A teraz o rozdziale. Eghm, z góry przepraszam, że taki krótki. No nie wiem, tak po prostu wyszło, ale następny będzie zdecydowanie dłuższy. Miłego czytania :D
Nie, to niemożliwe... Jak? Dlaczego on tu przyjechał? Z nią? Po cholerę zechciało mi się tego durnego spaceru. Wszystko do mnie wróciło. Nasze wspólnie spędzone chwile, momenty, w których wyznawał mi miłość...
Poczułam napływające łzy. Jedna spłynęła mi po policzku. Co miałam zrobić? Odejść niepostrzeżenie, uciec z płaczem, błagać o to, by wrócił do mnie, czy podejść i mu wygarnąć to wszystko? Postanowiłam zachować się honorowo, dlatego opanowałam się i odezwałam się.
Nic: Co ty tutaj robisz? - zapytałam twardo, a było to pierwsze pytanie, które przyszło mi na myśl
Gołąbeczki oderwały się od siebie, a ten idiota popatrzył na mnie zdezorientowany, a jego źrenice rozszerzyły się, zapewne z zaskoczenia. Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale zaraz potem zdjął laskę ze swoich kolan, i wstał.
Nic: Widziałam cię z nią już wtedy. Kiedy powiedziałeś, że ze mną zrywasz. Ale po co tu przyjechałeś? Chciałeś mi coś pokazać? Że się mną bawiłeś? Że możesz mieć każdą?! - z początkowo łagodnego tonu przeszłam na wściekły i potem już krzyczałam
Ten nie wiedział, co się dzieje, ale po chwili odezwał się do tej lafiryndy
Edd: Suzi, przejdź się gdzieś, idź do samochodu, zostaw mnie na razie samego, okej? Zaraz wrócę. - uśmiechnął się do niej i puścił oczko, na co coś ukłuło mnie w sercu, a ona jak jakiś posłuszny pies grzecznie powędrowała chodnikiem, oddalając się; Gdy już jej nie było jej widać, chłopak zwrócił się do mnie:
Edd: Jakby ci to powiedzieć... - udał zamyśloną minę i powiedział - Dokładnie to przyjechałem tutaj z MOJĄ dziewczyną - słowo "moją" wyraźnie zaakcentował, gnojek... - dla rozrywki. Nie miałem pojęcia, że tu jesteś. Ale skoro mam okazję to tak, oświecę cię. Jak myślisz, dlaczego odszedłem? - uśmiechnął się szyderczo i wyzywająco spojrzał w moje oczy
Nic: Nie... - zdołałam tylko tyle wyszeptać
Edd: Tak, właśnie tak. - znów ten złośliwy wyraz twarzy - Bawiłem się tobą. Zależało mi tylko na jednym. Żeby zaciągnąć cię do łóżka? Zgadza się. A ty byłaś na tyle we mnie wpatrzona, i załamana, że nie musiałem się zbytnio natrudzić, żeby cię przelecieć. Chociaż muszę przyznać, jesteś całkiem niezła. - powiedział na początku kpiąco, a potem znowu szyderczo
Że też byłam taka głupia... To prawda, że się z nim przespałam, ale myślałam, że mnie kocha. Spędzał ze mną tak dużo czasu, był moim oparciem w trudnych chwilach. Gdy byłam bita, gdy zmarła babcia. Siedzieliśmy wtedy w jego domu, i nieraz płakaliśmy razem. Sądziłam, że mu na mnie zależy. Tak bardzo się myliłam... Omamił mnie, okręcił wokół palca, a potem bezczelnie wykorzystał.
Nic: A ja cię kochałam, myślałam, że czujesz do mnie to samo. Idiotka... - powiedziałam z żalem
Edd: Fakt. Nie zaprzeczę. Jesteś durna jak but, zawsze to wiedziałem. Naprawdę myślałaś, że mi się podobasz? Ha ha ha! - zaśmiał się perfidnie - No nie zaprzeczę, chciałem cię przelecieć, bo... - przerwał - W sumie to nie wiem czemu. Ale to nie zmienia niczego. Jesteś łatwą debilką. - stwierdził cynicznie
Nie mogłam tego słuchać. Z ust tego, którego darzyłam, być może nadal darzę, tak głębokim uczuciem. Nie wierzyłam, że Edd mógł być tak podły.
Uderzyłam go w twarz, krzycząc przy tym:
Nic: Dupek! Nie wierzę, że się nie zorientowałam! Jak mogłeś mnie tak potraktować, ty świnio!
