wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział XIV

Myślałam, że wstawię dopiero w weekend, ale pomyliłam się, udało mi się napisać więc się cieszę. Tsa, tyle, że ten też będzie krótszy, kolejny wydłużę. Dobra, nie przedłużam, tylko życzę miłej lektury =)

Lys: No dobra. Powiem ci, co chcesz wiedzieć. Jak już wiesz, mieszkam z bratem, zresztą jak już już dzisiaj zauważyłaś. - zaśmialiśmy się krótko razem mając na myśli scenkę Roza-Leo - Moi rodzice mieszkają na wsi. Zajmują się rolnictwem, uprawiają ziemię. Kiedyś, jak byliśmy mali, oczywiście z nimi mieszkaliśmy. Ale kiedy Leo skończył osiemnastkę, przeprowadził się tu, a niedługo po tym, za zgodą rodziców, też się do niego przeniosłem. Nie chciałem ich tam tak samych zostawić, miałem wyrzuty sumienia, że nie będą mieli nikogo do pomocy, gdyby jej potrzebowali. Ale z drugiej strony, jak nie patrzeć, w mieście więcej się dzieje, w szkole wyższy poziom, więcej ludzi, znajomych. 
Nic: Rozumiem. Jeździsz czasem do rodziców na wieś?
Lys: Pewnie, że tak. Nawet często. - umilkł na moment - Nie martw się, niedługo cię ze sobą zabiorę, żeby przedstawić im moją nową dziewczynę. - uśmiechnął się zawadiacko
Nic: Nie wątpię. - posłałam mu ciepły uśmiech
Lys: Kiedyś, kilkanaście lat temu, kiedy nawet się jeszcze nie urodziłem prowadzili agroturystykę, ale po jakimś czasie zaczęło to przynosić więcej strat, niż zysków, więc postanowili z tym skończyć i całkowicie poddali się pracy na roli. Bardzo się do tego przywiązali, uwielbiają to zajęcie. - powiedział zamyślony
Westchnęłam, co nie umknęło jego uwadze.
Lys: Powiedziałabyś mi, co się dzieje u... U ciebie? Ostatnio dziwnie zareagowałaś, kiedy spytałem o twoich rodziców. Kastiel też mi coś tam wspominał, że zdenerwowałaś się, gdy chciał o tym pogadać.
Nic: No, no dobra. - spojrzałam na niego smutno; Mimo, że pogodziłam się z myślą, że moja matka mnie nie kocha i nie interesuje się moim losem, o ojcu nawet nie wspominając, zawsze na tą myśl w moich oczach pojawiały się łzy, a na twarzy smutek.
Nic: Od czego by tu zacząć? - wzięłam głęboki wdech, a chłopak popatrzył na mnie z zaciekawieniem i niepokojem zarazem - Kiedy byłam mała, miałam może trzy latka, do czterech maksymalnie, wszystko było w porządku. Pamiętam jak chodziliśmy razem na spacery, place zabaw. Zjeżdżałam razem z nimi na zjeżdżalni, zawsze, gdy tam chodziliśmy, biegłyśmy z mamą na karuzelę, a tata kręcił nas szybko, śmiałyśmy się do rozpuku. Później zmęczeni chodziliśmy na lody, przechadzaliśmy się po parku. Wieczorem kładli mnie razem spać, wspólnie czytali książki na dobranoc, opowiadali mi bajki. Prowadzali do przedszkola dla czterolatków, kupowali mi co rusz nowe zabawki. Dziwne, ale nigdy nie lubiłam bawić się lalkami, dużo bardziej wolałam samochody. Budowałam z tatą wieże z klocków, a potem razem je burzyliśmy, a mama śmiała się razem z nami z naszych wygłupów. - uśmiechnęłam się przez łzy, które, niestety, właśnie lały się po moich policzkach; Widziałam, że chłopak chce mnie przytulić, ale pokręciłam głową, wtedy rozkleiłabym się na całego, a chciałam jak najszybciej zakończyć tą opowieść. - Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy miałam mniej więcej pięć lat. Tata popadł w alkoholizm. Sprowadzał do domu swoich kumpli i razem chlali aż do rana. Matka siedziała ze mną w pokoju, ale po jakimś czasie wciągnął w alkoholizm i ją. Wysyłali mnie do Titi na całe dnie, żeby mieć spokój po całonocnej balandze, i leczeniu kaca. A jak cioci nie było w domu, a mną nie miał się kto zająć, zamykał mnie w pokoju na klucz i nie wypuszczał z niego aż do skończenia się imprezy. - zauważyłam w oczach Lysa współczucie - Ale to i tak nie jest najgorsze. On stał się jakimś potworem. Maltretował, katował mnie. Tłukł, dusił, wyzywał. Kilka razy wylądowałam przez niego nawet w szpitalu. Za którymś razem sąsiadka