Często śniły mi się jakieś śmieszne i dziwne rzeczy. Tak jak teraz, bo miałam słodki sen. Dosłownie. Śniło mi się, że jestem w budyniolandii i właśnie taplam się w wielkiej misce czekoladowego budyńku. Mniam... I właśnie miałam spróbować waniliowego, gdy coś perfidnie mnie wybudziło. Cholera, a było tak fajnie...
- Wstawaj, kochanie! Dzisiaj szkoła! - krzyknęła radośnie
ciocia, ale ja nie podzielałam jej entuzjazmu.
Chyba nikt nie lubi wstawać z samego rana i leźć do budy. Tak jak ja.
- Nie idę. Nie zmusisz mnie za nic, mam zamiar poleżeć jeszcze co najmniej z dwie godziny - wymruczałam zaspana nawet nie otwierając oczu.
- A właśnie, że pójdziesz. Nie wiadomo, czy cię w ogóle przyjmą w trakcie roku szkolnego. Niby cię zapisałam, ale wiadomo? A jeżeli w ogóle nie pójdziesz, to na pewno się nie dostaniesz - powiedziała rodzicielskim tonem.
- Więc nie będę chodzić do szkoły, proste.
Uśmiechnęłam się na samą myśl.
- Wiesz, pomarzyć zawsze można.
Od razu spochmurniałam.
- Już! Wstawaj! Potem będziesz mi zrzędzić, że się nie wyrobisz - oznajmiła, a ponieważ nie doczekała się żadnej reakcji z mojej strony, podeszła do łóżka i gwałtownie ściągnęła ze mnie kołdrę, a przez moje ciało przeszedł dreszcz zimna.
- Ej! Oddawaj to! Zimno mi! - krzyknęłam.
- Idź się ubierz, to będzie ci ciepło. A ja w tym czasie chcę obejrzeć twoje wczorajsze zakupy. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Torby stoją w salonie, nie zauważyłaś ich? - zapytałam śpiąco, powoli zwlekając się z posłania.
Nawet tam nie byłam. Wczoraj wróciłam o dwudziestej trzeciej i od razu położyłam się do łóżka. Nie nudziło ci się?
Chwilę się zastanowiłam, ale zaraz odpowiedziałam na jej pytanie:
- No więc, poznałam nowego chłopaka z którym przegadałam chyba ze dwie godziny, byłam na zakupach, gdzie kupiłam siedem toreb ciuchów i innych bzdetów, a jak przyszłam do domu to byłam tak zmęczona, że od razu wwaliłam się do łóżka. Jak mogłabym się nudzić? - odparłam ironicznie, wywracając oczami i przechodząc koło ciotki.
- Poznałaś jakiegoś chłopaka? Znowu?! - krzyknęła niedowierzająco, ale nie chciałam teraz rozmawiać, więc ją zwyczajnie zignorowałam.
Zgramoliłam się na dół i w salonie odnalazłam jedną z toreb, stojącą za sofą. Chwyciłam pierwsze lepsze ciuchy i pognałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i umalowałam. Schodząc ze schodów zauważyłam ciocię przekopującą się przez stertę moich ubrań z niedowierzającym bananem na ustach. Po raz kolejny wywróciłam gałami i krzyknęłam w obawie, że nie usłyszy pod wpływem "emocji".
- Mogłabyś mi przynajmniej śniadanie zrobić, zamiast grzebać się w tych rzeczach.
- Łał! Chyba cały sklep wykupiłaś, co? Ale nieważne, grunt, że masz teraz extra stroje! Może kiedyś coś sobie od ciebie pożyczę! - powiedziała rozentuzjazmowana, a ja o mało się nie wywróciłam.
Nie no, nie mam nic do Titi ale, matko, ona w moich ciuchach? To bynajmniej dziwne, a ja nie chciałam sobie tego nawet wyobrażać, więc postanowiłam przekierować jej przemyślenia na inny tor.