Zaraz po tym, jak to zrobiłam, on złapał mnie za ręce. Dziwne, bo właśnie kilkanaście dni taka sama sytuacja zdarzyła się w dokładnie tym miejscu z Kastielem. Ale w tym wypadku nie zapowiadało się na pocałunki, bo bynajmniej żadnemu z nas nie podobało się wzajemne towarzystwo. Wystraszyłam się. Jasna cholera, dookoła nikogo nie ma, jest ciemno, a ja sam na sam z nim. Chociaż w sumie, to czego się tak boję? Przecież on nie... Boże!
Łapiąc mnie, przyciągnął do siebie, a na nadgarstkach zapewne zostawił mi bardzo wyraźny ślad. Jego uścisk sprawiał mi taki ból...
Edd: Wiesz, maleńka, jestem tu z Suzi, ale ona to nie to samo co ty. - westchnął, o co mu chodzi? Kurde, zaczęłam się bać i to bardzo, a na dodatek moje obawy sprawdziły się, bo ten schylił się i pocałował mnie w szyję, wzdrygnęłam się
Wyrywałam mu się, ale w jego ramionach czułam się jak w klatce. Kiedyś ten uścisk był taki uspokajający i dawał poczucie bezpieczeństwa, a teraz? Było ciemno, nikogo nie widziałam, a kiedy już chciałam krzyknąć, choć pewnie nic by to nie dało, on odwróciła mnie tak, że moje plecy stykały się z jego torsem. Jedną ręką zatkał mi usta, a drugą położył na moim udzie i zaczął nią jechać stopniowo, powoli w górę. Przez moje ciało przebiegły dreszcze. Z oczu zaczęły lać mi się łzy, bo już wiedziałam, co chce zrobić. Matko, tak strasznie się bałam... Nie kontaktowałam, ale poczułam, że Edd mnie gdzieś prowadzi, właściwie ciągnie albo wlecze, bo moje nogi były jak z waty z tego strachu. Zatrzymał się po chwili za drzewem a dookoła były krzaki. Chłopak rozluźnił na chwilę uścisk, a ja nie myśląc długo, postanowiłam wykorzystać moment. To była chwila. Szarpnęłam się mocno, zdołałam wyrwać się z jego uścisku. Przeskoczyłam jakiś leżący kamień i rzuciłam się do ucieczki. Nie mogłam tego zrozumieć. Edd, który jeszcze niedawno był moją bratnią duszą, który mi pomagał, teraz... Chce mnie... Nie, nie, nie! To jakiś koszmar. Myślałam tylko o tym, by dobiec do domu i zapomnieć o tym wszystkim. Biegłam szybko alejką, dziękowałam teraz Bogu, że nieźle przykładałam się do rozgrzewek na wf-ie, ale i tak wiedziałam, że z chłopakiem nie miałam najmniejszych szans. Na moje nieszczęście, te podejrzenia sprawdziły się i w niecałej połowie mnie szarpnął, a ja wywróciłam się. Zbiłam sobie nieźle kolano, ale teraz nawet nie czułam bólu, natychmiast wstałam i chciałam biec dalej, ale on już trzymał mnie w swoich ramionach. Zanim ponownie zatkał mi usta ręką, zdołałam coś jeszcze krzyknąć, ale wyszło to jak myślę marnie, bo dostałam już strasznej zadyszki i nie miałam siły na wydobycie głośniejszego dźwięku. Teraz nie było już żadnej drogi ucieczki. Tym razem zalałam się łzami na całego, ale on nawet najmniejszej uwagi nie zwrócił na ten fakt. Szarpnął za moją bluzkę, a ja jeszcze ostatni raz się wykręciłam, na nic.
Edd: No mała, ostatnio nie byłaś taka zacięta. Będzie ci się podobać. Zobaczysz. - wyszeptał mi do ucha; Fakt, za pierwszym razem, eh... Od razu mu się poddałam. Tak to prawda, jestem łatwa. Chociaż, przecież gdybym wiedziała, że się chce mną zabawić, to nawet bym się z nim nie zadawała, nie mówiąc o tym, że w życiu nie poszłabym z nim do łóżka. Ja wiązałam z nim jakieś nadzieje, przyznam, czasem nawet myślałam o naszym ślubie, życiu, dzieciach.
Myślałam, że już nic mnie nie uratuje, że nie ma już nadziei na to, że mnie zostawi w spokoju, aż tu...
