czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział XVII

Wczoraj wstawiłam rozdział i myślę, że zdecydowanie za wcześnie dodaję kolejny, ale to dlatego, że chcę kolejny u Jenny. 
Więc. Ogłaszam wszystkim zebranym, że od tej pory, morduję wszystkich tych, którzy mnie zaszantażują. Bójcie się mnie xD
A, i Ewunio (;p), jesteś mi winna rozdzialik. Zgadzam się na Twoją propozycję, wstawiłam dzisiaj, więc ty też masz dziś dodać ;D

W mojej głowie kotłowało się tysiąc myśli. Teraz wszystko było już jasne. Amber podsłuchała moją rozmowę z Rozalią,  a potem, po lekcji, złapała Lysandra i wszystko mu powiedziała... Dlatego tak się wkurzył, nie odbierał ode mnie telefonu, a teraz pewnie siedzi sam w domu i myśli, że jestem dziwką... A to wszystko przez tą blondi. Jebana szmata! Mogła trzymać język za zębami! Słyszała przecież jak mówiła, że wyznam wszystko Lysowi, i specjalnie wygadała się pierwsza. I jeszcze pewnie wcisnęła jemu jakąś zmyśloną bajeczkę, że się nim bawiłam, chciałam wykorzystać. Że puszczam się z pierwszym lepszym...
Jak mogłam być taka tępa, żeby się nie domyślić, że dosłownie każdy mógł usłyszeć to ,co mówię, gdyby wtedy wszedł po cichu do łazienki? Chyba byłam zbyt rozżalona. Albo po prostu głupia...
Kiedy "wróciłam" na ziemię, spojrzałam z przerażeniem na Kastiela.
Kas: Ty wiesz, o co chodziło, tak? - raczej stwierdził, niż zapytał
Nic: N-nie. To znaczy nie ważne. Dobra, dzięki za info, a ter
az... Muszę coś załatwić. - rozglądałam się wokół siebie z niepokojem; Nie wiem dlaczego. Może myślałam, że zaraz zobaczę gdzieś Lysa, że mu wytłumaczę, że to nie tak jak myśli?
Odwróciłam się i dosłownie biegiem ruszyłam przed siebie. Potrąciłam kilka osób, które z oburzeniem się za mną oglądały, ale nie miałam nawet czasu przeprosić. Musiałam jak najszybciej zobaczyć się z Lysandrem. Kiedy wybiegłam leśną alejką, stanęłam przy drodze. Zaczerpnęłam powietrza. Chciało mi się płakać. Czemu ja zawsze mam takiego pecha? Rozejrzałam się, bo z tego wszystkiego nie wiedziałam, w którą stronę iść. Wtem usłyszałam za sobą czyjś głos. Czyjś - czyli Kasa.
Kas: Ej, zaczekaj! - krzyknął - Już nie daję rady! - obejrzałam się, a ten już teraz nie biegł, a szedł do mnie, trzymając się za brzuch - pewnie dostał kolki - Stój, bo zaraz tutaj umrę. - stęknął, gdy już był niecałe trzy metry ode mnie - Czemu uciekłaś? Dlatego, że wiesz, co mu powiedziała? O co chodziło? - zerknął na mnie - Powiedz.
Nic: Nie, nie mogę. Nie mam czasu. Teraz muszę go znaleźć. I wszystko mu wytłumaczyć. - mruknęłam cicho i ruszyłam poboczem
Przez chwilę nic nie mówił, lecz, niestety, nie trwało to wiecznie.
Kas: A więc ona mówiła o tobie... - wywnioskował dość mocno zdziwiony, ale ja nie zareagowałam - Nie jesteś jednak takim aniołkiem, za jakiego cię uważałem. - powiedział zawadiacko; Zatrzymałam się - Widocznie nie byliście sobie przeznaczeni. Tak musiało się stać. - teraz to się odwróciłam
Nic: Nie masz prawa mnie oceniać, więc lepiej stul pysk. Póki jestem jeszcze w miarę spokojna. Ale już niedługo, bo zaraz nieźle się wkurwię i przyjebię ci w tą jakże piękną buźkę. - warknęłam
Kas: Dobra, już dobra. - uniósł ręce w geście poddania - Idziesz do niego? - zrównał się ze mną
Nic: A co cię to interesuje? Lepiej wracaj na tą imprezę i wyrwij jakąś laskę. To z pewnością bardziej fascynujące, niż wleczenie się do domu kumpla z jego dziewczyną, która go zdradziła, prawda? - dalej patrzyłam w ulicę, było mi tak strasznie wstyd...
Kas: Jednak wybieram drugą opcję. Jeszcze cię ktoś napadnie. - uśmiechnęliśmy się
Szliśmy w ciszy, aż coś mnie naszło.
Nic: Tylko, chyba to dla ciebie oczywiste, że masz to zachować dla siebie, tak? 
Kas: No nie wiem... Zależy, co z tego będę miał. Coś za coś. Ja milczę, ale muszę mieć jakieś korzyści. - stanęłam nagle, ale Kas dalej szedł poboczem, nawet się nie oglądając
Nic: Co to ma znaczyć? Chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar to komukolwiek wygadać? - zapytałam niedowierzająco
Kas: Już powiedziałem. To zależy, co dostanę w zamian. - stał tyłem do mnie, ale czułam, że się uśmiechnął
Podeszłam do niego cicho i chwyciłam go dłońmi za szyję.
Nic: Jesteś pewien? Więc chyba nie mam wyjścia, jak tylko cię zlikwidować. - powiedziałam rozbawiona 
