środa, 25 grudnia 2013

Rodział XVI

Dobra, niech stracę. Macie rozdział jako prezent świąteczny.
Zapraszam :D

Kiedy jego ręka przesuwała się coraz niżej, rozpinając zamek, nie myślałam o niczym. No, może o tym, co ma się zaraz stać. Byłam jak w jakimś amoku. Nie zastanawiałam się nad tym, co robię. Dlaczego. Nie myślałam o konsekwencjach. Nie brałam pod uwagę tego, co będzie z moim związkiem. Z Lysandrem. Nie chciałam rozważać, co się z nami stanie. Czy się rozstaniemy, czy nie. Zaślepiła mnie ta wizja. Wizja mnie i Shona razem.  Może zamiast tak się do niego uprzedzać, powinnam go bliżej poznać? 
Usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. I to właśnie to przywróciło mnie do rzeczywistości, wyrwało z tych chorych rozmyśleń. Otworzyłam oczy i natychmiast chwyciłam jego rękę na swoich plecach. Zastygł w bez ruchu. Co ja chciałam zrobić? Zdradzić Lysa z nim? Chłopakiem mojej kochanej cioci? Zrobić jej takie świństwo nie zważając na to, jak go kocha? Jest dupkiem. Ale mimo wszystko go kocha. Bardzo. A ja chciałam zrobić coś, żeby mnie znienawidziła. Ten cholerny gnój… Gdyby nie telefon... Był gotów wykorzystać chwilę bez Titi, zostając ze mną sam na sam. Chciał się zabawić, po prostu. A ja, idiotka, uległam mu. Tak, uległam, bo gdyby ktoś do mnie nie zadzwonił, nie przerwał tego co się działo... Jestem przekonana, że omamiał tak wszystkie, nawet przypadkowo poznane dziewczyny. Cieszył się życiem – można by to tak podsumować.
Zeskoczyłam z niego, kiedy tylko usłyszałam komórkę. Zaczęłam mocować się z zamkiem, którego za nic nie dałam rady zapiąć.
Sh: Może pomóc? – zapytał, uśmiechając się tak, tak… szczerze? Przyjaźnie? Nie, to niemożliwe…
Zgromiłam go wzrokiem, a potem podleciałam do aparatu. Chwyciłam urządzenie w dłoń. „Titi” – widniało na wyświetlaczu. Jeszcze tego brakowało… Ale co miałam zrobić? Odrzucić to połączenie? Nie odebrać?
Nic: Słucham? – zapytałam
Tel: Jestem właśnie w sklepie. Zrobiłam już potrzebne zakupy i chciałam iść do kasy, ale może tobie też coś wziąć?
Nic: Yyy… Nie, nie trzeba. Niczego nie potrzebuję. – powiedziałam, ale zaraz dodałam – Kiedy wracasz?
Tel: Będę za kilka minut. Co się stało?
Nic: Nic, tak tylko… Chciałam wiedzieć. – trochę się zakłopotałam 

Tel: Mam nadzieję, że nie rozpętałaś w domu jakiejś kłótni, tak? - zapytała podejrzliwie
Nic: T-tak. To znaczy nie! Żadnych kłótni... Wszystko w porządku.
Tel: No to ja idę płacić i wracam. Pa.
Nic: Pa.
Rozłączyłam się i położyłam telefon z powrotem na stół. Odwróciłam się w stronę Shona. Siedział na tym samym miejscu co wcześniej i patrzył na mnie.