- Lepiej powiedz, na którą masz do pracy?
- No, na siódmą, a co? - odpowiedziała pytająco, wciąż rozczulając się nad moimi zakupami, nie mogąc oderwać się od ciuchów.
Boże, ona chyba naprawdę zwariowała...
- Yyy... To, że jest 6.55 i chyba już powinnaś być co najmniej w biurze, prawda?
Zerwała się na równe nogi w jednej sekundzie i z przerażeniem spojrzała na zegar, po czym pobiegła w kierunku korytarza.
- Matko Boska! Czemu mi nie przypomniałaś?! - krzyknęła podenerwowana.
- Właśnie ci o tym powiedziałam, gdyby nie to, dalej siedziałabyś w salonie...
No tak, pewnie, jeszcze wyjdzie na to że to moja wina, oczywiście...
Nie doczekałam się odpowiedzi, bo ta wybiegła z domu, biorąc po drodze kluczyki do auta i zahaczając o wspomnianą wcześniej drewnianą żyrafę, która się przewróciła i odłamała sobie łeb. Ałć... A ciocia tak ją lubiła... Mniejsza. Podreptałam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Po długich rozmyślaniach, czy odgrzać risotto, czy usmażyć jajecznicę z pomidorem, zdecydowałam się na kanapki z serem żółtym i sałatą.
Po zjedzeniu jakże pysznego śniadania, poszłam umyć zęby, a potem wzięłam już tylko torbę do której spakowałam dokumenty, telefon , kasę i jakiś notes, i wyszłam zamykając za sobą drzwi na klucz. Skierowałam się w stronę szkoły, przechodziłam koło niej parę razy, więc bez problemu tam trafiłam. Gorzej z tym, że nie wiedziałam, co dalej. Stałam przy wejściu głównym i dopiero się zorientowałam, że miałam zadzwonić do Lysandra. Super! Jak zwykle musiałam coś schrzanić...
- Hej, czemu tak stoisz? Nie wchodzisz?
Z zaskoczenia prawie popuściłam ze strachu.
Odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem na twarzy, od razu go poznałam.
-Właśnie sobie uświadomiłam, że miałam do ciebie zadzwonić, ale jak zawsze zapomniałam - powiedziałam lekko zmieszana, spuszczając wzrok.
- W porządku. Mam to samo, zwykle o wszystkim zapominam. - Uśmiechnął się. - Chodź, zaprowadzę cię do pokoju gospodarzy.
Nie czekając na moją reakcję, otworzył drzwi i stał nieruchomo, a ja głupia, stałam tam razem z nim
- Proszę - dodał i dopiero teraz zczaiłam się, że chce mnie przepuścić, więc przeszłam, a on mnie wyprzedził i zaprowadził pod jakieś drzwi.
Czułam, że gapią się na mnie, nas, prawdopodobnie wszyscy uczniowie ze szkoły. Czy oni nigdy nie widzieli nowego człowieka? Czułam się jakoś tak dziwnie czując na sobie te spojrzenia. Kurde, chyba byłam skrępowana. Ja pierdzielę...
- Zrobimy tak: ja tu zaczekam, a ty wchodź. Jeś...
- Będziesz czekał? - przerwałam.
- No... no tak. A jeśli już wszystko załatwione, to dostaniesz przecież plan i idziesz na lekcje, nie?
- Serio? A no, o ja... A nic ze sobą nie mam. Książki, zeszyty - biadoliłam, ale nie dał mi skończyć.
- Uspokój się, będzie dobrze. A teraz idź, bo zaraz będzie dzwonek, więc pośpiesz się, jak możesz.
- Jasne. Lecę - westchnęłam, nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi do przodu, a te uchyliły się.