Kas bez problemu mi się wyrwał, i teraz to on trzymał mnie od tyłu za nadgarstki. Śmiałam się przy tym wniebogłosy.
Kas: Chyba coś ci nie wyszło mała. - powiedział rozbawiony
Po chwili objął mnie jedną łapą tak, że nie mogłam ruszać rękoma, a drugą dłonią zaczął mnie łaskotać. O nie...
Nic: K... Kas... Kastiel... Prze-przestań! Hahaha! Proszę... - myślałam, że pęknę
Po dobrych kilku minutach zadawania mi niewyobrażalnych tortur, chłopak postanowił okazać mi swoją litość i wypuścił mnie. Nie mogłam złapać oddechu.
Nic: Kastiel, zapłacisz mi za to! Gorzko pożałujesz tego, co przed chwilą zrobiłeś. - szepnęłam groźnie, a przynajmniej chciałam, żeby to tak zabrzmiało, chociaż mało co nie wybuchłam śmiechem
Kas: Ale się boję. - zakpił, odwrócił się i szedł podśpiewując coś
W ramach odwetu, zeszłam z drogi i podeszłam do rosnącej przy poboczy sosny. Choć trochę się pokłułam, zerwałam kilkanaście pęków igieł. Potem jak gdyby nigdy nic podeszłam do Kasa z szerokim uśmiechem.
Kas: No i co tak zęby opalasz? Słońca nie ma. - prychnął, ale jego twarz wykrzywiła się w przyjaznym uśmiechu
Nic: A nic, mam dobry humor. - ucichłam na trochę - Kastiel, poczekaj. Masz coś na kapturze kurtki. - zatrzymał się i najwidoczniej nabrał się na to, co powiedziałam
Odwrócił się do mnie plecami, a ja wykorzystując moment, wrzuciłam mu całą garść igieł za koszulkę. Chyba nic nie poczuł, dlatego trzepnęłam go porządnie po plecach, a ten jęknął i aż podskoczył. 
Nic: Niespodzianka! I jak się czujesz? Miło?
Kas: Ale co...? Wrzuciłaś mi igły? - zapytał zdziwiony
Nic: Bingo! Aleś musiałeś się namyśleć, żeby do tego dojść. Geniusz normalnie! - zaśmiałam się
Kas: I uważasz, że to śmieszne?
Nic: Żebyś widział siebie, jak cię walnęłam po plecach, to uśmiałbyś się jak nigdy dotąd. - wyszczerzyłam się
Kas: Liczę do pięciu. Lepiej dla ciebie, żebyś prysnęła daleko stąd, bo nie mam zamiaru ci odpuścić. Raz... 
Rzuciłam się do ucieczki, śmiejąc się bez przerwy. Słyszałam za sobą dalsze odliczanie.
Kas: Dwa... Dobra, dupa z tym! Pięć! - i rozpoczął pościg
Co rusz oglądałam się za siebie i widziałam, jak Kastiel zmniejsza odległość między nami, ale mnie nie dogonił. Zatrzymałam się po dobrych dziesięciu minutach biegu, bo już nie dawałam rady. Los tak chciał, że stanęłam tuż pod domem Lysandra i Leo. Obejrzałam się w stronę Kastiela. Stał dysząc ciężko, lecz patrzył mi prosto w oczy. Jakby chciał mi telepatycznie przekazać choć trochę swojej wewnętrznej siły, która z całkowitą pewnością by mi się bardzo przydała.
Odwróciłam się w stronę budynku i patrzyłam na niego z niepokojem. W końcu postanowiłam spiąć tyłek i stawić czoło wyzwaniu, jakim było wyznanie chłopakowi prawdy. 
Nic: Kastiel, ja... Zostaw mnie samą. Wracaj już. Poradzę sobie, muszę poradzić.
Popatrzył na mnie z wahaniem, jednak po chwili bez słowa odszedł. Ku mojemu zdziwieniu, nie kierował się z powrotem na polanę. Pewnie idzie do domu. Nie ważne. Teraz najważniejsze jest to, żeby porozmawiać z Lysem. Z takim nastawieniem podeszłam do bramki i zadzwoniłam domofonem. Po kilkunastu sekundach, podczas których nikt się nie odezwał, nacisnęłam guzik jeszcze raz. Znowu to samo. Więc pewnie go nie ma. Albo nie chce mi otworzyć... Kiedy chciałam już odejść, naszło mnie jeszcze, żeby sprawdzić, czy może bramka nie jest otwarta. Bingo! Czyli, że jednak jest w środku, tylko nie chce mnie najzwyczajniej widzieć... Wyrzucając te nieprzyjemne myśli z mojej głowy, ruszyłam znaną mi już, wybrukowaną dróżką prowadzącą do wejścia. Kiedy stanęłam przed drzwi, przez chwilę się wahałam. Może powinnam dać mu więcej czasu? Nie wiem... Ale skoro już tutaj jestem, to nie mogę się teraz poddać, wycofać się... Zapukałam. Wzięłam głęboki wdech i oczekiwałam. Czas dłużył mi się potwornie. Miałam wrażenie, że stoją już tam całą wieczność. Kiedy nie doczekałam się żadnej reakcji z jego strony, tym razem nacisnęłam dzwonek.
Nic: Lysander! Wiem, że tam jesteś! Otwórz, proszę! Musimy porozmawiać! Chcę ci to wszystko wyjaśnić, błagam cię, daj mi chociaż szansę! - sądziłam, że to także nie przyniesie żadnego rezultatu' A jednak się myliłam. Usłyszałam spokojne, wolne kroki. Po chwili drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłam w nich tego, którego szukałam.
