardzo! Nie chciało mi się, to nie przyszedłem, nie?! Zadowolona?! - krzyknął. 

Teraz to matematyczka nie wytrzymała. Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyszła, trzaskając nimi. 
Co? 
O ja, jeśli na każdej lekcji Kastiel się tak zachowuje, to dziwię się, że jeszcze go stąd nie wyrzucili. Wszystkie wzroki skierowały się teraz w stronę sprawcy całego "zamieszania", a po chwili część osób zaczęło klaskać. Ten siedział z nadal naburmuszoną miną i na nic nie zwracał uwagi. Matko Boska...
Na szczęście nauczycielka nic sobie nie zrobiła, niedługo po tym, jak wyszła, wróciła i dokończyła lekcję. Tym razem nic jej nie przeszkodziło i chłopak siedział nie odzywając się więcej. Zabrzmiał dzwonek, a ja wybiegłam z klasy jak na skrzydłach i razem z moją nową koleżanką poszłam na salę gimnastyczną. Weszłyśmy do szatni i usiadłyśmy na stojącej tam ławce. Roza trajkotała i gadała coś do mnie, ale nie słuchałam jej. Cały czas, odkąd zobaczyłam, jak wchodzi do sali, rozmyślałam o tamtym dniu. Kurde, jak tylko przypomniałam sobie tą chwilę, chwilę naszego pocałunku... On pewnie o tym dawno zapomniał, jestem tego absolutnie pewna, ale to było takie, takie - piękne? Nie wiem, być może naprawdę zwariowałam.
- Hej! Słuchasz mnie? 

Z rozmyślań wyrwał mnie jej głos.
- Co? A, tak, tak. Jasne, że cię słucham - zapewniałam.
- To w takim razie, skoro słuchałaś, co przed chwilą powiedziałam?
- Yyy... Dobra, okej, nie słuchałam. To co mówiłaś?

Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Eh, mówiłam, że wyjeżdżam z Leo na weekend za miasto. A Leo to mój chłopak, brat Lysandra. Więc, powiedział, że ma dla mnie jakąś niespodziankę, ale za nic nie chce zdradzić, co to jest. Myślałam, że może zabierze mnie do restauracji czy coś, ale wyjeżdżamy na całe dwa dni. Masz jakiś pomysł? Ciekawość nie daje mi spokoju, muszę wiedzieć cokolwiek.
- Więc. To zależy, jaki jest Leo. Wiesz, nie znam go, powiedz, czy to typ romantyka czy bardzi...
- Och! Pewnie, że romantyk! - wykrzyknęła radośnie.
- No, to na pewno będzie coś fantastycznego - zaczęłam, zachwycając się. - Może, mmm... Roza?
- Tak?
- Posłuchaj, długo się znacie? Ile ze sobą jesteście?
- Znamy się, chyba od jakichś pięciu lat, od czasu, jak się tu nie przeniosłam. A chodzimy razem około dwa lata - odpowiedziała, ale zaraz zbladła. - Nie, nie, to nie prawda - szepnęła przestraszona.
- Ej, co się dzieje? Powiedziałam coś nie tak? 

Zmartwiłam się mocno jej reakcją, więc natychmiast do niej podeszłam i przytuliłam. Miałam wrażenie, jakbyśmy znały się od wielu, wielu lat.
- Myślisz, że chce mnie zostawić? Że ze mną zerwie, tak? - chlipnęła cicho.
- Słucham? Kochana, no coś ty! Chodziło mi o coś zupełnie odwrotnego. Roza, a jeśli on ci się chce po prostu oświadczyć?
Ta powoli podniosła na mnie swój zdziwiony wzrok i patrzyła niedowierzająco.
- Przecież mi o nim opowiadałaś, zastanów się. Po pierwsze - jest od ciebie starszy o dwa lata, z czego wynika drugie - jest odpowiedzialny. Po trzecie - ma pracę. Po czwarte - jakiś czas ze sobą jesteście. Po piąte, mówiłaś mi, że to niezłe ciacho, heh. A po szóste i najważniejsze - bardzo cię kocha tak, jak ty jego. Chcesz jeszcze więcej argumentów? Mam kilka w zanadrzu. Dobra, po siód...
- Nie, nie trzeba. Matulu, ty mówisz to poważnie? O ja, jak się cieszę! - Uradowała się, wyrywając z mojego przytulasa i podskoczyła, piszcząc wesoło.
- Ej, ej! Nie wiem, czy to prawda. Ale według mnie bardzo prawdopodobne. 

