niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział XV

Robię wyjątek i dodaję, ale następny rozdział dopiero, gdy Ewa wstawi zdjęcia :D 
Zrobiłam ankietę i bardzo proszę, żebyście w niej zagłosowały - ale po przeczytaniu xD

Czy byłam ciekawa, co do mnie napisała? Co to za ważna sprawa nie wymagająca zwłoki? Pewnie, że byłam. To oczywiste. Zachodziłam w głowę, co też takiego chciała mi przekazać, ale odsunęłam od siebie tę myśl. Nie potrafiłam jej wybaczyć, przynajmniej na chwilę obecną, dlatego nie chciałam słuchać jej tłumaczeń, wyjaśnień i innych takich bzdetów. Po prostu - nie chciałam mieć z nią jakiegokolwiek kontaktu. Teraz. Może kiedyś się to zmieni, może jeszcze się dogadamy? Nie wiem. I nie chcę teraz o tym rozmyślać, zastanawiać się nad tym, nie mam siły.
Jakoś opanowałam i zdusiłam w sobie przeważającą chęć do zajrzenia w kopertę, chodź przyszło mi to bardzo ciężko. Właśnie w tej chwili całe to zainteresowanie ze mnie odpłynęło, a jego miejsce wypełniła złość i wściekłość. No bo w końcu jakby trochę się zastanowić - jak ona w ogóle ma prawo się do mnie odzywać i przepraszać po tym, co musiałam przez nią wycierpieć?
Czułam, że Titi z niepokojem obserwuje moją wewnętrzną walkę z samą sobą. Po moich co rusz zmieniających się minach, takich jak złość, smutek, ciekawość, żal i znów gniew, nie można było nic wywnioskować. Ale teraz mnie to nie obchodziło. Nie dbałam o to. W tej chwili liczyłam się tylko ja. A może jednak przezwyciężyć honor i jednak najzwyczajniej w świecie zajrzeć do listu? Nie!!! Nie mogę tego zrobić! Nie chcę! 
Podeszłam szybkim krokiem do kosza i z bulgoczącą we mnie furią, z całej siły cisnęłam kopertą do śmietnika. Odwróciłam się i wsparłam łokciami o blat kuchenny, zakrywając twarz dłońmi. Nie mogę płakać. Nie mogę... Zresztą z jakiego niby powodu miałabym? Nic się nie przecież nie stało. Zerwałam się w jednej chwili na równe nogi i niemalże biegiem skierowałam się na schody. Kiedy właśnie stanęłam na pierwszym stopniu, ściskając z nerwów barierkę, odezwała się ciocia.
Titi: Ej, Nicola, poczekaj! Co się dzieje? Przecież nawet go nie otworzyłaś! - krzyknęła jakby bała się, że z tych emocji wcale a wcale jej nie słucham. A tak właśnie było.
Nic: Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, kto i co do mnie napisał, proszę bardzo, możesz sobie wziąć ten durny list! Tylko nie pokazuj mi już go więcej na oczy! Nie chcę więcej widzieć od niej żadnych listów, więc gdy jeszcze coś przyjdzie, od razu możesz to wyrzucić, rozumiesz?! - krzyknęłam pod wpływem nadal napływającej wściekłości. Zauważyłam jeszcze tylko zasmuconą minę Titi. Teraz żałowałam tego, co do niej powiedziałam. Ale nie dałabym rady podejść do niej i przeprosić za swoje zachowanie. Wbiegłam do pokoju, trzaskając drzwiami. Rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam szlochać. Tylko właśnie, dlaczego ja płaczę? Po chwili znałam już odpowiedź. Do tej pory pogodziłam się z wszystkimi trudnościami, jakimi zostałam obarczona. A po przeczytaniu tego wstępu nie mogłam powstrzymać napływających do mojej wyobraźni obrazów: 
Ja siedząca z rodzicami na ławce w parku, kiedy jemy lody...
Oglądamy wspólnie wieczorynkę, czyli Smerfy, śpiewamy razem piosenkę: "Hej dzieci, jeśli chcecie, zobaczyć Smerfów las, przed ekran dziś zapraszam was!(...)", wygłupiając się i śmiejąc się bez przerwy... 
Zabierają mnie do zoo i karmimy tam antylopy...