zadzwoniła po policję, rozpoczęli śledztwo. Zabrali mnie od nich, mieszkałam w rodzinie zastępczej. Potem zaopiekowała się mną babcia. A potem, po jej śmierci... - wspomnienia babci... tego było za dużo, nie wytrzymałam, i się rozpłakałam; Szlochałam trochę na ramieniu chłopaka, po czym powoli zaczęłam się uspokajać - Po jej śmierci przyjechałam tu, do Titi. Moim rodzicom odebrali prawa do opieki nade mną. Nie, teraz to już nie są moi rodzice. Nienawidzę ich szczerze całym sercem, a rodziców się nie nienawidzi. Rodziców się kocha, a skoro ich nie kocham... - umilkłam
Nie byłam w stanie dopowiedzieć jeszcze czegokolwiek.
Lys: Przykro mi... - przytulił mnie; Słyszałam bicie jego serce i czułam, że płakał razem ze mną - gdzieś tam w środku - Przepraszam, że pytałem, ja... Nie powinienem był tak się wypytywać, mogłem domyślić się, że to dla ciebie takie trudne...
Nic: W porządku. Ja też ciekawiłam się, co u ciebie, jak się dogadujesz z rodzicami. - uśmiechnęłam się smutno przez łzy
Po kilku minutach użalania się, dobry humor znów do mnie powrócił i zapomniałam już o wszystkim, co mnie trapiło. A głównie dlatego, że Lys chcąc mnie pocieszyć, zaczął opowiadać kawały. Nie były śmieszne, lecz chłopak najwyraźniej sądził inaczej, ale widząc jego roześmianą, wesołą twarzyczkę, nie mogłam się powstrzymać. Potem zaczął podrzucać grona winogron i łapał je w locie. Chociaż nie, ani razu nie złapał, przez co padałam ze śmiechu widząc jego zaciętą minę, a on chyba się na mnie obraził. Nie na długo, bo już po chwili leżeliśmy na kocu, gdzie jeszcze niedawno stał koszyk z żarełkiem, i patrzyliśmy w gwiazdy. Pokazywał mi kolejne gwiazdozbiory, i nawet jeśli nigdy w życiu nie interesowałam się i nie oglądałam wieczornego nieba z takim skupieniem, teraz było zupełnie inaczej. Mówił takim ciepłym, cichym głosem, wokół drzewa, my na łonie natury. Było tak romantycznie...
Ale oczywiście co dobre, szybko się kończy. Więc po około godzinie mieliśmy już zamówioną taksówkę, jednak z innej korporacji. W sumie, to trochę się nam wydłużyło. Była 23:40, jak powiedział Lysander, a miał przecież wrócić o dwudziestej trzeciej. Ale nieważne. Grunt, że nam się udało. Najlepszy dzień w moim życiu? Oto on...
Zajechaliśmy pod mój dom po kilkunastu minutach, zatrzymaliśmy się. Cały czas nie mogłam zapomnieć tego wzroku taksówkarza, który gapił się nas podejrzanie. Pewnie zapadał w głowę, co myśmy tam robili w tym lesie. Oj, niegrzeczny chłopczyk...
Lys: Jesteśmy na miejscu. - rzekł z uśmiechem - Podprowadzić cię?
Nic: Ależ nie, nie trzeba. Zmykaj do domu, Leo będzie się czepiał.
Lys: Leo? Pewnie nawet nie zauważył, że się spóźniam, o ile oczywiście Rozalia nadal u nas jest. - zaśmiałam się - Na pewno sobie poradzisz?
"Jaki on jest słodki..." - pomyślałam tylko
Nic: Lys, to przecież tylko kilka kroków. Dam sobie radę, uwierz mi. - rozczulała mnie jego troska
Otworzyłam drzwi, całując go krótko.
Nic: Dziękuję za wspaniały dzień. To był mój najlepszy wypad od dłuższego czasu, a właściwie chyba najlepszy. Dziękuję bardzo.
Lys: Nie masz za co dziękować. To przeze mnie siedziałaś dwie godziny w tym teatrze, zanudzona na śmierć. - uśmiechnął się, a ja zachichotałam
Wyszłam. Kierowca był chyba w siódmym niebie sądząc po jego westchnieniu ulgi na dźwięk otwieranych drzwi auta. Jeszcze trochę, a pewnie by się zrzygał z tej słodyczy. Kiedy pojazd odjeżdżał, pomachałam do chłopaka i widziałam przez szybę, że ten odmachuje. Odwróciłam się na pięcie i uśmiechnęłam. Ale po chwili mina mi zrzedła. Czeka mnie długie kazanie o tym, jak to ciocia bardzo się o mnie martwiła, albo w najgorszym wypadku dostanę szlaban. Ale może jednak jakoś przemknę się niezauważona przez ciocię? A może już śpi, więc wmówię jej, że wróciłam wcześnie, przed dziesiątą? 