Lys: Przepraszam, że tak długo nie otwierałem, ale byłem zajęty. - powiedział poważnym tonem - Słucham? Co się stało? Jeśli to nic ważnego, to prosiłbym, żebyśmy porozmawiali o tym w szkole. Teraz nie mam czasu, mam coś pilnego do zrobienia. - stałam jak zaczarowana; Zupełnie nie go poznawałam. To nie był już ten sam Lysander, z którym byłam wtedy na tej polance. Nie ten, z którym wieczorem patrzyłam w gwiazdy. Nie ten... Nie zareagowałam. Byłam w zbyt wielkim szoku, a chłopak widząc, że nie mam zamiaru zrobić czegokolwiek, zaczął powoli zamykać drzwi. Nie pozwoliłam mu. Oparłam dłonie o drzwi. Ten cofnął się lekko pod moim naporem i teraz to już dosłownie wprosiłam się do niego. Weszłam pewnym krokiem do środka mimo wyraźnego niezadowolenia mojego rozmówcy. Nie mogłam zwyczajnie tego zostawić i pozwolić, by to, co między nami było, nadal jest, się rozsypało. Przeszłam szybkim krokiem, który zdradzał moje wyraźne podenerwowanie, do salonu. Stanęłam na środku i czekałam na powrót chłopaka. Jakie było moje zdziwienie, gdy ten jak gdyby nigdy nic przeszedł sobie przez pokój i skierował się do kuchni, gdzie włączył radio i, jak się domyśliłam po szeleszczącym papierze, zaczął najzwyczajniej w świecie, czytać gazetę. 
Nic: Nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać? Mógłbyś mnie nie olewać i przynajmniej mnie wysłuchać? Wiem, że jesteś wściekły. Ale może powinieneś wysłuchać także mojej wersji? – zapytałam głośno, tak by usłyszał
Lys: Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – mruknął, nawet nie ruszając się ze swojego miejsca
Nic: Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Do cholery, po… - przerwał mi
Lys: Bardzo proszę, żebyś nie używała wulgarnych słów w moim domu. Powinnaś wiedzieć, że takich zwrotów nie powinno się używać w ogóle, nie mówiąc nawet o pobycie w gościach. – powiedział mądrym tonem
Zamknęłam oczy, by powstrzymać napływające łzy. Nie mogłam wytrzymać, że był taki oschły. Że mówi do mnie w tak zimny, obojętny sposób…
Nic: Proszę, porozmawiaj ze mną. – jęknęłam
Lys: Właśnie to robię. – odparł nieobecnym głosem
Nic: Czy mógłbyś odłożyć na chwilę swoje sprawy i choć chwilę mnie wysłuchać? Porozmawiać prosto w oczy? Błagam cię…
Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła, a później kroków kierujących się w moją stronę. Zatrzymał się w znacznej odległości ode mnie. Jakby brzydził się mnie. To tak strasznie mnie zabolało…
Lys: Słucham? Skoro chciałaś ze mną coś wyjaśnić, to może warto by było odezwać się. Chyba, że wolisz przestać tutaj w ciszy. Dla mnie to nie ma różnicy.
Odwróciłam głowę w bok. Czułam, że jak się nie pozbieram, to zaraz wybuchnę głośnym płaczem.
Nic: Bo… To, co ci powiedziała Amber…
Lys: A więc o tym chcesz pogadać? Nie ma takiej potrzeby. Przecież wszystko jest już załatwione.
Podniosłam na niego wzrok.
Nic: N-naprawdę?
Lys: Oczywiście. Chciałaś się zabawić. Prowadzić podwójne życie. Mieć dwóch chłopaków. Rozumiem. Ale mnie w tą grę nie wciągaj.
Nic: Co to znaczy? – nie byłam pewna, co chce przez to powiedzieć
Lys: Jak to: co? To chyba oczywiste. Z nami koniec. – oznajmił bez żadnych uczuć, emocji…
Moje oczy po raz kolejny się zaszkliły.
Nic: Słucham? Jak to koniec? Lysander… Proszę, wysłuchaj mnie. To nie jest tak, jak myślisz. Ja nie… Lys: Przestań. – powiedział stanowczo – Nie chcę słuchać twoich kolejnych bajeczek. Już kiedyś dałem się nabrać na te słówka w stylu kocham cię. Byłem głupi, że nie przejrzałem tego na oczy wcześniej. Dopiero Amber mi to uświadomiła. Nigdy bym się nie spodziewał, że dzięki niej podejmę najlepszą decyzję w moim życiu. – czy on mówiąc o tej najlepszej decyzji, miał na myśli nasze zerwanie?
Nic: Amber kłamała. To znaczy mówiła prawdę, ale tę prawdę mocno ubarwiła.
Lys: Nie sądzę. Może i jest intrygantką, ale czegoś takiego by nie zmyśliła. – patrzył mi prosto w oczy, a jego spojrzenie było takie zimne, odpychające
Podeszłam do niego powoli i chwyciłam go z rękę.
Nic: Lysander, musisz mnie wysłuchać. Ja chcę ci to wyjaśnić, bo nie znasz całej prawdy. To nie było do końca tak, jak t… - po raz kolejny mi przerwał