Robimy z mamą babeczki. No dobra, może ona robi, a ja przeszkadzam, ale to już coś...
Łzy napłynęły mi do oczu. Wszystkie wspomnienia wezbrały we mnie ze zdwojoną siłą. Skuliłam się i po chwili głośnego płaczu, zasnęłam z nerwów...
***
Kiedy tylko się obudziłam, od razu zerknęłam na zegarek  6:20. O ja, na ósmą d szkoły, czyli że trzeba wstawać. Przez chwilę prowadziłam ze sobą wewnętrzną walkę czy poleżeć jeszcze trochę, czy jednak się podnieść. Dosłownie zwlekłam się z łóżka, przeciągając się i ziewając szeroko. Podeszłam do szafy z przymrużonymi nadal powiekami, wyciągnęłam jakieś pierwsze lepsze ciuszki i weszłam do łazienki. Wzięłam zimy prysznic, który dobrze mi zrobił jeśli chodzi o mój nastrój. Przebrałam się, po czym z powrotem znalazłam się w pokoju. Usiadłam przed toaletką, uczesałam się w warkocza na boku, lekko się umalowałam. Sprawdziłam godzinę - 6:45. Zdążę jeszcze coś zjeść. I muszę przeprosić ciocię. 
Z takim też nastawieniem zeszłam na dół. W odpowiednim momencie, bowiem kobieta właśnie zbierała się do wyjścia.
Nic: Titi - zaczęłam - możesz chwilę poczekać? - zapytałam niepewnie; Na pewno była na mnie wściekła.
Titi: O co chodzi? - odwróciła się, ale zostałam zbita z tropu; Uśmiechała się.
Nic: To znaczy... Ja, chciałam cię przeprosić. Za wczoraj. Bo wiesz... Zdenerwowałam się strasznie, nie mogłam się opanować. Ale teraz jest mi strasznie głupio, że wyładowałam na tobie całą tą złość... -  powiedziałam skruszona
Titi: Skarbie, przecież ja się na ciebie nie gniewam. Wiem, że byłaś wściekła. Ale w porządku, nic się nie stało. Nie wiedziałam, że aż tak się wkurzysz. Tylko... Nie myśl, że czytałam co jest w środku. Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale to pewnie bardzo ważne, skoro Bianka do ciebie napisała, kochanie. Ma świadomość, że nie chcesz jej słuchać, i tak dalej, ale jestem też pewna, że to, co napisała, ma duże znaczenie. 
Nic: Titi, ja nie chciałam tego czytać. Nie teraz, bo... jeszcze nie jestem gotowa na konfrontację z nią, tak samo jak nie jestem w stanie przeczytać tego... Na razie.
Titi: Wiem. Dlatego właśnie wyjęłam ten list z kosza (O Boże... Titi śmieciara xD). Kiedy będziesz już zdecydowana, powiedz mi, a go wygrzebię, okej?
W odpowiedzi tylko się do niej uśmiechnęłam. Przytuliłam ją. Tak bardzo chciałam, żeby to ona była moją mamą...
Titi: Dobra, muszę spadać. Praca... - wywróciła oczami - To co, o siedemnastej?
Nic: O siedemnastej. - uśmiechnęłam się; Cioci najwyraźniej bardzo zależało na tym, bym go poznała i dobrze dogadała, a ja nie chciałam jej rozczarować.
Po zjedzeniu śniadania, na co składała się sałatka warzywna, postanowiłam wychodzić. Niby dopiero 7:15, ale co tam.
Na dworzu wiał chłodny, porywisty wiatr, dlatego przyszłam do szkoły trzęsąc się z zimna. Kiedy tylko przekroczyłam tylko przekroczyłam ogrodzenie, dopadła mnie Rozalia. 
Roz: Hej Nicola! - wykrzyknęła uradowana, podbiegając do mnie
Nic: O, hej. Co się dzieje, że tak krzyczysz?
Roz: No, w sumie to nic. Ale muszę z tobą pogadać. - spuściła wzrok 
Nic: Słucham? Co to za ważna sprawa?
Roz: Bo... Chodzi o wczoraj... Eee, jak przyszłaś z Lysandrem do domu, i... No wiesz, widziałaś minie z Leo... - zarumieniła się 
Nic: Ach, o to chodzi. - zaśmiałam się - W porządku. Nie było tematu, nic nie widziałam. - widziałam, że nie jest za bardzo przekonana - Każdemu mogło się zdarzyć. - dusiłam w sobie śmiech, bo nie chciałam jeszcze bardziej zdołować Rozalii