Z takim też nastawieniem weszłam do domu. Zdjęłam kurtkę, buty, i skierowałam się do kuchni,by coś przekąsić przed snem. Mało co się nie wywróciłam, gdy przechodziwszy obok salonu, usłyszałam srogi głos:
Titi: Gdzie byłaś? Zdajesz sobie sprawę, że martwiłam się o ciebie? Drugi raz z rzędu przychodzisz późno do domu. Nie zdziw się, jeśli kiedyś zostaniesz zgarnięta przez policję po tym, jak zgłoszę twoje zaginięcie albo porwanie. - moje przypuszczenia jak na nieszczęście się sprawdziły
Nic: Ja... Wiem, ze się martwiłaś, przepraszam. - w tej chwili wyciągnęłam z torby telefon, i jak się faktycznie okazało, dwanaście nieodebranych połączeń od ciotki - Przepraszam, byłam z chłopakiem... - jak zwykle nie było mi dane dokończyć
Titi: Z chłopakiem? - teraz to była nie zła, a podejrzliwa
Nic: No, tak. Z Lysandrem. Moim chłopakiem. Zaproponował mi pójście na "Anioły w Ameryce".
Titi: Zaprosił cię do kina?
Odchrząknęłam.
Nic: Do teatru. A kiedy się zorientował, że nudziłam się tam cały czas, zawiózł mnie do lasu... - znowu to samo
Titi: Do lasu?! - wykrzyknęła; Ta też pewnie wyobrażała sobie, co tam robiliśmy
Nic: Pojechaliśmy na polanę, zrobiliśmy mały piknik. - powiedziałam spokojnie
Pogadałyśmy chwilę, ciocia oczywiście musiała dostrzec razy na moich kolanach i nie omieszkała puścić tego wolno. Kazała wszystko opowiedzieć, chociaż było grubo po północy.
Kiedy już zbierałam się na górę, kobieta odezwała się.
"Heloł, jestem śpiąca, może dałabyś mi w końcu trochę spokoju, co?"
Titi: Nicol, ja, ja muszę ci coś powiedzieć. A właściwie powiedzieć i zapytać się. 
"No błagam, streszczaj się, bo zaraz tu zasnę na stojąco."
Titi: Masz jutro może czas po południu, po szkole? Bo chciałam ci kogoś przedstawić... To znaczy, robię kolację i chciałabym, bardzo by mi zależało, , gdybyś znalazła czas, żeby posiedzieć z nami... - powiedziała cicho
Stanęłam jak wryta.
Nic: Ale... Kogo? To znaczy, kto przychodzi?
Titi: Nie ważne. To znaczy ważne, ale... No dobra. - odparła widząc moją lekko zniecierpliwioną minę - Od pół roku jestem w związku. Z Shonem. 
Nic: Z tym, z którym prowadzisz biuro, tak?
Titi: Niezupełnie... - oł szit; Przyprowadzi jakiej spruchniałego, zgrzybiałego dziada i będę musiała z nim siedzieć przy jednym stole?
Byłam niechętnie nastawiona do tego pomysłu. Spędzenie całego wieczoru z jakimś nieznanym mi gościem niezbyt mi się podobało. Poza tym, taka rodzinna atmosferka nie była w moim stylu. Już dawno się odzwyczaiłam, więc nie chciałam do tego wracać. Ale co miałam powiedzieć? "Niestety Titi, nie mam zamiaru sprawić ci przyjemności i nie pojawię się na tej kolacji, bo nie lubię takiego przyjaznego nastroju."? Eh...
Nic: W porządku, będę. O której godzinie?
Titi: Myślałam o siedemnastej. Co ty na to?
Nic: Dla mnie pasi. - rzuciłam i skierowałam się na schody, jednak przeszedł mi apetyt na cokolwiek i chciałam już tylko walnąć się do łóżka - Dobranoc. - rzuciłam na odchodnym
Właśnie  przeszłam przez pierwsze stopnie, gdy zatrzymał mnie głos cioci:
Titi: Nicol, poczekaj chwilkę! Zapomniałam, że dzisiaj przyszedł listonosz. Oprócz jakichś tam rachunków, przyniósł też coś do ciebie. - oznajmiła spokojnie, po czym podeszła do stolika, na którym leżał stosik kartek. Wygrzebała jedną ze środka i podała mi ją, kiedy podeszłam z wyciągniętą ręką. Wzięłam od niej polecony i przeszłam do sąsiedniego pokoju, którym okazała się być kuchnia. Ciocia przyszła za mną, zapewne ciekawa, kto i po co do mnie pisze.
Spojrzałam na informacje o adresacie: Bianka Stivens. Odruchowo się wzdrygnęłam. Nie chciałam czytać tego, co jest w środku, miałam do niej tak duży żal... Moja mama...
Jednak kiedy odkładałam list na blat kuchenny, zobaczyłam na odwrocie jakiś tekst. Mimo, że nie chciałam w ogóle na to patrzeć, coś w środku było tak ciekawe, że się nie powstrzymałam.
Czytając, domyśliłam się, że napisała ten "wstęp" na kopercie, bo wiedziała, że i tak go nie przeczytam...