Trochę się zasmuciłam, co mojej towarzyszce, niestety, nie umknęło
- Mów, o co chodzi. Już - zażądała stanowczo.
- Tak bardzo ci zazdroszczę - szepnęłam załamana.

Czemu wszyscy wokół mnie są cholernie weseli, a ja nie mam nic, z czego byłabym zadowolona. Chłopaka, rodziców. No, może tylko ciocia jest "moim szczęściem", tylko...
- Zabraniam ci się smucić, słyszysz? Nie zamartwiaj się tak. Jesteś śliczna, a ja pewna, że znajdziesz kogoś świetnego. Poczekaj tylko cierpliwie. Sądzę, że już w pierwszym dniu co najmniej kilku chłopaków świata poza tobą nie widzi. - Pocieszała mnie, a uśmiechnęłyśmy się do siebie i właśnie zadzwonił dzwonek.

Poszłyśmy do szatni, chwilę po nas weszły też Irys, Violka i ta wkurwiająca krowa, Amber, ze swoją "obstawą", a po nich Klementyna zapatrzona zresztą w Pannę Idiotkę, i Kim, jak się później dowiedziałam. Założyłam swoją koszulkę i legginsy oraz trampki. Nauczycielka zawołała nas na salę. Zajęłyśmy całą, bo chłopacy ćwiczyli na dworze. Brrrr...
Zaczęła się rozgrzewka, którą poprowadziłam ja, a po niej zarządzono grę w koszykówkę. To akurat całkiem nieźle, bo jestem w tym niczego sobie, dawniej od czasu do czasu grywałam w szkolnej drużynie, wyjeżdżałam na turnieje, fajnie było.
Pierwsze były jakieś banalne ćwiczenia z piłką, typu rzuty do kosza z miejsca, a potem podania kozłem i takie tam. W dwójce byłam oczywiście z Rozalią, cieszyłam się, że od razu złapałyśmy ze sobą świetny kontakt. Dostałam od niej piłkę i już miałam jej odrzucić, gdy nagle poczułam straszny ból i upadłam. Głowa niemal mi pękała, miałam mroczki przed oczami, ale zdołałam złapać jeszcze złośliwy uśmiech Amberzycy.
- Coś ty zrobiła ty jędzo?! - krzyknęła Kim, a ja poczułam, jak ktoś siada koło mnie i mną potrząsa.

Pewnie Roza.
- Hej, Nicola. Słyszysz mnie? - zapytała jednak nauczycielka.
Mruknęłam coś tylko niezrozumiale i usłyszałam szepty dziewczyn wokół, które wisiały nade mną i biadoliły. Na szczęście nie zemdlałam, zaraz po tym zaczęło mi się wszystko normować. Usłyszałam krzyk nauczycielki, żeby zadzwonić po pogotowie, ale nie mogłam na to pozwolić.
- Pr-proszę pani. W porządku. J-jakoś przeżyję - wychrypiałam.
Otworzyłam oczy, widziałam już całkiem normalnie, tylko łeb mi po prostu pękał. Myślałam, że nie wytrzymam. Wszyscy się na mnie patrzyli, oprócz tej debilki, która stała pod ścianą ze swoimi koleżaneczkami, z szyderczy uśmiechem, oczywiście.
- Na pewno? Dasz radę? Dobra, chodź, posiedzisz na ławce resztę lekcji. Rozalio, proszę, usiądź z koleżanką i obserwuj, czy coś się nie dzieje, dobrze?
- Oczywiście, proszę pani - potaknęła i pomogła mi się podnieść, prowadząc mnie powoli.
Przysiadłyśmy, a ja chwyciłam się za głowę, nie wytrzymywałam.
- Wstrętna krowa. Ja nie mogę, baba tego nie widziała, więc nic jej nie zrobi. Kurde, wiedziałam, że ona jest niezrównoważona, ale do cholery, dlaczego się na tobie wyżywa, za co? - Oburzyła się.
- Najlepiej ją o to zapytać. Matko, znalazła sobie jakiegoś kozła ofiarnego, lalunia - prychnęłam. - Ale nie, nie dam się tak traktować. Popamięta mnie jeszcze zołza. - Zezłościłam się. - Ałłł! - jęknęłam.
- Poczekaj, idę po jakąś tabletkę od bólu. Zaraz wrócę - stwierdziła po czym podeszła do kobiety