Lys: Posłuchaj się tylko. Przyznałaś się przed chwilą, że jednak mnie zdradziłaś. Nie pogrążaj się bardziej. Jak już mówiłem, to koniec. Nie wiem z jakiego powodu tutaj przyszłaś. Może żeby powiedzieć mi o jeszcze innych twoich kochankach, co? Nie musisz. Wszystko wiem. Zachowałaś się jak zwykła… - takie słowa z ust Lysa, to był cios w plecy; Nigdy w życiu bym się tego po nim nie spodziewała – Zawiodłem się na tobie. Bardzo się zawiodłem. – spojrzał mi w oczy
Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie chciałam okazać słabości, ale nie potrafiłam zgrywać twardej, podczas gdy słyszałam takie słowa z ust tego, którego tak bardzo kochałam… Nadal kocham…
Nic: Tak o mnie myślisz? Że jestem puszczalską szmatą, tak? Chociaż mnie nawet nie wysłuchałeś, wyciągnąłeś takie krzywdzące wnioski na podstawie tego, co ci powiedziała Amber. Mogę o tobie powiedzieć to samo. Nie myślałam, że taki jesteś. Przyznaję się, popełniłam ogromny błąd, ale go zrozumiałam i chciałam ci… Nieważne. Skoro masz o mnie takie mniemanie i w twoich oczach jestem zwykłą dziwką, to chyba faktycznie nie ma dla nas żadnej przyszłości. – wyminęłam go i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych; Kiedy przy progu między salonem i korytarzem odwróciłam się jeszcze do niego, dodałam – A ja naprawdę myślałam, że się kochamy. Że chociaż spróbujesz mnie zrozumieć. Ba. Że mnie przynajmniej wysłuchasz. Myliłam się. Bardzo. – i wyszłam z domu, nie czekając na jego reakcję