***Kastiel***
Szedłem właśnie przez park. Cały czas dręczyło mnie to, jak przebiegła ich rozmowa. W głębi duszy chciałem, żeby jednak skończyła się niepowodzeniem, by się nie dogadali. A z drugiej, to nie było w porządku, iż myślę o tym w ten sposób. Przecież Lysander to mój kumpel, powinienem chcieć jego szczęścia, a co robię? Pragnę, by rozstał się ze swoją dziewczyną. To chore. Chociaż w sumie, to czym ja się przejmuję? Cholera, ta myśl zaprząta mi głowę od czasu, kiedy zostawiłem ją tam przed ich domem. Będę musiał zadzwonić do Lysa, albo nawet przejść się do niego, żeby wypytać go, jak poszło. Na pewno już gadali, może od razu do niego pójść? To chyba niezły pomysł. Z takim nastawieniem ruszyłem jedną z parkowych alejek. Dochodziła dwudziesta, więc wokół zrobiło się już ciemno i wiał chłodny, jesienny wiatr. Idąc boczną ścieżką, zastanawiałem się nad tym jak zareagował Lysander i jaką decyzję podjęli. Po chwili, z moich rozmyśleń, wyrwał mnie jakiś... krzyk? Tak. Cichy, stłumiony, ale krzyk. W pierwszej chwili pomyślałem, że to bachory bawią się w jakąś grę, może się ganiają. Nie, chwila. Jest za późno, żeby ktokolwiek wypuścił swoje dzieci o tej porze z domu. Olałem to. Szedłem dalej, ale coś nie dawało mi spokoju. Złamałem się, zawróciłem w kierunku dobiegającego wcześniej głosu. Jednak to zrobiłem. Kiedy skręciłem właśnie, zbaczając z drogi, którą szedłem, przekonałem się o słuszności mojej decyzji. W oddali, może około dwudziestu metrów, ktoś się szarpał. Było ciemno, więc nie mogłem rozpoznać twarzy, jeślibym w ogóle je znał, ale jedna z postaci musiała być dziewczyną, a rozpoznałem to po długich włosach. Wyrywała się, szarpała i piszczała. Nie myśląc wiele, rzuciłem się biegiem na ratunek.
Kas: Ej! Puszczaj ją! - wrzasnąłem, żeby odstraszyć tego gostka, jak się już zdążyłem zorientować
Facet spojrzał na mnie natychmiast, a potem wypuścił drugą postać, która upadła na chodnik, a sam odwrócił się i zaczął uciekać. Dobiegłem na miejsce i chciałem gonić tego zboczeńca, ale powstrzymałem się i postanowiłem pomóc dziewczynie. Kucnąłem przy niej, i doznałem szoku.
Kas: N-Nic-Nicola? - byłem wstrząśnięty - Hej, słyszysz mnie? - chwyciłem ją za ramiona i potrząsnąłem lekko; Nawet jeśli była przez chwilę nieprzytomna, zaraz otworzyła powoli oczy
Na mój widok zrobiła przerażoną minę, zaczęła się szarpać i prosić, bym ją zostawił.
Kas: Nicola, to ja, Kastiel. Spokojnie. Jego już tu nie ma, nie bój się. Nic ci nie zrobię. - rzekłem spokojnym głosem, ale w środku aż się we mnie gotowało; Jak można coś takiego zrobić dziewczynie?
Pomogłem jej usiąść, a po jej twarzy lały się dwa wodospady łez. Przytuliłem ją do siebie mocno. Na szczęście już się nie wyrywała, chyba wiedziała, że nic już jej nie grozi. Było mi jej tak strasznie żal.
Kas: Posłuchaj, - zacząłem, a ona podniosła na mnie swój nadal przelękniony wzrok - zaniosę cię do domu. Położysz się do łóżka i odpoczniesz, dobrze?
Nic nie odparła, tylko wpatrzyła się w jakiś punkt na drzewie. Nie wiedziałem, co mam zrobić.
Kas: Twoja ciocia jest w domu? - zapytałem cicho
Kiwnęła niemal niezauważalnie głową.
Kas: To dobrze. Chodź, wezmę cię na ręce. - poinformowałem ją
Kiedy ją dotknąłem, wzdrygnęła się. Doskonale to wyczułem.