Porozmawiały, a ta poszła do pokoju wuefistów, by zaraz wrócić. Przyszła do mnie, zapytała, jak się czuję.
"A jak kurwa mam się czuć? Niedawno zostałam nieźle pierdolnięta przed tą szmatę, ale czuję się świetnie, wręcz rewelacyjnie!!!" - miałam ochotę jej to powiedzieć, ale jakoś zdołałam się opanować i powstrzymałam się, za to zwróciłam się grzecznie:
- Głowa mi pęka, ale zaraz przejdzie.

Zabrałam od niej tabletkę i szybko ją połknęłam popijając wodą, którą przyniosła z szatni Roza.
Babka odeszła, a ja znowu zostałam z nią sam na sam. Pogadałyśmy trochę, dopóki nie zadzwonił dzwonek, a ja powoli zwlekłam się z jakże wygodnej ławki. Jak to dobrze, że lekarstwo zaczęło działać i ból nie rozsadzał mi już tak łba. W "szatniowej" łazience zobaczyłam na swojej głowie guza. Na szczęście nie był taki duży, nie rzucał się w oczy, ale i tak cholernie źle wyglądał.
Najwyraźniej skończyła się zbiórka, bo do pomieszczenia wpadły dziewczyny. Popatrzyłam wściekła na moją oprawczynię. W jednej chwili wyparowało ze mnie wszystko. Nie czułam żadnego cierpienia, rzuciłam się w jej stronę z prędkością światła z krzykiem.
- Ty jędzo!
- Aaaa! Zostaw mnie, wariatko! Puszczaj! Głucha jesteś?!
Już miałam jej porządnie przywalić, oddać jej za tą piłkę, ale ktoś odciągnął mnie od niej. Roza i Irys, a Kim stanęła między mną, a tą drugą.
- Uspokój się Nicol. Nie wygłupiaj się, chcesz mieć problemy? - zapytała spokojnie.
W tej chwili wyrwałam się dziewczynom, ale już nie miałam zamiaru pobić mojej "najlepszej koleżanki", bo głupio byłoby zostać wywaloną ze szkoły już pierwszego dnia. Podeszłam więc do torby, pogrzebałam w niej trochę, a jak się odwróciłam, to zobaczyłam tylko przestraszoną minę mojej niedoszłej ofiary, która nadal stała w drzwiach z przerażeniem się na mnie wpatrując. Chyba serio trochę przesadziłam. Upss...
- To co, idziemy? - zapytała Roza.
- Taaa. Co teraz?
- Gegra! - wtrąciła się Iris.
"Oł szit" - pierwsza myśl.
Pozostałe trzy lekcje minęły jak z bicza strzelił, w sumie to świetnie zaklimatyzowałam się w szkole, poznała trochę ludzi, nie myślałam, że pójdzie tak łatwo. I gdyby jeszcze nie Amber, to ten dzień mogłabym uznać za w pełni udany. Gdyby...
W czasie przerw gadałam ze wszystkimi, chyba mnie polubili. Supcio. Jedyną osobą, z którą nie zamieniłam, zdaje się ani słowa, był Kastiel. Widziałam jak kilka razy gapił się na mnie, ale ja nie odważyłam się do niego podejść. Chyba sposób, którym odnosił się do innych, trochę mnie, powstrzymywał? Chyba tak. Zresztą, co miałam zrobić? Co powiedzieć? Jeszcze by mnie poniżył czy coś.
Wyszłam na dziedziniec, dołączyła do mnie Roza.
- Muszę, po prostu muszę ją jakoś dobić. Zrobić coś, żeby się ode mnie odwaliła - szepnęłam w złości.