Powoli weszłam do środka, a tam ujrzałam biurko, ławki, tablicę i mapę, szafki z książkami... Normalna sala, co tu dużo mówić. Na fotelu nauczyciela siedział, przyglądając się jakimś dokumentom, chłopak. Blondyn w śnieżnobiałej, wprasowanej koszuli i krawacie i opadającymi na czoło włosami, nawet nie zwrócił na mnie uwagi, był zbyt zajęty czytaniem.
- Cześć. Szukam...
Ten natychmiast spojrzał na mnie, gwałtownie zrywając się do pozycji stojącej z przerażoną miną.
- Upss... Nie chciałam... Ja... Przepraszam, że cię wystraszyłam - westchnęłam ze skruchą.
- Okej, nic się nie stało.
Chłopak uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Nazywam się Nataniel Griv, jestem głównym gospodarzem w liceum. W jakiej sprawie przychodzisz? - zapytał, choć było to co najmniej głupie pytanie.
Co może robić w szkole nowa uczennica? No raczej, że nie przyszłam kanapek sprzedawać, nie?
- Nicola Stivens, ciocia zapisała mnie, a raczej przyniosła moje dokumenty, bo chcę chodzić do tej szkoły. To jak, przyjęto mnie?
W moim głosie wyczuwalna była nadzieja.
Kolejny raz podniósł na mnie wzrok, ma piękne miodowe oczy... Spojrzał jak na wariatkę, o co mu chodzi, do cholery?
- Czemu miałabyś zostać nieprzyjęta? - zapytał z głupkowatym wyrazem twarzy, co wyglądało nie inaczej, tylko zabawnie, lecz sposób w jaki to powiedział był... niemiły? Tak, dokładnie, był niemiły.
- No, jest przecież dru... Zresztą, nieważne. W takim razie, od kiedy mogę już tu chodzić?
Ten otworzył jakąś szufladę, pogrzebał się w kopertach, teczkach, aż wyciągnął jakąś kartkę i znów podszedł do mnie.
- To twój plan zająć. Jesteś w klasie 2D, twój wychowawca to pan Frazowski, pierwsza lekcja to zajęcia wychowawcze w sali 4. Poczekaj, zaprowadzę cię tam, jesteśmy w tej samej klasie. - powiedział, co trochę mnie wkurzyło, bo nie była to żadna propozycja, po prostu stwierdził, że mam zaczekać, a ton, z jakim to mówił skłonił mnie, żeby grzecznie mu podziękować.
- Nie, dzięki. Lysander już mi to obiecał, więc idę, bo czeka na mnie pod drzwiami.
Skierowałam się w stronę wyjścia, a chłopak stał w tym samym miejscu, jakby był zdziwiony. Ale czym?
Weszłam na korytarz, gdzie powitał mnie wesoły uśmiech mojego kolegi. Poczułam, że znów większość ciekawskich spojrzeń spoczywa na mnie, ale starałam się tym nie przejmować.
- Dobra, jaka klasa?
- 2D. Mam teraz godzinę wychowawczą w czwórce. Pokażesz mi gdzie to jest?
Uśmiechnęłam się do niego czarująco.
- No raczej. Chodź, moja koleżanko z klasy, pan Frazowski nie lubi spóźnialskich - rzekł, puścił mi oczko.
- Z klasy? Ty? Jesteśmy razem? - zapytałam zdziwiona.
- Razem? Czy jesteśmy razem? - powtórzył.
Nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, a ja spaliłam buraka. Fantastycznie, nie dość, że totalnie skompromitowałam się przed Lysandrem, to jeszcze cała szkoła to oglądała. Pięknie... Nie chciałam jeszcze bardziej się pogrążyć, więc wyminęłam go i poszłam przed siebie, ale chłopak zaraz mnie dogonił. Nie dało się nie zauważyć szerokiego banana wymalowanego na jego twarzy. Masakra...
- Czego się tak szczerzysz?! - warknęłam, nie wiem z jakiego powodu.
- No już, uspokój się, przepraszam, nie chciałem. Zgoda? -Spojrzał na mnie z udawaną skruchą.