Roz: Czyli zapominamy?
Nic: O czym? Nie wiem o co chodzi. - uśmiechnęłyśmy się do siebie
Roz: Dobra, więc w takim razie sprawa załatwiona. Jedna sprawa. A teraz czas na drugą. - powiedziała szatańsko - Gdy wyszliście z mieszkania, Leo powiedziała mi, że Lys, to znaczy wy, że jesteście parą. Tak mu powiedział, w takim kontekście. Nie mogłam w to uwierzyć. To prawda? - mogłam się spodziewać
Nic: Okej, jesteś moją przyjaciółką, więc ci powiem. Wczoraj zostaliśmy parą. - odparłam rozentuzjazmowana
Dziewczyna zaczęła piszczeć mi do ucha.
Nic: Ejejej, spokój. Zabrał mnie do teatru, a potem na do lasu. Tam, gdzie urządzacie jakieś imprezy, tak?
Roz: Ach... Tam cię zabrał... Tak, dokładnie, robiliśmy tam czasem potańcówki. Ale teraz opowiadaj, co robiliście.
Nic: Urządziliśmy mały piknik. Jedliśmy... Gadaliśmy... Ganialiśmy się... Patrzyliśmy w gwiazdy... - powiedziałam powoli rozmarzona
Roz: Wiedziałam, że wymyślił coś bardzo romantycznego. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. 
Nic: I to chyba nie wszystko, tak?
Roz: Dokładnie. Wyobrażasz sobie, że za kilka lat będziemy szwagierkami? O ja cię... Będziesz moją rodziną! - wykrzyknęła
"Szwagierkami? Rodziną? Że co?!"
Nic: Ym, Roza? Jesteśmy razem od wczorajszego popołudnia, czyli niecałe dwadzieścia cztery godziny. Chyba trochę za wcześnie wyciągać takie wnioski, co?
Roz: I co z tego? Trzeba cieszyć się życiem!
Nic: Roza, to naprawdę bardzo interesujące, ale może chodźmy pod salę? Zaraz lekcja. - chciałam przerwać tą bezsensowną gadkę.
Ta, jak na zawołanie, umilkła.
Roz: Ale jest przecież jeszcze pół godziny do rozpoczęcia lekcji. - powiedziała zawiedziona
Nic: Tak, wiem, ale... - myśl, Nic, myśl; No chyba że chcesz jeszcze trochę posłuchać o swoich przyszłych dzieciach z Lysem... - Muszę się przywitać z wszystkimi.
Roz: Dobra, dobra, chodź. - mruknęła
Weszłyśmy na korytarz, a wszystkie spojrzenia zebranych skierowały się w moją stronę. Każdy, obok kogo przechodziłam, gapił się na mnie, jak szpak w dupę - za przeproszeniem. Zignorowałam to i dalej szłam dumnie z Rozalią poz salę nr 7. Pod klasą zobaczyłam siedzące na ławce dziewczyny: Kim, Violkę i Irys, a po drugiej stronie, w znacznej odległości od nich zajmująca miejsce Święta Trójca, czyli Amber, Charlotte i Li. Na parapecie siedział Kastiel, a obok niego stał Lysander. Widziałam biegnących bliźniaków, bo Alexy zabrał bratu konsolę, na której grał, a Armin gonił go krzycząc, że jak mu jej nie odda, to go zabije. Normalka.
Podeszłam do grupki dziewczyn, zauważając szyderczy uśmiech na twarzy Amber. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale teraz nawet nie chciałam się nad tym zastanawiać. Zamiast tego, rozpoczęłam pogawędkę z koleżankami. Po chwili poczułam mocny uścisk na moim ramieniu i zostałam szybko pociągnięta. Gwałciciel - moja pierwsza myśl. Jakże głupia i naiwna. Ta, gwałciciel w szkole, pozdro Nicol. Odwróciłam się w stronę mojego "oprawcy", o ile można to tak nazwać, dopiero gdy ten się zatrzymał. I jakie było zdziwienie, kiedy zobaczyłam przed sobą Kastiela.
Nic: Co ty wyprawiasz?! Porąbało cię?! - krzyknęłam zbulwersowana jego postawą
Kas: Co ja odstawiam?! Może ty mi powiesz, co ty robisz?! 
"O czym on pierdzieli?!"
Nic: O co ci chodzi? - teraz to tego nie ogarniałam
Kas: Jak to o co? Jeszcze wczoraj przystawiałaś się do mnie,  teraz obściskujesz się z moim najlepszym kumplem?! - wrzasnął