Głowa nadal mi pękała, ale musiałam to jakoś znieść.
- Słucham? Kogo? - zapytała nietrzeźwo.
- No, jak to kogo? Tą przemądrzałą blondynę, przecież to oczywiste.
- Ach tak...
- Roza, pomóż mi coś wymyślić. Znasz ją dłużej, wiesz, co powinnam zrobić, by ją wkurzyć. Pomyślisz nad tym? - zapytałam z nadzieją.
- No jasne. Oczywiście, że pomogę. Postaram się trochę pogłówkować i pewnie coś mi wpadnie do głowy. - Uśmiechnęła się pocieszająco.
- Dzięki. To co, idziemy?

***
Weszłam do domu i od razu pobiegłam do kuchni. Byłam tak głodna, jak cholera. Że też zapomniałam wziąć drugiego śniadania do szkoły. Porażka. Rzuciłam się w stronę lodówki i wyjęłam jakąś sałatkę, spałaszowałam ją w kilka minut, przez co rozbolał mnie brzuch. Czułam się tak źle, że postanowiłam położyć się do łóżka. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na nie z zamiarem zaśnięcia. Chwilę się poprzewracałam z boku na bok, ale w końcu odpłynęłam.
***
Wybudził mnie mój dzwoniący telefon. A właściwie sms. Nie… Wyciągnęłam rękę i zaczęłam obmacywać moją szafkę w poszukiwaniu urządzenia. Nooo, wreszcie go mam.
„Hej ;) Więc tak, mam pewien plan, ale nie wiem, czy się zgodzisz. Dobra, jutro w szkole część dalsza, teraz kładź się do łóżka i śpij! Masz przyjść zdrowa i wgl. Jasne? Buziaczki ;D
Roza”
Wystukałam szybką odpowiedź…
„Już nie mogę się doczekać. Właśnie leżę w łóżeczku, mamusiu ;p Papatki. Do jutra”
… i znów zasnęłam.


piżama xD


11 komentarzy:

  1. Mvahahaha! Ciastko dla mnie. Zgadłam, że to Kazik! xD

    Głupia krowa Amber. Ja się dziwię Nic, że się powstrzymała i jej nie zabiła, bo ja to bym jej od razu prawym sierpowym przyjebała. No sory, ale ja nerwowa jestem.

    Co do rozdziału, to cudowny. Dziwię się też, że dałaś radę tak szybko dodać rozdział. Jest ciekawy i wgl. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moglas jej pozwolic ja zabic! Cokolwiek, niech szmata ginie w meczarniach xD
    Rozdzial boski, az sie boje co wymyslilas ;o
    A pizamka jaka suodka<3 XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz się bać ;) I muszę was zawieść, bo nie planuję jej zabijać xD
      W sumie, to jeszcze nawet nie mam pomysłu, co zrobić, zastanowię się =D

      Usuń
  3. Ucieszycie się xD Na końcu swojego opowiadania chce napisać, ze Amber porwali do burdelu i zgwałcili :> Jestem pojebana.
    Rozdział cudoski ( połączenie cudowny i boski )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ouaahahahaha ! :D
      Zaczynam Cię lubić coraz bardziej :p

      Usuń
  4. Rozdział jest zajebisty i naprawdę mi przykro, że Nic jej nie oddała przynajmniej. ;D ;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział po prostu boski *-*
    Zgadzam się z dziewczynami, szkoda że nic nie zrobiła Amber xD
    Jestem bardzo ciekawa co Roza wymyśliła :3
    Andrea... Zaczynam się ciebie bać xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście boskie ♥
    Czekam na następny rozdział :)
    // Mambi2001

    OdpowiedzUsuń
  7. twoje opowiadanie jest bardzo fajne. dziś je znalazłam i przeczytałam wszystko co było *__*
    niech ta bladź ginie marnie !!
    mam nadzieję, że zajrzysz do mnie
    http://slodkiflirthistorie.blogspot.com/
    sorka za spam :p

    OdpowiedzUsuń
  8. fajna pidżama. :D
    a rozdział świetny. ♥

    OdpowiedzUsuń