- Dobra, dobra. Zamknij się i prowadź.
Teraz to i ja się uśmiechałam.
Poszliśmy pod drzwi z numerem "4", gdzie zobaczyłam większą grupkę uczniów. Cały czas dreptałam za chłopakiem, czułam się trochę dziwnie w nowym miejscu, ale przecież się przyzwyczaję. Wszyscy patrzyli się na mnie z zaciekawieniem, jakbym była jakimś nowo odkrytym okazem.
- Hej! - Usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się, przede mną stała białowłosa dziewczyna z radosnym wyrazem twarzy, ubrana w granatową mini, legginsy i błękitną koszulę. Kątem oka zauważyłam, że Lys stoi już z jakimś gościem, więc wróciłam do mojej nowej znajomej i również posłałam jej przyjazny uśmiech.
- Mam na imię Rozalia, w skrócie Roza. Lysander mi opowiadał, że przychodzisz do naszego Amorisa. Nicola, no nie?
Dziewczyna wydawała się bardzo miła, więc miałam nadzieję, że się polubimy.
- Yhm.
"Lysander jej o mnie mówił? Kim on dla niej jest? Czy to jej chłopak?" - pomyślałam, ale zaraz. Co mnie to interesuje? - "A jeśli to prawda?" - STOP! - "Ja nie mogę, nie mówcie mi, że się zakochałam..."
- Siedzisz ze mną? - zapytała odrywając mnie ze świata wyobraźni.
"Wow! Kurczę, jaka ona jest... otwarta? Serio, ja to bym się nie odważyła tak od razu zagadać i w ogóle."
- Jasne - odparłam bez zastanowienia - M...
Wtem rozległ się dzwonek, przerywając mi.
Stanęłyśmy przed salą i cicho czekałyśmy na nauczyciela, który zaraz przyszedł i wpuścił wszystkich do środka. Tak jak ustaliłyśmy, siedziałam z Rozą w trzeciej ławce. Pan Frazowski "przepytał" mnie, gdzie to się wcześniej uczyłam, ble, ble, ble... Nauczycielska gadanina. Po co mu to wiedzieć? W dalszej części Rozalia opowiedziała mi o reszcie klasy, powiedziała, kto jest kim, ostrzegła mnie przed taką jedną blondi, Amber chyba się zwała. Ale i tak już wcześniej zauważyłam, że próbuje mnie zabić wzrokiem. Ciekawe tylko, co ja jej zrobiłam? Chociaż w sumie, moja nowa koleżanka z ławki powiedziała mi, że to klasowa jędza i żebym trzymała się od niej z daleka. Paplanina.
Po lekcji wyszłyśmy na korytarz, a potem... Matematyka... Uhh... Jak ja jej nie cierpię. Nauczyciel pisze ci jakiś wzorek, którego po prostu trzeba się nauczyć i zastosować w zadaniu. Taa - bułka z masłem, pewnie... Chyba dla nich. Nieważne. Zaszłyśmy pod salę nr 9 i usiadłyśmy na ławce. Po chwili dołączyły do nas dwie dziewczyny. Ruda - Irys, i Viola - fioletowłosa. Gadałyśmy. Właściwie, to one trajkotały, wypytywały, gdzie mieszkałam, czemu się przeprowadziłam. Nie chciałam o tym mówić, dlatego przeprosiłam je i wstałam, ruszając do łazienki - była na przeciwko, więc nie musiałam się nikogo pytać o drogę, na szczęście.
Wracając, usłyszałam moje imię. Odwróciłam głowę, kilkanaście metrów ode mnie stał Lysander z dwoma chłopakami, zaprosił mnie gestem ręki, więc podeszłam do nich.
- Siemka. Nicola, zresztą, wiecie już. - Uśmiechnęłam się.
- Hej. Jestem Alexy, a to Armin - wskazał na drugiego - mój brat.
- Ej, mam język w gębie, nie musisz wypowiadać się za mnie! - krzyknął na brata.