Nic: Przymknij się! - uspokoiłam go - Kurde, o czym ty gadasz? Po pierwsze... Jakie przystawiałaś się? To ty robisz do mnie maślane oczka, a nie ja. A po drugie, o co ci znowu chodzi z Lysandrem, bo ja już się pogubiłam. 
"Jest zazdrosny, jest zazdrosny! Wiedziałam, że się uda! Rozalia, jesteś moją boginią!"
Kas: Nie, wcale ci się nie podobam, no coś ty. Przecież widzę, jak na mnie patrzysz. - powiedział czarująco, pff... Chyba nie myślał, że się nabiorę?
Nic: Pomarzyć zawsze można. A tak w ogóle, to coś sobie ubzdurałeś, ponieważ nie jestem tobą zainteresowana. - powiedziałam, żaby go sprowokować; Do "walki" o mnie, oczywiście - Kotku. - dodałam po chwili namysłu, a jego oczy rozszerzyły się; Ciekawe, co sobie pomyślał? - Chcesz jeszcze trochę pobawić się w przesłuchanie, czy mogę już iść? 
Kas: O co chodzi z Lysandrem?
Nic: Przepraszam bardzo, ale to chyba nie jest twoja sprawa, w moim mniemaniu, rzecz jasna. - uśmiechnęłam się
Kas: Odpowiedz. Całujesz się z nim przy szkole, jak jakaś...  
"No, dokończ, dokończ, będę miała dobry powód, żeby przyjebać ci z prawego sierpowego."
Kas: Nieważne. Możesz mi to jakoś wytłumaczyć? - nie dawał za wygraną
Nic: Ale to nie jest twoja sprawa. Zresztą, przekroczyłeś dzisiaj limit zadawanych mi pytań. Także poczekaj do jutra, może ci wszystko rozjaśnię. Może. - powiedziałam dobitnie i odeszłam, ale po chwili zwróciłam głowę w jego stronę - Albo wiesz co? Powiem ci od razu. I tak byś się w końcu dowiedział. Jesteśmy z Lysem od wczoraj razem. Zabrał mnie na romantyczny wypad po okolicy. - odwróciłam się z powrotem i uśmiechnęłam pod nosem
Czyli, że Amber wszystkim już rozgadała o wczorajszym zajściu. Dlatego cała szkoła się na mnie gapi, jestem teraz w centrum zainteresowania. Trudno. Poza tym, nie dam jej triumfować. Niby wszyscy dowiedzieli się, że całowałam się z chłopakiem, ale powiem, że to nic nadzwyczajnego, bo jesteśmy parą, i ten uśmieszek szybko jej zniknie. 
"Dobrze Nic, dobrze! Świetny plan! Piąteczka za pomysłowość! Uuu!"
Podeszłam pod drzwi i zerknęłam na zegar. Jeszcze pięć minut do rozpoczęcia. Podszedł do mnie Lys.
Lys: Hej. O czym tak myślisz? - uśmiechnął się
Dałam mu buziaka w policzek.
Nic: Hm? O niczym szczególnym. Ta idiotka, - wskazałam ruchem głowy na Amber - rozpowiedziała wszystkim plotkę o nas. - powiedziałam z coraz większą złością w głosie
Lys: Spokojnie. Przyszedłem przed tobą, więc to na mnie wszyscy napadli i zaczęli wypytywać o tamto. - uśmiechnął się delikatnie, ja zresztą też
Nic: Czyli już to wyjaśniłeś?
Lys: Praktycznie wszystkim. Odciążyłem cię. - szepnął
Nic: Odciążyłeś? - wybuchłam śmiechem - Odciążyłeś? Nieźle powiedziane! 
I stało się. Dostałam ataku głupawki. Cały Wos chichotałam i widocznie przeszkadzałam tym kolesiowi, bo wziął mnie do odpowiedzi, chociaż to była dopiero moja pierwsza taka lekcja odkąd tu przyjechałam. Nie ma to jak podłożyć się nauczycielom i zepsuć im opinię o sobie już w pierwszym tygodniu. Mówi się trudno. A tak na marginesie, co ja zrobię, że lubię się śmiać? Śmiech to zdrowie. Mówią, że piętnaście minut dziennie wydłuża życie o jeden dzień. A ja chcę długo żyć.
Lekcje minęły całkiem spoko, no może prócz tej pały plus z odpowiedzi. Wyszliśmy całą grupą na dziedziniec. Gadaliśmy jak najęci. Lysander jednak miał rację co do tego, że wyjaśnił wczorajszy dzień, bo nie  musiałam się nikomu tłumaczyć. Bardzo dobrze. A jeszcze ta mina Amber, kiedy powiedziałam jej prosto w oczy, że jestem z Lysem, dlatego się całowaliśmy. Bezcenny widok.