Sh: Titi? – podniósł brew
Nic: Tak. – mruknęłam cicho
Sh: Co chciała? Coś nie tak?
Nic: No nie mów, że się martwisz. Mam ci przypomnieć, co niedawno zrobiłeś, chociaż tak bardzo ją kochasz? – prychnęłam
Sh: Nie wiem czy wiesz maleńka, ale ty też brałaś w tym udział, więc lepiej zachowaj to dla siebie. Bo w przeciwnym razie będziesz miała poważny problem. – podszedł do mnie, a ja stanęłam jak wryta
Nic: Grozisz mi? – zapytałam twardo
Sh: Nie. Ostrzegam. Przed popełnieniem ogromnego błędu.
Nic: Nie chcę tego słuchać. – pokręciłam stanowczo głową – Ale wiedz, że nie pozwolę ci skrzywdzić Titi. Za bardzo mi na niej zależy.
W tej chwili usłyszałam dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza, tak więc umilkłam.
Titi: Hej! Już jestem! – weszła do salonu – Kotek, mam twoje ciacha. Łap! – rzuciła mu pudełko, a ten je złapał – Co robiliście, jak mnie nie było? – zapytała – Mam nadzieję skarbie, że Nic była dla ciebie miła. – spojrzała na niego
Sh: O tak, była. Bardzo miła. – mówiąc to patrzył na mnie, a ja zaczerwieniłam się; Musiałam się stamtąd ulotnić
Nic: To ja może pójdę zrobić herbatę, dobra?
Titi: Dobrze. – zgodziła się z uśmiechem
Sh: Ja również jestem za. – luknął na mnie – Dużo słodzę. – teraz to ja podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, że wwierca mi się w oczy
Czy on musi mi przypominać o tym, co się stało? I prowokować? "Dużo słodzę" - pff...

Poczłapałam do kuchni i nastawiłam wodę, a do kubków wrzuciłam torebki. Słyszalam, jak Shon mówi Titi, że ją kocha. Coś ścisnęło mnie w gardle. Chyba bezsilność. Musiałam patrzeć, jak się jej podlizuje, wykorzystuje ją. Bo przecież nie mogłam powiedzieć... Wściekłaby się, gdyby dowiedziała się, że całowałam się z jej chłopakiem. Zresztą, jak miałabym to powiedzieć? "Titi, przykro mi, ale uwiodłam Shona, a on się tobą bawi, bo chciał się ze mną przespać."? To nie byłoby mądre posunięcie. Na razie muszę to wytrzymać. Przez ten czas ciocia przejrzy na oczy, i się rozstaną - przynajmniej mam taką nadzieję. Oparłam się o wysepkę kuchenną i zamyśliłam się.
Sh: O czym tak myślisz? - zorientowałam się, że stoi tuż obok mnie - Titi poszła się przebrać, nie miałem żadnego towarzystwa. - zrobił szczenięce oczka - A ja bardzo lubię, gdy jesteś ze mną. - powiedział uwodzicielsko; W tej chwili oparł swoje dłonie o blat, zagradzając mi drogę i przybliżył się do mnie - Żałujesz, że zadzwoniła? Że nam przerwała? - spytał szeptem
Nic: Niczego nie żałuję. A teraz zjeżdżaj stąd, nie mam ochoty na rozmowę z tobą. – syknęłam
Sh: A na coś innego, masz? – podniósł brew
Nic: Zamknij się! Spieprzaj, bo za chwilę naprawdę się wkurzę, i nie będzie ci tak do śmiechu! Mam cię dosyć i uwierz mi, zrobię wszystko, żeby Titi zrozumiała, że ci na niej nie zależy, rozumiesz?! – wrzasnęłam, a ten odsunął się ode mnie
W tej chwili zauważyłam zbiegającą po schodach kobietę.
Titi: Co to za krzyki? Nicola, ja... Nie wierzę, że jesteś aż tak podła. Za wszelką cenę chcesz zniszczyć to, co między nami jest. I wiesz co? Zawiodłam się na tobie. Myślałam… Nie ważne, co myślałam. Idź do swojego pokoju i nie wychodź, dopóki Shon będzie w domu. Nie chcę, żeby znowu stał się ofiarą twoich ataków. – powiedziała stanowczo, a ja czułam w jej głosie zawód
Nic: Ale to nie tak…
Titi: A jak? Chociaż, właściwie to nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. To nie ma sensu. Leć na górę. Migiem!
Stałam chwilę w jednym miejscu i ledwo powstrzymywałam się od płaczu. Zebrałam się w sobie i ruszyłam w stronę schodów. Odwróciłam się jeszcze i zobaczyłam dwie pary oczu skierowane w moją stronę. Ciocia patrzyła na mnie ze smutkiem, a Shon – z ironicznym uśmieszkiem. Natychmiast wbiegłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami. Przez tego gościa pierwszy raz pokłóciłam się z ciocią. I na dodatek to nie moja wina, przecież to on pierwszy do mnie podszedł i gadał jakieś głupoty. Mam tego dość! Czy już zawsze przez niego między nami będzie panowała taka atmosfera?
Odsunęłam od siebie wszelkie myśli dotyczące tego, co się stało. Zapominając o wszystkim, położyłam na kolana swój laptop. Posiedziałam tak trochę, połaziłam po różnych stronach. Popisałam z Rozalią na fb do 20:57, po czym uznałam, że powinnam iść się wykąpać, bo strasznie chciało mi się spać. Z szafy wyjęłam moją piżamę z krową (tą, która była już w VII rozdziale) i poszłam do łazienki. 