- Heh, dobra. Lysander, mam do ciebie pytanie.
Ciekawość zwyciężyła, a ja zakłopotałam się.
- Tak?
- Czy ty i...
O kuźwa, co ja chciałam powiedzieć? "Czy ty i Rozalia jesteście parą?"?! No po prostu... Tylko co ja teraz mam teraz zrobić?
- Yyy...
W tym momencie zadzwonił jego telefon. Yey! Uratowana! Odebrał.
- Słucham?
Patrzyłam na niego uważnie, podczas gdy wsłuchiwał się w słowa rozmówcy.
- Rozalia? Tak... Yhm... Okej, powiem. No, cześć.
Rozłączył się i schował telefon do kieszeni, a potem spojrzał na mnie.
- Widziałaś Rozę? Mój brat dzwonił, prosił, żebym jej coś przekazał.
- Jest pod salą. Poczekaj, masz brata? - Zaciekawiłam się.
- Tak, to chłopak Rozalii. To właśnie w tej sprawie dzwonił. Musi odwołać ich randkę, a ona nie odbiera, muszę jej to przekazać. - Uśmiechnął się. - Idziesz ze mną?
"Chłopak Rozalii? To znaczy... Że oni nie są ze sobą, extra. Nie! Zamknij się! Idiotka..."
- T-tak. Zaraz dzwonek.
Odwróciłam się do chłopaków, którzy, swoją drogą, byli do siebie bardzo podobni, może prócz kolorów włosów, i rozmawiali zawzięcie o czymś.
- To jak? Też idziecie, czy będziecie tu tak stać?
- Idziemy. No, przynajmniej ja. A ty jak, Armiś? - zapytał zadziornie brata.
"Armiś? Serio? Hahahaha!"
- Zamknij się!
Rzucił się na niego i poczochrał po włosach.
- Ej!!! Zostaw!
Jak śmiesznie wyglądali tak kłócąc się ze sobą...
Ruszyliśmy z Lysem w stronę sali, gdzie siedziała Rozalia, a kłócąca parka zaraz do nas dołączyła. Usiadłam znów obok Rozy, ale od razu zadzwonił dzwonek.
- Matma - jęknęła. - Boże, nie! - krzyknęła teraz cicho.
- Dokładnie.
Właśnie przyszła babka, otworzyła klasę, weszliśmy, usiedliśmy. Zaczęłam gadać z dziewczyną obok mnie.
- No proszę, nie dość, że nowa, to jeszcze gadatliwa. Może w takim razie mam cię przepytać? - zapytała gniewnie nauczycielka.
Nie odpowiedziałam, tylko pokręciłam przecząco głową, a ta wróciła do wcześniejszego tłumaczenia. Nawet nic nie spisywałam. Przecież i tak niczego nie zrozumiem.
Dobra, dziesięć minut lekcji za mną. Dochodziła moja kolei do tablicy, ale ktoś zapukał. Yeah! Uwolniona! Drzwi otworzyły się. Przyszedł jakiś... Co? Co on tutaj robi?!
Zgaduję że to przyszedł Kastiel =D
OdpowiedzUsuńI powinno być chyba pokręciłam głową ewentualnie pokręciłam przecząco głową. Bo pokiwać oznacza potwierdzenie a nie zaprzeczenie, znaczy ja tak odczuwam xd
Armiś *-*
To był chyba jeden z najśmieszniejszych rozdziałów które czytałam :p
Już poprawione. Dzięki ;)
UsuńNie da się ukryć, że Kastiel, kto inny spóźniłby się na lekcje? XD
A co cię tak rozśmieszyło? ;D
Ogólnie po powrocie do domu jestem w dobrym nastroju ;p
UsuńA najbardziej rozśmieszyli mnie oczywiście bliźniacy :D
Robię teraz replay odcinków bo chce mieć ilu z Armisiem xD
Heheh... :D To powodzenia! :)
UsuńTo Kastiel? :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny =]
Rozwaliłaś mnie tą budyniolandią xD
Tak, tak, Kas ;)
UsuńJak piszę, to czasem wpadają mi idiotyczne pomysły, jak ten tutaj ;p
To był NA PEWNO kastiel.