Do domu wróciłam około 15:35. Czyli już tylko nieco ponad godzinę, bo pewnie ten gostek przyjdzie wcześniej. Postanowiłam nic nie jeść, skoro to będzie kolacja. Titi obiecałam mi, że zrobi risotto. Pyszne i szybkie, czyli jak wróci po szesnastej to się spokojnie wyrobi.
Skoczyłam na górę z zamiarem przygotowania się do nadchodzącej wizyty. Wzięłam szybki prysznic, a potem ubrałam się we wcześniej wyciągniętą sukienkę. Zrobiłam delikatny makijaż i lekko pofalowałam włosy. Nie chciałam przesadzać z wyglądem, dlatego wszystko było stonowane, ale zarazem eleganckie i dopasowane do sytuacji, nie chciałam wyjść na idiotkę. Kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół. Od razu ogarnął mnie przepyszny zapach jakiejś potrawy. Jakiejś - czyli risotta. Mmm... Weszłam do kuchni.
Nic: Hejo Titi. Czemu nie przyszłaś się ze mną przywitać? - zapytałam, dając jej buzi
Titi: Nie chciałam ci przeszkadzać. Podejrzewałam, że się szykujesz. Bardzo ładnie wyglądasz. - pochwaliła mnie uśmiechnięta od ucha do ucha; Dopiero teraz zauważyłam, że ta już jest gotowa. Ubrana była w kremową mini sukienkę. Mini - bo ledwo zakrywała tyłek cioci. Odkryte ramiona, bowiem wiązana była na szyję, i wycięcie na plecach aż do talii. Na dodatek brązowe połyskujące szpilki na mega wysokiej platformie. Włosy pokręcone, częściowo upięte, a częściowo rozpuszczone. Na twarzy totalna tapeta. Po prostu jej nie poznawałam. Nie chciałabym jej obrażać, ani nic z tych rzeczy, ale tak w rzeczywistości - wyglądała jak doświadczona dziwka - po prostu. I właśnie teraz zaczęłam zastanawiać się, jak wygląda ten jej "przyjaciel". No bo, dla starego, zgrzybiałego dziada by się tak nie ubrała, prawda?
Przez te rozmyślania na temat nowego związku cioci, nie usłyszałam dzwonka do drzwi. Kiedy w końcu się ocknęłam, usłyszałam szepty dochodzące z korytarz, więc się odwróciłam. Zobaczyłam Titi przyklejoną do jakiegoś gościa, z którym się całuje zawieszona na jego szyi. Jak to widziałam, to chciało mi się rzygać. Bleee... No okej, całujcie się, ale bez przesady.
Gdy odkleili się od siebie w końcu, po dobrych kilkunastu sekundach ślinienia się ze sobą, myślałam, że padną. Ten koleś... Miał maksymalnie z 22-23 lata! To jest ten chłopak cioci?! To chyba jakaś kpina!
Para podeszła do mnie obejmując się.
Titi: Kochanie, to jest Shon. Opowiadałam ci właśnie o nim, to mój chłopak. - spojrzała na niego czarująco - Shon, a to moja siostrzenica, Nicola. 
Spojrzałam na niego z obojętnością, chociaż w środku aż się we mnie gotowało. A potem poszłam do kuchni, nawet się z nim nie witając. Przecież wystarczy tylko pomyśleć: pierwszą wersją, dlaczego zainteresował się moją ciocią taki młody facet jest to, że Titi ma duży majątek. No, może nie taki znowu duży, ale ma własny dom, kasy na wydatki jej nigdy nie brakuje, czyli jednym słowem – jest zamożna. Pojawia się też druga opcja: czyli Shon jest z nią dla zabawy, robi z niej jakąś dziwkę, bo ubiera się teraz naprawdę wulgarnie i po prostu kiepsko i niemodnie. Bardziej prawdopodobna było pierwsze wyobrażenie. Koleś – 23 lata i kobieta – 34 lata. Istne szaleństwo.
Tu coś nie pasowało. Ciocia nigdy nie była łatwowierna i myślała bardzo jasno, a teraz? Zupełnie się zmieniła, nie poznaję jej. Chodź w ostatnich dniach widziałam, że zmieniła sty
l, jakoś tego nie zauważałam. Aż do teraz. 