Napuściłam pełną wannę wody, dodałam różanego płynu do kąpieli i zanurzyłam się. Po półgodzinnej kąpieli umyłam jeszcze włosy, wyszorowałam zęby i przebrałam się. Kiedy kładłam się do łóżka, poczułam, że strasznie chce mi się pić. Fantastycznie… Muszę zejść na dół i znów oglądać tego podrywacza… Ale cóż ja na to poradzę? Nic.
Zeszłam powoli na parter i idąc do kuchni zobaczyłam siedzącą w salonie Titi na kolanach Shona, która oczywiście nie dała mi przejść spokojnie.
Titi: O, Nic. Jesteś w piżamie. Idziesz już spać? Przecież jest jeszcze wcześnie.
Nic: Tak, wykąpałam się już. Zaraz będzie dwudziesta druga, a poza tym chce mi się spać. – ziewnęłam i kontynuowałam moją podróż
Kiedy wyjmowałam szklankę z szafki, usłyszałam głos Shona, który mówił, że też pójdzie się czegoś napić. Ciocia rozsiadła się wygodniej i zaczęła oglądać jakiś film idący akurat w telewizji. Po chwili poczułam jego obecność za sobą. Nie pomyliłam się.
Sh: Ładna piżamka. – czułam, że się uśmiechnął; Czemu ja nałożyłam taką skąpą piżamę?! – A tak w ogóle, chętnie bym się wprosił do ciebie, gdybym wiedział, że bierzesz kąpiel. – na te słowa odwróciłam się w jego stronę z żądzą mordu, ale on już wracał do salonu; Tak jak myślałam, przyszedł tylko po to, by mnie zdołować – znów przypomniałam sobie, co z nim robiłam… Szybko wypiłam całą szklankę wody i niemal w jednej sekundzie byłam już na górze. Nie obejrzałam się, popędziłam od razu do pokoju, żeby nie być narażona na jego spojrzenia. Odetchnęłam z ulgą, położyłam się do łóżka, i zasnęłam...