Kas: No już, spokojnie, nic ci nie zrobię. - powiedziałem uspokajająco, co najwyraźniej podziałało
Kiedy niosłem ją, widziałem jak się trzęsie. Nie byłem pewien, czy z zimna, czy ze strachu. W moich ramionach była taka drobna, bezbronna. Miałem ochotę zabić tego, który dopuścił się takiego czynu wobec niej.
"No właśnie, czego on chciał od Nicoli? Kto to był? Czy go zna?" - w mojej głowie pojawiały się tego typu pytania
Nonsens. To, że jakiś napalony gówniarz miał ochotę się zabawić w taki sposób, to nie znaczy, że się znają. To byłoby głupie...
Po chwili, kiedy wyszedłem z parku, zauważyłem, że dziewczyna zasnęła. To dobrze. Może przynajmniej o tym zapomnieć.
Doszedłem do jej domu. Nie zadzwoniłem domofonem, lecz od razu sprawdziłem, czy bramka nie jest może otwarta. Była. Przytrzymałem ją jedną ręką, a drugą nacisnęłam klamkę. Nie zadałem sobie trudu, jakim było jej ponowne zamknięcie. Chciałem jak najszybciej ułożyć Nic w łóżku, by poczuła się bezpiecznie, by zapomniała...
Nacisnąłem dzwonek i czekałem. Nadal spała. Nieco później usłyszałem kroki i słowa mówiące: "Nicol, proszę, odbierz w końcu ten telefon.". Pewnie się martwiła. Klucz przekręcił się, by za moment otworzyły się drzwi. Zobaczyłem ciocię mojej koleżanki stojącą z komórką w rękę. Widziałem przerażenie w jej oczach w związku z leżącą w moich ramionach siostrzenicą kobiety, ale zaraz zeszła na bok, bym mógł wejść do środka.
Kas: Gdzie jej pokój? - zapytałem
Titi: Na górze. Ostatnie drzwi - odparła
Według tego, co powiedziała, wszedłem po schodach i znalazłem się w pomieszczeniu. Położyłem ją delikatnie na łóżku, a kobieta przyszła od razu po mnie i przykryła nastolatkę kocem. Spojrzała na nią z troską, a potem na mnie. Wiedziałem że chce, bym jej opowiedział, co się stało, dlatego wyszedłem poza obręb wnętrza, w którym stałem przed chwilą, a ta dołączyła do mnie. Od razu opisałem, jak wyglądała cała akcja. Zauważyłem, że bardzo się zmartwiła słysząc moje słowa, ale to nie było nic dziwnego.
***Nicola***
Obudziły mnie ich głosy. Rozmawiali o zajściu z parku, słyszałam każde słowo Kastiela. Przed moimi oczami pojawił się ten obraz. Kiedy Edd mnie trzymał, kiedy szarpał moją bluzkę, kiedy chciał... Byłam strasznie przygnębiona i przybita. Jak to dobrze, że Kastiel o nic nie wypytywał, tylko po prostu mnie zaniósł, zajął się mną. Tak bardzo się bałam... A gdyby on tam nie przyszedł? Czy... Czy Edd byłby w stanie mnie skrzywdzić? Nie mogę sobie tego wyobrazić...
Ciocia najwyraźniej myślała, że śpię. Może to i lepiej, nie musiałam jej opowiadać, jak do tego doszło i kto to zrobił. Nie potrafiłabym... Potwornie chciało mi się jeść, a kiszki marsza mi grały. Trudno, wytrzymam do śniadania. Nie miałam nawet siły, by wejść do łazienki i wziąć choćby szybki prysznic. Moim marzeniem było teraz już tylko zasnąć i zapomnieć o wszystkim...
_______________________________________________________________________
Dobra, a teraz ogłoszenie. Tak jak już wcześniej wspominałam, w następnym tygodniu mam święta, w poniedziałek Wigilia. Przygotowania i takie tam, więc nie wiem czy będę miała czas, żeby coś napisać i wstawić. Może w weekend dam radę coś dodać, ale nie obiecuję. Okej, to co chciałam, powiedziałam, więc kończę =D
_______________________________________________________________________
Dobra, a teraz ogłoszenie. Tak jak już wcześniej wspominałam, w następnym tygodniu mam święta, w poniedziałek Wigilia. Przygotowania i takie tam, więc nie wiem czy będę miała czas, żeby coś napisać i wstawić. Może w weekend dam radę coś dodać, ale nie obiecuję. Okej, to co chciałam, powiedziałam, więc kończę =D