Titi: Dlaczego jesteś dla niego taka niemiła? – usłyszałam chłodny ton głosu kobiety za swoimi plecami; Odwróciłam się w jej stronę.
Nic: Pytasz się mnie jeszcze dlaczego? Nie widzisz, że on chce cię najzwyczajniej w świecie wykorzystać? Zmieniłaś się. Na gorsze. – umilkłam widząc jej wściekłą twarz i usta zaciśniętą w wąską, niemal niewidoczną linię – Titi, ja naprawdę chcę, żebyś była szczęśliwa, ale z nim nie będziesz. Zobacz, co on z ciebie zrobił. Spójrz tylko. Wyglądasz jak istna lalka barbie, to do ciebie nie pasuje. 

Titi: Jeśli naprawdę zależy ci na moim szczęści, to bądź tak miła i idź zapoznać się z moim gościem, a ja przygotuję jedzenie. Tylko zachowuj się normalnie i nie odstawiaj takich cyrków. – wyminęła mnie i podeszła do kuchenki
Nic: Ale… - przerwałam, bowiem wiedziałam, że taka gadka i tak nic nie da; Ruszyłam więc ze smętną miną w kierunku salonu, w którym siedział mój nowy "znajomy".

Usiadł, a właściwie to rozwalił się na sofie, jak menel jakiś normalnie. I ja mam z nim spędzić wieczór? Przecież to jakiś żart. On jest o jedenaście lat starszy od Titi, i jest z nią z miłości? Na pewno. 
Sh: Cześć. - wyciągnął do mnie rękę, a ja nawet nie spojrzałam w tą stronę 
Nic: Spadaj. Nie odzywaj się do mnie. I chcę cię tylko poinformować: będę dla ciebie miła tylko ze względu na Titi. Wiedz tylko, że cię przejrzałam. Chcesz wykorzystać moją ciocię, tylko zastanawiam się, dlaczego ona nie potrafi tego zauważyć. - warknęłam - Owinąłeś ją sobie wokół palca. Przez ciebie wygląda teraz jak jakaś... puszczalska. - syknęłam - I wiesz co? Pomyś... - przerwałam, ponieważ do salonu właśnie weszła ciocia z miską ryżu; Na całe szczęście, nie słyszała naszej wymowy zdań, a raczej moich wątów dotyczących jego.
Titi: Dogadaliście się już? I co Nic, jednak polubiłaś Shona, prawda? Wiedziałam, że jednak się przekonasz, jesteś zbyt mądra na to, żeby rozpoczynać jakieś bezsensowne kłótnie. - uśmiechnęła się; Miałam ochotę jej powiedzieć, co myślę. O niej, o nim, o nich. Ale nie chciałam niszczyć jej dzisiejszego dobrego humoru i szczęścia. Oczywiście do czasu, aż znajdę coś na niego, żeby mi uwierzyła. 
Sh: Jasne skarbie. To co, siadamy?
"Skarbie? Boże, co za debil... I podlizuje się na dodatek. Totalny czubek..."
Titi: Oczywiście kotku. Przyniosę jeszcze tylko resztę i będzie gotowe. 
"Kotku? Ja zaraz zwariuję..."
Kobieta wyszła do kuchni, a ja zignorowałam gościa i podeszłam do stołu. Usiadłam i zaczęłam zawijać i bawić się rąbkiem mojej sukienki, zupełnie olewając tego małolata. Dwudziestotrzylatek? To chyba jakiś żart...
Titi: Już jestem. - postawiła patelnię z sosem na deskę leżącą na stole - Ile? - zapytała i zaczęła nakładać posiłek na jego talerz
Sh: Wystarczy. - odparł po paru dobrych chwilach; Nie dość, że podrywacz, to i żarłok. Ja to bym tyle żarcia wciągnęła dopiero w co najmniej dwa dni. A ten na dodatek wziął jeszcze porządną dokładkę. Chciałam mu powiedzieć, żeby tyle nie jadł, bo będzie gruby, ale jakoś się powstrzymałam. Postanowiłam uniknąć nieprzyjemnych sytuacji i nie posyłać złośliwych komentarzy w jego stronę. Tak więc przesiedziałam cały ten "rodzinny" czas w zupełnej, całkowitej ciszy. W ogóle się nie odzywałam. Nie zapytałam Shona, gdzie mieszka, gdzie pracuje... Chociaż nie. Powinnam się zapytać, czy w ogóle pracuje. Choć to i tak bezsensowne. Na 100% jest bezrobotny. Nie interesowało mnie już to. Wiem, że powiedziałam mu, że będę dla niego miła - właśnie to robiłam. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie wybuchnąć. Chociaż z drugiej strony - czym ja się tak denerwowałam? Może oni naprawdę się kochają? Tak, jasne. Niemożliwe.