***
Kiedy tylko się obudziłam, zerknęłam na zegarek - 7:08. Westchnęłam. Cholera, a do szkoły znów na ósmą… Zmobilizowałam się i po chwili stałam już na nogach. Zaspana, weszłam do łazienki. Przebranie się, makijaż, fryzura, umycie zębów. Byłam gotowa. Spakowałam jeszcze torbę na dzisiejsze zajęcia i zeszłam na dół. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy - zlew zawalony po brzegi niepozmywanymi naczyniami, brudne talerze na stole, w salonie porozwalany wszędzie popcorn, kałuża coca-coli... Brak słów. Fakt, mogłam to posprzątać, ale nie zrobiłam tego. To nie ja tak naświniłam, więc to nie mój problem. A szczególnie dlatego, że nie mam zamiaru sprzątać po tym gościu. Olewając ten bałagan, poszłam do korytarza i wyjęłam jakieś buty. Nałożyłam kurtkę, wzięłam torbę, i zamknąwszy drzwi, wyszłam do szkoły. W ciągu dziesięciu minut byłam już na miejscu. Nie spieszyło mi się za bardzo, a to dlatego, że bałam się spotkania z Lysandrem. Jak miałam się zachować? Udawać, że wszystko jest w porządku, nic się nie stało, czy może mu o wszystkim opowiedzieć? Uznałam, iż lepiej będzie, gdy nic nie będzie wiedział, chociaż było mi cholernie ciężko, że mam go okłamywać. Weszłam na korytarz i zauważyłam sporą grupkę ludzi. Wszyscy byli w znakomitych nastrojach , co było dziwne. Tak, to nie było zwyczajne. No bo kto normalny cieszy się z tego, że za chwilę rozpoczynają się lekcje i jest narażony na oberwanie kolejną pałą, za odpowiedź, na przykład? Zaraz się jednak przekonałam, o co chodzi, ponieważ podeszła do mnie Viola z Rozą. Przytuliłyśmy się wszystkie.
Nic: Powiecie mi może, czemu wszyscy się tak szczerzą?
Roz: Aaa.... No tak, ty jeszcze nic nie wiesz. - powiedziała i patrzyła na mnie
Nic: To może mi powiesz, co?
Roz: Słucham? A, tak, pewnie. No więc, dzisiaj są tylko dwie lekcje. Okazało się, że do naszej szkoły przyjeżdża jakaś kontrola, czy coś takiego, i jesteśmy zwolnieni z kolejnych pięciu zajęć. - podskoczyła
Nic: Naprawdę? Super! - już wiedziałam i rozumiałam, dlaczego wszyscy mają takie dobre humory
Viol: To nie wszystko. Postanowiliśmy, że zrobimy imprezkę. - uśmiechnęła się
Nic: Poważnie? U kogo?
Roz: U nikogo. Pamiętasz, gdzie zabrał cię Lys? - kiwnęłam głową - Uznaliśmy, że przydałoby się wznowić dawne spotkania.
Nic: Czyli dzisiaj?
Roz: No raczej nie wczoraj, tak? - w tym momencie Viola odeszła od nas, bo ktoś ją zawołał
Nic: A ty? Przecież wyjeżdżasz dzisiaj z Leo, z tego co pamiętam.
Roz: Tak, i właśnie... Nie pójdę. Po historii i biologii idę do domu i od razu jedziemy.
Nic: Czyli nie pójdziesz ze mną? - zapytałam lekko zawiedziona
Roz: Nie mogę... Ale przecież pójdziesz z Lysiem, prawda? On na pewno tam będzie. - przełknęłam głośno ślinę; Na myśl o spotkaniu z nim dostawałam dreszczy
Nic: To prawda, będę musiała się z nim potem umówić... - powiedziałam trochę niechętnie