Wybiegłam poza teren posesji i przeszłam kilkadziesiąt metrów. Nic nie widziałam, bo łzy całkowicie zasłoniły mi obraz. Przechodziłam właśnie obok apteki, a koło niej stała ławka. Podeszłam do niej i usiadłam, opierając łokcie na kolanach, a głowę na dłoniach. Rozbeczałam się na całego tak, że po chwili zaczęłam krztusić się własnymi łzami. Przechodnie akurat mnie mijający, patrzyli na mnie z wyraźnym współczuciem, a jedna starsza kobieta zatrzymała się nawet i usiadła koło mnie, a potem delikatnie mnie objęła. Zupełnie jej nie znałam, ale jej dotyk był taki kojący, tak bardzo przypominał mi dotyk babci… Przytuliłam się do niej i płakałam kolejne dziesięć minut. Nie mogłam tego znieść. Przez jedną durną sytuację, cholerne pięć minut zapomnienia, i częściowo przez blondynę, rozwalił się mój związek. A mój chłopak, teraz już były chłopak, uważa mnie za puszczalską, choć nie chciał dać mi szansy na wytłumaczenie się. Może to i lepiej? Może bym się przed nim pogrążyła? Nie, bardziej pogrążyć się już nie dało…
***
Kiedy wróciłam do domu, chciałam od razu wbiec na górę, zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego przez najbliższy rok. Co ja mówię, przez najbliższe pięć lat. Przeszłam przez „hol” i chciałam ruszyć po schodach. Ale na moje nieszczęście, zatrzymała mnie ciocia.
Titi: Matko Boska! Nicol, co się stało?! Gdzie byłaś?! Kto ci to zrobił?! Powiedz, co…
Nic: Daj mi spokój! Niech wszyscy dadzą mi święty spokój! Chcę być sama i… nie chcę o tym opowiadać. – z początkowego krzyku przeszłam na cichy, spokojny głos