"Nicol, domyślam się, że nie zamierzasz przeczytać tego listu i rozumiem cię - nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Jednak mam prośbę: proszę, przeczytaj go mimo wszystko, to bardzo ważne.  Dotyczy tylko i wyłącznie ciebie. Wiem, że powinnam powiedzieć ci dużo wcześniej, ale nie miałam wystarczająco dużo odwagi... Błagam cię, nie ignoruj tego listu, na prawdę nie chcę cię dłużej okłamywać..."


Jestem zła. Buahahah! xD

10 komentarzy:

  1. Jupiii ! Jako pierwsza dodaje koment xD

    No więc rozdział, jak to mówi moja koleżanka, zadżebisty xD
    Jestem bardzo ciekawa co będzie w tym liście. Nie mogę się doczekać! Masz mi pisać, bo jak nie, to ci te twoje piękne nóżki z dupki powyrywam. Tak, to była groźba! I tak już jestem trochę wkurzona, więc lepiej ze mną nie zadzeraj. Nie dużo brakowało, a bym jakiemuś dzieciakowi workiem z butami w łeb przyjebała i groziłam chłopakowi z mojej klasy, że mu siekierę w łeb wbiję! Podziałało! Uciekł! xD

    P.S.Sorki, że się tak rozgadałam, ale jestem wkurzona ;[

    P.P.S.Domyślam się, że muszę wstawić rozdział, tak ? :\

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huehue, no to się nieźle rozczarujesz... Tsa, też zawsze straszę swoich kolegów jak się wkurzę, i zawsze działa. Spieprzają, gdzie pieprz rośnie xD
      Pytanie: czemu jesteś taka wkurzona? ;)
      PS: Zgadłaś! Oczywiste, że jak ja wstawiam, to ty też musisz! ;D Czekam, czekam, więc lepiej się pośpiesz, bo jak już zdołałam zauważyć, minęły u ciebie aż 2 dni od ostatniego! xD

      Usuń
    2. Jest next xD Zdążyłam

      P.S.Jestem wkurzona, bo była dzisiaj kartkówka z histy i nie mogę iść do koleżanki :(

      Usuń
  2. No ej no :c dawaj mi tu kolejny ! xd
    ~ l.o v.e

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem chora, wyczerpana psychicznie i fizycznie, więc napiszę tylko że rozdział cudowny i czekam na następny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. co jest w tym liście?!
    pisz rozdział szybciutko!
    Ps. sorry, że taki krótki kom, ale ojciec mi dupę suszy :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Z siekiera wjezdzam za takie zakonczenie! xD
    Mega *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest epicki *.*
    nienawidzę, gdy kończysz w takim momencie -.-
    Błagam daj szybko nexta, bo padnę psychicznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. ♥.♥ Nienawidzę cie za takie zakończenie. :/ Poza tym rozdział zajebisty (sorry za wyrażenie). Pisz szybko nexta. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rany... Kończyć w takim momencie... Udusić A tak zajebisty rozdzialik :D

    OdpowiedzUsuń