Roz: Po co zwlekać? Od razu z nim porozmawiaj, właśnie do ciebie idzie. To ja się zmyję, porozmawiajcie sobie. - puściła mi oczko, a ja powędrowałam wzrokiem w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą wpatrywała się Roza, której już nie było
Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem na ustach i przywitał się ze mną:
Lys: Witaj, skarbie. Stęskniłem się za tobą. - powiedział
Zbliżył się do mnie i przytulił. Nie wiem dlaczego, ale natychmiast go odepchnęłam i patrzyłam z wyrzutem. Jednak po chwili dotarło do mnie, co zrobiłam i spuściłam wzrok. Lys miał zdezorientowaną minę i widziałam, że niczego nie rozumie. Podeszłam do niego i teraz to ja go objęłam i wtuliłam się w jego tors. Miałam takie straszne wyrzuty sumienia...
Chłopak po chwili odkleił nas od siebie i spojrzał z troską w oczy.
Lys: Nicol, co się dzieje? Czemu tak zareagowałaś? Dlaczego jesteś smutna? Hej, uśmiechnij się. Nie lubię, kiedy masz taką minę. - podniosłam na niego wzroki i uśmiechnęłam się sztucznie, ale Lys najwyraźniej się na to nabrał - Słyszałaś już o nadchodzącej imprezce? - zapytał szczerząc się
Nic: Tak, Rozalia mi powiedziała. 
Lys: To o której mam po ciebie przyjść? Zaczyna się o szesnastej, więc myślałem o piętnastej. Moglibyśmy się przejść, znasz już drogę. - powiedział wesoło
Nic: Lys... Bo wiesz, ja chyba nie pójdę...
Lys: Słucham? Ale dlaczego? -zdziwił się - Będzie fajnie, spodoba ci się. Zresztą, ja też tam będę. Nie masz się czego bać. - próbował mnie pocieszyć i namówić
Nic: Ale to nie jest takie proste! - krzyknęłam i uciekłam stamtąd; Nie wytrzymywałam już...
Wbiegłam do łazienki i zamknęłam się w jednej z kabin. Opuściłam deskę, usiadłam, i zaczęłam cicho szlochać. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Tak bardzo chciałam mu wszystko powiedzieć... Tylko nie miałam żadnej pewności, że mnie zrozumie. Chociaż ja sama nie potrafiłam sobie wybaczyć... Zachowałam się jak jakaś puszczalska dziwka, tyle w temacie. Jak na siebie patrzę, to chce mi się rzygać. Uważałam, że to Amber robi takie rzeczy, że można by ją nazwać szmatą, a sama co zrobiłam? Ona przynajmniej nie zdradziła swojego faceta, tak jak ja... 
Usłyszałam dzwonek na zajęcia, ale nie miałam najmniejszego zamiaru wychodzić. Podniosłam nogi i podparłam brodę na kolanach, obejmując je nogami. Całą tę lekcję przesiedziałam w toalecie chlipiąc cicho. Nic mnie nie obchodziło. Czy może ktoś się martwił, że tak znikłam. Że będę miała nieobecności. Miałam to gdzieś. Znowu zaczęłam płakać, tym razem głośniej i właśnie zakończyła się lekcja. Nie usłyszałam nawet, że ktoś wszedł do łazienki i podszedł do mojej kabiny...
Roz: Nicola? To ty? - zapytała, a ja natychmiast umilkłam - Hej, co się stało? Otwórz drzwi. - powiedziała łagodnie
Nic: N-n-nie. Odejdź stąd, zostaw mnie w spokoju. – odparłam rozżalona
Roz: Mam cię zostawić? Chyba żartujesz. Otwórz, albo zaraz kogoś przyprowadzę i ten ktoś wyważy te drzwi.
Nie wiem czemu, ale posłuchałam się jej. Przekręciłam zamek, a dziewczyna powoli je uchyliła, weszła i kucnęła przede mną. Widziałam w jej oczach troskę, a na twarzy niepokój i zmartwienie. Przytuliła mnie.