Ciocia patrzyła na mnie z troską, ale nie próbowała mnie już zatrzymać. Pewnie widziała i rozumiała, że nie byłam w stanie powiedzieć jej czegokolwiek, tak więc odpuściła.
Kiedy weszłam do pokoju, położyłam się na łóżku. Teraz już nie płakałam. Chyba nie miałam już łez… Patrzyłam w sufit bez żadnej reakcji, po prostu gapiłam się w jeden punkt. Po chwili jednak coś mnie naszło i postanowiłam przejść się do parku. Chciałam wszystko przemyśleć, ułożyć w swojej głowie. Wstałam powoli i zeszłam na dół. Powiedziałam Titi, że wychodzę i zaraz wrócę. Nic nie powiedziała, tylko patrzyła na mnie z troską i współczuciem, ale zaraz kiwnęła twierdząco głową.

***
Weszłam do parku i szłam powoli w nieznanym mi kierunku. Odprężyłam się i wsłuchałam w cichy szelest liści. Zaczęło się ściemniać, a właściwie to było już szaro. Nic dziwnego, było w końcu nieco po dziewiętnastej. Maszerowałam z zamkniętymi oczami po bocznej alejce. Teraz nie dręczyły mnie słowa Lysa, jego reakcja. Zapomniałam o tym. Choć na chwilę, ale zapomniałam. Po dziesięciu minutach, miałam już zamiar wracać do domu. Zrobiło się chłodno, a ja zdecydowanie nie chciałam się przeziębić. Postanowiłam obejść park dookoła, a potem pójść do domu. Z takim zamiarem i przymkniętymi powiekami ruszyłam przed siebie. Nagle usłyszałam czyjś chichot.
„No błagam… Czy zawsze ktoś musi zakłócić taką cudowną chwilę?” – jęknęłam w myślach
Otworzyłam powieki i powędrowałam wzrokiem w stronę dobiegającego dźwięku. Dostrzegłam zarys dwóch osób siedzących na ławce. Konkretnie, długowłosa, szczupła blondyna siedząca na kolanach jakiegoś gościa i właśnie się do niego mizdrząca. Już miałam przejść koło nich obojętnie, gdy nagle mnie olśniło. Przecież ja go znam…


















________________________________________________________________________________

Chyba nie trudno się domyślić, kogo zobaczyła :D
A teraz nie dodaję rozdziałów aż do sylwestra *.*

26 komentarzy:

  1. Shon! Ty szmato!
    Rozdział cudowny *.*
    W życiu nie sądziłam, że Lysander będzie taki... Hm, nie wiem jak go określić. Taki... dorosły?

    OdpowiedzUsuń
  2. o to ten zjebany Shon! wykastuję go jak Boga kocham!
    co? do sylwestra? to ja dodam dziś rozdział i też nie dodaję do sylwestra!
    szantaż!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pewna że to Shon! Zrobić mu zdjęcie i pokazać Titi, wtedy na pewno przejrzy na oczy :D
    Świetny rozdział *-*
    Szkoda że Lysio nie chciał słuchać Nic :c
    Ale czemu? Do sylwestra? Tak długo?! ;[

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo... Do sylwestra, bo muszę zrobić jakąś przerwę. Wczoraj dodałam, dzisiaj dodałam, trochę za często te nexty wstawiam :D
      I nie, to nie Shona zobaczyła. Mylicie się. A myślałam, że dosłownie każdy się domyśli xD

      Usuń
    2. Nie on? :o
      To jest jeszcze druga opcja czyli Michael :D (możliwe że przekręciłam imię, ale pamiętam że na M xd)

      Usuń
    3. Nie Michael, nikogo takiego nie ma xD I nie ma też nikogo na literę M ;p Może się pomyliłaś. Ale o kogo konkretnie ci chodzi, gdzie się pojawił, bo może skojarzę? ;D
      Mogłabym podpowiedzieć kto to, ale to wtedy byłoby zbyt oczywiste :)

      Usuń
    4. Oj sorry xd
      Blogi mi się już pomyliły xd
      Tak to jest kiedy czytam kilka blogów pod rząd, jak jestem zmęczona.
      Ale wtopaaa ;\

      Usuń
    5. Żadna tam wtopa :) Taż tak czasem mam, że z tej wielkiej ilości waszych blogów już nie nadążam z czytaniem, nie mówiąc o tym, że czasem to nawet nie ogarniam o co chodzi i muszę czytac poprzedni roz., żeby sobie przypomnieć xD

      Usuń
  4. Lysander!! Ty cioto nie myta!! xD
    Kuva było się na niego wydrzeć!! Na tą szmate!!