Titi: Nicol, dlaczego nic nie mówisz? Coś nie tak? 
"Nie, wszystko jest w porzo, czuję się świetnie, bosko, i wręcz uwielbiam tego twojego nowego kochasia. Czy mogłoby być lepiej?"
Nic: Rozbolała mnie głowa. Miałam dzisiaj ciężki dzień w szkole. Chyba pójdę się położyć. - mruknęłam udając trzymając się za łebek; To była okazja, żeby się stąd ulotnić. Pójdę na górę, walnę się na łóżko, i będę miała ich gdzieś.
Titi: Ojej, biedactwo. Leć do pokoju, my jeszcze trochę tu posiedzimy. - spojrzała znacząco na Shona
Nic: Em, albo wiesz, może jednak jakoś wytrzymam, posiedzę jeszcze z wami. - ciekawe, co by tutaj robili, gdyby mnie zabrakło... Wolę nawet nie myśleć.
Titi: W porządku. To ja może zacznę już sprzątać, co?
Sh: Pomogę ci. - jaki gentelmen, pff...
Titi: Nie trzeba, dam radę. Posiedź, odpocznij. - uśmiechnęła się; Odpocznij? Po czym?
Sh: Jesteś prawdziwym aniołem.
Kobieta wstała, złożyła talerze i skierowała się do kuchni, więc zostaliśmy sami. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Do czasy, aż dało się słyszeć biadolenie Titi.
Titi: Chryste Panie! Pięknie! - wbiegła do salonu - Nie kupiłam twoich ulubionych ciastek, kotku! Totalne o nich zapomniałam, a miałam pamiętać. Okej, skoczę do sklepu, zaraz wracam, dobra?
Sh: W porządku. - powiedział z uśmiechem, a ja nie orientowałam się, o co chodzi; Zjarzyłam się po czasie, kiedy ciocia już wyszła z domu.
Poszła do spożywczaka specjalnie po ciastka? Jego ulubione ciastka? To jakieś niepoważne...
Sh: No, mała, powiedz mi teraz o co ci chodzi? Cały czas patrzysz na mnie krzywo. Dlaczego? - zapytał bezczelnie
Nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam na niego gniewnie. Nie zdążyłam zareagować, kiedy to wstał od stołu i skierował się na kanapę, a potem usiadł koło mnie. Odsunęłam się. Czułam się nieswojo, kiedy siedział tak blisko.
Sh: Skarbie, nie uciekaj tak ode mnie. Przecież wiem, że ci się podobam . - zbliżył się do mnie
"Co za koleś! Wiedziałam, że nie bierze Titi na poważnie! A teraz się jeszcze do mnie przystawia, dupek. Ale chwila... Przystawia? A ja jestem z nim w domu sam na sam... Titi, wracaj!" - wystraszyłam się lekko 
Nic: Zabieraj się ode mnie ty gnoju. - warknęłam - Może już zapomniałeś, to ci przypomnę, że jesteś chłopakiem mojej cioci.
Sh: To nie jest przeszkodą w tym, że moglibyśmy się zabawić. Mamy jeszcze chwilę dla siebie, jakieś piętnaście minut. No chodź, słoneczko. - zdrętwiałam, nie mogłam się ruszyć; A on tylko zbliżył swoją twarz i usta, do mojej szyi. Objął mnie prawą ręką i patrzył w oczy.
Nic: Zdejmij ze mnie te łapska. - szepnęłam groźnie
Sh: Czemu jesteś taka zacięta? - powiedział czarująco, a ja jak zahipnotyzowana, nic nie zrobiłam - Wiesz, że jesteś śliczna? Od razu mi się spodobałaś. Taka delikatna, naturalna, ale jednocześnie piękna... - mówiąc to, powoli zmniejszał odległość dzielącą nasze usta
Po chwili delikatnie musnął moje wargi swoimi. Poczułam nagły przypływ, hmm... emocji? Adrenaliny? Nie wiem, nie chcę wiedzieć. Ja nie mogę, cały wieczór na niego nadawałam, a teraz? Chociaż fakt faktem, że był cholernie przystojny. Nie mogłam mu się oprzeć, pewnie tak, jak wszystkie laski. 
Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Mam chłopaka. Kocham go. A gość, z którym się całuję, jest ode mnie sześć lat starszy i jest partnerem własnej cioci. To jakaś patologia...
Nie przerywaliśmy naszych, już teraz, namiętnych pocałunków. Shon położył swoją dłoń na moim udzie i zaczął jechać coraz to wyżej. Nie wytrzymałam. Odkleiłam się na moment od niego, przerzuciłam nogę i usiadłam mu na kolanach. Przywarłam do niego mocno, a ten objął mnie w talii i przesunął rękę w kierunku zamka mojej sukienki...