Roz: Skarbie, o co chodzi? Co się stało? Nie było cię na lekcji, cały czas tu siedziałaś? – kiwnęłam twierdząco – Matko, coś z Lysandrem? Pokłóciliście się? – zaprzeczyłam ruchem głowy
Nic: Cho-chociaż tak… Chodzi o Lysa… A wła-właściwie… O to, co ja zrobiłam… - wybuchłam głośnym płaczem
Roz: Ej, spokojnie. To na pewno nie jest takie straszne. Powiedz, co takiego zrobiłaś, że tak bardzo się smucisz, co? – zapytała spokojnie
Nic: Zdradziłam go… - odpowiedziałam cicho, a ta patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami
Roz: Co?! – wykrzyknęła
Wiedziałam, że ona tego nie zrozumie. Teraz pogna na złamanie karku i opowie mu to, co powiedziałam… Albo jeszcze najpierw mnie zwyzywa… I dobrze mi tak! Nie trzeba było się tak zapominać i całować się z tym… Nieważne. Słysząc jej słowa, głos, po raz kolejny się popłakałam. Byłam totalnie załamana.
Roz: Hej, spokojnie, nie płacz. Przepraszam, nie chciałam… Ale… Opowiedz mi wszystko. To, co się stało. Tylko najpierw się uspokój. – widząc moją minę, dodała – Nie martw się, zrozumiem. Nie jestem na ciebie zła. Jesteśmy przyjaciółkami, tak? A przyjaciółki sobie pomagają. To jak?
Nie byłam pewna, czy powinnam. Może lepiej byłoby zachować to dla siebie? Chociaż, dobrze by mi zrobiło, gdyby ktoś mnie wysłuchał, gdybym mogła wyrzucić z siebie wszystko, co mnie w tamtej chwili dręczyło. Tak też zrobiłam. Kiedy tylko się uspokoiłam i zebrałam w sobie, opowiedziałam Rozie, co się stało. Ta słysząc moje słowa, o dziwo, nie wydarła się na mnie, ani nie zwyzywała. Zrobiła coś zupełnie odwrotnego – znów mnie przytuliła.
Roz: Jejku, Nic, jak ty musisz teraz cierpieć… Nie płacz już, proszę. Musimy się zastanowić, co teraz zrobić. Całowałaś się z tym, jak mu tam? Shonem? – kiwnęłam głową – Ale go nie zdradziłaś. To znaczy zdradziłaś, ale nie przespałaś się z nim. – na te słowa znowu rozryczałam się – Kurcze, nie o to mi chodziło! Wybacz, źle to ujęłam. Chodzi o to, że… Wiesz, jaki jest Lysander. On nie znosi żadnych kłamstw i tajemnic. Myślę, że lepiej by było, gdybyś mu powiedziała. Nie wiem, jak zareaguje, ale tak chyba będzie w porządku. Nie zachowałaś się wobec niego fair, więc teraz musisz ponieść tego konsekwencje. Nie możesz go okłamywać. Związek powinien opierać się na szczerości. Tak przynajmniej uważam. – oznajmiła spokojnie
Podniosłam na nią wzrok. Wiedziałam, że ma rację i całkowicie się z nią zgadzałam. Po chwili cisz, odezwałam się:
Nic: Tak. Powiem mu. Ma prawo wiedzieć, że ja go… - nie dałam rady tego powiedzieć – Że mu to zrobiłam. Dopuściłam się takiej okropnej rzeczy... Cokolwiek by zrobił i jakkolwiek by zareagował, porozmawiam z nim.
Rozalia spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
Roz: Trzymam za ciebie kciuki. Na pewno się uda, a Lysio na pewno zrozumie.
Nic: Dzisiaj przychodzi po mnie i idziemy razem na tę dyskotekę. Wtedy się dowie. – uśmiechnęłyśmy się do siebie