    A rozdzialik cudo! *.* Skąd wy macie takie pomysły z psychiatryka?? XDXDXDXD
    Ja w życiu bym na to nie w padła!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie znowu pomysły z psychiatryka? To tylko zwykła rodzinna patologia xD

      Usuń
  5. No i mam ochotę znowu cię szantażować xD Ale jak obiecałam, że tylko jeden raz to raz :D Rozdział taki jak zawsze, cud, miód, maliny. A ja to myślę, że to ten jej były chłopak. Sorrki imienia zapomniała xD Dobrze cię rozumiem, KAŻDY potrzebuje przerwy od czasu do czasu ;) Czekam z niecierpliwością na nexta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No brawo! Jako pierwsza zgadłaś :3 Edd, jeśli nie pomiętasz ;)
      Do końca życia będę ci dziękować, że nie będziesz mnie znów szantażować :D

      Usuń
  6. A więc to były Nic?
    Jprdl! A już miałam nadzieję, że to Shon i że mu zrobi zdjęcie i da ciotce.

    Gdy przeczytałam to o Lysandrze, który nie słuchał Nic. wyobraziłam sobie mnie jako Nicolę, wchodzącą do domu. W tym domu stoi Shon i uśmiecha się szyderczo. Ja podchodzę do niego i dostaje ode mnie z półobrotu. Potem prawym sierpowym i lewym sierpowym. Gdy wstaje z ziemi zostaje jeszcze ode mnie prawym podbródkowym i z powrotem jeb na ziemie. Później kopię go po brzuchu, a gdy błaga o litość dostaje kopa w łeb i zgon!

    I'm winner!

    Dobra, trochę psychiczne te moje wyobrażenia, ale cóż...taka jestem!

    Rozdział oczywiście zadżebisty i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyy... Co by tu napisać? Zaczynam się ciebie bać... xD

      Usuń
    2. Ty jeszcze nie masz się czego bać. Czasami mam takie ataki, że dziewczyny z mojej klasy zaczynają się ode mnie odsuwać ( w sensie że krzesłem ) xD

      Usuń
    3. Ja w tej sytuacji jak Lysio nie słuchał Nic, powtarzałam: "Przyjeb mu to zacznie słuchać!", "No jebnij mu z tego liścia, żeby się opamiętał", "Nic weź go za kołnierz koszuli i zaprowadź to tego jebanego Shon! I co z tego, że nie wiesz gdzie mieszka?! I tak masz to zrobić", "Idiotko rozrycz się i przyjeb mu z liścia z całej siły, a później wylej na niego cały swój żal! To zawsze działa!!!" No i tylko tyle dzisiaj pamiętam xD
      Tak, tak. Zgadłyście. Jestem chora psychicznie i dobrze mi z tym. :P

      Usuń
    4. O.o też jesteś psychiczna? :O
      Piąteczka! xD Też jestem :p

      Usuń
  7. Lysander i Amber ? Boziu nie... Albo Kastiel...
    Ech... Ta reakcja Lysandra, właśnie taka obojętność i oschłość boli najbardziej. :(
    A Shon to głupia cipa... Nicola jest w strasznej sytuacji. o.O
    A rozdział cudowny. ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Siemeczka. Przeczytałam to, blog Dagmary i zabieram się za następne. Widzę, że jesteście zgraną grupką i czytając wszystkie komentarze, szczerzyłam się, jak cholera. A że czytałam to pomiedzy 23, a 4 w nocy to musiałam powstrzymać śmiech. Nie zawsze się udało.
    Przeczytałam też to coś o Natanielu, bez obrazy, ale mam teraz takie dziwne uczucie, njak gram na SyFie.
    Pozdrowionka, Córka Szatana - Elayra ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. o widzę, że masz nasze kochane rybcie! aaaaa!!!! kofam je kofammmmm!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak nie, jak tak ;) Musiałam je mieć, bo one tak cholernie mnie wkurzają xD

      Usuń
    2. można się od nich uzależnić! powtórzę się koffffffam je <3

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. To albo Edd albo Shon innej opcji nie widzę.
    Rozdział zaje :D

    OdpowiedzUsuń