OdpowiedzUsuńRozdział cud malinka i wgl. Bydynioladiaaa xD
Niestety nie mogę się rozpisywać, bo ojciec mnie z kompa zgania :p. Więc Nic podoba się Lys, tak? Przynajmniej tak podejrzewam. Skoro wydawała się zazdrosna... Oczywiście bardzo bym się z tego ucieszyła, bo za dużo opowiadań ma w roli głównej jakąś dziewczynę, która zakochuje się w Kastielu.
Czekam na next i weny życzę xD
U mnie jest Lysander, a nie Kastiel ;p
UsuńAle zauważyłam że chyba nikt (a przynajmniej takich nie czytałam) nie robi opowiadania gdzie główna bohaterka zakochuje się w Natanielu =D
No, na początku to chciałam zrobić z Natanielem, ale czytając blog Ayidi "Uwięziona między Niebem i Piekłem" (czytałyście? polecam :) ), zniechęciłam się. Potem chciałam z Kasem, bo go po prostu lovciam, ale właśnie uznałam, że bardzo dużo jest o nim, więc też stwierdziłam, że nie, choć była to masakrycznie trudna decyzja :(
UsuńA teraz... Postanowiłam trochę połączyć, zresztą, zobaczymy, jak wyjdzie. :D
Owszem czytałam *.*
UsuńPodejrzewam, że są takie blogi. Chyba czytałam jeden, ale że nie był nie w moim klimacie to przestałam xD
Ja postaram się robić Natanem ale że w ankiecie dominuje Kastiel (-.-nie mam nic do niego, ale uważam, że jest trochę jak zaraza [ Kastiel, Kastiel wszędzie ] xD ) Na początku chciałam zrobić, że Ann będzie z Lysem albo z Natem ( Natan a nie z Natanielem [ podaję jakby ktoś myślał, że z tym ze słodkiego { jeżeli ktoś chce to odsyłam do mojego bloga fallen-teenager.blogspot.com } ] ) a takie masło maślane ;/
Slotkasasa, mam pytanko ;)
UsuńCzemu Twój blog jest o Lysandrze, a nie Arminie? :D
Czytałam i staram się zapomnieć (usunęłam go ze wszystkich zakładek), bo mam takie dziwne uczucie jak przypominam sobie ten ostatni rozdział. Oczywiście jak na złość wszyscy mi o tym przypominają (jak weszłam dzisiaj na SF i popatrzyłam na Nata to nie uważałem go za słodkiego jak na początku). ;(
UsuńPowiem ci że to jest dobre pytanie xD
UsuńPo 1. Nie mam zbyt dużego poczucia humoru, więc nie oddałabym głębie jego osobowości =D
Po 2. Nie za bardzo pasuje do Violetty, a to o niej chciałam zrobić od samego początku ;]
Może jak zacznę pisać kolejną opowieść to wrzucę do niej Armisia xD
Zauważyłam też, że jest mało opowiadań o dziewczynie zakochanej w Kentinie ;o
UsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
OdpowiedzUsuńJest mój kochany Lysio <3333
nawet nie wiesz jak się cieszę, że opowiadanie nie jest o Kasie
rozdział jak zwykle miód, malina, kokaina <3333333
pozdro :*******
~Naćpany Smok
Rozdział jest zaj*****y i nie mam pojęcia co więcej napisać. xD
OdpowiedzUsuńZajebiaszcze :D
OdpowiedzUsuńej, tez chce do takiej Budyniolandii xD
Widze ze nie tylko ja odczuwam taka jakby 'nienawisc' (?) dl Nataniela przez to opowiadanie xD