Po kolejnej lekcji, na którą przyszłyśmy z Rozalią nieco spóźnione, wyszliśmy na dziedziniec. Całą klasą. Wszyscy byli podekscytowani, zapewne tą organizowaną potańcówką. Ja też miałam dobry humor, zapomniałam na razie o wszystkich wczorajszych wydarzeniach. Nigdzie nie widziałam Lysa, po lekcji ktoś chciał z nim porozmawiać, a potem gdzieś zniknął. Nie mogłam go znaleźć, dlatego postanowiłam pójść do domu i szykować się. Pewnie on też wrócił już na chatę. Pewnie się spieszył. Trudno, przecież i tak się dzisiaj spotkamy...
***
Kiedy weszłam do domu, pierwsze co zrobiłam, to weszłam do kuchni po jakieś żarełko. Wyjęłam z lodówki jogurt naturalny, dodałam do niego świeże owoce i poszłam tak wyposażona na kanapę. Usiadłam na niej z zamiarem zjedzenia oglądając jakiś durny serial, ale po chwili odechciało mi się. Kiedy tylko przypomniałam sobie, co wczoraj działo się na tym miejscu, zachciało mi się rzygać. Postanowiłam zjeść na górze w swoim pokoju. Stamtąd nie wykurzą mnie żadne tego typu wspomnienia.
Usiadłam na łóżku i położyłam przed sobą laptop. Obejrzałam jakiś półtorej godzinny film komediowy, a potem postanowiłam rozpocząć przygotowania. W końcu już 12:53, czyli że za około dwie godziny przychodzi Lysander. I będę musiała mu powiedzieć... Dobra, dam radę. Po przekopaniu szafy w poszukiwaniu stosownych ubrań, nastąpiła kąpiel, fryzura. Postanowiłam rozpuścić włosy, wyprostowałam je i gotowe. Teraz czas na makijaż. Podkład, puder, róż, cień i błyszczyk. Całkiem, całkiem. Dobra, mam jeszcze chwilę dla siebie, wyrobiłam się nawet przed czasem - była 14:12. Weszłam jeszcze na Facebooka, życzyłam Rozie udanego weekendu z Leo, bo przez to wszystko zupełnie o tym zapomniałam. Później tylko spakowałam torebkę na wyjście. Zostało mi tylko czekać na Lysandra. 
O 14:52 weszłam do korytarza i założyłam kurtkę, buty. Chciałam być gotowa, kiedy chłopak zapuka do drzwi. Tak ubrana przeszłam się jeszcze kilka razy wokół salonu, bo nerwy zjadały mnie od środka. Poczłapałam do łazienki, by sprawdzić makijaż. Musiałam wyglądać idealnie. Gdy wróciłam, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wskazówki zegara. Było dwadzieścia po piętnastej. Postanowiłam zadzwonić do Lysa. Automatyczna sekretarka. Może zapomniał, że miał po mnie przyjść? No nic, w takim razie pójdę sama. Z całkowitą pewnością zastanę go na miejscu. Przecież wiem, gdzie to jest, bez problemu tam dotrę. Wyszłam.
Nogi zaczęły mnie boleć, ale po kilkudziesięciu minutach doszłam na miejsce. Właściwie, to byłam już trochę spóźniona. Z daleka zobaczyłam rozpalone ognisko i kilka osób przez nie skaczące, tańczące. Podeszłam szybkim krokiem. Widziałam dosłownie wszystkich z mojej klasy: Armin, Nataniel, Alexy, Kastiel, Viola, Kim, Klementyna, Melania, Święta Trójca. Nigdzie jednak ni widziałam mojego chłopaka. 
Nic: Violka! - wrzasnęłam, by mnie usłyszała - Poczekaj! - zatrzymała się, a ja do niej podeszłam - Hej, dawno przyszłaś?
Viol: Nie, dopiero co. Co chciałaś?
Nic: Nic, nic... Nie ważne. Skoro jesteś tu od niedawna, pewnie nie wiesz, gdzie Lysander?
Viol: Nie, przykro mi. - przerwała - Ale wiesz? Kastiel już od dobrej godziny tu siedzi, przygotowywał to wszystko. Zapytaj jego, być może coś wie. - uśmiechnęła się
Nic: Dobra, spróbuję. Nie mam nic do stracenia. - powiedziałam i oddaliłam się od niej
Kiedy już ogarnęłam wzrokiem Kasa, podeszłam powoli w jego stronę.
Nic: Siema. Długo tu siedzisz?
Kas: No raczej. A co? Nie możesz znaleźć swojego księcia z bajki? - zakpił
Nic: Coś w tym stylu. Muszę z nim pogadać. - nerwowo zaczęłam wyginać palce w różne strony
Kas: Może mógłbym ci go jakoś zastąpić? - zapytał z szelmowskim uśmiechem i podniósł brew
Westchnęłam.
Nic: Daruj sobie. Zależałoby mi bardziej na tym, byś powiedział mi, gdzie jest.
Kas: A szkoda... Dobra, powiem ci co chcesz wiedzieć. Szczerze? - kiwnęłam głową - Nie mam zielonego pojęcia. Jeszcze rano mówił mi, że przyjdzie.
Nic: Czyli ty też nic nie wiesz... A ostatni raz gdzie go widziałeś?
Kas: Czekaj, niech się zastanowię... Po biologii przy sali złapała go Amber. - wybałuszyłam oczy - Wiem, dziwne. A wręcz podejrzane. Gadali ze sobą kilka dobrych minut. Nie podsłuchiwałem, ale usłyszałem kilka słów. Jakiś... Zaraz... Sergio? Stiv? Shon? Nie pamiętam. - chwilę się zastanowił - A, mówiła chyba coś o jakiejś zdradzie, okłamywaniu. Nie wiem o co jej chodziło, ale Lysander nieźle się wkurzył. Dosłownie wybiegł ze szkoły, nie dałem rady go dogonić. - westchnął - Właściwie, może ty wiesz, o czym rozmawiali? Amber to idiotka, nie wiem co mu tam powiedziała, ale jeszcze nigdy nie widziałem Lysandra w takim stanie.
Stałam tam w jednym miejscu i nie ruszałam się podczas, gdy Kastiel to mówił. Przed oczami miałam tylko jeden obraz: wyżalam się Rozalii w toalecie. I jestem pewna - ta jędza wszystko słyszała.