__________________________________________________________________________________



W szkole
Na kolacji





14 komentarzy:

  1. Aż mi się gorąco zrobiło pod koniec rozdziału. xD
    No świetny rozdział ♥, zagłosowałam na 'Nic ulega mu i chociaż to chłopak jej cioci, pod jej nieobecność bardzo dobrze się „dogadują”, czyli dziewczyna gra na dwa, a właściwie trzy fronty - jest z Lysem i jednocześnie zdradza go z Shonem oraz uwodzi Kasa', bo czuje że będzie się działo. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A weź kobieto mi z takim czymś nie wyjeżdżaj! Ja nie mam ochoty takiej patologii czytać! No bez obrazy, ale ja wolę, żeby Nic była z Lysem, a tego Shona w dupe kopnęła i niech spierdala gdzie pieprz rośnie. A jak nie, to naślę na niego chłopaków z drużyny Loree. Oni już sobie z tym pedofilem poradzą.
    Więc jak coś, to ja zaznaczyłam pierwszą opcję.

    P.S.Nie chciałam cię obrazić, bo ja i tak będę czytać to opowiadanie, ale jak czytam, że ktoś kogoś zdradza i to jeszcze z jakimś Shonem dla Lysia, to normalnie mam ochotę mam wyżyć się na moim kocie :[

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja pierdolę! Dziewczyno, nie zasnę!
    Dawaj nexta :d
    Rozdział epicki =]

    OdpowiedzUsuń
  4. kurwa dziewczyno weź mi spierdalaj z patologią!
    mój kochany Lysio Misio nie może być tak traktowany :'(
    no niech Nic sobie "urozmaici" ten wieczór, ale niech go potem kopnie w dupsko, aż Shon z butów wyskoczy

    OdpowiedzUsuń
  5. Ło kurde, jaki bulwers o.O
    Serio nie myślałam, że tak to przeżyjecie xD Osobiście wolę, żeby wygrała druga opcja. Taaa, jestem dziwna xD No ale się zobaczy po zakończeniu ankiety. A kończy się 1.01.14, czyli za 10 dni, a póki napiszę... Przecież to będą tylko 2 tygodnie, wytrzymacie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. I jak ona teraz na oczy Lysowi się pokarze. Sądzę że nawet Kas miał racje używając słowa na D.....

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu boskie *.*
    Jestem za 3 opcją (której nie ma) "Nicola uprzedza się do niego i nadal go nie znosi, ale on coraz bardziej narzuca się jej" hehe ja i moja zryta psychika xd
    Życzę weny ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się nad zrobieniem dosłownie takiej, trzeciej opcji, ale po zastanowieniu uznałam, że to nie ma sensu. W jednym jak i w drugim wypadku, Shon będzie się jej narzucał, a reakcja Nicoli będzie zależała tylko i wyłącznie od wyników ankiety - albo będzie twardo i zawzięcie dążyć do tego, by pozbyć się go z życia Titi i swojego, albo zacznie w nim dostrzegać ideał faceta :D
      W tej drugiej opcji, to nie byłaby dosłowna zdrada Lysandra. Przytulanki, pocałunki, czułe słówka, obmacywanki, ale nic więcej. Być może Nicola zaczęłaby zastanawiać się nad "ujawnieniem" ich relacji, lub zerwaniem ze swoim chłopakiem i związaniem się z Shonem, ale ten stanowczo zaprzeczy, i na tym zakończy się ich "romans", bowiem jemu zależało tylko na zabawieniu się =D
      Dlatego właśnie wolę, żeby wygrała druga sytuacja, gdyż wtedy będzie więcej możliwych rozwiązań i myślę, że byłoby więcej akcji :)
      Wszystko zależy od Was, a ja dostosuję się do wyboru i ta relacja rozwinie się tak, jak wybierzecie =]

      Usuń
    2. Wiesz, jak dla mnie, to byłoby super. Akcja i wgl. ale nie chciałabym, żeby Nic stała się tak wredną suką, jak Amber. Zdrada itd. to jednak jest wredne i chociaż to tylko opowiadanko, to będę tą zdradę Nicoli bardzo przeżywać :(
      Taka już jestem i nic tego nie zmieni :)

      Usuń
    3. Okej, wasz wybór, i to, co się wydarzy zależy od większości głosów :) Dla mnie to jedno i to samo, co wygra. Napiszę tak, jak wyjdzie w ankiecie ;D
      Szczerze, to myślałam, że większość zagłosuje na drugą sytuację. Ale nie wiedziałam, że tak to przeżyjecie xD

      Usuń
    4. Ja też myślałam, że większość zagłosuje na drugie. Całe szczęście dla większość z nas są to za wielkie emocje xD

      Usuń
  8. Świetny rozdział <3
    Ja zagłosowałam na pierwszą opcję, bo naprawdę szkoda mi Lysia ;(
    Taki był romantyczny w poprzednich rozdziałach, że ja nie umiałabym zrobić mu coś złego ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. OOo Kurwa nie ma opciii drugiej w życiu

    OdpowiedzUsuń