15 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział *.*
    O boże, zabić Amber ;)))
    Szkoda mi Lysandra a dla Shona jaja obciąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;]
    Strasznie szkoda mi Lysandra, dowiedzieć się w taki sposób :c
    Shon to dupek, którego najchętniej przegoniłabym na koniec świata. xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu pisz szybko, bo nie wstawię drugiego extra rozdziału dopóki u cb nie będzie. xD
    Współczuję Nic i Lysowi.
    Najchętniej to bym zajebała Amber (sorki za wyrażenie).
    Shon jest tak jak ten pi******* Gin (tylko wtajemniczeni ogarną xD). Najchętniej to bym łeb ucięła.
    Rozdział: cud, miód i maliny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja chyba nie jestem wtajemniczona... :/
      A za co ty przepraszasz? Wyrażaj się jak chcesz, ile chcesz i kiedy chcesz xD Dla mnie nie przeszkadza ;]
      A z tym szantażem to na poważnie, czy to żart? Mam nadzieję, że żart, no nie?

      Usuń
    2. Ja ogarniam ^^
      A i zapraszam do głosowania w ankiecie na moim blogu :D

      Usuń
    3. Ja też nie ogarniam xd
      Aga współczuję ci. Wszyscy chcą cię szantażować xD

      Usuń
    4. Dokładnie. Już chyba 4 osoby mnie szantażowały...
      Co ja Wam takiego zrobiłam? xD

      Usuń
    5. Wybacz, ale tym razem na poważnie.
      Po prostu muszę widzieć co będzie dalej. ;3

      Usuń
    6. No ja od szantażu odstąpiłam, bo za dużo już osób cię szantażuje xD

      Usuń
  4. A więc opinia. Szczerze? Rozdział zajebisty!

    Na krowę Amber zaraz naślę chłopaków z drużyny Loree. A jak Justin jej przyjebie, to się ten jej krzywy ryj o 360 stopni obróci.
    Do tego jeszcze ja dowalę jej jakimś sucharem. W końcu jestem mistrzynią sucharków xD

    OdpowiedzUsuń
  5. ty mendo jedna trzeba było wcześniej dodawać rozdział wczoraj!
    nawet rozdziału do końca nie przeczytałam, bo bateria w lapku mi wsiadła!
    o Boże jaki zajebiaszczy rozdział!
    szybko pisz nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież ja dodałam go wczoraj, specjalnie dla ciebie... A ty mnie tutaj nazywasz mendą... To smutne... xD
      Nexta już mam :3 Dobra, zdradzę ci tajemnicę, ale ciiiiii, nic nikomu nie mów i trzymaj język za zębami, okej? To będzie nasza mała tajemnica :3. Mam już gotowe i napisane kolejne 3 rozdziały :3
      O kurwa! Przecież wszyscy to usłyszą! Mam przejebane... xD

      Usuń
    2. ooooo! masz przejebane i to nawet nie wiesz jak!
      dobra mam takiego pomysła!
      wstawisz rozdział dziś to i ja wstawię u siebie (już go kończę)
      i co ty na taką propozycję hę?

      Usuń
  6. Ja jestem za tym by Lys zatłukł Schona

    OdpowiedzUsuń